Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

/załącznik do materiałów z pedagogiki stosowanej dla rodziców i nauczycieli/


uczył się z łatwością

uchwałą rady pedagogicznej
mianowany pierwszym uczniem
drugiej klasy gimnazjum

kiedy koledzy dukali łacinę
nic nie rozumiejąc
na własną rękę próbował
czytać Cycerona

Puszkin Lermontow Niekrasow Tołstoj Turgieniew
to jego prawdziwi szkolni kompani
pierwszy uczeń nie tylko się starał
był najzdolniejszym
najpilniejszym
najlepiej prowadzącym się chłopcem

odznaczony złotym medalem
wstąpił na uniwersytet
kurs nauki wydziału prawnego przerobił wprawdzie
jako samouk na zesłaniu
ale egzamin dyplomowy
zdał bez żadnej koniecznej wówczas protekcji
celująco

nie wiedzieć dlaczego
wynik egzaminów nie znalazł potwierdzenia
w sądzie
gdzie jako adwokat
bronił biednych wieśniaków i robotników
bo wszystkie sprawy przegrał

a było to wtedy
gdy zmienił kolegów

nad starożytnych Greków i Rzymian
poetów i artystów
przełożył Karola Marksa

II

ambitny mądry uczeń
stał się adwokatem diabła
wymyślił państwo pozbawione praw
moralności i kościoła
z nienawiści uczynił cnotę
i siłę
rozumne okrucieństwo ustanowił nową religią

fanatyczny terror
azjatycką schedę po Mongołach i Tatarach
ogłosił zbawieniem ludzkości
której cierpienia leczył
niezawodnym lekiem
o obiecującej nazwie
Czeka

poznając życiorys
dobrego ucznia
Lenina
pamiętaj
dobremu uczniowi może towarzyszyć
jego zimny cień
beznamiętny rozum zdążający
za wizją apokalipsy

  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



- łobuzy najczęściej wychodzą na ludzi, natomiast mózgowcy w imię "idei" z miast i państw robią cmentarze...wystrzegam się "zimnych" o wysokim IQ - to potencjalni "jeźdźcy apokalipsy" ale z diabelskiej biblii...
albo inaczej - szkolne łobuzy wyrastają z łobuzerstwa, natomiast pilni uczniowie zaczynający łobuzować w wieku dorosłym są bardzo niebezpieczni....
historiozofia jest moją pasją obok dziesiątek innych pasji, nawet tej gdy w pasji się nurzam...
:))!
J.S
Opublikowano

Jan Wodnik.;

"ideologiczne klapki na oczach" są trafnym podsumowaniem historycznej Temidy z przepaską na oczach - ślepota jest częstą cechą polityków ale tak skrzętnie ukrywaną że dopiero po hekatombie jaką urządzili współczesnym udaje się to zauważyć -

dziękuję
i pozdrawiam

J.S

Opublikowano

Jacku,
w dalszym ciągu nie przekonuje mnie ta poezja polityczna.
Ulotna ona i zbyt zaangażowana. Już chyba wolałem Ludwika XVI,
choć w obu tych wierszach dostrzegam tę samą, tyle że powielaną
w innych realiach historycznych, matrycę. Większa plastyczność
widoczna była w obrazowaniu Króla Słońce. W przypadku Lenina (?)
lub jego ucznia (?), brak poetyckiego mięsa. Sam szkielet zbyt
schematyczny, zgodny z wiedzą potoczną. Co gorsza także
ta pedagogika jakaś dogmatyczna. Chyba i ona ma tu tylko jedno
zadanie - potwierdzić założoną tezę.
Uff... Trochę tęsknię za Twoimi wierszami i trujących roślinach.
W nich widać wielką znajomość rzeczy i poetyckie przeżycie.
Czy próbowałeś ich wszystkich?
Pozdrawiam
Cz.

Opublikowano

stanisław prawecki.;

- jeśli masz na myśli Stalina, uczeń ten realizował tylko jeden postulat leninowski: bezwzględność i wyrachowanie musi dać polityczne profity, a cena się nie liczy; strzał w tył głowy był jedynym argumentem dla racji istnienia bolszewi - w tej materii, argument siły okazał jedynym, w którym uczeń okazał się mistrzem;
ale on tylko podążał za wizjonerem Leninem, nie stać go było na finezję stworzenia fundamentów imperium zła, był zbyt ograniczony własną brutalnością;

J.S

Opublikowano

Cezary Sikorski.;
wiersze z tezą najczęściej przypominają wykład a nie "słowopienie", a to temat dyktuje poetykę a nie odwrotnie;
lirycznie o Leninie umiał bredzić Majakowski, ale też z poezji uczynił ideologiczne hasełko - ja sięgnąłem po elipsę, co jest artystycznym zabiegiem, właściwym także dla poezji;
ale rozumiem, że sentymenty właśnie natury ideologicznej budzą w Tobie protest...ja mięso poetyckie zamieniłem tu w bananowy aksjomat, na którym niejeden "działacz" wywinął kozła;
poetycki zielnik o którym piszesz nie traktuję jak literacką sałatkę w której miałbym się specjalizować czy nie daj Boże - doktoryzować; jak długo można udawać że na ziemi rosną tylko kwiatuszki i nie zauważać istnienia państw, narodów, społeczeństw z ich problemami bytowymi i ideowymi uwikłaniami;
-w imię czego miałbym się ograniczać tematycznie?
nie mozna całe życie jeść tylko bryndzy, czasem chce się ryby, brzoskwini, wędzonki....

pozdrawiam
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



- góral się nie boi dopóki wie, że boją się górala, hej!
a wyjątki, cóż - podobno potwierdzają regułę; w szkole podstawowej miałem z polskiego tylko dety bo ponoć "gryzmoliłem" okrutnie, ale już w liceum nikogo nie interesował charakter mojego pisma - skupiano się na treści i treść oceniano; trudny wybór - ćwiczyć rękę czy umysł...
:))!

J.S
Opublikowano

poezja ma różne twarze, może zachwycić, może sprowokować do myślenia, czasem jest nudna, niezrozumiała, tendencyjna, w tym wypadku mam wrażenie, że poezja niczym lecytyna pozwala nam nie zapomnieć o historii, która w nas samych
pozdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dwudziestopięcioletni  hydraulik Roman C. ma żonę. I w tym fakcie nie ma nic nadzwyczajnego, bo przecież bardzo wielu mężczyzn w tym wieku posiada męża lub żonę, ale sytuacja Romana C. jest o tyle nietypowa, że posiada on żonę tylko w stosownych dokumentach bo w rzeczywistości to ona uciekła do pięćdziesięcioletniego architekta Vincenta Z., a konkretnie odjechała jego mercedesem klasy S. Było tak. Późnym wieczorem, kiedy zwykli ludzie chodzący rano do pracy już dawno śpią, Vincent Z. jechał samochodem głównymi ulicami stolicy. Jechał do domu z małego przyjęcia po wernisażu malarskim swojego przyjaciela, kiedy nagle w świetle ulicznych lamp zobaczył smukłą dziewczynę ubraną tylko w majtki. Jedną ręką zasłaniała sobie piersi a dłoń drugiej trzymała na łonie chociaż miała przecież już ochronę w postaci majtek. Takie podwójne zabezpieczenie wrażliwych miejsc może świadczyć o szczególnej cnocie kobiety, ale kiedy będący po dwóch kieliszkach szampana w doskonałym humorze architekt zatrzymał wóz i wysiadł pytając cnotliwą dziewczynę czy może jej jakoś pomóc ta bez chwili zwłoki wskoczyła na przednie siedzenie jego samochodu. Noc była dla lekko starzejącego się Vincenta Z. jak bajkowy sen, ale były też następne noce i dnie i na okoliczność otrzymanego od losu takiego szczęścia architekt wziął sobie urlop w swojej własnej pracowni. Wiedział już, że jego nowa miłość ma na imię Ania i kiedy była na basenie jakiś bezwzględny złodziej ukradł jej wszystko co miała łącznie z ubraniem. Po zamknięciu basenu przesiedziała  godzinę w krzakach i kiedy ją architekt zobaczył przemykała ulicami do domu. Powiedziała też swojemu wybawcy, że ma męża. On spytał kim jest. Odpowiedziała, że hydraulikiem pracującym w wodociągach miejskich. Ach tak, powiedział architekt a w duchu pomyślał, że oto trafiła mu się świetna dziewczyna, której mąż jest jakimś tam zwykłym hydraulikiem. Cóż za przeciwnikiem  może być dla mnie hydraulik. Zjadłam takich frajerów na śniadanie. Ale to był błąd. Nie minęły nawet dwa tygodnie a już w odwiedziny do Vincenta Z.  przyszedł hydraulik, który nieznanymi nam sposobami szarpanego zazdrością męża zdobył adres domowy architekta. Bez zapowiedzi, więc nie został wpuszczony, tym bardziej, że nikogo nie było w domu, bo zakochani jedli akurat kolację w luksusowym lokalu. Ale hydraulicy mają złe nawyki, szczególnie gdy są po pracy i nie odchodzą od drzwi kiedy zadzwonią i nikt im nie otworzy. Ten akurat monter instalacji wodno-kanalizacyjnej był po robocie i nie dał się łatwo spławić banalną nieobecnością gospodarza. Zakochani wrócili wczesną nocą. Hydraulik nie został jednak wpuszczony pod okna pod którymi mógłbym wykrzykiwać swoje lamenty, stał bowiem przy furtce a uruchamiana pilotem brama była kilkadziesiąt metrów dalej bo przecież posiadłość była nadzwyczaj okazała. Gdy dobiegł brama była już zamknięta. Przez płot bał się wejść, bo gospodarz wypuścił z kojca dwa wielkie psy. Tak więc tego wieczoru nie spojrzał nawet w oczy swojej niewiernej żonie, na co jak się wydaje miał wielką ochotę. Stojąc przy ogrodzeniu ale na ulicy miotał wyzwiskami pod adresem nie tylko architekta ale również własnej żony. Był bardzo głośny i jego lamenty przeszkadzały widać wysublimowanym lokatorom stojących wokół willi, bo ktoś wezwał straż miejską a ta zabrała rozhisteryzowanego Romana C. Następnego dnia zaraz po pracy przybiegł pod dom złodzieja swojej własnej żony racząc się wcześniej alkoholem pitym wprost z butelki dla podniesienia sobie widocznie otuchy. Ale architekt ze swoją kochanką a żoną hydraulika pływał cały dzień żaglówką. Wrócili późnym wieczorem i już Vincent Z. miał naciskać pilota uruchamiającego bramę, kiedy pod jedną z choinek zobaczył zaczajonego pod nią mężczyznę. Z samochodu zadzwonił po policję i już po niedługim czasie napompowany alkoholem hydraulik pojechał do izby wytrzeźwień, a zakochani do rana baraszkowali na puszystym dywanie. 50-letni Vincent  Z. architekt nie był przecież już młodzieniaszkiem i pewnie seksowna kobieta chcąca akurat przewietrzyć pościel, a nie mająca pod ręką drąga nie miałaby z niego pociechy przy wieszaniu prześcieradła czy innej  kołdry na przykład, ale Ani C. architekt imponował spokojem cechującym ludzi zamożnych, bukietami kwiatów, podarunkami, miłymi słówkami, urokiem życia i stylem bycia bardzo różnym od nudnego i nerwowego bo konwulsyjnie poskręcanego zazdrością życia z własnym mężem. Praca hydraulika nie wymaga intelektualnej wprawy i nie jest twórcza, żeby taki intelekt pobudzać. A więc drogi myślowe montera instalacji wodno-kanalizacyjnych nie dają się łatwo ogarnąć normalnym ludziom. Roman C. doszedł do wniosku, że musi zaalarmować cały świat aby tylko ta skończona łachudra, jego żona wróciła do domu. Sięgnął więc po pióro i zaczął pisać listy do sejmu i senatu, policji,  związku architektów, różnych rzeczników, gazet i tygodników tych kolorowych również. Prosił w nich o pomoc bo ten Vincent Z. zamieszkały tu i tu ukradł mu żone którą niewoli i czy złodziej żon może w ogóle być architektem, dopytywał adresatów retorycznie. Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pisał do różnych agent Unii Europejskiej. W liście do królowej brytyjskiej Elżbiety drugiej żalił się, że nikt nie chce mu pomóc a przecież ten łobuz który uwiódł mu żonę jest pedofilem bo uwięziona ma dopiero 23 lat. Biuro prasowe królowej przysłało na papierze Pałacu Buckingham słowa pociechy. Ponadto królowa kazało mu być dobrej myśli. List był po angielsku więc go nie przeczytał, bo akurat tak się przypadkiem zdarzyło, że w tym języku nie był biegły. Nie chciało się jednak odpisać cierpiącemu hydraulikowi ani papieżowi ani prezydentom kilku państw z różnych kontynentów, ani nawet kanclerzowi Niemiec, który przecież jest tak egzotycznie i nienaturalnie wyczulony na losy polskich obywateli. Jeden list zrobił jednak na kimś wrażenie i to na kimś w siedzibie Narodów Zjednoczonych. Trafił on mianowicie na biurko pani Joanny Z. prywatnie żony Vincenta Z. zatrudnionej w  Nowym Jorku jako tłumaczka. Zanim to się jednak stało bardzo zniesmaczony dotychczasowymi rezultatami swoich działań hydraulik napisał kolejny list do ministra spraw wewnętrznych. Pisał w nim, że widział jak ktoś zakopuje w lesie niedaleko drogi tej a tej, przy dużym ciemnym kamieniu zwłoki zamordowanej kobiety. Do listu dołączył szkic sytuacyjny. Listy tego nie podpisał wszystko natomiast starannie wytarł łącznie z kopertą. Na taką informację policja zareagowała natychmiast. Miejsce było tak dokładnie opisane, że grupa dochodzeniowa dotarła tam natychmiast. Na miejsce w płytkim grobie niezbyt starannie zamaskowanym leżały zwłoki kobiety z ranami po nożu w okolicach serca. Niemłoda już kobieta ubrana była wyjątkowo odświętnie jakby wprost odeszła od świątecznego obiadu. Zwłoki przewieziono natychmiast do zakładu medycyny sądowej zajmującego się szukaniem przyczyn śmierci rozbierając badane osoby niemal  na czynniki pierwsze. W kieszeniach garsonki znaleziono dwa listy. Jeden ze stacji serwisowej mercedesa w którym serwisant udzielał rabatu na swoje usługi panu Vincentowi Z. zamieszkałemu tu i tu, drugi zaś był rachunkiem za usługi telekomunikacyjne na kwotę 376 zł i 35 gr. i był wystawiony na pracownię architektoniczną z siedzibą w centrum miasta, a przesłanym na domowy adres Vincenta Z. właśnie. Porywacz żony hydraulika został zatrzymany i po przeprowadzonej w willi rewizji przewieziony do aresztu. Podczas przeszukania willi do domu weszła elegancka i pachnąca kobieta. Policjantom przedstawiła się jako  Joanna Z. żona właściciela pracowni architektonicznej o uwodzicielskiej i zwodniczej nazwie PHANTOM. Vincent Z. został tymczasowo aresztowany. Nie można było ustalić kim jest odkopana w lesie kobieta. Na przesłuchaniach Vincent Z. kierował uwagę policjantów w stronę męża swojej kochanki, bo przecież jaki mógłby mieć cel architekt o jego klasie aby mordować starsze niewiasty. Policjanci podążyli tropem wskazanym przez siedzącego w więzieniu architekta. Podczas wielogodzinnego przesłuchania hydraulik zeznał, że sam zbrodnie zaplanował kierując poszlaki na architekta, aby tylko wyrwać ukochaną i niewinną żonę z rąk tego starego zboczeńca. Poszedł mianowicie na cmentarz, znalazł świeży grób, wykopał ciało i zawiózł je swoim fiatem 126p do lasu wrzucając je we wcześniej wykopany dół. Zanim to zrobił kilkakrotnie dźgnął kobietę w okolice serca nożem monterskim, jaki w jego przedsiębiorstwie pracodawca rozdaje hydraulikom. W kieszeń garsonki wsadził ukradzione ze skrzynki pocztowej architekta listy. Vincenta Z. natychmiast zwolniono z aresztu a hydraulika oskarżono o zbezczeszczenie zwłok, wprowadzenie policji w błąd, kradzież korespondencji i z kilku jeszcze artykułów kodeksu karnego. W konsekwencji tej sprawy niewierna żona wróciła do hydraulika wykonującego instalacje wodno-kanalizacyjne, a on sam został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę bo sąd pod wpływem biegłego psychologa dopatrzył się okoliczności łagodzących wynikających z jego głębokiej desperacji. Niestety ten brak altruistycznych pobudek w dzieleniu się własną  żoną z innymi mężczyznami sprawi mu, biorąc pod uwagę jej  temperament jeszcze kłopot. Ale to jest jego własna melodia przyszłości. Najgorzej na używaniu cudzej żony wyszedł architekt Vincent Z. Jego własna żona bez zbędnych ceregieli wywaliła go z domu który stanowił jej własność bo tak było zapisane w przedmałżeńskiej intercyzie. Odjechał więc swoim wyładowanym rzeczami osobistym mercedesem klasy S, bogatszy o wrażenia które przecież dla każdego człowieka są najbardziej wartościową kolekcją życia.    
    • @Toyer Tak jest !!!! Pięknie napisane piękne wyznanie !!!!
    • @violetta I ja za to właśnie Cię podziwiam :)
    • @MIROSŁAW C. O tak ! Twój wiersz to magia słów. Wysoka półka poezji !
    • @Migrena ja to tak powierzchownie się zakochuję, z takim wzdychaniem, że dobrze, ale to nie jest szczera ani dogłębna miłość. Jakby się coś stało, to żegnam się, nie jestem w stanie niczego dobrego naprawiać i coś ciągnąć. Jestem z tych co uważają, że cię samo ich tworzy i układa. Tak jak widzisz, lubię sobie pójść ładnie na kawkę, powzdychać, pozachwycać się chwilą, popatrzeć na widoczki. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...