Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Potwór, którego znam


nAzGuL22

Rekomendowane odpowiedzi

Czekasz na mnie odkąd budzik przetarł
mi oczy porankiem. Nie pozwalasz zwilżyć
języka brzegiem kubka tylko traktujesz
jak marionetkę, która straciła prawo
do zagłebienia dłoni w grzbiecie kota.


Nawet w czasie seksu nie pozwalasz swobodnie
oddychać w stronę kobiety. Siadasz na mnie, wbijasz
zęby w szyję, drapiesz po oczach. Wyrzucasz wraz z
pościelą poza akt. Ćwiczysz sceny w oknie, na balkonie,
wciągasz mnie razem z powietrzem. Patrzysz tym swoim
przekrwionym, ciepłym okiem, na mijającą noc.


Jesteś cholernie zmęczony. Policzki nie są tak
mocno naciągnięte na kości jak kiedyś. Obite żółcią
skronie spadają na wychudzone źrenice. Nos masz
przygarbiony, zmęczony świeżym oddechem.
Wypuszczasz nim szaroniebieskie żagle
rozpływające się przy palących kikutach latarni.


Wiem. Starasz się mnie zabijać powoli.
Liczysz na to, że puszczę cię pierwszego
przez filtr. Że pozwolę spacerować po języku,
popatrzeć w sufit podniebienia, przecisnąć
przez gardło. Lubię tak się z tobą przekomarzać
na przystanku, w pubie, w łóżku. Szkoda, że
w coraz krótszych, intymnych ujęciach,
gaśniesz jak klatka kończącego się filmu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...