Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

www.wiadomosci.onet.pl/2131139,11,1,1,,item.html

Polska. Chory kraj nad Wisłą, w którym ludzi wyrzuca się z pracy, za to że głoszą prawdę. Kraj, w którym kaci Narodu chodzą na wolności, śmiejąc się ze swoich ofiar. Chyba czas już obalić mit okrągłego stołu, jako wielkiego sukcesu, czyż nie?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sam fakt tak zdecydowanej reakcji ze strony lewicy mnie nie dziwi, zawsze bronią swoich interesów. Z ich pozycji to naturalne i racjonalne. Dla mnie wypowiadanie takich czy innych sądów to nie problem, w końcu jestem za wolnością słowa, ale dymisjonowanie "niepoprawnych" pracowników jest niepokojące.
Opublikowano

brakuje tylko żeby jaruzela został świętym,
za prześladowania, "komfort" życia i opóźnienie cywilizacyjne
a okrągły stół to faktyczne zachowanie wpływów komuny
w polityce i gospodarce,
już nawet sam profesor Wałęsa powiedział,
że okrągły stół był mylnym błędem /cokolwiek to znaczy/,
j.

Opublikowano

z powodu otrzymania plusa dodatniego mędrzec może nawet zweryfikować swój dotychczasowy pogląd, że: "gdyby w wodzie były ryby, to by wędkowanie było bez sensu",
j.

Opublikowano

Niech czerwone śmiecie radują się ile mogą` bo za kilka lat gdy lewactwo i jego sitwy osłabną, społeczeństwo spojrzy przez tę chmurę obłudy nowym wzrokiem, w nowy świat. Świat ludzi prawych, świat życia i pomocy bliźniemu, świat pozbawiony zła - lewactwa. Triumf prawicy i osteteczna klęska zwyrodniałych lewaków :))))))))

Niech tylko prawica europejska sie zjednoczy...

zawisną lewacy :)

Opublikowano

jest taki kraj w którym w ciągu kilku tygodni wymordowano
ponad pół miliona komunistów,
jako narzędzie eliminacji czerwonych posłużyła banalna maczeta,
w miastach Indonezji krew płynęła rynsztokami jak woda,
działo się to w 1965r.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Naszą słabościa, słabościa tych czasów to niekończące się dyskusje, nudne polemiki, zabawa w przerzucanie się argumentami. Jak coś jest złe, jak coś jest lewackie - to jest złe, to jest lewackie. trezeba to wyrzucic i po sprawie.

Więc odpowiadam: ważne jest znaleźć w Europie wielki śmietnik żeby się zła poozbyc :)))
Opublikowano

nakreśliłem tylko tło rozliczeń z komunistami
w tym wypadku z Komunistyczną Partią Indonezji,
i nie podzielam Twojego lekceważącego stosunku
do zarżnięcia maczetami 500 tys. ludzi,
a już nigdy nie zgodzę się aby śmierć kogokolwiek
porównać do śmietnika,
jacek.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a gdzie ja użyłem słowa: śmierć, morodować etc.

Kara śmierci tylko dla zwyrodnialców, a resztę po prostu odsunąć w cień, nie dać im znowu krzywdzić innych, zresztą wiekszość z nich jest całkowicie pozbawiona człowieczeństwa, jakich kolwiek ludzkich, ba nawet zwierzęcych odruchów, to taka odmiana raka na wyższym szczeblu. Organizm broni się przed rakiem m.in przez apoptozę, może my też powinniśnmy .
Oni czekają na nasza słabość. Oni wiedzą, że nasza prawość zmusza nas do szlachetnych gestów ;/ ale każdy gest to triumf ich zła... przykre, ale taka prawda

co też wszystkim te mydłeka FA chodza po głowie :DDDDDDDDDDDDDDDDDD no po prostu łee ^^ ^^ i łeee iu wogóle
Opublikowano

Patryk Nikodem! Za założenie kolejnego kretyńskiego wątku - wystąp! Piętnaście przysiadów z 6 kilo SIEDZĄCYM na barana! Migiem!
ADOLFIE! Podziw mnie bierze, nad pustką Cię dręczącą...dwanaście pompek na kciuku i bez stękania...
Ech, wszystkim owocom wolności przydałoby się stare, tradycyjne, zomowskie porządne pałowanie. Bez tego ani rusz...

Opublikowano

Marcin Erlin,
pokolenie Tusk Vision Network 24 jest wychowane na wartościach innych niż myślenie logiczne, patriotyczne itd.
tak jest panie dziennikarzu, rozumiem, jaruzel jet w porządku, ipn rozwiązać, anitę gargas wywalić - tak jest rozumiem,
99% głosujących na wybrańca to ludzie z wyższym wykształcenie, ja mam gimnazium ale chcę być z nimi,
tak jest śmiać się z cba, już to robią, kocham pana ze szkła i panią z wiadomości, prezydent jest śmieszny, oczywiście, rozumiem,

ale w życiu kraju są sprawy ważne /Ty ich nie pojmujesz ale one są/,
rozliczenia z komunizmem w Polsce żadnego nie było /tylko nieśmiałe, cząstkowe próby/,
i Patryk o tym napisał,
dla Ciebie nie ważne?
ale dla innych jest to ważne - uszanuj to,
i spróbuj zrozumieć,
jacek.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...