Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tego nawet w kinie nie grali. W głowie Tarantino nie przewidziano takiego scenariusza.
Miało być pierdolencko. Kesz, slash, czarne limuzyny. Chodzi o to, że przy zderzeniu z pociągiem rzeczywistości, w której największą siłą jest jednak siła przyciągania, nie mogłem wreszcie, poruszony bezwładem twórczej inercji mojego życia, nie ulec pokusie mordu.
Tak, chodziło o mord na wszystkich polach mojej duszy. Chciałem zabić w sobie wszystkie ideały, które zbierałem po meandrach mojego dziwnego, pokręconego życia. Świat okazał się zbyt trudny i oporny do wprowadzania idei uczciwego i radosnego egzystencjalisty.
Postanowiłem z tym skończyć i już. Podjąłem tę męską decyzję w kontekście nowej znajomości. W moim mieście, nieopodal ulicy „Witowskawo” (z rosyjska, tak toczna) miał swój azyl Quasi modo. Ten Potwór, wbity w swój granatowy kombinezon, grzebał upaćkany po łokcie w swojej amerykańskiej pięciolitrówce, rodem z teksańskiej farmy. Mieszkał w hangarze po sowieckim migu i, jak krążyły legendy, nie rozmawiał z nikim, oprócz własnego psa Sfinksa, rasy husky.
Mijaliśmy się na mieście, kiedy robił swój objazd dzielnic zmąconych nienawiścią do jego undergroundowych zwyczajów. Przejeżdżał swoim smokiem obok moich okien a za nim podążała jego tajemnica. I kiedy wreszcie podjąłem decyzję, udałem się też w ślad za jego legendą, by stawić jej czoła. Miałem mu też wiele do zaoferowania – swój młody chłonny jak gąbka umysł, jeszcze nieskalany, nie rażony zgrozą i wyśmienicie nadający się do zepsucia.
Rankiem, któregoś pięknego deszczowego dnia, przerwałem agonie mojej uczciwości i prawego życia, i udałem się pod żelazną bramę z Myśliwską w kieszeni, by okiełznać Sfinksa, i znaleźć przychylność w jego dwukolorowych ślepiach. Tani chwyt, rodem z supermarketu, był wszystkim, na co było mnie stać, w sytuacji, kiedy świat wewnętrzny wydawał mi się bardziej realny od otaczającego mnie betonu ulic i umysłów napotykanych tzw. ludzi. Chciałem się zmierzyć z mroczną stroną samego siebie. Wypatroszyć z serca jego dark side i dać się ponieść ciemnej stronie mocy, woli mocy – jak mawiał Nietzsche.
Zapukałem trzykrotnie i za każdym razem odpowiedziało mi echo, metalicznym i ołowianym głosem. O dziwo nie dało się słyszeć szczekania Sfinksa, ani kroków Potwora w kombinezonie i butach olejarkach, podkutych moim strachem. Zapukałem jeszcze raz i znów echo. Odwróciłem się, bo daję słowo, czułem czyjś wzrok za swoimi plecami. Wokół tylko cisza i płaszcz mroku, podsycany wywołanymi z pamięci obrazami wszystkich horrorów, z których kiedyś zrywałem boki, ale nie tym razem. Teraz to nawet kreskówka Scooby doo niczym nie odbiegała w grozie od Piły3 w 3D, a mój własny strach był moim osobistym psychopatycznym zabójcą. Szczęk otwieranej zasuwy zamienił mnie niemal w kupę smrodu. Z obłędu moich imaginacji wyłowił mnie pysk Sfinksa, który wyżerał kiełbasę z kieszeni moich spodni – trik zaskoczył. Nabrałem odwagi (i nadwagi) i czekałem z podniesionym czołem na postać, która miała się za chwile wychylić zza żelaznej kurtyny. I doczekałem, najpierw kawałka łysiny a tuż za nią sympatycznego uśmiechu Potwora wciśniętego w granatowy kombinezon mechanika. Przez chwilę pomyślałem, że musi w nim spać, pływać, jeść, bo nikt inny w żadnym łachu, jak tylko w tym, go nigdy nie widział.

- Cześć Krzywogęby. Wejdź – powiedział Potwór i zatrzasnął za mną drzwi alkatraz.
Dopiero w świetle latarni, stojącej wewnątrz jego posesji mogłem przekonać się, jakie mój strach ma wielkie oczy, a raczej mięśnie. W klacie z półtora metra, w łapie sześćdziesiąt, zdecydowanie bez karku, jakby głowa wyrastała prosto z torsu, taki buldog o twarzy dziecka.
- Co Cię do mnie sprowadza Krzywogęby? – wpatrywał się we mnie z niewinnością skaczącej pod moim blokiem w gumę pięcioklasistki.
- A wiesz. Chcę zostać gangsterem. Psychopatycznym dilerem ludzkich naiwności i złudnych nadziei. – Powiedziałem to stanowczo i z nieukrywaną złością. Zupełnie, jakbym włożył w tą kwestię całą nagromadzony przez lata nienawiść do nieudacznych moich zmagań z chaosem życia, w którym nic nie nie układało się tak, jakby tego wymagały moje mądre, dobre i idealne założenia. Postawiłem wreszcie wszystko na jedną kartę. Dałem upust wszystkim paskudnym pragnieniom, które trzymałem dotąd na smyczy wiary w samospełniającą się przepowiednię zasianego dobra, które miało przynieść stokrotny plon i zwrócić mi się w dwójnasób. Tak wierzyłem. Taką miałem misję, aż dotąd. Aż sam się właśnie zdymisjonowałem.
- Wiem, że krążą o Tobie najczarniejsze wieści. Jesteś personifikacja dziecięcych upiorów naszego miasta. Atomowym reaktorem najmroczniejszych pragnień drugiego ja wszystkich jego mieszkańców. Tak Panie Hyde, chcę zostać Twoim uczniem i nie wyjdę stąd, chyba, że w czarnym plastikowym worku. – Byłem podekscytowany i myślałem wówczas o tej scenie z Szekspira. To Be or not to be, tylko, że ja właśnie rozwaliłem czaszkę mojej filozofii wiecznej harmonii, strzelając jej w tył głowy ze słodkiego kłamstwa tymczasowości.
- Chodź – powiedział do mnie ściszonym głosem.
Wychodząc z pomieszczenia, które przypominało warsztat mechaniczny, chociaż równie dobrze mogło być salą tortur – półcień był reżyserem najmroczniejszych scenariuszy - chwycił stojące na murku, w kryształowym wazonie, czerwone róże. Wsiedliśmy do pięciolitrowego smoka a Sfinks podążył za śladem naszych opon. (cdn)


(Po wielu próbach jestem zmuszony tekst wkleić w komentarz)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


popatrz nie jest w komentarzu, jest na swoim miejscu i masz teraz pełne prawo do usunięcia i edytowania - ja się tak starałam, a Marek pisze, że tekst w komentarzu :((



Dziękuję za starania....
Czyżbyś była po jasnej stronie mocy?

:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Cudowna jest świadomość, że panoszymy się we wszechświecie Gdy jednak nie-ludzki bóg mnie wyśle na potępienie, wysłucham, i sami wiecie:   już więcej się nie spotkamy - ni tu, ni "na tamtym świecie" Odlane z wosku życie - nie zawsze w ciepłym płomieniu Modlimy się różnym Bogiem - i zawsze ''po naszemu'' Leżymy, w splecionych dłoniach ... Nie wiemy, gdzie jest ludzkość. A może ziemia jest, tylko ... pusta? Pomiędzy oceanami: zaklęte w ustach usta. Okręcasz mnie niczym globus Zbudziłeś Himalaje. Sądzisz, że w czymś mi pomożesz ... ? Na tej mapie nie ma raju.
    • @Roma Romeczko, nie wiesz jak mi tłucze się serce, to chyba nie dla mnie, więcej strachu niż radości, a Ty? Jesteś Milusińska, ja to wiem i za to dziękuję, ale powiem szczerze, prawdziwie - nie wierzę, nie widzę siebie, moje lusterko mnie nie widzi, niczego nie odbija.  Serdeczki :)
    • @Jacek_Suchowicz mnie to trzeba przez palce czytać :) Dzięki Jacku za komentarz, a co do tego czego można się nasłuchać, to rzeczywiście masz rację, słabo to wygląda. Ale peelka i jej kompan od lirycznienia mają swój mały świat i na resztę są głusi, trzeba im to wybaczyć :) Dobrej nocy. @Lidia Maria Concertina @sisy89 @Rafael Marius@Leszczym dziękuję pięknie :)
    • Skrępowany Chrystus na ścianie małego pokoiku. Bez ścian.  A za nimi - starszy człowiek, który szczęśliwie go przeżył. Bóg Ojciec?  Cień w kształcie odwrónej klepsydry. Piasek wysypał się z niej gdzieś na nowej drodze życia. Skręcił. Zostańcie w domu, czekajcie na czarne gwiazdy wtopione w przezroczysty proporzec nadziei! Otwórzcie okna i wyrzućcie przez nie wszelką wątpliwość. Jesteśmy. I nie żyjemy. Niby nadal pożeramy łapczywie wszystkie łuki triumfalne, spijamy całe Niagary, prujemy do celu drogą 66 w stanie beznadziei ...  Dzwonię po szeryfa. Teraz - nikłe światełka listopadowych gwaszy malują zimę w gawrach ludzkiego strachu. Zardzewiała igła adapteru zszywa analogowe myśli.  Babel i Krzywa Wieża. Zamówisz pizzę? Może lepiej, żeby nam było wszystko jedno. Na czubku iglicy będzie za mało miejsca, by ktoś to sprawdzał... Pójdę po rozmówki. Monolog w esperanto. Zaniemówienie Boga. Odwracam się  ... do przodu Świat macha białą flagą. Wyjmuję własną, czerwoną: przez nadchodzące lata nie wypływajcie w morze. Zanosi się na złą pogodę.  Tornada, tsunami, cyklony.  Zanosi się na ...  Płacz.    Wymazuję kratery łez z obojętnej twarzy.  Ludzkie tornada i osuwiska - w jednym wielkim kotle: chciwego przesycenia znanego pod nazwą GŁODU...   "A może dokładkę?" 
    • Delikatnie i czule... wracaj częściej, bo chce się czytać takie wiersze :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...