Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Teraz trudno jest mi o tym w ten sposób myśleć, ale to był dzień jak każdy inny. Siedziałem przy stole w dużym pokoju i powoli sączyłem kawę, przygotowując się psychicznie do kolejnego traumatycznego dnia w szkole. Byłem przestraszonym gówniarzem, tak niepewnym siebie, że ciężko to byłoby wyrazić nawet jakąś ordynarna agresją. Powoli, mechanicznie zbierałem się do wyjścia na przystanek, gdzieś na dnie kubka z kawą zostawiając myśl, że nie jestem pełną osobą, że przecież kolejny dzień po prostu minie bez sensu.
Na przystanku przywitałem się z Maćkiem :
- Cześć
- Cześć Karol, też Ci marznie dupa? – odpowiedział. Był zawsze tak pociesznie wulgarny. Jednak jego „kurwy” i inne takie, rzucone między zębami w drodze do szkoły, były zawsze czymś więcej niż przekleństwem, były wyrazem jego niezależności od czystego języka. Maciek nie był po prostu wulgarny.
Prawie szczękałem zębami z zimna. Otaczał nas zewsząd biały puch, a droga po której miał przyjechać autobus była po prostu taflą lodu. Mijały minuty. Mogła być 7.18. Na pewno był 12 lutego 1999 roku.
Po kilku minutach zrezygnowaliśmy z czekania. Musieliśmy teraz przemierzyć pól naszego osiedla w drodze do następnego przystanku. Ruszyliśmy więc wśród przekleństw i narzekań. W domu przecież byli rodzice, którym nie można było powiedzieć „Dzisiaj nie idę do szkoły”
W szkole zaś czekał na nas pan M. Pan magister M. Siedemdziesięcioletni sadysta, były członek Szarych Szeregów, który miał głęboko w swoim starczym poważaniu cały świat. Interesowało go tylko, czy znamy na pamięć kierunki polaryzacji w tranzystorze bipolarnym.

Minęliśmy kościół, potem las i doszliśmy do przystanku przy drodze szybkiego ruchu.
Stała tam. Przystanek był pełen ludzi, ale ona stała akurat pod rozkładem jazdy. Maciek i ja szybko przelecieliśmy wzrokiem po godzinach przyjazdów..
- Jedziemy tym 657 o 7.32 – powiedziałem i głos mi zadrżał. Uświadomiłem sobie boleśnie, że to chyba pierwsze słowa, które przy niej wypowiadam.
Zdawało mi się, że kocham Martę. Wiem, ona przemykała tylko korytarzami mojej podstawówki i nigdy mi się nawet nie przyjrzała, ale głupio, szczeniacko uparłem się, że kocham tę dziewczynę. Nie wiedziała o żadnym głupstwie, które w życiu zrobiłem. Nie wiedziała jaki potrafię być głupi i wulgarny. Ja za to wiedziałem o niej wszystko, wiedziałem, że muszą ją tulić i kochać jak kogoś, kto tylko na to czeka. Wiedziałem też, chyba od dwóch miesięcy, że Marta ma na imię Marta.
Przyjechał autobus. Bóg był w niebie, a wola Jego przy mnie, bo ona też wsiadała do tego autobusu.

Staliśmy w tłoku przy wejściu, ona stała nieopodal. Nie chciałem rozmawiać. Zacisnąłem mocno zęby, próbując skupić się na błyskających za oknem domach.
Minęło kilka minut i pochyliłem się do ucha Maćka. Zaskakująco zdecydowanym głosem zapytałem go:
- Widzisz tę dziewczynę?...
Skinął nieuważnie głową.
- Wysiądziemy pewnie na tym samym przystanku co ona. Jeśli nie odezwę się do niej wtedy słowem, to chcę żebyś mi skopał dupę…- dokończyłem.
- Hehe…- to był przyjazny śmiech.


Gdy wysiedliśmy, podszedłem powoli lecz zdecydowanie do Marty.
- Cześć – zacząłem – Masz na imię Marta, prawda?
- Tak.
- Nie znasz mnie, wiem, ale …..- zawahałem się – Mam na imię Karol.
- Miło mi…
- Chciałem Ci powiedzieć, że strasznie mi się podobasz…
Zaczerwieniła się i zachichotała cicho.
Wtedy właśnie poczułem, że postawiłem ją w głupiej sytuacji. Nie wiem, co robił Maciek za moimi plecami. Dla mnie była to śmiertelnie poważna chwila.
Idąc dalej, opowiedziałem jej skąd znam jej imię i nazwisko. Pamiętała Marcina jeszcze z przedszkola. Mnie widziała pierwszy raz i nie zapominała o tym.
- Nie mam telefonu, ale daj mi twój …
- 25……. , na pewno zapamiętasz?
- Tak, muszę iść.

Szedłem do szkoły dumny jak paw. Byłem królem tego dnia. Byłem także królem następnego tygodnia, w trakcie którego nie zadzwoniła. Byłem królem następnego roku. Dzieciństwo się skończyło i trzeba było abdykować.
Nikt tego nie widział, prócz Maćka. Nikt tego nie pamięta, prócz mnie.



KONIEC




Uwaga! Chamskie wtrącenie

(Czy to naprawdę nie ma dla nikogo znaczenia?)
……………………….
(Chyba nie.)

Opublikowano

chyba się nie znam na prozie, bo to kolejna rzecz, którą czytam i którą czyta mi się dobrze, która wywołuje obrazy (ale bardziej wyczuwam bohatera niż to, co wokoło)
podoba się, bez dwóch zdań

pozdrawiam

Opublikowano

Nie nie (nie podejmuje się odmiany, freney wspomóż) właśnie że znasz się na prozie. A przynajmniej na tej się poznałaś. To dobry kawałek. A jego najwiekszą zaletą jest:
(teraz trąby niech trąbią, bo to żadkie zjawisko jest)
ADEKWATNOŚĆ DŁUGOŚCI DO ZAWARTOŚCI
W sam raz. Tu niczego nie brakuje i niczego nie jest za dużo. Niewymuszony humor, dzień jak co dzień, kobieta, rok jak codzień. W sam raz na historyjkę.
Oczywiście zawsze mozna bardziej i lepiej, ale ta historia tego nie wymaga. Ta historia została zaspokojona t a formą w 100%.
jedna rzecz dyskusyjna to ostatnie zdanie będące chamskim dopowiedeniem. Po co?
...
No dobra przeczytałem raz jeszcze. Doczepiłbym się do tej kawy na początku. Bez znaczenia i tylko (ciepła skądinąd) rozbija ten zimny (nomen omen równiez zimowy) dzień.
No ale to żadne takie, ciąć po 2/3 wyrazy, za każdym powrotem do tekstu, to można od momentu jego powstania, aż do kiedy nie zniknie zupełnie (lub autor się nie przekręci). Niech zostanie wszystko jak jest, bo te duperele o których pisałem to się wygubią same przy każdym kolejnym tekście.

Opublikowano

Powiedziałabym interesujący. Prawda, są pewne momenty, w których coś chciałoby się zmienić, ale pojawiają się z tak małą częstotliwościa, że nie zwraca się na nie uwagi, przy ogólnej ocenie tekstu. motyw moze banalny, ale przedstawiony z punktu widzenia mężczyzny napbiera nowego znaczenia. mnie zbyt szybko urywa się charaktersytyka Maćka. Właściwie dobry pomyśł, dowcipna ale przemyślana forma, ale nie spodziewałam się takiego zakończenia opisu. Ale to odczucie subiektywne zupełnie!
Ale gadam i gadam a wnioski żadne.
Podoba mi się, poprostu!


dziuńka

Opublikowano

Podpisuję się pod komentarzem Marcholta - i Jej Kot ;-) Marcholt, a wszystkich obrazkowych kawałków prozy nie mógłbyś przypadkiem tak czytać? Kawa zwróciła także moją uwagę, trudno mi wyobrazić sobie poważnego mężczyznę z górnej podstawówki sączącego kawę, ale to tylko niezobowiązująca uwaga... Oklaski!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
    • @MIROSŁAW C. Dzika róża w wierszu to dla mnie metafora kobiety wolnej, nieujarzmionej, która pozwala się dotknąć nie tylko myślą i słowem, ale też czynem. Jest piękna, odświętna i pełna tajemnic i zapachu.  To hołd dla tej dzikiej kobiecości, nieokiełznanej, prawdziwej i pełnej życia, tak jak smak dzikiej róży w słoiku.   Ten wiersz przypomina mi teraz czas dzikiej róży, gdy jej owoce dojrzewają i można z nich zrobić pyszne konfitury. Podarowałam kilka słoików mojemu lekarzowi, który opowiadał, jak wyjątkowy jest to dar natury pełen niebiańskiego smaku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...