Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Myję zęby dokładnie,
przycinam kosmyk włosów,
przecieram uszy żeby
pozbyć się śladów wosku.

Golę zarost na twarzy,
i obcinam paznokcie,
w lustra głębi mirażu
pobudzam blady odcień.

Nieczystości usuwam
z najskrytszych części ciała,
żebyś, kiedy już przyjdziesz,
w czystości mnie zastała.

Czekam tutaj na ciebie
chyba ponad pół wieku.
Czasem myślę już sobie:
Ileż można, człowieku?!

Przecież stuknęły już mi
dziewięćdziesiąt trzy lata.
Przyjdź więc w końcu i zabierz
mnie wreszcie z tego świata.

Opublikowano

Łomatko, czarny humor! ;-)))
Moja babcia ze strony ojca miała 93, kiedy zmarła. I do końca miała własne zęby, grube warkocze dookoła głowy oraz sama chodziła po całej Warszawie, nie używając autobusów. Przy czym - co najdziwnwiejsze! - była całkowicie przytomna i trzeźwo myśląca - żadnej sklerozy cy starczej demencji!
Czego życzę każdemu z nas.

Opublikowano

Sywestrze, cały Ty! I Twoje poczucie humoru :))
Sprytne toto, oj sprytne...czekasz "ponad pół wieku,
posłusznie się "oczyszczając", aby być bez "cienia brudu",
ale jednak ...chcesz wyprosić 93!!!
A wiesz, że ja też mam takie marzenia?
:)))))
Dobry wierszyk na czas Adwentu.

Serdecznie pozdrawiam -
Krysia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


bardzo ciekawe skojarzenie, chociaż z obrazu Malczewskiego płynie nieco inny przekaz od tego, który chciałem przemycić w tej rymowance.
zdaję sobie sprawę z tego, że sam pomysł nie jest nowy, ale wbrew pojawiającym się tu i ówdzie głosom, uważam, że są tematy do których trzeba powracać i to w różnych formach.
zdrowia i ciepła życząc dziękuję za wgląd :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


moja miała 97. ostatnie miesiące przeleżała w łóżku, ale wcześniej była w pełni samodzielną babcią.
bardzo często zadawała sobie pytanie, jak długo jeszcze będzie żyła? i nie było w tym pytaniu lęku przed śmiercią, a jakiś taki żal czy wyrzut. często powtarzała, że wszyscy jej przyjaciele i znajomi dawno już odeszli, została tylko ona. braku tego nie była w stanie zrekompensować nawet najbliższa rodzina z gromadą wnuków i prawnuków włącznie. wtedy tego nie mogłem zrozumieć, ale wraz z upływem czasu jest mi coraz łatwiej.

pozdrawiam i do poczytania ;)
Opublikowano

Nie tak łatwo się wyrwać kolego. Możemy nawet panią z kosą kusić codziennie wyglądając niesamowicie czysto, poprzez precyzyjne strzyżenie, częstokrotne mycie zębów, a ona popatrzy i mrugnie jedynie okiem. Jakoś łatwiej jej rozkochiwać w sobie młodych, inteligentnych i żądnych odnalezienia sensu życia (może to jej przełożonemu nie na rękę?).
Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a chciałbyś stary zgredzie
bym Cię stąd zabrała
tu skończysz swe cierpienia
a tam czeka pałac

lecz wprzódy musisz dojrzeć
zrozumieć sens istnienia
poznać co miłosierdzie
i miłość co zmienia

świat ludzi i nakazuje
przebaczać winnym
przecież tyle jesteś wart
ile dałeś innym

zamiast tutaj wypisywać
takie dyrdymały
zrób rachunek sumienia
i zmieniaj się cały

pracuj pilnie nad sobą
nad swoim jestestwem
bym mogła Ciebie zabrać
z tego świata wreszcie

pozdrawiam Jacek
Opublikowano

Grunt, to zdrowe podejście :)
Moja babcia np. przez kilkanaście lat hodowała i podlewała kwiatki na "własnym", dobrze upatrzonym i wykupionym miejscu. Mądrą kobietą była, chyba też zrobię to samo - coby kłopotu w nieprzewidzianym momencie nie narobić :)
Ciekawie, pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I po co te oszustwa,
i po co zwody głupie?
Nikomu się przed tobą
donikąd nie da uciec.

Tego co wśród przepychu,
tego co nędzę spędzał,
żywot tak samo kończysz,
zostaje jedna nędza.

Z twojego to życzenia,
co dobrze się sprawował,
tak samo życie kończy,
jak niejeden konował.

Od twojego wyroku
żaden się nie wykupi
lekarz, prawnik, robotnik,
żaden mądry, ni głupi.

Powtarzam tę historię
choć znana jest ci cała,
boś ty, cholera, o mnie
chyba zapomniała.

Więc kiedy świat się chwieje,
bo zwiędłe zmysły słabną,
nie pozwól mi się stoczyć,
nie pozwól opaść na dno.

Wszystko ma swoją porę,
wszystko się kiedyś psuje,
nawet śmierć jest nieświeża
gdy się przeterminuje.


Dzięki Jacku za wizytę i trud komentarza ;)
Pozdrawiam i do poczytania :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...