Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Łamiąc wszystkie dopuszczalne zasady,
tworzę ręką na twój temat ciągłe wykłady,
mogę do starości mojej pisać tobie teksty,
bo to są naprawdę uczuciowe aspekty,
choćbym umierającym był w chorobie,
nie zaprzestanę wymieniać zalet tobie,
rozjaśniasz mój umysł wspaniałymi rzeczami,
ale wiem że do serca twojego nie trafię tylko kwiatami
jestem człowiekiem myślącym spontanicznie,
dlatego mówię ci że zawsze wyglądasz ślicznie...


Trochę mam problemy z ortografią i interpunkcją ale ważna jest treść, tak wg Mnie...
Mam nadzieje że komuś się spodoba ale różne mogą być opinie;)

Opublikowano

Zastanawiam się czy do przeczytania twojego wierszyka przywołuje tytuł
czy nick. Chyba wiem, ale nie zdradzę się, bo i tak ktoś się znajdzie, kto pomyśli
o mnie: " oczywiście myślała , że to dla niej :))", a wiersz jest do przeczytania
skoro tu jest i od czytającego zależy czy chce coś na jego temat napisać.
Śmiesznie rozpisujesz przewagę sympatii, a może i czegoś więcej do kogoś,
kto pisze różnie i z błędami, ale ty zawsze to pochwalisz. To miła cecha :)
i powstał zabawny wierszyk.


Co do robienia błędów, każdemu może się zdarzyć i choć nie jest to najważniejsze
w życiu, to w pisaniu jednak jest podstawą. W komentarzach tutaj przyjęło się,
że nie zwraca się na to szczególnej uwagi. Oczywiście są tacy co zwracają
i dobrze, jeżeli tylko jest to uwaga wypomniana w kulturalny sposób.
Np. ja nie lubię błędów, a jeśli je zrobię i zauważę, to strasznie mnie
ten fakt potrafi poirytować. Również bywa to przypadłością, że im więcej się
pisze tym więcej się robi błędów, a nie jest satysfakcjonującą
regułą wynikającą z proporcji. :))
Przyczyny tego mogą też leżeć po prostu w pośpiechu lub rozregulowaniu
automatycznej koncentracji, zmęczeniu oczu, a niekoniecznie z braku
znajomości zasad.
Mam nadzieję, że autor wiersza nie będzie mi miał za złe, że przy okazji
wiersza tak rozpisałam się o rzeczach, które mogą je też jakoś tłumaczyć.

Pozdrawiam

Opublikowano

A ja po pierwszym czytaniu byłam pewna, że to prowokacja. Do końca nie jestem pewna, czy przypadkiem ktoś z nas nie robi sobie jaj tym tekstem. Jeśli jest zamieszczony na serio, jako szczera i naiwna twórczość - ojej! Ciągle myślę, że to żart! Letnio, Para:)

Opublikowano

Hihihi ;)
och, no cóż można się domyślać, że fantazjowanie
ma cechy tak bardzo specyficzne jak osobiste najbliższe.
Uroczy wierszyk, jak wiadomym było - żarcik przedni,
tylko z tego wszystkiego już nie wiem, czy większy autora czy peela.
;))))

pozdrowienia k.m.

Opublikowano

Co do samego wiersza, to troszkę gubi rytm.
Jeśli chodzi o treść to mi się podoba.
Wiersz ładnie ujmuje stan emocjonalny jakim jest zakochanie
Odnoszę wrażenie, że ta spontaniczność w puencie jest troszkę z przekory;)
Pozdrawiam. Józef

Opublikowano

Łamiąc wszystkie dopuszczalne zasady,
tworzę ręką na twój temat ciągłe wykłady,
mogę do starości mojej pisać tobie teksty,
bo to są naprawdę uczuciowe aspekty,
choćbym umierającym był w chorobie,
nie zaprzestanę wymieniać zalet tobie,
rozjaśniasz mój umysł wspaniałymi rzeczami,
ale wiem że do serca twojego nie trafię tylko kwiatami
jestem człowiekiem myślącym spontanicznie,
dlatego mówię ci że zawsze wyglądasz ślicznie..

interpunkcja i rymy i metafory płytko bardzo jak u przedszkolaka albo trzymaj się konsekwentnie interpunkcji albo manierą niedokładności i wolnej interpunkcji albo w ogóle / a jeśli rymujesz to czytaj więcej rymowanych i stosuj niedokładne rymy i mieszane i dobre /


/łamiąc wszystkie dopuszczalne zasady
tworzę zmysłem na twój temat maniery
mogę tak do starości mojej pisać tobie
bo to są naprawdę ostro wrażliwe fobie
choćbym umierającym był gdziekolwiek
nie zaprzestanę wymieniać zalet tobie

rozjaśniasz mój umysł jak latarnia morska ocean
i wiem że w twoje serce nie trafię po tylu sterach
jestem człowiekiem rozjuszonym i myśli streszczam
dlatego mówię ci że zawsze będę dla ciebie banał


nie znam się na rymach ale sobie pozwoliłem/

taki sobie tekścik wartość tekstu żałosna i płytka /
ale pracuj czytaj i nie zniechęcaj się jeśli już próbujesz /

t

Opublikowano

każdy może zmienić treść tego wiersza na inną i każdy zrobi to po swojemu, natomiast zgadam się że ten wiersz nie należy to najlepszych gdyż ma już trochę, oczywiście pracuję nad doskonaleniem, żeby każdy był lepszy i pokazywał dużo na temat ale nie chce robić tego za często ponieważ pisze wtedy gdy mam ochotę napisać coś ciekawego i nie
robię tego na ilość a jeszcze jedno każdy ma swoje interpretację i dodać chciałbym że wiersz sam pisałem tak jak resztę swoich wierszy...:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie tłumacz na wstępie wiersza, źle to wpływa na odbiór, daj pofantazjować
fatalne rymy
treść o dupie Maryny, czyli o niczym
za chorobie-tobie , karcer
czekam lepszych bez rymów tanich jak żarcie w mlecznym
pozdrawiam
r

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
    • @sisy89   bardzo mi się podoba :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...