Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Do miasteczka wjechał ciężki sprzęt, zerwał asfalt, wyrwał stare kanalizacyjne rury, połknął połamane, zdezelowane płyty chodnikowe, wyciął spruchniałe drzewa. Wielkie spychy poszerzyły drogę, koparki pogłębiły rowy, robotnicy wkroczyli by odnowić skomplikowaną sieć podziemnych kabli i rur. Górą, wzdłuż barierek ochronnych, przechadzali się turyści z Niemiec, z podziwem kiwali głową, znacząco cmokali i pokrzykiwali do naburmuszonych robotników:
- Gut! Sehr gut arbeit!
- Dobzie, sehr haraszo!
Robotnicy coś tam do siebie mruczeli, gasili dopalone papierosy i wracali do pracy. Wielkie gruchy przywoziły kolejne tony betonu, który powoli zalewał stary, zrujnowany szlak.
Tymczasem w malutkim sklepiku umiejscowionym na remontowanej ulicy wrzało:
- Panie, co oni robią? Przecież nie da się przejść! Jak tak w ogóle można, to jeden wielki bałagan! - krzyczał grubawy wąsal wymachując codzienną gazetą
- A jak pan to sobie wyobraża? Przecież jak coś się robi to musi się nabałaganić. Jak pan remontuje dom to ma porządek? - próbował oponować sprzedawca.
- A co mi pan za głupoty gadasz? Chcieliście mieć Tuska, to teraz macie. Budowanie mi wielkie!
- Panie, a po co te drzewa wycięli? Co im to przeszkadzało?
- Stare i spruchniałe były, posadzą nowe i będzie ładnie.
- Mój Boże! Po co ta kostka! - Wrzasnęła starsza kobieta wściekła na to co zobaczyła, wściekła na wszystko i wszędzie, wściekła od samego rana, wściekła w domu, wściekła na ulicy, wściekła w kościele, wściekła na zakupach. Wściekła na sąsiadów, wściekła na starego, wściekła na pogodę, na tych złodziei z telewizji, na gorąco na dworze, na zimno na dworze. Wściekła na własną nieumiejętnośc bycia szczęśliwą, na ciągły brak zadowolenia z czegokolwiek i kogolwiek - czy pan widział jakie to brzydactwo? Komu ten asfalt przeszkadzał? Po co go zrywać było?
- Przecież pani wie, że tu na górce jak jest gorąco to asfalt spływa, robią się fałdy, a po kilku latach dziury. Kostka jest trwała, dwieście lat przetrwa bez remontu
- A co mi pan tu głupoty gadasz! Wyrzucanie pieniędzy w błoto!
Kiedy wyszła, nie pożegnawszy się nawet, sprzedawca podreptał na zewnątrz i objął wzrokiem cały plac budowy. Po lewej wielka ciężarówka zrzucała kilkutonowy ładunek granitowej kostki brukowej, kilkanaście metrów dalej stosy tejże kostki lsniły w słońcu. Robotnicy klęczeli w dwóch rzędach w poprzek całej ulicy i bardzo dokładnie układali kostkę. Powyżej, wzdłuż barierek stanęło kilku Niemców i zaczęło rozmowę. Sprzedawca urodził się tutaj i wychował i jak każdy w miasteczku siłą rzeczy poznał ich język. Wsłuchał się więc i wyłowił kilka zdań:
- Dwadzieścia lat temu tu byłem i to było bardzo brzydkie miasteczko, ohydne. Nawet u nas w DDR tak źle nie było, a teraz zobacz jak się zmienia.
- To prawda, dużo budują i wszystko się zmienia.
- Hans, chodź już szybko, musimy jeszcze kupić wodę. Chyba nie chcesz teraz robić zdjęć?
- Dlaczego nie! Uwielbiam patrzeć jak coś się buduje.
Sprzedawca z dumą nabrał powietrze w płuca, głęboko westchnął, uśmiechnął się pod nosem. Pomyślał, że może jednak dobrze, że wrócił do kraju, że postanowił przerwać to trudne życie na emigracji, że tutaj, w kraju jednak nie jest tak strasznie, że jednak jakieś tam perspektywy są, a za kilkanaście lat jego dzieci będą żyły w całkiem przyzwoitym kraju i przede wszystkim, u siebie.
Tymczasem do slepu wszedł miejscowy pijaczek, sprzedawca wyrwał się więc z zadumy i wrócił za ladę.
- Szefie, piwko jedno wezne, szef butelki nie liczy, zara przyniese. A widział szef co te gamonie robią, hahaha. Tyle godzin, a oni sie tak grzebio! Jak można w tyle czasu tylko kilka metry zrobić? A Szwaby stojo i sie śmiejo z góry jak to Polacy robić nie umiom! O, i jeszcze zdjęcia robio!
- A co ty dzisiaj pożytecznego zrobiłeś, że tak ostro oceniasz innych?
- Sie szef nie wnerwia! Ale co? Źle mówie?
- Źle! Kostkę kładzie się długo, to nie takie proste.
Pijaczek zgarnął piwko, schował się za róg, wypił. Odniósł butelkę, coś mruknął pod nosem i potruchtał w kierunku banku, wyżebrać kilka groszy na następnego browarka.
Tymczasem słońce schowało się za górą, maszyny ucichły, robotnicy rozeszli się do domów. W bladym świetle księżyca wszystko wyglądało inaczej, stało się nierealne, jakby z głębokiego snu. Sztywne, metalowe konstrukcje sterczały złowrogo, głęboki, długi dół wyglądał jak gardziel wulkanu.
Sprzedawca uruchomił alarm, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę samochodu. W reklamówce zastukały szklane butelki. Tak, ma ochotę dzisiaj napić się piwa, wychyli ze trzy, może cztery browarki zanim pójdzie spać. Zamknie się w kuchni, cichutko, tak by nie zbudzić żony i dziecka, otworzy pierwszą butelkę. Porozmyśla.
W kuchni jest teraz przytulnie. Ciepło i cicho. W kącie głęboko wzdycha pies, podnosi łeb na delikatne "psyt", gdy mężczyzna otwiera pierwszą butelkę. Po chwili, znudzony, zasypia znowu.
Mężczyzna wypija kilka sporych łyków i zaczyna się zastanawiać:
"Jak to możliwe, że na zachód od tego kraju ludzie potrafią się do siebie uśmiechać? Potrafią powiedzieć sobie "cześć" na ulicy, potrafią powiedzieć "przepraszam" i "nic się nie stało", zamiast syczeć na siebie i wymyślać kiedy ktoś tam komuś gdzieś na coś nadepnie. Potrafią ze sobą spokojnie rozmawiać i kompletnie nie zwracać uwagi na pogodę. A kiedy coś się buduje, cieszą się tym i porozumiewawczo sygnalizują sobie to nawzajem. Rozumieją".
Po drugim piwie sprzedawca uświadomił sobie, że ma już kompletnie dość tych marudnych, wiecznie niezadowolonych, upierdliwych rodaków. Dość ma tych wiecznie wkurwionych wąsali, tych ćwierćinteligentów wymyślających na PO, dość tych pseudodowcipnych nibyintelektualistów wyśmiewających PiS, dość ma tych starych, skrzywionych do granic możliwości, niezadowolonych z całego świata, prychających, starych bab. Bab wpychających się w kolejkę, wrzeszczących bez przerwy: "a co to tak drogo!" macających wszystkie bułki i mających serdecznie w dupie to, że te bułki ktoś inny jeszcze kupi. Bab rozwalających gazety na stojaku i kolejnych skrzęczących "dlaczego te gazety takie porozwalane", dość ma tych wulgarnych, nabuzowanych wściekłością czytelników "Faktu" i "Super Expresu", knujących, węszących, szukających wszędzie spisku i uznających wszystkich wkoło za złodziei, cieszących się z cudzych porażek i szczerze nieszczęśliwych w obliczu czyjegoś powodzenia. Dość ma tych naburmuszonych, wysmarowanych, wylakierowanych trzydziestokilkuletnich jędz, które uważają, że złośliwie wykrzywioną twarzą, sykiem i nieodpowiadaniem "dzień dobry" jakiemuś tam podrzędnemu sklepikarzynie w jakiejś tam pipidówie zyskają sobie ogólny szacunek. Dość ma tej rewii mody, tego leczenia kompleksów kozarami do pasa, szpilkami jak sztylety i żurnalowymi kreacjami. Jakby wyjście na zakupy w zwykłym dresie było wielkim przestępstwem, jakąś zbrodnią. Jakby chwila luzu, zwykły uśmiech, czy powiedzenie, że coś idzie dobrze było czymś tak żałosnym i głupim, że należy to natychmiast odrzucić. Odpędzić. Bo przecież już prababki mówiły, że jak się śmiejesz to wyglądasz jak idiotyczna małpa, że człowiek mądry jest zawsze poważny, bo jak się śmieje to szacunku miał nie będzie i głupim zwierzętom podony się stanie. Bo Chrystus umęczony na krzyżu nie śmiał się. Maryja, Królowa Polski, pod krzyżem jego, płacząca nie śmiała się. I św. Józef, on też zawsze poważny był.
Uświadomił sobie jak bardzo chciałby od nich odpocząć.
"Boże" - pomyślał - "przecież ci malkontenci nie zauważyli nawet, że od trzech tygodni świeci słońce! Jest piękna jesień, rześkie powietrze. Żyć, nie umierać!"
Dobrze wie, że wystarczy tylko chwila, słońce zasłonią chmury, z nieba lunie deszcz i się zacznie:
- Cholerna pogoda! Po co to pada?
- Szlag by to trafił! Dawno nie padało! Z domu się wychodzić nie chce w taki deszcz.
- Ma pan jakieś tabletki? Ale mocne, najlepiej jakieś maks! Głowa pękna od tej wstrętnej pogody!
- Panie, u nas jak się zaniesie, to pół roku będzie lało.
I na nic będzie mówienie, że przecież prawie cały miesiąc była piękna pogoda, że deszcz też jest potrzebny, że w radiu mówili, że to tylko dwa dni i znów będzie słońce. Na nic, Polak rano usłyszał, że będzie brzydko, że biometr niekorzystny, jakże więc ma czuć się dobrze? Jakże więc ma sprzedawcy odpowiedzieć "dzień dobry"? Jakże więc ma się uśmiechnąć, kiedy cały świat sprzysiągł się i postanowił uprzykrzyć mu kolejny dzień.
Sprzedawca kończy trzecie piwo, wystarczy. Za chwilę wstanie, rozbierze się, weźmie prysznic, umyje zęby. Pójdzie spać.
Dobranoc. Jutro będzie tak samo.
_________________

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • śpiewy szepty rozmowy radość płacz i śmiechy jak poblaski odbicia z tej strony jeziora gdzie ton żaden nie cichnie lecz migoce świeci i zdaje się nie gasnąć nigdy nie mieć końca   niczym w tyglu pasiece gdzie wściekła wre praca a treść nikła przemienia się w jazgot i syki w którym jedno się w drugie stapia przeistacza dyszy dudni bulgoce i gorejąc kipi   wieczorem kiedy słucham odległej twej mowy spokojny choć zmęczony od dnia wrzawy wrzasku słyszę szum w którym ginie wołanie i spowiedź i ten syk sunącego nieuchronnie piasku
    • @Simon Tracy Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Lenore Grey Piękny i co najważniejsze dla mnie... mocno modernistyczny wiersz o miłości.  
    • bławatek chce śmiać się dorzecznie tu dźwięcznie tu tudzież grzecznie a kaczeńce nie chcą się kłaniać tu miłość się musi doganiać bratek zaś kocha się zawzięcie do rak oczywiście pnięciem a Lilie są słodkie niczym miód ożywcze jak to cud jeszcze te Konwalie chcą sobie śpiewać miałczeć i ciepłem dogrzewać jeszcze i róże wołają się na wskroś chcą sobie pachnieć dostrzegać niby coś a Tulipany nie chcą tej nagany za swój byt wybrany zaś Krokusy są złotem przykryte swym żółtym bytem a ten pan co złapał Jelenia szuka kwiatów od korzenia szuka miłości i radości aby się w cieple nosić z wdzięczności bo rodzi się moc dojrzewania taka to ludzka słoneczna mania bo rodzi się duża cierpka moc miłosna jak stokroć z stu proc i jeszcze stokrotka onieśmiela płatkiem zboża się wybiela jeszcze jej futerko zakochało wielki uśmiech darowało
    • Życia gasną jak żarówki. A ja tylko spaceruję po pełnych bólu i zapomnienia. Teraźniejszości Himalajach. Usiadłem pod półką szkieletów. Stąd prowadzą w przyszłość drogowe krzyżówki. Za każdym zakrętem czyha strach.   Trzeba nauczyć się żyć i zdychać jak bezdomny pies. Siedzieć cicho, gdy czeszą pod włoski. Czerpać ostatni dobytek z pustych kies. Wrosnąć jak pleśń w ten krajobraz miejski.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...