Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

To teraz coś ode mnie.

Przychylam się do opinii pani Ani. (raz kolejny), że tekst średnio interesujący. Powiem więcej - z początku nawet nudnawy i odpychający. Ale rzeczywiście z czasem zaczyna się rozkręcać. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie będę pisał, że całość sama w sobie jest bez sensu skoro jest częścią większej całości.

Podobają mi się dialogi, bo w przeciwieństwie do większości tutaj zamieszczanych (a także moich - dlatego nie używam formy dialogowej) nie są sztuczne.

Ten fragment bardzo mi się podoba: "Owe miasto po raz drugi okazało się dla mnie pechowe. Pierwszego razu nie pamiętam, ale skądinąd doskonale znam datę: 23 września 1969 roku. To właśnie w goleniowskim szpitalu narządy rodne mojej matki wydaliły mnie na ten popieprzony świat. " - przewrotny i zaskakujący.

I w kwestii formalnej - skoro jesteś ze Stargardu to czemu pociąg jedzie ze Szczecina Głównego?

A co do Audio (bo czytałem i słuchałem jednocześnie) to ktoś kiedyś powiedział, że autor nie powinien czytać swoich tekstów. I tu się zgadzam. O ile głos bardzo fajny, o tyle tam gdzie nie ma dialogów męczący.

Będę czytał (i słuchał) teksty chętnie patrząc co z tego "wyrośnie" :)

Opublikowano

Dzięki poeto2000 za wyrażenie opinii.
Martwi mnie, że początek jest odpychający, oczywiście zamiar był inny. Powiedz mi, jeśli możesz do którego momentu jest to nudnawe? Może jeszcze pokombinuję coś z tym.

Odpowiadam w kwestii formalnej. Pociąg nie jechał ze Szczecina Głównego. On wyjechał ze Stargardu i przejeżdżał przez Szczecin Dąbie. Tak kursują pociągi do Świnoujścia czyli również do Wolina.

Nad czytaniem tekstów muszę popracować. W zasadzie to co usłyszałeś, to nie jest moje naturalne tempo. Zwalniałem na siłę, skupiając się bardziej na dykcji bo z nią zawsze miałem problem. W rzeczywistości jestem ekspresyjny i tak będę czytał następnym razem

Pozdrawiam i czekam na twoją odpowiedź co do tego nudnego początku

Opublikowano

Może nie do końca precyzyjnie się wyraziłem. Jest on nie tyle nudnawy ile po prostu ciężki. Poniżej fragment który mam na myśli. Potem już nabiera tempa.

"Tak jak zawsze, również ostatniej soboty na stację kolejową wybrałem się pieszo. Jednak, po pokonaniu w mokrym śniegu jakichś dwustu, może trzystu metrów zacząłem żałować, że nie poczekałem na autobus. Nowe buty okazały się do niczego, tak przemokły, że woda podchodziła aż do kostek. Chlupało w nich przy każdym ruchu! W którymś momencie pomyślałem, że gdybym był niewidomy, to pewnie schyliłbym się i pomacał ręką, czy w ogóle mam je na sobie.
Gdy doszedłem, a raczej doczłapałem się do dworca, mój pociąg już tam stał. Znalazłem pusty przedział. Zająłem miejsce przy oknie i bez żadnego namyślania się zdjąłem buty i skarpety. Buty ciach na grzejnik, a skarpety rozwiesiłem obok. Jako że ubieram się w tanie - co za tym idzie - gorsze jakościowo rzeczy, oczywiście moje stopy zafarbowały od skarpet na granatowy kolor! Wyglądały strasznie. Niczym odmrożone kończyny himalaisty! Podłoga też nie lepsza, cała w czarnym, pośniegowym błocie. Zresztą, nawet gdyby była sucha - nie postawiłbym na niej bosych stóp. Tak czy owak, zarzuciłem je na siedzenie naprzeciwko. Wygodnie rozłożony wyciągnąłem książkę, która sprawiła, że po kilku stacjach o wszystkich niedogodnościach prawie całkiem zapomniałem. I właśnie kończyłem pierwszy rozdział, gdy pociąg wtoczył się na peron w Szczecinie Dąbiu. Wychyliłem się i wśród wsiadających zobaczyłem niczego sobie paniusię, tak na oko, kilka lat starszą ode mnie. Zapragnąłem, aby się przysiadła. Po chwili pojawiła się w korytarzu i już miała rozsuwać drzwi do mojego przedziału, gdy nagle krzywiąc się ze wstrętem zrezygnowała. Odchodząc rzuciła jeszcze przez ramię takie spojrzenie, że aż poszło mi w pięty. Poczułem się jak zbity pies. Podwinąłem nogi pod siebie. Jednak nie dało się wysiedzieć długo z wykrzywionym kręgosłupem, rozbolał mnie bok, no i nie mogłem się skupić na czytaniu. Chciał nie chciał, musiałem wrócić do poprzedniej pozycji, lecz abym znów nie został uraczony czyimś obrzydzeniem, postanowiłem nie spoglądać w tamtym kierunku - nawet, jeśli ktoś będzie otwierał drzwi!"

Może rozjaśnię co rozumiem pod pojęciem ciężki. Otóż po pierwsze tekst który zaczyna się od słów "tak jak zawsze" już dla mnie trąci ciężarem literatury a'la Eliza Orzeszkowa, Sienkiewicz czy B.Prus. Niech tam będzie, że wielcy to pisarze i że nie umiem odczuwać wielkiej literatury. Ale umówmy się, nie wszyscy muszą lubić Pilcha i nie wszyscy Orzeszkową. Ale do rzeczy. Bo tak po prawdzie to jakie to ma znaczenie dla całej historii (czy też tego fragmentu), że zawsze chodzisz na stację pieszo? Znaczenie to ma tylko w zaznaczonym fragmencie czyli wg mnie jest zupełnie niepotrzebne. W ogóle dla mnie ten fragment opowiada o niczym. Dało by się go streścić w słowach - facet idzie na dworzec PKP w paskudną pogodę, wsiada do pociągu i jedzie do Wolina.

I o ile bardzo fajnie widać tu wprawność w tworzeniu historii (zwłaszcza z niczego), o tyle jest to po prostu nic nie znaczący fragment który można pominąć równie chętnie co opisy przyrody Orzeszkowej :) Żeby nie było - w czasie czytania niczego nie pominąłem ale miałem taką ochotę :D

Podoba mi się w tym fragmencie to, że są tu bezpośrednie odniesienia geograficzne ale jeśli nie mają one znaczenia dla dalszej historii (np. że nienawidzisz tego miasta ((tak jak ja:)Szczecina)) to są tak samo niepotrzebne.

Może jestem minimalistą ale uważam, że to właśnie stanowi o dynamice tekstu - minimalna ilość niepotrzebnych fragmentów.
I nie mam nic przeciw przemyśleniom bohatera na różne tematy, o ile to coś wnosi. A to że np. kobieta która mu się spodobała nie chciała koło niego usiąść w tym fragmencie tekstu nic nie wnosi jak dla mnie.

Raz jeszcze zaznaczę - podoba mi się taka zręczność pisarska jaka przebija przez ten fragment. Proszę nie odbierać tego jako krytykę negatywną :) Raczej konstruktywno-pozytywną.

Opublikowano

Hej! Dopiero dzisiaj zakończyłam lekturę wszystkich jedenastu części Dziennika Nieco Rubasznego i nie mogę się powstrzymać przed paroma pytaniami.
Po pierwsze, ponieważ tamte wpisy pochodzą sprzed trzech-czterech lat, muszę wiedzieć, czy Dziennik został wydany, a jeśli tak, to czy można od Autora otrzymać egzemplarz z autografem?
Po drugie, czy zechciałbyś wyrazić zgodę na zacytowanie niektórych fragmentów Dziennika w którejś, kolejnej wersji mojej miniatury "Brzydnę"? Szczególnie podchodzą mi dwie refleksje: z części 3 - "Czuję się jak gówno usrane na niewiarygodną wysokość" i z części 4 -"Dziewczyna bez właściwej sobie urody traci, trudno w ogóle o niej myśleć jak o kobiecie, ale za to dziwnie zyskuje na człowieczeństwie". Super! Pasują mi jak ulał!
Po trzecie; piszesz, że "Impreza 01" to nowa wersja Pierwszej Części Dziennika. I słusznie zrobiłeś pisząc ją na nowo, bo ze wszystkich była zdecydowanie najsłabsza. Ale chyba przesadziłeś w druga stronę, bo dywagacje filozoficzne z Bogdanem zniknęły z tekstu zupełnie. Na zawsze?
Po czwarte; to już nie pytanie - ale muszę powiedzieć, że za opis pierwszego stosunku Kornela z Agnieszką, powinieneś dostać oddzielną pierwszą nagrodę - dawno się tak szczerze nie uśmiałam!
Po piąte - teraz dopiero rozumiem, czemu tak łatwo dałam się złapać na Twoje miłe słówka w komentarzach - już wtedy bajerant wobec forumowiczek był z Ciebie pierwsza klasa :)
Pozdrawia uśmiechnięta Ania

Opublikowano

Poeto2000
Bardzo dziękuję, że raczyłeś odpowiedzieć na moje pytanie.
Napisałeś między innymi cyt. "A to że np. kobieta która mu się spodobała nie chciała koło niego usiąść w tym fragmencie tekstu nic nie wnosi jak dla mnie." No i właśnie staram się traktować tego rodzaju opinie jako konstruktywno-pozytywne. :-)
Poeto masz absolutną rację w tym co piszesz. Jednocześnie Twoja uwaga zwyczajnie uświadomiła mi, że warto byłoby nawiązać w jakiś sposób do tamtej sytuacji zniesmaczonej kobiety w pociągu.
Na przykład bohater przy ogólnej wesołości pijanych imprezowiczów znów ściągnie skarpety i wyłoży te swoje stopy na stół wywołując tym ryk śmiechu. Może nie każdy z czytelników wychwyci, że jest to nawiązanie mające delikatnie pokazać różnice w odbiorze tej samej rzeczy w zależności od sytuacji, ale może choćby gdzieś w podświadomości czytelnika historia zniesmaczonej paniusi będzie miała swoją rację bytu.
Pozdrawiam serdecznie ze Świnoujścia :-)
Ps
A ja lubię Szczecin. Mam miłe wspomnienia z czasów młodości.

Opublikowano

Aniu :-)
Ha,ha! Jakżem się uśmiał czytając ten ostatni Twój komentarz. Bardzo miło mi, że przeczytałaś wszystkie zamieszczone części dziennika. Wiem jak ciężko czyta się teksty w wersji elektronicznej. Naprawdę to zrobiłaś? Nie bajerujesz? (Ty tym razem) :-) Dało się je czytać jedno po drugim?

A teraz odpowiem, może trochę żartując, może trochę serio - na postawione przez Ciebie pytania. Sam jeszcze nie wiem, co mi się za chwilę napisze :-)
Oczywiście, że dziennik jak dotąd nie został wydany. Nawet jeszcze nie było takich prób. Wciąż jest w dużych powijakach, zresztą już troszeczkę jesteś w te moje sprawy wtajemniczona. :-)

Co do cytowania moich zdań; wydaje mi się, że aby zacytować fragment czyjegoś tekstu nie potrzebna jest do tego zgoda autora. Chyba, że chcesz je użyć jako swoje i nie stosować znaków cudzysłowu. Za ogrom pomocy jakiej zaznałem od Ciebie, daję Ci prawo cytowania tych zdań bez ujmowania ich w cudzysłów. Osobiście jednak odradzałbym takiego zabiegu przez wzgląd na osoby trzecie, które mogłyby uznać to jednak za plagiat. :-)

Dywagacje filozoficzne z Bogdanem nie zniknęły z tekstu. Wręcz przeciwnie. Wszystko jest pisane pod te dywagacje. Muszę, kurczę, tak opisać tę imprezę, aby czytelnik nabrał na tyle zaufania do autora żeby chciało mu się rzeczywiście rozumieć o czym rozmawiają ci dwaj przyjaciele.
Zgadzam się ze wszystkim o czym napisał w ostatnim swoim komentarzu Poeta2000. Ale ja te wszystkie nieznaczące fragmenty wymyślam i zamieszczam tylko po to, by w końcu mogło dojść do tej filozoficznej rozmowy. :-) która odbyła się naprawdę.

Cieszę się, że rozbawiła Ciebie historia pierwszego stosunku Kornela. Ciekaw jestem, czy Ona gdyby ją przeczytała, to czy też by się uśmiała. Jakiś czas temu skontaktowaliśmy się ze sobą dzięki portalowi "Nasza Klasa". Nic nie wspomniałem, że jest jedną z postaci dziennika :-) Chyba zmienię jej imię. Co mi radzisz? :-)

Jeśli chodzi o punkt piąty :-) Aniu, może mogłabyś usunąć to zdanie? Ja bajerant? :-) No co Ty.
Staram się tylko być grzeczny i miły.

Pozdrawiam serdecznie :-)

Opublikowano

Odpowiadam po kolei:

Przeczytałam wszystkie, więc się dało. Jak mi nie wierzysz, możesz mi zadać pytania kontrolne.

Zatem próby należy podjąć, bo - po niewielkich poprawkach - Dziennik na to zasługuje. Ja się na tym nie znam, ale z opinii innych osób - tu na tym forum - słyszałam, że to głównie kwestia kasy. Reszta w miarę prosta do załatwienia.

Nawet nie pomyślałam o cytowaniu bez cudzysłowu. Tak się po prostu nie robi.

Cieszę się, ze dywagacje wrócą - wyłożone w przystępniejszy sposób, mam nadzieję, bo w pewnym momencie całkowicie przestałam rozumieć, czemu tak się ekscytujesz nieistnieniem.

Pewnie, że zmień, nie każdej dziewczynie publiczna wzmianka o "błyskawicznym przebraniu za biblijną Ewę" się spodoba, nawet jeśli w rzeczywistości jest tak bezpruderyjna, jak w Dzienniku. W każdym razie, mnie by się to nie spodobało na pewno.

Nie usunę. Grzeczność wychodzi Ci nadzwyczajnie.

:) Ania

Opublikowano

Pytasz czemu tak się ekscytuję nieistnieniem."? Cóż. Może spróbuj jeszcze raz przeczytać ten fragment. Nieistnienie świata było ostatecznym wnioskiem niemożliwości zaakceptowania niewyobrażalnych dla człowieka dwóch koncepcji kosmosu: skończonego i nieskończonego.
Gdy czytam na forach dyskusje o solipsyzmie to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Nawet słynny J. M. Bocheński, logik, historyk logiki i filozof, sowietolog, dominikanin napisał:
"SOLIPSYZM. Skrajna i skrajnie zabobonna postać idealizmu* teoriopoznawczego (podmiotowego). Zgodnie z nim istnieje tylko filozof przyznający się do solipsyzmu - wszyscy inni ludzie i rzeczy w świecie są tylko "ideami", wyobrażeniami w jego umyśle. Solipsyzm jest jeszcze bardziej przeciwny zdrowemu rozsądkowi niż pospolity idealizm podmiotowy - jak gdyby łatwiej było przeczyć istnieniu rzeczy aniżeli istnieniu innych ludzi. Bertrand Russell, który był filozofem zdrowego rozsądku, opowiada, że dostał kiedyś od wybitnej logiczki McCallum list, w którym pisała mu: "Jestem solipsystką i jestem pewna, że wielu ludzi podziela moje poglądy". "To powiedzenie, wychodzące spod pióra wybitnej logiczki, nieco mnie zdziwiło" - pisze Russell. Bo solipsyzm wygląda w rzeczy samej na sprzeczność: jeśli solipsysta nie wierzy w istnienie innych ludzi, to po co swój solipsyzm głosi?"

Co dowodzi, moim zdaniem, że logik z Bocheńskiego był żaden, zresztą Bertrand Russell też się nie popisał. Nie znalazłem w internecie ani jednego wpisu, z którego wynikałoby, że ktoś rzeczywiście zrozumiał Solipsyzm.
Chyba trzeba przeżyć coś takiego jak moi bohaterowie, coś w rodzaju nagłego objawienia aby objąć całościowo tę filozofię.
Osobiście stawiam piwo temu, kto udowodni, że przytoczony fragment listu McCallum wcale nie ośmiesza jej jako solipsystki. Sprawa tak naprawdę jest bardzo prosta, ale jakże trudna do ogarnięcia rozumem ;-)

Opublikowano

Aniu, oczywiście że spróbuję, ale nawet skoro słynne światłe umysły nie zawsze dają radę ogarnąć sens solipsyzmu, to tracę wiarę, że uda mi się to polać takim sosem, aby stało się to jadalne. Nic to. Najważniejsze aby próbować. Prawda? :-)

Opublikowano

Nieprawda :) Jeśli sens nie daje się ogarnąć, to coś z nim jest nie tak. Jeśli naprawdę chcesz "sprzedać" ten sens musisz nas zarazić swoim entuzjazmem, musisz wymyślić sos, którego każdy będzie chciał spróbować. Możesz poeksperymentować na mnie. Jestem wymagającym smakoszem więc na degustatora świetnie się nadam (nie ma to jak dobre mniemanie o sobie). I co to za gadanie "tracę wiarę"? Kokietujesz mnie?

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Przeczytałam "Imprezę" jeszcze przed poprawkami; słuchałam jej - z przyjemnością - masz ciekawy głos, ale warsztat do obróbki; oczywiście przeczytałam raz jeszcze. Nie jestem dobrym krytykiem. Wolę być oceniana, niż wystawiać ocenę. Zwłaszcza, że twój tekst został już rozłożony na części pierwsze. Niemniej mogę się poprzyczepiać, ale tylko do przecinków.
1)"Po chwili pojawiła się w korytarzu i już miała rozsuwać drzwi, gdy nagle krzywiąc się ze wstrętem zrezygnowała"
a)imiesłów zakończony na -ąc, -łszy, -wszy — bez względu na to, jak interpretujemy jego funkcję w zdaniu — oddziela się przecinkiem wraz z ewentualnymi jego określeniami od poprzedzającej go lub następującej po nim reszty zdania lub wydziela się go przecinkami, jeśli jest wtrącony w zdanie
czyli "krzywiąc się ze wstrętem" należy oddzielić
b)można zrobić dwa zdania, np. "Po chwili pojawiła się w korytarzu. Już miała..."
c)"miała rozsuwać drzwi" a ile razy miał to zrobić? powinno być "miała rozsunąć drzwi"
2)"Odchodząc rzuciła jeszcze przez ramię takie spojrzenie, że aż poszło mi w pięty" - zasada oddzielania lub wydzielania przecinkiem imiesłowów mających określenia lub określeń nie posiadających, po "odchodząc" przecinek
3)"Gdy tylko wszedłem do klatki usłyszałem hałas dobiegający z jego mieszkania." - trzeba oddzielić zdanie podrzędne, "...klatki, usłyszałem..."
4)"Bogdan wepchnął mnie do mieszkania gdzie przy stole siedzieli Artur..." - przecinek przed "gdzie"
5)"Odskoczyłem robiąc przejście po czym jak na faceta przystało odprowadziłem wzrokiem dupcie" - przecinki wydzielające "robiąc przejście" i wydzielające "jak na faceta przystało". I można zrobić dwa zdania, a nawet trzeba. To twoje jakoś brzydko wyszło.
Ale tak na prawdę, to ja się na tym w ogóle nie znam.
No to lecę, bo mały miauczący bydlaczek mi już żyć nie daje.
Pozdrawiam ;-)

Opublikowano

To teraz ja, tak jak obiecałam, dorzucę coś od siebie.

Najpierw to, co na "nie".

W którymś momencie pomyślałem, że gdybym był niewidomy, to pewnie pomacałbym ręką, czy w ogóle mam je na sobie. - dorzuciłabym "żeby sprawdzić, czy w ogóle mam je na sobie"

Buty ciach na grzejnik, a skarpety rozwiesiłem obok. - to "ciach" wytrąciło mnie z rytmu czytania. Raczej "położyłem na grzejniku"

Jako że ubieram się w tanie - co za tym idzie - gorsze jakościowo rzeczy, oczywiście moje stopy zafarbowały od skarpet! -I teraz moje ulubione zdanie :D Moim zdaniem jest niepotrzebne, bo sztuczne. Tekst to pamiętnik, prawda? A tutaj wygląda to tak, jakby autor pamiętnika miał świadomość, że pisze dla czytelnika. I opisywał siebie na potrzeby czytelnika właśnie. Moim zdaniem, nawet jeśli tekst jest pamiętnikiem tylko w formie, a tak naprawdę ma zostać wydany, powinien zachować formę pamiętnika. A więc autor nie powinien pisać tego, co jest dla niego samego oczywiste. Wystarczyłoby: Oczywiście stopy zafarbowały mi się od skarpet. Ach, no i zabrakło "się". :)


gdy nagle krzywiąc się ze wstrętem zrezygnowała. - tu przecinki. gdy nagle, krzywiąc się ze wstrętem, zrezygnowała. To wtrącenie i zdanie mogłoby istnieć bez "krzywiąc się ze wstrętem".

Chciał nie chciał, musiałem wrócić do poprzedniej pozycji - raczej mówi się "chcąc nie chcąc", chociaż może u Was nad morzem inaczej.

Generalnie wszystko szło dobrze i zjawiłbym się u Bogdana na umówioną godzinę, gdyby nie to, że... no właśnie… - nic, nie szło dobrze! - To szło, czy nie szło?

w tym momencie… coś się ze mną dzieje! Nie potrafię odpowiedzieć uśmiechem … Przed oczami mroczki, czoło oblewa pot. Nogi robią się jak z waty... - wchodzę do środka i od razu chwytam się czegoś, by nie upaść... Dostrzegam fragmenty otoczenia, ale nie umiem powiązać ich ze sobą… - Jakby z oddali słyszę swój głos wybąkujący życzenia, widzę rękę wręczającą książkę, wieszak i palce zatykające kurtkę na haczyku – może moje, może Bogdana. Skarpety, które jakoś znów pozbyły się butów… – Byłem rozbity... - musisz się zdecydować na jeden czas. Jak przeszły, to cały czas przeszły. "Coś się ze mną stało...nie potrafiłem" itd. Sama zresztą mam z tym problem...


Jakimś cudem zobaczył we mnie swojego... - nie wiem - przeciwnika, oponenta? - teraz tak, przeciwnik to to samo, co oponent. Powtarzanie tego samego słowa dwa razy nie ma sensu, chyba, że autor pamiętnika/ bohater zastanawia się "co brzmiałoby lepiej". Jeśli koniecznie chcesz tam wrzucić dwa słowa - co faktycznie brzmi lepiej niż jedno - dałabym: rywala. Rywal od przeciwnika też za bardzo się nie różni, ale bardziej niż oponent, który jest tylko synonimem.


To, co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Ujrzałem dwie piękne brunetki, wysokie i zgrabne – które, co mnie jeszcze zaskoczyło, były w identycznie zielonych spódniczkach jak u Marty. - tutaj dodałabym "co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło" i zmieniła troszkę szyk: "były w identycznych jak u Marty zielonych spódniczkach."


Ta, bliżej mnie, śmiejąc się układała kanapki na talerzu, zaś druga oparta zadkiem o blat, również chichocząc, potrząsała lewą ręką. - przecinek po 'Ta' jest niepotrzebny. "zaś druga, oparta zadkiem o blat, również chichocząc, potrząsnęła lewą ręką" - to wszystko są wtrącenia. Wiem, dziwnie to wygląda, kiedy tak roi się od przecinków.

A wiesz, że to nie głupi pomysł! - słownik języka polskiego mówi, że "niegłupi" pisze się razem.

Teraz to, co zdecydowanie na "tak".

Historia, jak już się rozkręci, może być ciekawa.

Dialogi są bardzo naturalne. Na przykład widać od razu, że Artur jest pijany. Podoba mi się to.

Niektóre Twoje zdania bardzo mi się podobają. Jak na przykład: "szybciej niż w tym zdaniu do kropki..." albo "To właśnie w goleniowskim szpitalu narządy rodne mojej matki wydaliły mnie na ten popieprzony świat. "

Podoba mi się też synestezja "lepki głos".

Czekam na więcej. Mam nadzieję, że moje komentarze Cię nie zniechęcą, a na coś się przydadzą.

Pozdrawiam gorąco!
Leah

Opublikowano

Do Oluśki

1b)można zrobić dwa zdania, np. "Po chwili pojawiła się w korytarzu. Już miała..." - Tak zrobię.
1c) "miała rozsuwać drzwi" a ile razy miał to zrobić? powinno być "miała rozsunąć drzwi" - Bardzo fajna uwaga. Święta racja :-)
Wszystkie uwagi biorę sobie do serca.
Po Twoim komentarzu mam postanowienie przysiąść do zasad dotyczących przecinka.
Wielkie dzięki
Pozdrawiam serdecznie :-)

Opublikowano

Do Leah

1) "Jako że ubieram się w tanie - co za tym idzie - gorsze jakościowo rzeczy, oczywiście moje stopy zafarbowały od skarpet! -I teraz moje ulubione zdanie :D Moim zdaniem jest niepotrzebne, bo sztuczne. Tekst to pamiętnik, prawda? A tutaj wygląda to tak, jakby autor pamiętnika miał świadomość, że pisze dla czytelnika. I opisywał siebie na potrzeby czytelnika właśnie. Moim zdaniem, nawet jeśli tekst jest pamiętnikiem tylko w formie, a tak naprawdę ma zostać wydany, powinien zachować formę pamiętnika. A więc autor nie powinien pisać tego, co jest dla niego samego oczywiste. Wystarczyłoby: Oczywiście stopy zafarbowały mi się od skarpet. Ach, no i zabrakło "się"." :) - Świetna uwaga. Bardzo ważna dla formy.

2)"To, co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Ujrzałem dwie piękne brunetki, wysokie i zgrabne – które, co mnie jeszcze zaskoczyło, były w identycznie zielonych spódniczkach jak u Marty. - tutaj dodałabym "co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło" i zmieniła troszkę szyk: "były w identycznych jak u Marty zielonych spódniczkach." - Brzmienie tego zdania męczyło mnie. Ty znalazłaś rozwiązanie :-)

Wszystkie uwagi wykorzystam, aby poprawić tekst. Dzięki serdeczne.

Krytyczne uwagi mnie nie zniechęcają, wręcz przeciwnie. Źle znoszę natomiast pochwały, bo czasami mnie paraliżują :-)

Pozdrawiam również gorąco :-)

  • 8 miesięcy temu...
Opublikowano

Widzę przyjacielu, że masz jeszcze większe problemy z ustrzeżeniem się przed błędami z pisaniem dłuższych tekstów niż ja... po pobieżnym przejrzeniu tekstu i komentarzy stwierdzam, że chyba nie chciałbym, abyś znęcał się nad moim biednym Kaktusem :P bez obrazy, ale chyba umiałbym go lepiej rozwinąć gdybym chciał...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Myślę, że Polska nie jest najnieszczęśliwszym z państw, jak to się zdaje po lekturze wielu ujęć jej dziejów. – Czy to nie przeniesienie wady wiadomości, przedstawiających serię codziennych katastrof? – Bo, spójrzmy na końcówkę listy krajów szczęśliwych, na te najnieszczęśliwsze: – Państwo wielkomorawskie – nie przeżyło średniowiecza; – Księstwo Serbołużyczan –  nie przeżyło średniowiecza;           A przecież odnotowywani są ich władcy: Książę Derwan (ok. 632 w kronice Fredegara, łac. Dervanus, dux Surbiorum), jako książę plemienia Surbiów (tj. Serbów łużyckich), Książę Miliduch (†. 806, łac. Miliduoch, Melito, Nusito) – książę serbołużyckiego związku plemiennego, a nawet z tytułem „król Serbii”. – Państwo Wieletów vel Luciców – nie przeżyło średniowiecza; – Państwo Stodoran –  nie przeżyło średniowiecza; – Państwo Obodrytów –  nie przeżyło średniowiecza;           A przecież znani są ich niektórzy władcy, np. Książę Gostomysł (†844, łac. Goztomuizli, Gestimulum). Książę Stoigniew (†955), wymieniany jako współrządzący z Nakon (†965 lub 966) Książę Dobomysł (w 862 wg Annales Fuldenses odparł najazd Ludwika II Niemieckiego, po łac. zwano go Tabomuizl), Książę Mściwoj, który w r, 984 roku wziął udział w zjeździe w Kwedlinburgu. Książę Przybygniew vel po niemiecku Udo. Książę Racibor. Książę Niklot. – Prusowie – nie przetrwali średniowiecza; – Jaćwingowie – nie przetrwali średniowiecza; – Królestwo Burgundii – nie przetrwało średniowiecza, choć w latach 1477-1795 wymieniani są władcy Burgundii ale tylko tytularni, bez ziemi i realnego państwa. Itd. A Polska? Z Polską jak widać mogło być dużo gorzej!   Pozdrawiam!  
    • piękny dzień  słowo Ciałem się stało    niebo otworzyło świt  przyszedł na świat  Bóg człowiek    Jego słowa  światłem  światłem  wskazującym drogę    mamy  prawdziwą wolność  możemy Go przyjąć  lub nie  nasz wybór    bez Światła… łatwo pobłądzić   12.2025 andrew  Boże Narodzenie   
    • Czym jest miłość, gdy zaczyna się kryzys? Co się czai, by zranić, by zabić jak tygrys? Gdy chcesz pogadać, lecz pustka w głowie. Zapytasz „co tam, co robi?” i po rozmowie. Albo przemilczysz i nie napiszesz słowa, wtedy powstanie wielka brama stalowa, którą będziecie próbować otworzyć, by szczęśliwe chwile od nowa tworzyć. No chyba, że żadne kroku nie zrobi — wtem brama się zamknie i kłopotów narobi.
    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...