Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wydumane przenośnie, zagmatwane frazy,
Mistrzowsko zestawione ze sobą wyrazy.
Niebywale mądre, filozoficzne brzmienia,
Głębokie rozważania o sensie istnienia.
Pokrętne wywody o świata brzydocie,
Naukowe rozprawki o innych ciemnocie,
Słowa tak górnolotne i jakże przewrotne.
Czemu służą? Nie trzeba zbyt wiele się głowić,
Intencję bez trudu można z treści wyłowić.
Są to hymny zrodzone z ludzkiej wyniosłości,
To pienia o swojej nad innymi wyższości.
Omamieni tyradą czasem pomyślimy:
Autor to człowiek myślący i wrażliwy.
Jakże szybko osąd można zweryfikować,
Wystarczy jedynie z „mistrzem” pokonwersować,
Odsłonić tajemnicę, którą maska skrywa,
Czy za słowem czyn stoi, czy poza krzykliwa.

Opublikowano

wierszokleci grafomani
na serwisie rozhulani
piszą teksty paranoje
jak to czytam to się boję

.........................................


arytmicznie tekścik kroczy
trwożąc biedne moje oczy
rymy piękne patos słowa
pierwszorzędna Częstochowa

w komentarzach przejaw dumy
pozjadane dwa rozumy
ego swoje reperują
czytelnika nie szanują

no i teraz zakończenie
rymem swoim nic nie zmienię
choć sam również bohomażę
czytelnika często straszę
choć mym piórem słabo władam
jedną prawdę wam powiadam

puenta rymów jest takowa
aby bacznie ważyć słowa
nie powielać starych klisz
najpierw czytaj później pisz
i publikuj z roztropnością
„ilość jest pseudo jakością”*

no a teraz mądre zdanie
czyli wiersza podsumowanie

koniec i bomba
kto czytał ten trąba



widzisz libro mozna tez od strony czytelnika potraktowac sprawe
niestety twoj apel to slaby wierszyk)-:

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nazwałabym go raczej fraszką niż apelem.
Cel zamierzony przeze mnie został osiągnięty, bez względu na ocenę szanownych czytelników, rozumiem, że wiersz został przeczytany jeśli był komentowany, a o to właśnie chodziło. Potwierdziły się również moje przypuszczenia co do efektu tego eksperymentu :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale z ciebie szczwana bestyja, no! Kto by pomyślał? Tak na nas, biednych i niczego nieświadomych, eksperymentować...

Jedyne, co się potwierdziło, to to, że tutejsi komentatorzy nie dają sobie zrobić wody z mózgu i nadal kupę nazywają kupą.

Publikuj swoje wiersze na innych nickach, a zobaczysz, że nadal będą źle oceniane. Dlaczego? bo słabo piszesz. Po prostu. A jak się rozejrzysz po tym dziale, to zobaczysz, że czasem mało znane nicki również otrzymują sporo komplementów. Tu się naprawdę ocenia poezję, a nie osoby piszące. Ja swego czasu dostawałem mnóstwo dobrych komentarzy i mnóstwo nieprzychylnych. A wiesz, kto oceniał mnie zawsze za nick i kto wystawiał mi zawsze minusa, niezależnie od tego, czy stworzyłem gniota, czy coś trochę bardziej wartościowego? Najsłabiej piszący w tym dziale, w ramach dziwnie pojętej zemsty. Takie osoby jak supertango1, dawniej: liliana szymochnik i inni mu podobni grafomani. A na przykład od Tali Macieja dostawałem różne komentarze. Czasem przychylne, a czasem - nie. Może sam wymieniony tego już nie pamięta, ale dość długi staż i duża liczba komentarzy usprawiedliwia niepamięć. Ja pamiętam. Wiem, kogo należy tu szanować, a kogo traktować jak rozwydrzonego gówniarza.

Może znasz H. Lectera? Od niego dostawałem głównie niezbyt przyjemne opinie. Ale ze 2, 3 razy bardzo mu się mój wiersz podobał. A jeszcze dodam, że nieraz z nim darłem koty. Ale też potrafię docenić jego poezję. Pod niektórymi jego wierszami (jeśli ich nie usunął), znajdziesz moje komentarze.

Także myśl sobie, co chcesz. W głębi ducha chyba jednak zdajesz sobie sprawę, że na razie piszesz bardzo słabo. A jak ci kiedyś coś wyjdzie, to uwierz, że tutejsi użytkownicy na pewno pochwalą. A tych, co chwalą zawsze, unikaj jak ognia.
Opublikowano

Jak widać, na zatwardziałość serc i umysłów nie pomoże dobre słowo. Jest wręcz odwrotnie, niczym tak bardzo jak dobrym słowem (które ciałem się staje) człowiek może sobie tylko zaszkodzić (przynajmniej jak gdzie). Mogę jeszcze dodać, że nie da się, ani można (na dobre) wejść w układ z diabłem. Wszelako wszelaka dobroć zawsze obrywa, może i wszelako, ale na pewno w dwójnasób. Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale z ciebie szczwana bestyja, no! Kto by pomyślał? Tak na nas, biednych i niczego nieświadomych, eksperymentować...

Jedyne, co się potwierdziło, to to, że tutejsi komentatorzy nie dają sobie zrobić wody z mózgu i nadal kupę nazywają kupą.

Publikuj swoje wiersze na innych nickach, a zobaczysz, że nadal będą źle oceniane. Dlaczego? bo słabo piszesz. Po prostu. A jak się rozejrzysz po tym dziale, to zobaczysz, że czasem mało znane nicki również otrzymują sporo komplementów. Tu się naprawdę ocenia poezję, a nie osoby piszące. Ja swego czasu dostawałem mnóstwo dobrych komentarzy i mnóstwo nieprzychylnych. A wiesz, kto oceniał mnie zawsze za nick i kto wystawiał mi zawsze minusa, niezależnie od tego, czy stworzyłem gniota, czy coś trochę bardziej wartościowego? Najsłabiej piszący w tym dziale, w ramach dziwnie pojętej zemsty. Takie osoby jak supertango1, dawniej: liliana szymochnik i inni mu podobni grafomani. A na przykład od Tali Macieja dostawałem różne komentarze. Czasem przychylne, a czasem - nie. Może sam wymieniony tego już nie pamięta, ale dość długi staż i duża liczba komentarzy usprawiedliwia niepamięć. Ja pamiętam. Wiem, kogo należy tu szanować, a kogo traktować jak rozwydrzonego gówniarza.

Może znasz H. Lectera? Od niego dostawałem głównie niezbyt przyjemne opinie. Ale ze 2, 3 razy bardzo mu się mój wiersz podobał. A jeszcze dodam, że nieraz z nim darłem koty. Ale też potrafię docenić jego poezję. Pod niektórymi jego wierszami (jeśli ich nie usunął), znajdziesz moje komentarze.

Także myśl sobie, co chcesz. W głębi ducha chyba jednak zdajesz sobie sprawę, że na razie piszesz bardzo słabo. A jak ci kiedyś coś wyjdzie, to uwierz, że tutejsi użytkownicy na pewno pochwalą. A tych, co chwalą zawsze, unikaj jak ognia.
święte słowa,amerrozzo,święte słowa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale z ciebie szczwana bestyja, no! Kto by pomyślał? Tak na nas, biednych i niczego nieświadomych, eksperymentować...

Jedyne, co się potwierdziło, to to, że tutejsi komentatorzy nie dają sobie zrobić wody z mózgu i nadal kupę nazywają kupą.

Publikuj swoje wiersze na innych nickach, a zobaczysz, że nadal będą źle oceniane. Dlaczego? bo słabo piszesz. Po prostu. A jak się rozejrzysz po tym dziale, to zobaczysz, że czasem mało znane nicki również otrzymują sporo komplementów. Tu się naprawdę ocenia poezję, a nie osoby piszące. Ja swego czasu dostawałem mnóstwo dobrych komentarzy i mnóstwo nieprzychylnych. A wiesz, kto oceniał mnie zawsze za nick i kto wystawiał mi zawsze minusa, niezależnie od tego, czy stworzyłem gniota, czy coś trochę bardziej wartościowego? Najsłabiej piszący w tym dziale, w ramach dziwnie pojętej zemsty. Takie osoby jak supertango1, dawniej: liliana szymochnik i inni mu podobni grafomani. A na przykład od Tali Macieja dostawałem różne komentarze. Czasem przychylne, a czasem - nie. Może sam wymieniony tego już nie pamięta, ale dość długi staż i duża liczba komentarzy usprawiedliwia niepamięć. Ja pamiętam. Wiem, kogo należy tu szanować, a kogo traktować jak rozwydrzonego gówniarza.

Może znasz H. Lectera? Od niego dostawałem głównie niezbyt przyjemne opinie. Ale ze 2, 3 razy bardzo mu się mój wiersz podobał. A jeszcze dodam, że nieraz z nim darłem koty. Ale też potrafię docenić jego poezję. Pod niektórymi jego wierszami (jeśli ich nie usunął), znajdziesz moje komentarze.

Także myśl sobie, co chcesz. W głębi ducha chyba jednak zdajesz sobie sprawę, że na razie piszesz bardzo słabo. A jak ci kiedyś coś wyjdzie, to uwierz, że tutejsi użytkownicy na pewno pochwalą. A tych, co chwalą zawsze, unikaj jak ognia.

Po pierwsze nie przypominam sobie, żebyśmy byli na Ty, ale teraz jak widać taka moda.
Po drugie nie chowam się za innymi nickami i nie mam takiego zamiaru - jeden wystarczy.
Nie musiała bym w ogóle żadnego nicku używać gdyby nie fakt, że niestety mamy do czynienia z ludźmi na różnym poziomie i nie wszyscy potrafią uszanować czyjąś prywatność.
Po trzecie zastanawiam się co sprowokowało tak obszerny komentarz i "zaangażowanie"?
Co do głębi mojego ducha i pisania - wybacz szanowny komentatorze, ale nie są mi potrzebni ani pochlebcy ani krytykanci, żeby wiedzieć ile jest warte moje pisanie.
Anonimowy czytelnik może być ew. miernikiem zainteresowania konkretnym stylem, czy tematyką, ale z pewnością nie może być autorytetem.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj, już nie bądź taka cnotka-niewydymka, Libra. Anonimowy nick ma się do anonimowego nicka per "Pani" zwracać??? Hie, hie, dobre. A może "Wasza Ekscelencjo"?


I to się chwali, ale nie zrozumiałaś kompletnie, po co dawałem taką radę... Pojawia się tu często zarzut o TWA. Chcecie wiedzieć, że nie istnieje nic takiego? że nie jeździ się tu po wierszach dlatego, że napisał je ten czy tamten? Zróbcie sobie eksperyment, to nic nie kosztuje. Wrzućcie jeden swój wiersz pod innym nickiem, a przekonacie się (piszę do wszystkich tutejszych grafomanów), że gnioty nazywane są gniotami niezależnie od tego, kto jest ich autorem.


Z chęcią ci odpowiem - uważam, że nie jesteś takim pustakiem jak wija czy heniu bukowski.


A jednak jesteś... To zdradź nam - jesteś nową Szymborską? nową Poświatowską? nową wielka poetką czy kolejną grafomanką?
Skoro nie są ci potrzebni ani jedni ani drudzy, to w ogóle interesują cię komentarze (jakiekolwiek)?


Rozumowanie godne psa Burka. Na podobnej zasadzie: "Anonimowy autor może być miernikiem zainteresowania konkretnym stylem, czy tematyką, ale z pewnością nie może być dobrym poetą". Głębokie, nieprawdaż? :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj, już nie bądź taka cnotka-niewydymka, Libra. Anonimowy nick ma się do anonimowego nicka per "Pani" zwracać??? Hie, hie, dobre. A może "Wasza Ekscelencjo"?


I to się chwali, ale nie zrozumiałaś kompletnie, po co dawałem taką radę... Pojawia się tu często zarzut o TWA. Chcecie wiedzieć, że nie istnieje nic takiego? że nie jeździ się tu po wierszach dlatego, że napisał je ten czy tamten? Zróbcie sobie eksperyment, to nic nie kosztuje. Wrzućcie jeden swój wiersz pod innym nickiem, a przekonacie się (piszę do wszystkich tutejszych grafomanów), że gnioty nazywane są gniotami niezależnie od tego, kto jest ich autorem.


Z chęcią ci odpowiem - uważam, że nie jesteś takim pustakiem jak wija czy heniu bukowski.


A jednak jesteś... To zdradź nam - jesteś nową Szymborską? nową Poświatowską? nową wielka poetką czy kolejną grafomanką?
Skoro nie są ci potrzebni ani jedni ani drudzy, to w ogóle interesują cię komentarze (jakiekolwiek)?


Rozumowanie godne psa Burka. Na podobnej zasadzie: "Anonimowy autor może być miernikiem zainteresowania konkretnym stylem, czy tematyką, ale z pewnością nie może być dobrym poetą". Głębokie, nieprawdaż? :)

Nieładnie Panie Amerrozzo, oj nieładnie. Jeśli Pan coś cytuje proszę nie wtrącać swoich trzech groszy do mojej wypowiedzi wypaczając jej sens. Być może nie rozumie Szanowny Pan co miałam na myśli to wyjaśniam - z samej definicji autorytetu wynika, że nie może być nim ktoś o kim nic nie wiemy, kto jest nam nieznany. Fakt, że nie jest się autorytetem nie jest sam w sobie w niczym uwłaczający ani nie świadczy o umiejętnościach danej osoby. Zanim jednak ktoś takim autorytetem dla kogoś innego stanie się musi sobie na to zasłużyć.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj, już nie bądź taka cnotka-niewydymka, Libra. Anonimowy nick ma się do anonimowego nicka per "Pani" zwracać??? Hie, hie, dobre. A może "Wasza Ekscelencjo"?


I to się chwali, ale nie zrozumiałaś kompletnie, po co dawałem taką radę... Pojawia się tu często zarzut o TWA. Chcecie wiedzieć, że nie istnieje nic takiego? że nie jeździ się tu po wierszach dlatego, że napisał je ten czy tamten? Zróbcie sobie eksperyment, to nic nie kosztuje. Wrzućcie jeden swój wiersz pod innym nickiem, a przekonacie się (piszę do wszystkich tutejszych grafomanów), że gnioty nazywane są gniotami niezależnie od tego, kto jest ich autorem.


Z chęcią ci odpowiem - uważam, że nie jesteś takim pustakiem jak wija czy heniu bukowski.


A jednak jesteś... To zdradź nam - jesteś nową Szymborską? nową Poświatowską? nową wielka poetką czy kolejną grafomanką?
Skoro nie są ci potrzebni ani jedni ani drudzy, to w ogóle interesują cię komentarze (jakiekolwiek)?


Rozumowanie godne psa Burka. Na podobnej zasadzie: "Anonimowy autor może być miernikiem zainteresowania konkretnym stylem, czy tematyką, ale z pewnością nie może być dobrym poetą". Głębokie, nieprawdaż? :)

Nieładnie Panie Amerrozzo, oj nieładnie. Jeśli Pan coś cytuje proszę nie wtrącać swoich trzech groszy do mojej wypowiedzi wypaczając jej sens. Być może nie rozumie Szanowny Pan co miałam na myśli to wyjaśniam - z samej definicji autorytetu wynika, że nie może być nim ktoś o kim nic nie wiemy, kto jest nam nieznany. Fakt, że nie jest się autorytetem nie jest sam w sobie w niczym uwłaczający ani nie świadczy o umiejętnościach danej osoby. Zanim jednak ktoś takim autorytetem dla kogoś innego stanie się musi sobie na to zasłużyć.
Żaden ze mnie pan, cóż to za dziwaczna kurtuazja?

Ja cię nie cytowałem, ale trawestowałem. Dlatego właśnie "wtrącenie trzech groszy" było usprawiedliwione.

Autorytetem jest się za to, co się czyni, mówi, pisze. Bezpośrednia znajomość takiej osoby nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli w temacie dot. jakiegoś problemu bioetycznego ktoś zupełnie nieznany i kryjący się za śmiesznym nickiem zacznie przedstawiać rozsądne stanowisko i pokaże, że ma ogromną wiedzę, może stać się czyimś autorytetem. Na tym forum dawniej było wielu anonimowych rozmówców, których nie sposób było nie darzyć estymą. Anonimowy czytelnik może być autorytetem (naturalnie, nie mam tu na myśli siebie), jeśli mądrze gada.

Piszesz: "Zanim jednak ktoś takim autorytetem dla kogoś innego stanie się musi sobie na to zasłużyć.".
Tak, z tym nie sposób się nie zgodzić. Ale zauważ, że tu dopisujesz rzeczy, których nie zawarłaś w swojej pierwszej wypowiedzi. Jest czarno na białym, sorry, mała.

Ponawiam pytanie, bo chciałaś się chyba wykręcić od odpowiedzi: "To zdradź nam - jesteś nową Szymborską? nową Poświatowską? nową wielka poetką czy kolejną grafomanką?
Skoro nie są ci potrzebni ani jedni ani drudzy, to w ogóle interesują cię komentarze (jakiekolwiek)?".
Opublikowano

wyciągając wnioski z krytyki można się wiele nauczyć,oczywiście jeśli się nie ma wielkiego o sobie mniemania - amerrozzo w każdym jednym słowie ma rację - uczyć trzeba się krok po kroku,nie zaczynając od działu dla zaawansowanych gniotem,bo rzecz trzeba nazwać po imieniu

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
    • @sisy89   bardzo mi się podoba :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...