Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

do tej pory z dystansem odnosiłam się do gagomanii - owszem, lubiłam obejrzeć teledysk, piosenki w radiu mi nie nie przeszkadzały, ale nie popadłam w zachwyt, choć podziwiałam oryginalność.

wszystko zmieniło się za sprawą Alejandro i teledysku do tej piosenki, za którym stoi mistrz Steven Klein. mam wrażenie, że piosenka dość mocno nawiązuje do wczesnej twórczości Madonny, wg niektórych brzmi jak Ace of Base;) mimo wszystko przyjemnie mi się tego słucha.

ale wróćmy do teledysku. nie pamiętam, kiedy jakikolwiek teledysk tak mnie poruszył, wywołał masę sprzecznych emocji i w ogóle. jeszcze ciężko mi o tym pisać.

kto teledysk widział, wie, co się tam dzieje, kto nie wie - niech poszuka. ludziom o słabych nerwach szczerze odradzam.

teledysk szokujący - dla jednych to szokowanie dla samego szokowania, dla innych ma głębszy sens. jedni widzą w nim tylko profanację,inni starają się widzieć więcej. jednych zniesmacza, drugich wzrusza.

wszystkich, którzy chcą dyskutować o profanacji symboli religijnych i drzeć buzię - proszę o powstrzymanie się lub założenie w tym celu osobnego wątku.

tu chciałabym porozmawiać o sztuce - przekraczaniu granic, dobrego smaku, wykorzystywaniu symboli, co można, czego nie.

dla mnie ten teledysk jest właśnie sztuką - pomysł, którego jeszcze nie przetrawiłam, wspaniałe ujęcia, sposób prowadzenia kamery, stworzenie przestrzeni teatralnej - to dla mnie wielkie przedstawienie, stylizacja, przekraczanie płci.

ze względu na sztukę właśnie staram się nie krytykować pewnych wykorzystanych w teledysku symboli - sztuka rządzi się swoimi prawami, jednych zniesmaczają inscenizacje z wyskrobanych płodów, inni widzą w nich jakieś przesłanie.

nie wiem, ile w tym wydarzeniu jest zasługą Gagi, pewnie mniej niż Kleina, mimo wszystko jeszcze nie mogę się otrząsnąć;) jesteśmy świadkami nowej sztuki. w tej sztuce widzę odwrót od tandety. kobieta nie musi być idealna, opalona, sylikonowa i prężyć się do rosłego pana z łańcuchami Gaga pokazuje ciało odbiegające od stereotypowego ideału. pokazuje się w paskudnej bieliźnie, wystawia krągłe uda, nie do końca płaski brzuch i małe piersi. chwała jej za to. imituje akt seksualny, ale w inny sposób, niż duża liczba piosenkarek z silikonowymi ustami. Gaga nie jest dla mnie wyuzdana, seksualna. ona jest sensualna.

możliwe, że za kilka dni spojrzę na to inaczej, z większym dystansem, nawet uświadomię sobie, że to po prostu kicz, ale póki co... ;)

przepraszam za ten emocjonalny wywód i mam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać rzeczowo.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oleś, ale właśnie sama sobie buzię utarłaś.

jeśli chcesz dyskutować o granicach smaku, czemu chciałabyś kneblować jakąś grupę ludzi z poczuciem profanacji? jakby o sztuce nie mogli mówić ci ludzie, którzy są zaangazowani religijnie, niechby nawet i fanatycy,


Ps: wisz, islam nie skreśla sztuki, choć wiele z ornamentyki wypada ; P
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oleś, ale właśnie sama sobie buzię utarłaś.

jeśli chcesz dyskutować o granicach smaku, czemu chciałabyś kneblować jakąś grupę ludzi z poczuciem profanacji? jakby o sztuce nie mogli mówić ci ludzie, którzy są zaangazowani religijnie, niechby nawet i fanatycy,


Ps: wisz, islam nie skreśla sztuki, choć wiele z ornamentyki wypada ; P
racja, wyraziłam się nieprecyzyjnie. w sumie zależało mi tylko na tym, żeby pod tematem nie było pyskówki, niepotrzebnego obrażania i odsądzania od czci i wiary:) w typie 'jesteś taka i owaka skoro ci się to podoba'.
Opublikowano

Niektóre teledyski MANSONA, czy Tool mogą uchodzić za dzieła sztuki, ale jeśli chodzi o tę panią, to nie jestem przekonany. Szanuję, tak jak każdego, kto potrafi stworzyć piosenkę, albo akompaniować sobie przy śpiewie jakimś instrumentem - tzn. widać, że nie jest to jakaś pusta gwiazdka typu: napiszą mi hit, poprawią falset i rządzę...

ale z drugiej strony nie mój klimat (z takich popów to tylko robbie williams), jak na coś się rzucają wszyscy, to z tego rezygnuję. Świetlicki napisał takie zdanie nawet:
"Nienawidzę obcych płyt. Nawet jeśli mam takie same." (możliwe, że lekko parafrazuję)

coś w tym jest,
zdrówko,
Jimmy

Opublikowano

Trudno było przegapić premierę, wszystkie pudelki o tym doniosły ;)
Teledysk jest w znacznym stopniu militarny, więc jak się weźmie pod uwagę wojny obecne i minione - elementy religijne są jak najbardziej na miejscu. Także to, że Gaga dała się została zagarnąć, zdominować i wypieprzyć przez balet – pasuje jak ulał. Wychudzona, chłopięca, bezsilikonowa figura oraz siermiężna bielizna pasują do roli ofiary.
Balet podoba mi się we wszystkich scenach militarnych, najbardziej w tej, gdzie chłopcy maszerują kręcąc biodrami, niczym modelki na wybiegu. I w ogóle pomysł ze szpilkami nie taki zły, ale sceny bzykane jakieś takie nijakie. Bardziej przekonujący seks widziałam wczoraj w polskim filmie, którego tytułu nie pamiętam, ale i tak to się odbyło w końcówce filmu, więc raczej trudno by było doczekać ;) Trochę kiczu daje się zauważyć – makijaż, krwawe ochłapy na procesyjnej poduszce i trumna, symulowany seks. Połykanie różańca zwyczajnie nudne. Moje pokolenie już przerabiało penisa na krzyżu i nie tylko, więc żadnego szoku związanego z profanacją nie doświadczam. Piosenka gdzieś mi ginie w tym wszystkim, Gaga podoba mi się wyłącznie w scenach z fajką. Jej taniec, śpiew – przepływa bez echa. Aha, końcowa scena rozpadu nawet mi się podoba wydaje mi się fajnym podsumowaniem całości, właśnie przez swoją symboliczność, całkowity brak realizmu. Chyba ktoś w tym teledysku próbuje powiedzieć coś ambitniejszego, ale nie rezygnując ze starych, dobrych, wyświechtanych metod.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dzięki, Fana
widzisz, ja np. nie widzę nic seksualnego w tym klipie, nawet mimo (a może właśnie przez) tej imitacji stosunku. widzę za to teatralizację świata przedstawionego. nie wiem, czy dobrym tropem idę, ale ten seks wcale nie miał wyglądać realistycznie. chyba (podkreślam: chyba) chodziło o coś innego niż w innych przesiąkniętych erotyką i pornografią teledyskach, gdzie co druga osoba schyla się po mydło.

co do piosenki - niestety wg mnie też ginie;]

najlepsze sceny to wg mnie pierwsze dwie minuty, a końcowa właśnie mi się nie podoba. znaczy się, fajny kierunek, ale wolałabym żeby np. ta twarz zaczęła się starzeć, zmieniać, rozkładać. ale tu nagle taka trochę kosmiczna dziura;)

ale pomijając już sens, wymowę - której nie rozumiem, ale jak widzę Ty chyba trafnie zinterpretowałaś (o ile w ogóle ktoś chce tu coś przekazać;)) - bardzo podoba mi się montaż, taśma, scenografie, takie czysto techniczne aspekty.

zastanawiam się tylko, czy ten obraz nie zastawił na mnie pułapki. czy pierwsze wrażenie nie sprawiło, że chciałam, żeby to wszystko miało jakieś znaczenie. a tu zonk. tak jak w przypadku poetów, którzy śmieją się do rozpuku, gdy ktoś interpretując wiersz zauważa wpływy filozofii takiej, siakiej i owakiej, pierwsze i piąte dno, chwali rzeczy, o których autor nawet przez chwilę nie pomyślał - a miał na myśli tylko to, co napisał, nic więcej.

bardzo możliwe, że za kilka dni będę się śmiać sama z siebie;]
Opublikowano

a, a na zapowiedź teledysku trafiłam nie dzięki pudelkom, tylko przez pewien blog (big cock - swoją drogą polecam pisanie tego niepokornego człowieka:) teksty o sztuce niskiej i wysokiej, a przede wszystkim o zacieraniu się granic między nimi)

edycja: wskoczyłam właśnie na pudla i o dziwo dowiedziałam się ciekawej rzeczy - zdjęcia do teledysku wykonał Janusz Kamiński:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Produkt marketingowy... dzisiejsza nowomowa jest boska.:D

Jeśli nie rozumiesz któregoś słowa, to nie wahaj się spytać wprost, nie będę się śmiał;]
Opublikowano

Olesia, nie dałem rady przesłuchać wszystkiego. Bo jeszcze obejrzeć mógłbym.

Cóż, Sorokin stwierdził, że obecna kultura zachodu jest typową kulturą sensytywną w swym stadium starczym. Jej kryzys przejawia się m.in. w sztuce, która staje się "muzeum patologii" (fajne określenie, nie?). Dla mnie w tym teledysku nie ma nic. Jeśli chciała szokować, to dzieci do 12 roku życia, bo nie wiem, co może zaszokować dorosłego człowieka kultury zachodu, który zalewany był taką i jeszcze większą tandetą, no i przede wszystkim o wiele bardziej szokującymi projektami.
Ja w tym nie znajduję nic dla siebie.

Opublikowano

Chyba jestem "skażony kulturą zachodu", bo jakoś mnie to nie szokuje. Połykanie różańca chyba szokujące nawet nie miało być. W ogóle wygląda to jak jakiś pastisz swojej niewinności.

A co do samej Gagi - [url]www.youtube.com/watch?v=yAd29GlCKf4&feature=related[/url] Nie jest tak, że ona nic nie potrafi.

Nie do końca rozumiem tylko tę strategię. W mojej pseudo-psychologicznej teorii kobieta ta ma albo miała kompleksy. Nie jestem w stanie przywołać źródła (chyba to było jakieś radio typu radio Z), ale słyszałem, iż sama przyznała, że chce zdetronizować Madonnę. Pomijając kwestię ewentualnej ploty - ciężkie to zadanie (za panią M. stoi kawałek czasu), choć, jak na powyższym filmiku widać, śpiewa od niej lepiej :D

Poza tym zdolności muzyczne tej... "Piosenkarki" nie są chyba na tyle wybitne, by coś szczególnego dzięki nim osiągnęła w skomercjalizowanym, nastawionym na plastik i photoshop, świecie zachodu. W końcu liczy się tyłek itp. W Ameryce znajdzie się mnóstwo kobiet o potężniejszym głosie, ale one są w cieniu.

Usiłuje zatem zrobić show, nadrobić wizerunkiem. Nie uważam, że chodzi wyłącznie o tani szok. Uważam, że jej "dzieła" są niezupełnie udane.

I również podoba mi się to, że nie jest "hiperlaską" i ma odwagę to pokazać.

P.S. A jaki jest adres tego bloga o tandecie i sztuce wysokiej? Wpisuję "big cock" i "tylko w kategoriach: polski", ale wyskakuje wiadomo co, a teraz na tego typu strony ochoty nie mam :D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Produkt marketingowy... dzisiejsza nowomowa jest boska.:D

Jeśli nie rozumiesz któregoś słowa, to nie wahaj się spytać wprost, nie będę się śmiał;]
Właśnie odnoszę wrażenie, że raczej ty nie rozumiesz, bo stawiając produkt marketingowy w opozycji do artyzmu udowadniasz, że błędnie używasz pojęć. Dokształć się i popraw. ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...