Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na chwilę zostawiam ciebie miasteczko moje,
Jadę do matuli z nawyku, przyzwyczajenia i obowiązku.
Z puszczy wynurzamy się na zbożowe polany we dwoje -
Z żoną wszędzie w nierozerwalnym związku.

Krajobraz falą wyżynną drogę układa -
Na horyzoncie garby, jakoby ze sobą się stykały -
[ Tak że można je nawet dotknąć tym bardziej policzyć. ]
Z górki i pod górkę chwiejną kołyską przemijać nie lada,
Choć nigdy dosytu w podziwie umysłu sensory moje nie na upajały.

Przy drodze aż pod las
Jak okiem objąć żyto falą płynie...
Gromadzę w natchnienie geograficzny atlas,
Jak oczom żyto z zieleni zmienia się w złote dośpiewanie.

Barwi się złotem żyto,
Wioski uśpione na horyzoncie,
Jare zboża w soczystej zieleni w paletach odkryto.
Z wrażenia aż serce kołacze w tym momencie...

Zapach z lewa i prawa w nos się wtyka...
Na przemian łąki i pola wzrok spotyka.
Sielskim widokiem ku leśnym zagajnikom zając przemyka,
Koń rży rwąc łańcuch z palika!

Sokołda płynie ku Narwiańskiej Krainie -
Meandrem spokojnie, leniwie, cierpliwie...
W zagrodzie gospodarza zły pies ciąga łańcuch po linie
I zrywa się do wolności rychliwie!

Sokółka żubrem i rycerzem z mieczem
W herbie gościom się wita!
https://photos.google.com/photo/AF1QipO41I38ssATypQR7YbiB5yZYymbxq87RuYIlJoU
Sokoły nad Sokółką są przyrody obliczem,
Poniżej loty jaskółek furgają całą świtą.

Niebo niskimi chmurami pokryte,
Słońce między nimi ruchomo po mieście prześwita,
Gołębie w locie zmieniają kolory wyśmienite,
Wędruje na północ w układzie jedynki gęsia elita.

Degustuję oczy zmiennym wykwitem reklamowych chwytom,
Pozostawiając za sobą czasu nadmiar podaży.
Skończywszy mijać z lewa i prawa w
letnich kolorach wiejskich ludzi polotom,
A począwszy rozwijać umysł wgłębiając się
w przyrodnicze krajobrazu wiraży.

Po wzniesieniu szosa przez las się wspina,
Młodnik sosnowy obustronnie droga przecina.
Jest tutaj tak jak na skraju puszczy jedlina
Tam gdzie tablica wskazuje "Lipina".

Wynurzamy się i zanurzamy w asfaltowej huśtawce,
Przemijamy między brzozami, sosnami i świerkami.
Cienie migoczące zostawiamy asfaltowi okryty lipami,
dębami i klonami aż po Popławce,
Za nimi jest urokliwie pięknie i chłodem orzeźwiająco pod topolami.

A tam gdzie wycięto drzewa w pień ze starości,
Tam słońce żarzy się dla ciała przejmująco!
Zanim dotrzemy do matczynej włości,
Napotkamy wzgórki, pagórki - na nich z odłogu
zarosłe pola, między nimi zboża lśnią malujące.

Wjechawszy w wieś rodzimą w czasie się cofam -
Smutkiem i żalem symptom przeszłości śliną przełykam
I sam sobie ujrzeniu nie ufam,
Iż dzisiaj tutaj tak pustą i smutną ulicę spotykam!

Domy w szalunkach kolory zmieniają,
Podwórka choć w koty na przybywało,
Lecz tylko zza płotowymi chwastami się spotykają,
Skoro dzieci tak mało. Kiedyś tak nie bywało.

Słupy elektryczne i linia telefoniczna wybrykiem cywilizacji,
Błędem ludzkiej techniki i wygody,
Iż świat pogubił to co lepsze dla racji
Czy te brzęczące wygody, czy dzieci pełne ogrody?

Bez i jaśmin pachnie samotnie,
Rośnie i przekwita nieboleśnie,
Gdyż nie ma dzisiaj dzieci, żeby okaleczały istotnie.
A tylko ja jedyny samotnie o tym pomyślę...

W sadach jabłonie rodzą, lecz nikomu owoców nie dają.
https://photos.google.com/photo/AF1QipM_DnD77ZE3xPimjd7yR8C7vzdjeVrHjLjzYNwY
Kobiety ciąż nie noszą i dzieci nie rodzą,
Skoro ich nie ma prawie wcale i przeto dzieci się nie witają.
W sadach zdziczałych tylko koty swoimi ścieżkami chadzają.

Płoty zbutwiałe opustoszałe młodzieżą w podpieraniu,
Staruszka z laską na ławce nie uświadczysz!
Tylko jaskółki niezmiennie nad ulicą furgają we wspieraniu
Przeszłości, bo tylko ona nad dniem dzisiejszym płacze...

Skowronek smutny pod niebem zawisł
I za nic ku ziemi nie zechce przybliżyć -
Wyśpiewując swój żal o ludzką zawiść,
Że bez ludzi jakże markotnie jemu żyć!

Bociany dzieci już nie przynoszą,
Wierzyć w to też nie ma już komu.
Szczęście pozostało tylko jedno - i ducha podnoszą,
Że jeszcze znajdują się gniazda koło domu!
https://photos.google.com/photo/AF1QipMt7Vf3qjc0BxB3jwJcKMoIZmI2e2DzvXeXy0yz

Klekot po wiosce się roznosi!...
Piskląt pisk pokarmu prosi!...
Rodzic nieustannie skutecznie im donosi...
Aż z wypatrywania u mnie adrenalina
z tęsknoty się podnosi.

Dosyć tego. Udam się do Wszystkich Świętych -
Schylić czoło nad ojca grobem,
Świecą skrzeszę płomyk dla rzeczy pojętych,
Które czekają na nas, nie wykupimy się żadnym sposobem!

Zanim to się stanie w moim życiu majdanie
Będę wieszczem spocząwszy na rodzinnej polanie...
Pachnące bzy i jaśminy przy sadzie w pamięci zostaną,
Gdyż teraz widok spojrzenie utrwala w miejscu dzieciństwa chadzania.

Pędy młodnika sosen spojrzeniem oczy solidnie przybiło,
Że tutaj tak w krajobrazie się zmieniło!
W najgorszym zmor śnie by się nie przyśniło,
Że jeszcze wczorajsze łany zbóż polu kłaniały,
dzisiaj bezludnie dziczyzną przybyło!
https://photos.google.com/photo/AF1QipM_L4yhHTcj7TjcGO8vVPnM9pNIpjn_fGA8MuIc

Ziemia dziczeje, odłogiem zarasta -
Na małych polanach brzozowo-sosnowy las wyrasta...!
Szczęście moje oczy ujrzały, że większe polany bez chwasta
Tętni i woni kartofliskiem od lasa do lasa.
Ach, jaka spokojna i upojna dusza w powrocie do miasta.

W dedykacji Podlasiu i mieszkańcom wsi Cimanie, skąd pochodzi autor wiersza.

Autor: Mieczysław Borys

Opublikowano

Straszna dłużyzna. Niezwykle to przegadane. Inwersje składniowe - zupełnie niefunkcjonalne.
To materiał na kilkanaście wierszy.

To podstawowy błąd, inne, językowe:

-"kołoce" - może regionalizm, nie wiem...
-"nierozstannym" - ładny neologizm, ale musi być łącznie.

Poza tym - mocno na NIE.

Pozdrawiam,

Para:)

Opublikowano

Nihil novi...:((((



"paletami zlito" ---- ści nic więcej nie napiszę. Wena jest, techniki brak. Proponuję skracanie tekstów, podział na fragmenty. Łatwiej nad takimi się skupić. Pozdrawiam. E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nie ma się co użalać i wzbudzać w czytelnikach jakiejś krzty pokory czy czegoś podobnego a co najważniejsze ośmieszać się bo forum to nie program "urzekła mnie twoja historia"/ nie musisz pisać o sobie jaki ty jesteś czy jaki nie jesteś tutaj o wierszu się wyraża zdanie nie o tobie twoim talencie czy jego braku / jeśli czujesz że potrafisz służyć wierszom to pierwszy krok do tego żeby one kiedyś służyły tobie, z wierszem trzeba przez żołądek do serca / tylko radzę zastanowić się nad stylistyką, ludzką, dla ludzi, takie giganty do listy donikąd i do nikogo prócz autora / a to zła droga do poparcia przez szerszy odbiór /

t
Opublikowano

Nawet mi nie przyszło namyśl wzbudzać u czytelników jakąś pokorę. Po co mi czyjaś pokora,
kiedy ja swojej mam po uszy. Po prostu piszę to co czuję i to co przychodzi mi do głowy.
A wiersze służą mi jak najmocniej i mam nadzieję, że będą służyć do końca moich dni.
Dzięki nim jeszcze żyję. A czy będą służyć czytelnikom, to już od nich samych zależy.
A czy się ośmieszam, to zależy jak to który czytelnik odbiera.
Jeśli chce wiersz wyróżnić, to wyróżni. Jeśli chce ośmieszyć, to ośmieszy.
[ Ile w wierszu trwała droga - tak długi był wiersz. Jak wiersz jest gigantem, to wcale nie musisz go czytać.]
Ufam swoim wierszom i w nie wierzę...

Nie muszę się przenosić gdzie indziej, iż widzę, że tutaj urzekła Ciebie moja historia.
Może jeszcze fotografię wysłać? A na koniec, co do: "z wierszem trzeba przez żołądek do serca ".
Cha, cha, poezja to nie potrawa, a dusza. Albo ją masz i czujesz, albo nie.
Po prostu, chciałeś mi dokuczyć i tyle. Ot co. Ale wcale się nie gniewam.
Po prostu taka była Twoja opinia i komentarz. Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Simon Tracy  bo człowiek jest piękny. W nas jest wszystko- i wielkość i małość. Zdolni jesteśmy do najwznioślejszych czynów, i podłych
    • Jeśli myśl stała się słowem a ono zakiełkowało i przeistoczyło się w ciało, które pod wpływem złych duchów i omenów, zrodziło najgorszą z plag. Owoc grzechu - człowieka. Jego wszelkie upodlenia i niedoskonałości. Braki i ograniczenia. Zaściankowość i pychę. Nienawiść i podłość.   Alchemiczny wzorze,  czarnomagicznych rytuałów. Myślałeś, że Diabeł ukorzy się przed Tobą, strażnikiem bytów Miasta Umarłych i Ib. Namaści, Twoje skronie, laurem Edenu  i koroną z klejnotem boginii Isztar. Lecz tym razem pycha Cię zdradziła. Konałeś w szponach  zawezwanych olbrzymów. Złorzeczyłeś gdy wyrywano Ci członki i serce, na ołtarzu księżycowym. A ślepi bogowie, tańczyli wśród zamieci na szczycie góry. Ujrzałeś jedynie oczy tego, który pełza przez nieskończone korytarze eonów. Zasnąłeś w ramionach śmierci.   Obudziłeś się o 4:20 w swoim domu  w Nowej Anglii. Byłeś zlany potem i cały we krwi. Nie swojej.  Obok Ciebie spoczywało jej ciało w zwiewnej, letniej, nocnej koszuli barwy kremowobiałej. Teraz jednak szkarłat krwi,  zdobił jej piersi, brzuch i usta. Miecz z pieczęcią i imieniem strażnika do połowy klingi, spoczywał w jej sercu. Jej rozwarte szeroko, błękitne oczy, zwróciły się na Twoim obliczu. Trup przemówił,  głosem nieludzko zdeformowanym.     Idż luby drogą Królowej Potępionych, przekrocz w dniu przesilenia, północną bramę i oddaj cześć Tiamat. Zaprowadzi Cię ona do świątyni. Tam w odmętach starożytnych korytarzy odnajdziesz gniazdo Matki Tysiąca Młodych. Nakarm, koźlęta swą krwią i wyryj na piasku pieczęć tego, który wędruję na prastarym słońcu. Przeklnij, zaklęciem, duchy Pierwszych. Po siedmiokroć, wychwal imię Kutulu. I odbierz strażnikom pieczęci. Wtedy dopiero uciekaj w pełzający  w chaosie byt a flety i piszczałki zagłuszą Twe kroki i zmylą Ślepe Bóstwa ze szczytu śnieżnej góry. Tak oto przebudzi się święte miasto na dnie. Powrócą oni.   Ciało na powrót zamarło w sztywnym skurczu pośmiertnym. A ja w totalnym szoku i desperackim odruchu. Doczołgałem się po omacku do nóg, hebanowego biurka.  Ledwo wdrapałem się na oparcie krzesła i roztrzęsionymi rękoma otworzyłem księgę, oprawioną w za dobrze mi znaną skórę. Odnalazłem bez trudu stronę z zaklęciem pierwszej bramy. Usypałem szybko pieczęć z soli  wokół mojego krzesła. Już dużo spokojniej odłożyłem zawiniątko z solą na stół i sięgnąłem po mały, czarny sejf  stojący w rogu biurka. Wprowadziłem hasło  i wyciągnąłem z niego rewolwer. Spokojnie odwróciłem lufę w swoją stronę. Czułem podświadomie, że ona stoi nade mną i czeka na dogodny moment. Rzuciła się na mnie jak zwierzę i wbiła kłami w odsłonięta kołnierzem szyje. Wtedy rozległ się strzał. Szkarłat krwi, zabrudził stronnice, przeklętego dzieła, szalonego Araba. Lecz jedynie przez moment tkwiły na pergaminie nieruchomo. Pieczęć przyjęła i spiła całą ofiarę. Rytuał się dopełnił.    
    • @Berenika97  wojna to tysiące ofiar, nie bezimiennych. Każda z nich to imię, nazwisko, dramat. Piękny
    • @Berenika97  i historia może się powtórzyć @Berenika97 dziekuję @Simon Tracy, @Robert Witold Gorzkowski dziękuję
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

          Gdzieś tam Cię poniosło, woda bywa, że niesie. Pzdr :)     Bardzo dziękuję za próbę interpretacji.  Pozdrawiam :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...