Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Outsiderzy cz.I


Rekomendowane odpowiedzi

Przez malutki otwór wpadały promienie słońca. Nie były jednak w stanie rozproszyć półmroku panującego w pomieszczeniu. Powietrze było przesycone wilgocią i wonią stęchlizny.
Lynette powoli otworzyła oczy. Niechętnie podniosła się ze starego, zielonego materaca, zasłanego szmatami niby pościelą. Podeszła do umywalki, stojącej pod przeciwległą ścianą i przemyła twarz. Spojrzała w lusterko. Skrzywiła się na widok blizny na prawym policzku. Zasłoniła ją dłonią, jakby chciała ją ukryć na zawsze. Zaczesała rude włosy tak, by możliwie jak najbardziej zasłaniały prawą stronę twarzy. Na jej wargach pojawił się cień uśmiechu.
Idąc korytarzem mijała wiele znajomych twarzy. Sztuczny uśmiech, powitanie, czasem zamienienie kilku słów i znowu uśmiech. Czuła się idiotycznie, ale inni pewnie nie czuli się lepiej.
„Przedstawienie musi trwać” - mruknęła pod nosem.
-Witaj Lyn – usłyszała za sobą znajomy głos. - Wróciłaś?
-Tak się składa, że mam dosyć pałaców na Marsie i postanowiłam wrócić do Szczurzej Nory – uśmiechnęła się. - Witaj, Jay.
Uściskała potężnego czarnoskórego mężczyznę. Ten zaśmiał się ukazując rząd równych, białych zębów. Jednak zaraz spoważniał i objął ją ramieniem.
-Rozumiem, sam próbowałem odejść i nic z tego nie wyszło. Ale to nie znaczy, że mamy więcej nie próbować, kiedyś musi się udać – westchnął. - Ach, właśnie, zapomniałbym. Szef cię szukał.
-Wczoraj wróciłam, mógłby mi dać trochę luzu. Nie wiesz czego chciał? - zapytała.
-Nie wiem, w każdym razie był w nie najlepszym nastroju – odpowiedział Jay.
-W takim razie pójdę do niego od razu, a potem pogadamy, dobrze?
-Teraz ci się udało, ale potem tak łatwo się nie wymigasz od rozmowy ze mną.
-Nawet nie śmiałabym próbować – Lynette poklepała przyjaciela po ramieniu i ruszyła w stronę windy. Wsiadła i nacisnęła guzik 2A. Chwilę potem była na piętrze, na którym mieścił się gabinet Aarona. Zapukała i od razu weszła do środka. Za wielkim biurkiem siedział szef, a na sofie pod ścianą dwoje ludzi.
-Lynnete, wreszcie jesteś – powiedział Aaron. - Poczekaj chwilę, proszę, musze uzgodnić wszystko z państwem.
Lyn usiadła i przysłuchiwała się temu co szef mówił do klientów.
-Gwarantuję, że znajdzie pan dobrą pracę w przeciągu tygodnia od wylądowania. Na Marsie potrzebują dobrych pracowników. Przy zarobkach męża nie będzie pani musiała pracować...
Aaron pożegnał się z ludźmi, a kiedy wyszli odezwał się do Lynette:
-Muszę cię wysłać na przymusowy urlop, moja droga. Musimy ograniczyć ilość statków wysyłanych na Marsa do minimum, gdyż policja siedzi nam na karku...
-O nie, Aaron, nie zrobisz mi tego... - dziewczyna pobladła. - Nie możesz, ja potrzebuje tej pracy.
-Wiem, że nie masz się gdzie podziać jak wszyscy ci włóczędzy, ale nie mam wyboru. Możesz tu oczywiście zostać i korzystać ze stołówki za darmo, póki cała sprawa się nie uciszy. Nie powinno to długo potrwać.
-Co za wielkoduszność, mogę zostać w Szczurzej Norze i jeść pomyje na twój koszt. Doprawdy nie spodziewałam się takiej nagrody po tym, co dla ciebie zrobiłam.
-Nie myśl, że tego nie doceniam, ale mamy kłopoty. W tym miesiącu złapali trzy transporty. Nie mogę ryzykować...
-Ale ktoś poleci, dlaczego to nie mogę być ja? - przerwała mu.
-Podjąłem decyzję i jej nie zmienię. - powiedział stanowczo. - Jedź do miasta i zabaw się trochę, należy ci się.
Lynette wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.
Na zewnątrz, mimo wczesnej pory, panował upał. Do hangaru właśnie wprowadzano statek, który niedawno wylądował. Dziewczyna przeszła przez drogę i ruszyła w kierunku wysokiej skały stojącej samotnie pośrodku piasku. Usiadła w jej cieniu. Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapaliła. Oparła się o skałę i patrzyła w dal. Aż po horyzont rozciągała się pustynia.
Lynette poczuła się nagle bardzo samotna.
Na lądowisku wylądował mały, nienależący do korporacji statek. Lyn z daleka widziała, że wysiadł z niego jeden tylko człowiek.
„Na taki statek może sobie pozwolić tylko marsjańska elita” - pomyślała. - „Pewnie jakiś znudzony życiem bogacz przyleciał w poszukiwaniu przygody”.
Zdarzało się już, że przylatywał ktoś szukający nowych wrażeń na Ziemi. Jednak odlatywał szybko, przerażony nędzą, brudem i wyniszczonymi miastami. Ci, którzy do tego wszystkiego doprowadzili, już od dawna nie żyli, a ich dzieci i wnuki mieszkały na Marsie. Mars... Planeta marzeń. Wybudowano tam kolonie, żeby, jak mówiono, dać każdemu człowiekowi nowy dom. Prawda była taka, że na Ziemi pozostała trzecia część ludzkości. Najubożsi, przestępcy i wszyscy, dla których nie było miejsca w nowo powstałym „raju”.
Dziewczyna przymknęła oczy i zatopiła się w przyjemniejszych myślach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czy ty mnie słuchasz? Nikt nie odpowiada. Albowiem nikt. Odpowiada w mżącej szarością głuchocie jedynie dalekie echo barw.   Kiedy się tak wsłuchuję w to odpowiadanie samemu sobie, w otchłani nocy drga pajęczyna pęknięć na płaszczyznach sufitów, ścian pustego pokoju…   Jakby coś tam żyło we śnie. W tym nadmiarze powietrza.   I oddychało w czterech kątach ciemnego wymiaru, w którym drgają niezdefiniowane słowa.   Wiesz, w tych snach, w tych samotnych, ktoś mnie zdradza z księżycem w pełni.   Kto?   Idzie w aureoli srebrnego blasku i w srebrnych do samej ziemi szatach. Idzie razem z cieniami drzew, co się kołyszą w nieskończonym szpalerze drogi.   Jest cicho. Tylko serce bije w szumie wartkiego strumienia, w kroplistym szmerze.   W płynącej w żyłach wzburzonej gorączką krwi.   Kto tu jest?   Zasłaniam oczy przed tą przedziwną, rozbłysłą znienacka jasnością, co wywija się błękitną gwiazdą w gałęziach smukłej topoli.   I drąży.   Przewierca na wylot niedokończone popiersia rzeźb…   I zastyga na ich twarzach kamiennym krzykiem przerażenia…   (Włodzimierz Zastawniak,2024-05-05)    
    • @Arsis Ależ jesteś zdolny...
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Na "kogo co"? Pyskatą Zosię! Znaki diakrytyczne pomijam, bo może pisane z telefonu

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Wzbogacony o wiedzę, od administracji, wrzucam ponownie moją wczorajszą publikacje, mam nadzieje, że tym razem, robię to zgodnie z panującymi tutaj standardami. Pracuje nad opowieścią przygodowo-fantastyczną, luźno opartą o wydarzenia i wątki występujące w wierzeniach około biblijnych, przewidzianą na 3 tomy, do których mam już chronologie wydarzeń. Zdecydowałem się zacząć pisać począwszy od tomu 2, którego demo na około 60 książkowych stron zamieszczam w linku poniżej, który kieruje do pdf-a na Dysku Google. Plik w linku ma wyłączoną opcje edytowania i nie wymaga logowania do odczytania. Zdecydowałem się zrobić tak, z powodu ograniczeń technicznych związanych z edytorem na portalu oraz problemami z autoryzacją na OneDrive. Wydarzenia w sadze, skupiają się dokoła postaci Śmierci, która zbuntowała się przeciw Bogu, w trakcie biblijnej Apokalipsy. Tom drugi, skupia się na wydarzeniach mających miejsce 3-4tyś lat od pierwszego dnia Apokalipsy, gdy Śmierć postanawia „wrócić do gry”.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Gdyby z linkiem były jakieś problemy, bardzo proszę, o info w komentarzu. PS. Obrazki są jedynie poglądowe i nie są one moją własnością.
    • @befana_di_campi Wystarczająco. Bez literówek. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...