Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gorzko krzyczą gorzko !
ludzi coraz więcej
w kroplach deszczu
topielce i depresje zadławione
pod kołdrą śniegu
zasypia powoli rozkosz

umierają i się rodzą
w bunkrach pochowane uśmiechy

w końcu świt się skropli z nocą
powstałe jezioro łabędzie wypiją
i będzie tylko ułuda i mur poklasku
nie wiadomo za co

stojąc na skraju siebie
na plaży wyrzutów
przed kolejnym przypływem
przynieś mi bukiet rozpalonych oczu
szum wilgotnych ust z byle powodu
w mętnym krysztale ciała

naiwność i bezradność krzyczą gorzko
a ty nadziejo tańczysz do białego rana

Opublikowano

W drugiej, dwuwersowej strofie niezręcznie brzmi :"umierają i się rodzą". Może łagodniej będzie przestawić : "rodzą się i umierają"? - sugeruję :)

Zaraz poniżej znowu mamy "się". Widoczne, czuje się bliskość powyższym.

"powstałe jezioro wypiją łabędzie" - czy nie jest tak bardziej czytelnie? Jest.

w następnym wersie dwa spójniki tuż obok.

"bukiet rozpalonych oczu" i "mętny kryształ ciała" - niefortunne dziwolągi z jakimś sztucznym patosem.

Ten wiersz nie przypadł mi do gustu. Głównie ze względu na nadmiernie przebudowaną, chropowatą formę. Przykro mi. Pozdrawiam. Elka.

Opublikowano

Np. "na plaży wyrzutów".... dziwne słowo-połączenie. Wyrzuty zasługują na plażę czy jak?

Opublikowano

Nadzieja (zawsze) tańczy do białego rana i chyba jeszcze dłużej.
Łabędzie tango, ładne to porównanie. Dla mnie, im dalej w treść, jest coraz ciekawiej.
Poprę powyższą wypowiedź, że kilka inwersji, które wplotłeś w wersy, zaburza płynne
czytanie. Bez nich byłoby "czyściej", po prostu lepiej.
Od słów..stojąc na skraju... jest po mojemu, choć ta.. plaża wyrzutów.. hmmm..
Ale gólny odbiór wypada pozytywnie.
Pozdrawiam... :)

Opublikowano

Witaj Tomku! Dobrze, że znów mogę Cię czytać. Piszesz nieco inaczej, ale z tym samym podskórnym nerwem.

A to wybieram z całości jako "poruszające" do głębi:

stojąc na skraju siebie
na plaży wyrzutów
przed kolejnym przypływem
przynieś mi bukiet rozpalonych oczu
szum wilgotnych ust z byle powodu
w mętnym krysztale ciała

naiwność i bezradność krzyczą gorzko
a ty nadziejo tańczysz do białego rana


Hmm..."Tango łabędzie" kojarzy mi się ze "śpiewem łabędzim" - jest to przerażający krzyk rozpaczy - naiwność i bezradność krzyczą gorzko, lecz człowiek dławiący w sobie depresję nie traci nadziei a ty nadziejo tańczysz do białego rana

Cenię Twoje wiersze za "ostry pazur" i zazwyczaj "nadziejne" pointy.

Cieplutko pozdrawiam i plusuję :))
Krysia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma Boga przy nas. A świat zapada się w sobie, jak płomień, który zjada własny cień. Niebo pęka bez dźwięku - jakby ktoś wyrwał z niego struny, na których dawniej grało światło. Chmury stoją nieruchomo, jakby czekały na odwołanie istnienia. Cisza jest teraz jak trumna bez wieka: można w nią patrzeć, ale nic nie patrzy z powrotem. Ziemia drży pod stopami jak ciało, które próbuje przypomnieć sobie, czym był oddech. Miasta wyglądają jak szkice narysowane ręką, która zapomniała, czym jest światło. Wznosimy katedry z ruin i burzymy je natychmiast, bo w tych ścianach nie mieszka już żaden oddech. Materia oddycha inaczej niż my - jakby czekała na nasze ostatnie, nigdy niewypowiedziane wyznanie. Dusza odsłonięta jak mięsień w zimnym blasku gwiazd, a gwiazdy gasną w szeregu, jedna po drugiej - nie jak ognie, ale jak oczy, które przestają nas rozpoznawać. Wszechświat zwija się do punktu, który pamięta tylko Jego imię, a ten punkt wisi w próżni jak rana, której nikt nigdy nie opatrzył. A On… jest,  ale cofnął się tak daleko, że nawet pytania nie mają już odwagi Go szukać. Może patrzy -  nie z dystansu, lecz zza zasłony ciemności, którą sami utkaliśmy z własnych lęków. Może milczy, byśmy zobaczyli, jak przerażające staje się dobro, gdy nikt nie trzyma nas za rękę. Idziemy dalej - ostatni pielgrzymi nieba, które zapomniało otworzyć oczy. Z sercami jak rdzenie umierających planet, z myślami jak popiół, który nie umie opaść. Szukamy dłoni, której nie ma, a która dotyka nas czasem jak echo, które wraca wcześniej, niż zdąży zapaść cisza. Boska nieobecność nie jest karą. Jest nocą, która uczy, jak zapala się światło od środka - światło, które nie spada z nieba, ale rodzi się w ranach, w pyłach, w ostatnim drżeniu głosu, który pyta: „Gdzie jesteś?” A kiedy to pytanie przecina pustkę, cisza pęka jak szyba uderzona sercem. Echo wraca spóźnione, zmęczone, jakby musiało przejść przez wszystkie zgaszone gwiazdy, zanim dotknie naszych dłoni tym jednym, nikłym sygnałem: drżeniem wewnątrz ciemności, które nie mówi „Jestem”, ale nie pozwala nam przestać wierzyć, że ktoś jeszcze oddycha po drugiej stronie nicości - i że to właśnie z tej nicości zacznie się nowe światło.
    • w dwóch dłoniach  jasne świty się spotykały w cichym szepcie    a wiatr  obdarzony niestosownym talentem penetruje krzewy  w niebiesko-złotym świetle i powoli  uchyla codzienność  o smaku mięty    na palcach  puch dmuchawców jak biała podwiązka w obłokach niedowierzania pod powiekami dokonań i zaniechań   do zmierzchu we mchu rozsieję na rumianych policzkach                
    • @violetta ponoć może istnieć życie (oczywiście na poziomie mikrobiologicznym) w naszym ukł, słonecznym. na księżycu Jowisza - Europie i księżycu Saturna - Enceladusie... istnieją tam pod-lodowe oceany...
    • @Wędrowiec.1984 Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Noc jest bezchmurna, księżyc góruje, Przyjemna wilgoć ciągnie od lasu. Stanie się zemsta – szum drzew zwiastuje, Stwory kryją się znów zawczasu.   Leżę na łóżku, patrzę się pusto, Iskry na niebie świecą na lica. Myśli pod czaszką tworzę ich mnóstwo, Wolno się topi moja źrenica.   Wkraczam do świata, płynie ma dusza, Dziwne uczucie wita do głowy. Nie jest jak zawsze, niezbyt mnie wzrusza, Słyszeć zaczynam poważne rozmowy.   Straszne odgłosy – pękną mi uszy! Z boskim rajem słabną me więzy. Zapadł już osąd – czas twych katuszy! Zaczynam spadać do wiecznej nędzy.   Okropne męki, błagam o łaskę, Demony tańczą nad moim grobem. Każą zakładać ofiary maskę, Jestem gnieciony pod całym globem.   Trwają katusze, krzyczę pytania: Czemu cierpienie nawiedza me sny? Wolno czas płynie, czekam do rana, Włosy zjedzone mam całe przez wszy.   Uwalniam swój głos, zdziczały jak zwierz: „Za wszystkie grzechy pogrzebcie wy mnie! Nieważne, kto ty, nieważne, co wiesz – Kara cię czeka nawet w tym śnie!”
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...