Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Oluśka

Użytkownicy
  • Postów

    83
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Oluśka

  1. Na każdego człowieka przypada pewna liczba zmartwychwstań. Ile? Co ile lat mamy się odradzać? Co 3? Co dekadę? I tak w ogóle to w jakim celu to całe wstawanie z popiołów? Reset pamięci, zebranych informacji, zakodowanych doświadczeń. Jaki to sens? Sens nie żyje. Smacznego jajka.
  2. "Ta jego wielka miłość, o której mi opowiadał była córką znanego pisarza i żoną opozycjonisty." - Pani Wando, a gdzie jest przecinek? powinien być przed "była" "Jej mąż wyjechał do Paryża, była sama, ta okoliczność musiała być dotkliwa, wiedziała przecież gdzie jest Przemek, ale przyjechać tu nie mogła." - zbyt długie to zdanie. Niech Pani je podzieli na mniejsze. Od razu będzie można przeczytać. To tyle. Tylko ONA w podejrzeniach? Czyżby? Pozdrawiam
  3. Czytałam i przed i po poprawkach. Jak zwykle chylę czoła. Dawaj ciąg dalszy. Pozdrawiam:)
  4. Dzięki Aniu za uwagi. Taki króciak, a tyle błędów. Dobrze, że ktoś to czyta i widzi więcej, niż ten kto to pisze. Pozdrawiam zasypana puchem:)
  5. Do oczu napłynął jej Zły - w sumie to tak powinno być. Z tym pisaniem jest różnie - czas czasem nie pozwala... Zobaczymy. Cieszę się, że ciągle zaglądasz. Zza zasp - pozdrawiam cieplutka :)
  6. Chciałem kochać doskonale. Tak chciał bohater, a nie wiedział, że właśnie było doskonale, do samego końca. Gdyby historia potoczyła sie inaczej, nie byłoby idealnie. Bardzo dobry tekst. Bałam sie jego wielkości, ale strach szybko przemienił się w prognienie pochłonięcia całości. Pozdrawiam:) zimowo
  7. - Witaj, Elu – młody mężczyzna pocałował kobietę w policzek. - Chcesz kawy? – ziewając, zaprosiła gościa do domu. – Jechałeś całą noc, prawda? Wstawiła wodę na gaz. Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień. Mały wrócił do samochodu i, przyciskając palec do ust, wszedł do domu. W ręku trzymał nosidełko. - Ciii… Jeszcze się nie obudziła. Niech śpi sobie, kruszynka. Ela na widok wnuczki uśmiechnęła się bardzo szeroko, a do oczu napłynęły jej łzy wzruszenia. Maleństwo było śliczne, z białymi loczkami, troszkę pyzate. Raczej niepodobne do rudowłosej matki. - Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar. - Wysyłają mnie na dwa miesiące – westchnął i spojrzał na Elę. – Jak Mała się czuje? Jest jakaś poprawa? - Będziesz u niej dzisiaj? - Tak, wezmę tylko prysznic i pojadę do kliniki – temat Małej był ciężki i rozmowa między Elą a Małym nie kleiła się zbytnio. Oboje unikali kontaktu wzrokowego i wzdychali co chwila. – Nie chciałbym, żeby Julka się obudziła jak jestem, bo mnie nie wypuści – tylko maleństwo dawało im powód, aby się uśmiechać i rozmawiać. - Uważaj co będziesz mówił przy moim dziecku. Wiesz, że to ciężka sprawa… – urwała w połowie zdania, a na jej twarzy pojawił sie cień bólu. – Pewnie nie będzie chciała na ciebie patrzeć. Mały nic nie odpowiedział. Jednym haustem wypił kawę, dał buziaka córce i zaczął zbierać się do wyjścia z kuchni. - Marek – Ela złapała go za rękę. – Jest kilka spraw, których jeszcze nie wyjaśniliście. - Wiem i nie jest mi z tym lekko – pocałował Czarną w czoło. Zawsze tak robił, jak jeszcze był z Małą. Dziś się zapomniał. – Jak wrócę, to porozmawiamy. Dwa miesiące wystarczająco wymęczą mnie psychicznie. Teraz nie jestem jeszcze gotów, a Mała nie jest w stanie. Przez dłuższy jeszcze czas Ela patrzyła na oddalające się, silnie umięśnione plecy chłopaka. „I co teraz?” pomyślała dopijając swoją kawę. „Przecież Julka nie jest jego, to widać. Cholera, obym się myliła”. Wychodząc, wypuściła na dwór kota.
  8. A z drugiej strony - alkohol jest dla ludzi. I nie tylko dla tych rozumnych. Czy bycie pijakiem musi być tak bardzo nacechowane negatywnie? Skoro pijemy w samotności, nie krzywdząc, nie bluzgając niewinnych, czy jest to złe? Aż tak bardzo nasze osobiste upodlenie musi komuś przeszkadzać? To przecież jak noszenie włosiennicy - samobiczowanie się wódką. Nikt mnichów nie kala za kaleczenie własnego ciała. Niech więc nie krzyżują tych, którzy świadomie się biczują, siedząc we własnej pustelni. Taka pokuta za grzech życia.
  9. Szacunek pomieszany z zachwytem. Świetny tekst. Każdy akapit jest jak fotografia, jak klatka z filmu dokumentalnetgo o prozie życia. Chylę czoła. Pozdrawiam :)
  10. www.youtube.com/watch?v=MdOnNHNQtEI
  11. Dzięki wielkie za reakcję na małą spowiedź bohaterki - alkoholiczki. Niezmiernie mnie to cieszy, choć wiem, że nie ma się z czego cieszyć. Temat jest ciężki, ale jakże powszechny. Owszem, lubię wino, ale w odróżnieniu od Oli nie pijam do lustra. To jest dno den. Sam tragizm ówczesnego życia jest właśnie taki - pusty dom, w którym po całym dniu ciężkiej pracy nikt nie powie: "Co dziś na kolację?", i zimne samotne noce. Jedyną osobą, która przytula jest biały porcelanowy czarodziej. XXI wiek zabija w zatrważająco szybkim tempie. Cieszy mnie, że autor chce dyskutować z bohaterem. Pozdrawiam:)
  12. Czas nie leczy ran, wódka nie leczy ran, śmierć nie leczy ran. Wszytko prowadzi w dół po równi pochyłej. Brak mi słów. Mocno daje po głowie. I dziękuję za natchnienie. Pozdrawiam serdecznie:)
  13. Bóg dał oczy, żeby patrzeć i uszy, żeby słuchać. A to co widzę jest smutne. Niestety tak jest wszędzie i nieustannie. A czas nieubłaganie płynie. Dziękuję za słowa uznania. Pozdrawiam cieplutko:)
  14. Dzień dobry. Nazywam się Ola i jestem alkoholikiem. Za co mi bijecie brawo? Za pijaństwo? To nie problem przyznać, że ma się problem. Problemem jest z tym problemem zawalczyć. Bo po co. Bo nie zawsze się chce. A czemu piję? Bo lubię. Powie to każdy alkoholik. Nic nie sprawia takiej przyjemności, jak zatapianie się w wysokoprocentowym morzu. A że jest to morze łez – trudno. Los taki bywa: raz pod wozem, raz pod wozem. I co tu zmieniać. Frazes „Każdy jest kowalem swego losu” jest zupełnie błędnym sformułowaniem. To ludzie nas kształtują, otaczający świat, a my zbytnio nie mamy na to wpływu. Ale dobra. Odpowiedzialność za picie biorę na siebie, bo nikt mi nie każe tego robić. Ale też mi nikt nie broni tego robić. Koło się zamyka. A z drugiej strony „Każdy jest kowalem swego losu”. Wybór należy do mnie. Wybieram. I co z tego, że mam świadomość swojego uzależnienia? Palacz też wie, że pali. Nie proszę o pomoc. Chcę tylko czasem z kimś pogadać, na trzeźwo. W stanie zamroczenia dialog z osobą w lustrze w zupełności wystarcza. Dziękuję.
  15. Temat rzeka...ile istnień czujących tyle wypowiedzi i przeżyć. Najbardziej krzyczą i bulwersują się osoby, które nigdy nie były zranione. Ale może być inaczej, o czym świadczy, prawdopodobnie, przedostatnia wypowiedź mężczyzny, który, jak sądze, w potworny sposób traktuje kobiety, ponieważ go kiedyś jakaś wypluła. Ta wypowiedź jest świetnym przykładem pewnych modelowych zachowań, słabych mężczyzn, którym się wydaje, że są wielcy. Dobry tekst, daje do myślenia, choć ci co powinni go przeczytać, tu, zapewne, nie zaglądają. Pozdrawiam:)
  16. Dzięki za odwiedziny, Pozdrawiam :)
  17. Witam, witam. Czarnowłosą przerobiła, a co do przecinków - to mam totalny oczopląs i jakoś nie mogę się skupić, więc pomoc na wagę złota. Penelope? Nigdy bym tak o niej nie powiedziała, ale cieszę się, że jedna moja postać wzbudza jakieś uczucia. Miło, że zaglądasz. Pozdrawiam:)
  18. Ela coraz częściej łapała się na tym, że unika lustra. Zwłaszcza rano niechętnie zerkała na swoje odbicie. Czas był dla niej łaskawy, ale ostatnie problemy z córką zniwelowały dobroczynne działania stosowanych przez nią mazideł. Czarnowłosa, piękna, z błyszczącymi oczyma. W każdym miejscu, w którym się pojawiała, zostawiała po sobie niedosyt. Obcowanie z tą kobietą sprawiało innym paniom niezmierną przyjemność. Panów doprowadzała do szaleństwa. Czarująca, uśmiechnięta, życzliwa, niewymownie piękna wszystkim zapadała w pamięć. Mimo całego dobra, które w ciągu życia ofiarowała światu, nie trafiło ono do niej listem zwrotnym. Przydała jej się twarda dupa. Nikt jej nigdy nie rozpieszczał. Życie nie nosiło Eli na rękach, a mężczyźni, z którymi krzyżowała swoje drogi, okazywali się niegodni miana człowieka. Powtarzała schemat życia kobiet swojego rodu. Tak jak jej matka, sama wychowywała swoje dzieci. Mąż, tyran i łajdak, wyniósł się z jej życia, jak była jeszcze młoda. Był tancerzem i bardzo często szukał u innych kobiet uniesień, podobnych do ekstazy doznawanej w tańcu. Pląsał z nimi gdzie się dało, zapominając o młodej i pięknej żonie. Mężczyźni na dłuższą metę nie nadążali za otwartym umysłem Czarnej. Była niezwykle utalentowana plastycznie i muzycznie, a to nie przeszkadzało być jej do tego dobrą kucharką i cudowną kochanką. Oczarowani nią partnerzy nie radzili sobie z jej podejściem do życia i pasją. A Ela ponad wszystko ceniła swoją prywatną przestrzeń i wolność. Facetów miała wielu i w każdym zakochiwała się na zabój. Ale mało który godny był wspomnień. Jakąkolwiek wartość przedstawiał Konrad, jej długoletni przyjaciel, ten ostatni. Ale po wejściu w średni wiek, czy też przechodząc męską menopauzę, zaczął unikać swojej przyjaciółki. I została sama. Zdana na siebie, na własne siły, wychowała swoje potomstwo najlepiej jak potrafiła. A bóg obdarzył ją córką i synem. Ela miała całe życie pod górę, ale zawsze kroczyła z dumnie podniesioną głową. Ludzie nie znosili jej za jedną rzecz. Nie mieściło im się w głowie, jak samotna kobieta, po przejściach, może iść przez życie z uśmiechem na twarzy. Zawsze, kiedy spotykali Czarną na ulicy, obdarowywała wszystkich swoim czarującym, promienistym uśmiechem. A wiadomo jacy są Polacy i co mogli myśleć, widząc ją, zadowoloną z życia, wesołą, dumną. Czarna była już emerytką. Kiedyś uczyła muzyki i plastyki. Niby nic, ale z wielkim sercem przekazywała miłość i pasję do sztuki. Dzieciaki ją za to kochały i szanowały. Teraz robiła to, o czym całe życie marzyła. Odpoczywała, czytała, spacerowała, gotowała i malowała. Dom Małej stał się dla niej warsztatem, w którym spod jej pędzla wychodziły piękne pejzaże. Sztalugi rozstawiała w wielkim ogrodzie. W trawie walały się farby i pędzle. Na małym, drewnianym stoliku stawiała dzban, parzonej sobie tylko znanym sposobem, kawy, miskę owoców, przeważnie jabłek i oddawała się ekstazie tworzenia. Często towarzyszył jej Anael. Odkąd Mała wylądowała w szpitalu, czuł się samotny, a Ela była jedyną osobą, na której kolanach potrafił zasnąć. Jak nie zajmował się swoimi sprawami, siadał na ławce obok Eli. Wygrzewał się w słońcu, leniwie przeciągał. Często zasypiał i budził się po usłyszeniu chociażby najmniejszej przelatującej muchy. Ciekawski kot wąchał pędzle i farby, jakby sprawdzał, czy każdy kolor rzeczywiście ma inny zapach. Tego dnia Czarna boso, w ogrodniczkach z nogawkami podwiniętymi do kolan i podkoszulku upaćkanym farbami tańczyła wokół swego dzieła w takt pieśni Leszka Długosza. „Ja chciałbym być poetą, bo byczo u poety, bo u poety cztery żony, a z każdą dawno rozwiedziony, a ja lubię kobiety” – doleciało do uszu dziewczyn, powracających z wycieczki krajoznawczej. Miękki i ciepły głos Eli dobrze dopasował się do barwy wielkiego pieśniarza i dziewczyny oniemiały z wrażenia. Kwiatek dał malarce bukiet, nazbieranych po drodze do domu, polnych maków i razem z Karą, we trzy, zasiadły do kawy i do przeglądania papierów od Małej. Postanowiły, że razem otworzą paczkę podarowaną Karze w szpitalu. Musiały tylko poczekać, aż Ela zmieni poplamione farbami ubranie na czyste. W tym czasie dziewczyny zajęły się przygotowywaniem naleśników. Na początku opowiedziały jej historię ze Smutasem. Tę z samochodem i tę z wizyty w jego firmie. - Znam go – po namyśle dodała Ela. – Pamiętam jak opowiadała o kolegach z pracy. I o nim też. Tylko nie mówiła niczego wprost, jakby nie dotyczyło to jej osoby. Ale czułam, że coś jest na rzeczy. - Zobacz co napisała – i podały jej zapiski Małej. Sam tytuł ją lekko przestraszył, ale przerzucając kolejne strony zaczęła rozumieć zachowanie swojego dziecka. - Nie wiecie wszystkiego, dziewczynki – Ela obniżyła tembr swojego głosu. – Mam wnuczkę. Mała urodziła córeczkę i jutro się tu pojawi. Kara zatrzymała widelec z kawałkiem naleśnika w połowie drogi do ust. Kwiatek rozdziawiła ze zdziwienia buzię. - Dlaczego nic nie powiedziałaś? – z wyrzutem rzekły chórem. - To skomplikowana sprawa. Maleństwo przywiezie jej chyba ojciec.
  19. Serdeczne gratulacje! Przeczytane, przemyślane. Opowiadania są świetne.
  20. Składam podpis pod petycją. Do jest dobry pomysł. Pozdrawiam:)
  21. Unikając cierpienia można popaść w niezłe tarapaty, ponieważ jest ono bardzo mocno związane z naszą egzystencją. I, proszę, nie zwijaj się z powierzchni. Ale basta...Wreszcie wyszło słońce. Pozdrawiam:)
  22. Powiem szczerze: ślicznie dziekuję za taki komentarz. Pomyślę, wezmę pod uwagę zawarte w min sugestie. Wymiatasz:) bardzo podoba sie ta forma i z lekkim jajem:) Pozdrawiam cieplutko:)
  23. Między "gonić" a "dążyć" jest lekka różnica. A słowo "szczęście" to zbiór składających się na nie różnych dążeń, zrozumień, posiadań itd. I dlatego jest zbiorem nieskończonym, przynajmniej za naszego życia. Pozdrawiam:)
  24. "Podaj cegłę, podaj cegłę" - dalej już nie warto:) Miło mi, że czytasz, choć to takie pi tu pi tu tylko. Deszczowo:)
  25. Pierwszego dnia na wsi dziewczyny nie mogły się nadziwić pięknu okolicy. W malowniczo położonej wiosce, otoczonej zielonymi górami, stał dom ich przyjaciółki. Przypominał dworek z początku XX wieku, zarówno z zewnątrz, jak i z rozplanowania pomieszczeń. Na parterze była obszerna strefa dzienna, z otwartym na duży hol salonem, kuchnią i jadalnią, oraz część gospodarcza i dwie sypialnie. Jedna z nich, ta z bezpośrednim wyjściem do ogrodu, należała do mamy Małej. Wnętrza były przestronne, z otwartym od parteru aż po dach pokojem dziennym. Na piętro prowadziły drewniane skrzypiące schody. Była tam antresola i dwie sypialnie z oddzielnymi łazienkami i garderobami. Pokój Małej miał niewielką łazienkę, średniej wielkości garderobę, za to balkon z widokiem na ogród. W drugiej sypialni, w której rozgościły się Kara i Kwiatek, łazienka była ogromna, a garderoba przestronna. W końcu miały tu zamieszkać dwie dbające o swój wygląd kobiety. Piękna symetryczna bryła, a na deser zachwycający ogród. Mała zaimponowała swoim przyjaciółkom. W jej domu pachniało ziołami, jedzeniem oraz farbami. A do uszu dolatywała muzyka. Dom miał szansę stać się domem z duszą, ale na takie miano musiał poczekać parę ładnych lat. - Popatrz, jaka biblioteka – zatrzymały się przed olbrzymią szafą pełną różnych woluminów. – Kiedy ona zdążyła to wszystko zgromadzić? – Wśród współczesnych wydawnictw w zbiorze Małej znalazły się książki, które można było traktować już jako zabytki. - A ta płytoteka? – nie mogły przejść obojętnie obok nowoczesnego sprzętu stereo z wyeksponowanym adapterem. Kolekcja płyt winylowych swoją objętością i wartością dorównywała zbiorowi książek. - Część jest moja – jak zjawa pojawiła się Ela. – Ale Mała nie gardziła muzyką, którą ja cenię. Wręcz przeciwnie i wszystko jest teraz tu, razem. - Niesamowite. Przecież to fortuna – wielkie oczy Kary zrobiły się ogromne. - Być może. Nie to jest ważne – szczery uśmiech Eli działał uspokajająco. – Prawdziwy majątek ma się tu – i wskazała na serce. – Jadę do córci. Kupić wam coś w mieście? - Ucałuj ją. Jutro do niej zajrzymy, a dziś mamy plany poznawcze – dziewczyny spojrzały na siebie tajemniczo. – I dzięki, mamy wszystko czego nam trzeba. - Bawcie się dobrze, aniołki – mówiła, wsiadając do wielkiego czarnego Jeepa. Podczas zwiedzania domu, krok w krok za dziewczynami chodził kocur. Sprawdzał, czy aby nie broją i dokładnie obwąchiwał każdy dotknięty przez nie przedmiot. Czuwał nad stanem dobytku swojej nieobecnej pani. Dzień był piękny. Słońce pieściło zieleń przyrody, brązem okrywało odsłonięte ramiona i twarze. Po dokładnym przestudiowaniu domu, kochanki wybrały się na polowanie z aparatem. Lubiły robić zdjęcia, sobie i przyrodzie. Ich pasją było prowadzenie dokumentacji ze swojego życia. Może ktoś to kiedyś doceni, nie zgani, zrozumie, pokocha. Prowadziły wojnę z powszechnie panującą homofobią i dlatego gromadziły różne dowody swojej miłości. Po udanych łowach, zakończonych rytualnymi igraszkami na łące, wracały do domu. Od jednej gospodyni kupiły kobiałkę malin. Miały straszną ochotę na słodkie naleśniki. Kiedy szły, beztrosko wymachując aparatem i koszykiem, o mały włos nie rozjechał ich jakiś wariat w srebrnym Murano. Nie zdążyły nawymyślać odpowiednio kierowcy, gdy ten się cofnął. Z samochodu wysiadł Smutas. - Szukałem pani – jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale oczy miał szalone. – Musimy…Chciałbym porozmawiać. - Ale ja nie mam o czym z panem rozmawiać – Kara przyglądała się mężczyźnie z uwagą. - Gdzie ona jest? - Proszę pana. Nikt mnie nie upoważnił do udzielania takich informacji. - Ale w jakimś celu pani się u mnie zjawiła. Nie może mi pani teraz odmówić pomocy – ręce desperata uniosły się w błagalnym geście. - Miał pan dużo czasu, aby znaleźć Małą. Teraz nie jest odpowiedni czas. - Co pani przez to rozumie? - Nic to panu nie da, a jej może zaszkodzić – dziewczyny wzięły się z ręce. – Proszę wybaczyć, ale się spieszymy – dodał Kwiatek i odeszły. Na suchej, piaszczystej drodze Smutas stał przez chwilę, myślał. Potem wsiadł do samochodu i popędził w poprzednio obranym kierunku. - Nie dobrze, kochanie – Kwiatek objęła Karę. – Nie powinien był się tu pojawić. - Spokojnie. Poradzimy sobie – i przyspieszyły kroku. - Tak. Musimy coś ustalić, a Ela pewnie wie więcej – zamyśliła się Kwiatek. – Co ci Mała dokładnie powiedziała? Kara pomyślała przez chwilę. – Tak na prawdę, to niewiele. Wspomniała coś o pismach… – tu przerwała i ostatnie metry do domu przebiegła. - Czekaj! – Kwiatek z koszyczkiem malin wolała nie ryzykować upuszczenia smakołyków. Kara wyciągnęła z samochodu plik papierów, które w szpitalu dała jej pielęgniarka. - Tu coś jest. Czuje to. Dziewczyny usiadły na podłodze w salonie i zaczęły przeglądać dokumenty. Były tam jakieś rachunki, notatki na luźnych kartkach, maszynopisy, rękopisy, rysunki i inne osobiste zapiski. W jednym z grubych brulionów, na pierwszej stronie znalazły tekst napisany ołówkiem: „Mam 31 lat. Właśnie zaczynam nowe życie – po raz piąty. Dlaczego akurat w pociągu? To świetne miejsce na igraszki z myślami, wspomnieniami. Doskonałe na zabawę z wypaczonym umysłem. Symboliczne pożegnanie, a może katharsis? Na pewno czas w tym miejscu zastyga i pozwala się wchłaniać. Rytmiczne uderzanie kół. Zawsze mnie usypiał stukot pociągu, to miarowe odliczanie czasu, powolne zmienianie się krajobrazu. Rozpływam się, pomimo tego, że pociągi są obrzydliwe, brudne i śmierdzące. Nic się nie zmienia w tej kwestii od tylu już lat.” W tytule stało: „Prawie jak życie”. - O cholera – z wyraźnie przejętą miną Kara patrzyła na zeszyt. – Myślisz to samo co ja? – zwróciła się do swojej ukochanej. - Zaraz – Kwiatek zerwała się na równe nogi. – Głupio mi tak szperać w jej prywatności. - Poczekamy na Elę i będzie raźniej. - Masz racje. Pewnie lepiej to zrozumie – uśmiechnęła się do Kary. – A, i musimy jej powiedzieć o tym chudzielcu, który o mały włos nas nie zabił. Plan był opracowany. Wieczorem, przy naleśnikach miały wszystko powiedzieć Eli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...