Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gratuluję, udało się Wam mnie wystarczająco zniechęcić do portalu. Nie jestem osobą

konfliktową, więc ustępuję Wam drogę: życzę samych sukcesów w nauce, pięknych

komentarzy i nieskończonej znajomości :) W życiu bywa tak: zazwyczaj jest ten Dobry,

i jest ten Zły, ja mogę być tym Złym, nic nie tracę.

Już piszę do Angello, że wyofuję podanie o bana - jeśli zdążył się już zapoznać z treścią,

to trudno, czasu nie cofnę.

Komu dziękować? Głównie:

* Jola S.,
* krwawa mery,
* Jadwiga Graczyk,
* Stefan Rewiński,
* Jimmy Jordan,
* janusz puzynski (przepraszam, jeśli coś przekręciłem),
* Bea.2u (nie zdążyłem się dowiedzieć, a skąd to taki nick),
* Agata Lebek,
* Michał Krzywak (też się szczypaliśmy, ale jakoś się dogadaliśmy),
* Dorota Jabłońska.

Wiecie co? Jakoś nie potrafię tak dłużej: spierać się o pierdolety i czytać niemniej żenujących

wpisów (Tamtych i moich, dla jasności).

Co z Konkursem? No ba, będę czuwać, ta sytuacja zmobilizowała mnie do wzmożonego

działania :) Więc nie spoczywać na laurach i teksty pisać :) A nóż uda się Tobie zdobyć

książkę z moim autografem (kolegów też :)

Za wszelkie nieporozumienia, moje małe złośliwości i ironię: przepraszam :)

A, wiecie co? Dokonała się we mnie superwewnętrzna przemiana! To była długa droga,

ale teraz już wiem, że *** jest :)


A, rzecz jasna dziękuję wszystkim czytelnikom!

Opublikowano

o, dziękuję, za uznanie moich wpisów za pierdolety. takie miłe pożegnanie :)

uważam, że za "przydupasy" powinieneś zainteresowane osoby przeprosić.
patronujesz konkursowi i nie wypada, byś wyrażał się w ten sposób.
nikt nie powinien traktować swych wypowiedzi jak wyrocznię. dajmy prawo ludziom różnić się w opiniach.

byłoby lepiej, gdybyśmy próbowali rozmawiać a nie walczyć ze sobą na noże.

to tyle.

/b

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Beato: "pierdolety" dotyczą mojego i Jacka pisania, w tym właśnie TYLKO: "przydupasek"

(moje), "dno" (Jacka), "kaczan" (Jacka), "prymityw" (Jacka), przykro mi jest, że się nie

zrozumieliśmy.

Beato: w ostatnim akapicie napisałem "przepraszam".

Mam nadz., że teraz się rozumiemy, i nie będę już musiał prostować wypowiedzi.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Beato: "pierdolety" dotyczą mojego i Jacka pisania, w tym właśnie TYLKO: "przydupasek"

(moje), "dno" (Jacka), "kaczan" (Jacka), "prymityw" (Jacka), przykro mi jest, że się nie

zrozumieliśmy.

Beato: w ostatnim akapicie napisałem "przepraszam".

Mam nadz., że teraz się rozumiemy, i nie będę już musiał prostować wypowiedzi.

faktycznie, nie zauważyłam, bo wciśnięte w środek potoku słów.
nie rozumiem źródła tego konfliktu. odnoszę wrażenie jakiegoś gigantycznego nieporozumienia i mam nadzieję, że się wyjaśni.

/b
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Beato: "pierdolety" dotyczą mojego i Jacka pisania, w tym właśnie TYLKO: "przydupasek"

(moje), "dno" (Jacka), "kaczan" (Jacka), "prymityw" (Jacka), przykro mi jest, że się nie

zrozumieliśmy.

Beato: w ostatnim akapicie napisałem "przepraszam".

Mam nadz., że teraz się rozumiemy, i nie będę już musiał prostować wypowiedzi.

faktycznie, nie zauważyłam, bo wciśnięte w środek potoku słów.
nie rozumiem źródła tego konfliktu. odnoszę wrażenie jakiegoś gigantycznego nieporozumienia i mam nadzieję, że się wyjaśni.

/b

Wytłuszczone, nie powinno być wątpliwości :)
Opublikowano

- cóż, dla jednych koniec lekcji i wakacje dla drugich dalszy dokształt, zważywszy, że wszystko ma swój kontekst i bez tego kontekstu niewiele można zrozumieć, gdyż wyrwane z kontekstu słowa najczęściej są zmanipulowane - a podane tu cytaty są wyrwane z całego ciągu "dialogu";
- biorę dialog w cudzysłów, gdyż Pańskie przemowy, Panie M.R. prawie nigdy nie odnosiły się do przedstawianych Panu zarzutów tylko sprowadzały się do pouczeń, co autor powinien lub czego interlokutorowi do Pana wszechwiedzy brakuje;
- Panie Mariuszu Rakoski, po co Panu teatralna scena pożegnalna?
- nagadał Pan masę bzdur pod wierszami, poszczypał Pan rozmówców i Pan ucieka;
jeśli przeszedł Pan "przemianę" to proszę ją okazać nam tutaj na dowód, że to prawda, dowiemy się wówczas, na czym ta przemiana polega, inaczej będą to kolejne gołosłowne twierdzenia;
- miejsce na orgu jest dla każdego, ale pod warunkiem, że na tych samych prawach co wszyscy użytkownik portalu będzie prowadził rozmowę nie z pozycji wszystko wiedzącego lepiej, tylko poprzez koleżeńską postawę wspierania, sugerowania, proponowania a nie narzucania opinii, a to Pański grzech główny;
- wystarczy odrobina skromności i taktu, a przede wszystkim świadomość, że pański rozmówca posiada swoją wiedzę, jakieś doświadczenie życiowe i własne estetyczne upodobania obok jakiegoś wypracowanego programu etycznego - traktowanie rozmówcy jak smarkacza i głupka wychodziło Panu nazbyt lekko;
- wystarczy zachować miarę i nie stawiać siebie i swoich wypowiedzi ponad innych i inne zdania;
- przekonujmy się wzajemnie, mądrze argumentując, że nasza racja jest istotna, a ci - co mają z niej skorzystać sami dokonają wyboru -

J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zgoda, rzecz jasna...

Teatralne pożegnanie? Pożegnanie, po prostu, nigdy nie odchodzę bez słowa :)

Może w to Pan nie uwierzy, ale myślałem, że nie biorę wszystkich rozmówców za

smarkaczów i głupców, jak widać byłem w błędzie. Jestem jednak też przekonany, że

taki odbiór wynika po prostu z emocji, proponuję jednak zawieszenie broni

(bo tak to, niestety, między nami wygląda) i spóbować kultury dialogu, czyli tego, o czym

Pan powyżej napisał.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mam propozycję: ignorancja, niestety.

Zbyt fatalnie działam na facetów, co chwilę któryś się do mnie przykleja. Tego tak się łatwo zignorować nie da :(

Trudna sprawa, jak toksyczna miłość - zmień nr telefonu i nick :D
Opublikowano

Nawet jeżeli nie moja to sprawa, i nie mam za wiele (na szczęście) do powiedzenia, to ja jednak, i po prostu, nie zgadzam, żebyś MARIUSZU odszedł stąd. Ten portal bez Ciebie już nie będzie tym samym portalem, przynajmniej dla mnie. Uważam, i to stanowczo, że powinieneś tu w dalszym ciągu robić to, co robiłeś, i to dokładnie tak samo. Co tu dużo mówić, Twoja specyfika komentarzy jest nie do zastąpienia (i może być nie do odżałowania) dla wielu orgowców. Ja nie mówię, że mi wszystkie Twoje komentarze odpowiadały (że zawsze się z nimi zgadzałem), ale mówię, że były, są, i pewnie jeszcze długo będą wartościową rzeczą z wielu względów (aspektów) krytyki literackiej. Bo, w szerszym kontekście, nie są tak istotne niesnaski między, że tak powiem, starymi orgowcami, ale to właśnie nowi, debiutanci, warsztatowicze na tym by stracili najwięcej. Czyż nie wiesz, że Jacek jest trochę w gorącej wodzie kapany, że jak czasami jest trochę za bardzo narwany. Pewnie wiedza, którą ma, nieraz za bardzo Go rozzuchwala; a ja, choć osobiście nie mam najmniejszych powodów źle o nim mówić, ale mówiłem i mówię, że jak dla mnie, Jacek jest większym gadułą niż rzeczowym, powtarzam, rzeczowym (a więc i odpowiedzialnym) krytykiem. A poza tym, każdy ma jakieś swoje słabostki i słabości, nad którymi raczej należy przejść do porządku dziennego. No i komu czasami nerwy nie puszczają. Sam parę razy pozwoliłem sobie na za dużo w komentarzach (do) komentarzy i już wiem, że nie warto. No i nie chciałbym, żebyś sobie myślał, że tym komentarzem podlizuję się Tobie, Jackowi, czy każdemu innemu, kto mnie nie cierpi na portalu. Trudności mnie raczej dopingują (przynajmniej, jak na razie). No i cały urok w tym, że wszyscy (albo i nie wszyscy) tak bardzo się różną w ocenach i poglądach na poezję, a jakie to są oceny, to już (przynajmniej dla mnie) rzecz drugo, albo i trzeciorzędna. W każdym razie ja, za plusa, czy też za brak minusa, nie zdradzę siebie, przynajmniej dopóki wierzę w prawa i wartości, które wyznaję (no, ale życie i tak mnie uczy najwięcej, najlepiej zaskakując) . Chociaż wszelkiej powściągliwości (bardzo czasami przydatnej, nawet jeżeli czasami jeszcze bardziej szkodliwej), to mnie właśnie samo życie (acz wespół z własnymi niedostatkami) nauczyło, bo raczej już jestem wiekowym człowiekiem. Dlatego, przynajmniej staram się być wyrozumiały dla innych, a zwłaszcza dla młodych. Posłuchaj więc MARIUSZ wiekowego i staroświeckiego (w pewnym sensie) człowieka i nie daj się gonić ludziom, ani emocjom. Tylko rób to, co uważasz za stosowne, a więc… A jeżeli ja naprawdę mogę Ci coś pożytecznego poradzić na przyszłość (oczywiście na tym portalu), to tylko zwiększaj ilości dni bez obcowania z tym portalem, żeby tyle samo dni być z tym portalem, co tyle samo dni mieć wytchnienie od niego (i już nie ważne czy to podzielisz na, co drugi tydzień, czy na co drugi dzień), grunt, żebyś robił to, co robisz, z pasją i przekonaniem, zresztą za bardzo nie oglądając się na innych (min. takich jak ja) zdanie. Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zbyt fatalnie działam na facetów, co chwilę któryś się do mnie przykleja. Tego tak się łatwo zignorować nie da :(

Trudna sprawa, jak toksyczna miłość - zmień nr telefonu i nick :D

:))
Nie no, znalazłem złoty środek - odchodzi Arni. To jest dobre rozwiązanie problemu i zamykamy sprawę.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




No nie napiszę, że jest to niemiłe, bo na taki puder mnie nie stać - więc dzięki za uznanie.

Jeżeli chodzi o moje relacje z Jackiem, to uważam, że ponioły nas po prostu emocje,

to przecież takie ludzkie, ale uważam również, że uderzanie w stół i wywoływanie noży

z lasu :D nie jest rozwiązaniem sytuacji. Jest dobrze, kiedy każdy z nas ma inne zdanie,

to dowód na to, że jesteśmy Inni, każdy z nas, można mieć zbliżone gusty estetyczno-

literackie, ale zawsze jest coś, co nas wyróżnia. Myślę, że prawda jest zawsze gdzieś

pośrodku, a wina nigdy nie leży po jednej stronie - poza tym: nawet mnie troszkę

zadawala ta sytuacja, bo cżłek non stop się uczy (siebie, kogoś, czegoś). Prowadzenie

wojny do niczego dobrego nie prowadzi, i rzecz jasna nie może prowadzić - jestem

zwolennikiem pokoju i rozmowy.

Minusów i plusów nie będzie - usunąłem wszystkie wiersze :)

Pozdro!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Trudna sprawa, jak toksyczna miłość - zmień nr telefonu i nick :D

:))
Nie no, znalazłem złoty środek - odchodzi Arni. To jest dobre rozwiązanie problemu i zamykamy sprawę.

Teraz tak sobie czytam: a kto to w ogóle jest?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:))
Nie no, znalazłem złoty środek - odchodzi Arni. To jest dobre rozwiązanie problemu i zamykamy sprawę.

Teraz tak sobie czytam: a kto to w ogóle jest?

Marcin Erlin vel grabicz vel siostra grabicza vel kuzynka grabicza vel zona grabicza vel me vel be vel Arka Noego vel Jadwiga Graczyk vel Tango vel super Tango vel Andrejch vel Andrejch5 vel zorro 123 vel Hania K. vel Tadek Niejadek itd... itd...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Teraz tak sobie czytam: a kto to w ogóle jest?

Marcin Erlin vel grabicz vel siostra grabicza vel kuzynka grabicza vel zona grabicza vel me vel be vel Arka Noego vel Jadwiga Graczyk vel Tango vel super Tango vel Andrejch vel Andrejch5 vel zorro 123 vel Hania K. vel Tadek Niejadek itd... itd...
dobry jezu...ty masz chyba manię...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozkazałem odnaleźć i ściągnąć tu Twoje ciało. Wygraliśmy bitwę a przegraliśmy wojnę. Leżysz na stosie tak cichy i blady. Bracie! Weź i mój topór w odmety, świętego, ofiarnego ognia. Zabierz go do Asgardu. Trenuj nim pod okiem Bogów aż do dnia ostatecznej bitwy. Wiernie będzie Ci służył. Dziś ścieżek przeznaczenia nie prostują Bogowie. A w wojnie nie szukaj honoru ani wiecznej chwały. Wróg nie stanie z Tobą oko w oko w szranki. Zabije bez chwili zwątpienia, dronem czy samolotem. Wiem jak samotny tam będziesz Bracie. Po kolejnej bitwie, zapewne dołączę do Ciebie. Duch mój pod bramy Asgardu podejdzie. Mój czas także do końca się zbliżył. A jeśli widzą mą żałobę i żal. Niech stwierdzą zgodnie, że to jeszcze nie czas. I niech zwrócą iskrę życia w Twe piersi i oczy.   Runy i gwiazdy są nam przychylne i łaskawe. Twoja dusza wraca przez mroki Helheimu. Żagiew dla stosu, zamienimy w miecz z zaklętą potęga ojców. Żagiew śmierć i proch. Miecz nieśmiertelność i władze wróży. Cóż oprócz łez i ryku żałości, może wyjść z mojego serca środka. Czas pożegnać ten świat. Złamać i spalić tarczę z zaklętą w niej siłą, mądrością i honorem. W agonii trwającego Ragnaroku. Spłonąć jak krzak. Dzikiej, białej róży.
    • Straż pożarna odjechała  Miejska zobojętniające  Koniec z ciepłymi kluchami To był bar, łyżki na łańcuchu   Widelca nie uświadczysz A łyżeczka pozostała w sferze Niebieskich ptaków  Na noże wszedł kolekcjoner   Wykałaczki zakazane Resztki miały pozostać nietknięte  Próchnica zrobić spustoszenie  I prawie wyszło gdyby nie covit   Pies, który pożarł kiełbasę 
    • @Migrena cieszę się i bardzo dziękuję :)
    • "Gdybym miał wybierać to zarżnąłbym ich wszystkich i to bez wyjątku. Kobiety, dzieci i starców, te parszywe gnidy. Nie mam jednak tego luksusu, nie teraz ale wciąż pamiętam!"  Pierwszy dźwięk był metaliczny, nie ludzki. .Jakby ktoś przeciągnął zardzewiałym żelazem po kości i wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że to on, że to jego własny oddech tak brzmiał, głęboki, pusty, jakby w środku klatki piersiowej było tylko echo po człowieku.  Piach na arenie był szary, nie piaskowy ale szary od popiołu, zabarwiony kawałkami cegieł i betonu, wyczuwalny przez podeszwy.  Tłum zawył. Kord przeciągnął wzrokiem po trybunach zapełnionych niemalże do końca i zatrzymał się nad balkonem zwieńczonym baldachimem.   Niebo było gęste, jak zawsze. Skłębione ciemne chmury nie wróżyły pogody a jedynie kwaśny deszcz.  Kord ścisnął rękojeść miecza, chwycił pewnie, ramię zadrżało.  To był miecz jednoręczny, stary, zabrany z muzeum — nie dla ozdoby, ale po to żeby zabijać, bo prawdziwa stal przetrwa dłużej niż ludzie i nadal może uśmiercać. Porządnie naostrzony.   Trzymali Korda dla rozrywki. Karmili i myli a to tylko po to, żeby wyszedł na arenę i zabijał. Nie widział jednak na razie przeciwnika.  Wzrok skierował na drugą stronę areny. Tłum nadal wył. W powietrze wystrzeliły kamienie i kawałki cegieł jakby na zawołanie. Arena jednak była duża i nie dosięgły Korda.  Brama otworzyła się z jękiem rysowanej stali. Powietrze zatrzymało się na chwilę.  I zobaczył go. Nie wiedział czy to człowiek czy mutant, czy jedno i drugie bo skóra tamtego była jakby szarozielona, jakby pęknięta od środka.  Ręce zwieńczały zakrzywione szpony a grzbiet zdawał się pokryty łuskami, jak u jaszczura.  Mutant rozglądał się jak on po trybunach i w tej chwili Kord dostrzegł w nim coś bardzo ludzkiego i ten bardzo ludzki strach.  "On też się boi"  Stworzenie ruszyło, ale nie jak zwierz, jak ktoś, kto pamięta jeszcze bycie człowiekiem. Stąpając pewnie na dwóch nogach pomagało sobie długimi ramionami. Szpony wzbijały mnóstwo kurzu i tak właśnie poczuł się Kord w tej chwili, jakby zabity pyłem i wyssany do ostatniej kropli krwi.   Mutant nie rzucił się od razu, nie szarżował. Szedł teraz powoli oceniając odległość. Widział miecz i rozumiał co to jest. Patrzył Kordowi prosto w oczy.  Ruchy miał nienaturalnie płynne, zbyt płynne jak na coś, co miało zrogowaciałą skórę i pęknięcia na policzkach jak glina po suszy.   Kord zrobił krok w bok, w lewą stronę okrążając mutanta. Ostre kawałki szkła zazgrzytały pod podeszwami.  Mutant nie spuszczał go z wzroku. Pochylony skierował się w prawą stronę i na chwilę zatrzymali się w tym ruchu jak tancerze oceniając swoje możliwości.   Kord domyślał się, że to nie była pierwsza walka potwora, że nie będzie łatwo i na chwilę zwątpił.   Tłum jednak zawył i skandował: "Zabij, zabij, zabij..." I tak bez końca a Kord otrzymał porządny zastrzyk adrenaliny. Nie myślał jak człowiek, nie myślał jak zwierzę ani potwór. Stawał się maszyną śmierci.  Mutant pierwszy skrócił dystans. Ramię poszło w bok Hakujący ruch, nie cios. To tylko skrobanie, jakby chciał rozerwać Kordowi gardło nie siłą ale tarciem.  Kord uniósł ostrze mając nadzieję, że metal wystarczy. Ostrze poszło w dół, klasyczny "fendente dritto", iskra przeszła po stali, uderzenie było cięższe niż powinno.   Mutant odskoczył pół kroku, jakby badał reakcję. Przygotował się do ataku.  Czas nie zwolnił, ale Kord zwolnił w środku swoich myśli, niezauważalnie.   Mutant drgnął. Zamachnął się prawą ręką szykując atak i zasłaniając się szponami lewej ręki przed cięciem miecza.  Jednak to Kord pierwszy poruszył się świadomie. Nie szeroki zamach, nie desperacja, ale milimetr przesunięcia stóp w lewo żeby otworzyć linię do kolejnego ataku i ciąć od dołu. Stal nie musi iść daleko, czasami wystarczy obrócić ją o pół palca i mutant to poczuł bo w jego oczach pojawił się cień niepewności. Nie zdążył odskoczyć. Wypolerowana stal zazgrzytała na jego szponach nie czyniąc mu jednak krzywdy.  Kord oddychał szybciej, oddech nie zwalniał, serce łomotało, adrenalina wypełniała każdy kątek jego ciała.  Mutant rzucił się wreszcie do przodu rozchylając ramiona, szykując się do łatwego zatopienia szponów w ciele przeciwnika.   Kord jednak nie odsunął się.  Zrobił coś bardziej brutalnego i bardziej ludzkiego. Wsunął ostrze pod kątem tak, żeby przeciwnik wpadł na nie sam.  Stal nie atakowała, jedynie czekała.  Uderzenie było tłuste i miękkie, nie metaliczne. Rozpaćkało się pośród wrzasków tłumu, weszło w tkankę jak w mokrą rozgrzaną roślinę. Przez sekundę mutant bezgłośnie zamarł, kurz jakby opadł, powietrze zgęstniało jeszcze bardziej.   Kord stał w bezruchu z dłonią wciąż zaciśniętą na rękojeści i z tą jedną, zimną myślą: "To nie ja dzisiaj zginę!"  Ostrze zostało w ciele ale mutant nie cofnął się ani o krok. Jego ciało nie poruszyło się tak, jak powinno, jakby stal była obojętna i stawała się jego ciałem.   Gwałtownym ruchem ciała wyszarpnął wbity miecz z rąk Korda i zamachnął się do kolejnego uderzenia.  Kord jednak wypuścił rękojeść uginając się pod masą cięższego przeciwnika. Miecz został w środku a Kord stał się bezbronny.  Odskoczył gwałtownie nie pozwalając się zranić. Teraz już nie patrzył w oczy mutanta, ale na rękojeść miecza.   Mutant ruszył szybciej niż mogłoby się wydawać i już nie bacząc na nic zaatakował. Kord cofnął się o dwa kroki ale nie z paniką, z wyborem, bo nagle zauważył coś: kiedy mutant ruszał  jego lewa strona pękała jak wyschnięty asfalt po mrozie Tam była słabość ale żeby tam trafić potrzebował broni a broń ugrzęzła.  Kord zrobił rzecz pozornie szaloną, rzecz, której nie robi ofiara. Chwycił mutantowi nadgarstek gołymi dłońmi tuż przed pazurami i siłą własnego ciężaru pociągnął go w bok tak, żeby przeciwnik sam wyrwał ostrze z własnego ciała.  Pazury przecięły mu plecy jakby to była jedynie cerata, płytko — ale długo i przez sekundę Kord poczuł ból i ciemność w płucach.  Mutant wbił mu pazury pod łopatkę jakby chciał się zahaczyć, jakby chciał go zatrzymać blisko żeby rozszarpać gardło z dystansu jednego oddechu.  Kord wysyczał powietrze przez zaciśnięte zęby i zamiast odsunąć twarz  przybliżył ją, i wgryzł się w bark mutanta przecinając tkankę na obojczyku.  Mutant zawył ale nie jak zwierzę, jak coś, co pamiętało ból sprzed przemiany.  Ten jeden dźwięk był jak impuls nerwowy który przetoczył się przez ciało Korda i wtedy — w tym jednym momencie w tym zwarciu, mięso do mięsa, Kord wyczuł rękojeść w dłoni. Zaparł się oburącz wyszarpując ostrze z szaro zielonego ciała mutanta.  Pazury bestii wbiły się jeszcze głębiej. Kord stracił grunt pod nogami i zawisł na szponach, na ułamek sekundy.   Miecz jednak tańczył już swoim rytmem i wykonując puntę ponownie rozszarpał trzewia mutanta.  Kord nie czekał na łaskę. Pchnięcie było szybkie, dokładne — mutant padł na bok, jak odcięty od własnego ciała. Chwilę trwało, nim piach wchłonął ciszę. Potem zabrzmiało to pierwsze, niechlujne „Ha!” — pojedynczy okrzyk, jak iskra. Po sekundzie eksplodowało: głosy wyrwały się z trybun, pełne prostej radości i prymitywnej ulgi. — Kor-gen! Kor-gen! — krzyczeli na początku niskim growlem, a potem dodały się piski i gwizdy. — Kor-gen! Kor-gen! Kor-gen! — i nagle imię, którego nikt mu nie dawał, przyjęło kształt. Publiczność uderzała pięściami w metalowe bariery, śmiejąc się i krzycząc, odkładając na bok litość. Dla nich to był spektakl. Dla nich to była krótka przerwa od głodu i myśli.  Dla Korda dziwne było to, że poczuł się spełniony. Uświadomił sobie, że właśnie stał się gladiatorem i to właśnie było jego siłą.  Wyczerpany karmił się skandowaniem tłumu. Spojrzał na balkon. Zobaczył wyciągniętą rękę, ale nie widział dłoni i kciuka. Jak na zwołanie wyszarpnął miecz i wbił w pierś mutanta, tam gdzie powinno być serce. Mutant zadrżał, wypuścił powietrze i to już był koniec.   "Kor-gen, Kor-gen, Kor-gen!" Tym razem nie poleciały kamienie, tym razem ktoś rzucił bochenek chleba, ktoś inny kiść marchwi a ktoś inny dynię. Ludzie krzyczeli widząc Korda jako bohatera, jakby zbawcę ich wszystkich trosk.   Kord niewiele myśląc zbierał podarunki. Głód był naprawdę dotkliwy I w tym momencie otwarła się brama, jego brama.  Szybko wybiegli z niej ludzie uzbrojeni w karabiny i pistolety. Nie było szans.   Pozwolili mu zachować trofea, ale wpędzili z powrotem do klatki.  — Ten ma rękę — warknął jeden z nich. — Nada się do kolejnej walki. Trzeba go tylko wyczyścić.  I wtedy Kord po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że decyzja nie jest już tylko jego — że jest częścią czegoś większego: mechanizmu, który żywił się przetrwaniem. Jego imię, rzucone przez tłum, było biletem na jutro.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...