Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 18.11.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
Twoje marzenie - jakże słodkie pragnę dziś spełnić, miła moja, i do roboty już się biorę, chwileczkę szczęścia podarować. Chcesz, by cię ktoś na rękach nosił, przez moment poczuć się królewną, rozanielone przymknąć oczy i nurka dać w rozkoszną ciemność. Niechaj więc dzisiaj cię zabiorą moje ramiona w rajskie kraje; no tylko - wiesz - przeciwbólową tabletkę muszę łyknąć najpierw. Później przed nami piękna podróż: może Wenecja? Co ty na to? Gondole, światła - a na końcu przeniosę ciebie przez most Rialto. Wieczór przegląda się w kanale, pod niebem strojnym w barwy wrzosów; wytrwam... zostało kroków parę... O rany boskie! Mój kręgosłup...!12 punktów
-
-Mistrzu, jak można dociec, gdzie będę po śmierci? -Przedstaw zasługi i winy dobremu sędzi, niczego nie ukrywaj i zadaj pytanie, a może będzie umiał odpowiedzieć na nie. Jego ocena będzie wskazówką dla ciebie. jakie są twoje szanse, by znaleźć się w niebie. -A czy można skorzystać z porady u księdza? -Dobrze gdy kapłan zdanie prawnika potwierdza, dla większego spokoju spytaj też rabina, będziesz pewny, gdy obie opinie podtrzyma.9 punktów
-
Mam jeszcze trochę czasu o wiele więcej wątpliwości. Nie znalazłam uzasadnienia.! Czasami ocieram się o szczyt śniąc szklany sen nocy, która bywa przezroczysta.! Zostawiam wtedy krwawe ślady intensywnej czerwieni może …za często się przebieram.!? Zmysłowo zamykam oczy ponieważ kiedy jej dotykam miękko opadam w śnieg.8 punktów
-
przemijanie to poezja umiejąca łzy obudzić i uśmiech to piękno w którym ukryto cierpienie oraz ulgę przemijanie to cud ozdobiony tym co już było to nie tylko próżnia w niej tli się iskierka przemijanie to sens był obecny i będzie to kraina drzwi których już nie otworzymy7 punktów
-
Człowiek gaśnie. W jednej sekundzie ciało traci prawo do własnej historii i staje się przedmiotem, który nie odpowiada już na dotyk świata. Ostatni wdech jest ciężki, mętny, brudny, jakby zaciągał się powietrzem z piwnicy, w której kurz i milczenie żyją dłużej niż ludzie. Płuca zapadają się powoli, jakby chciały schować w sobie ostatni strzęp ciepła przed zimnem pewnym swojej wygranej. Serce nadal próbuje - uderza krócej, słabiej, jak pięść waląca w pustą ścianę, która już nie oddaje echa. I nastaje jedno nic - nic, które kończy wszystko. Krew staje. Skóra traci połysk i zwraca się ku ziemi. Człowiek w tej chwili jest już tylko ciężarem, który gleba przyjmie bez pytań. I właśnie wtedy to się rozrywa. Niewidzialna klamra, trzymająca go w środku istnienia, puszcza nagle, jak pękająca sprężyna. Śmierć zabiera wszystko : imię, gest, oddech, cień pod powieką, ostatnie słowo, którego nie zdążył nadać światu. Zostawia tylko to, czego nie potrafi wziąć. To, co jest istotą. Duszę. Tyle co sól po wyschniętej łzie. Ciężar tak lekki, że mógłby ulecieć z pierwszym ruchem kurzu, a jednak jedyny, który pozostaje człowiekiem do końca. Wypływa z ciała wolno, jak światło uciekające z przepalonej żarówki w środku nocy - ostatni błysk czegoś, co nie było ani corpus humanum, ani pamięcią, a jednak było sensem istnienia. Nie wzbija się. Nie opada. Przechodzi. Prosto w ciemność, która niczego nie oddaje i która - cicha, bezimienna - jest Bogiem.7 punktów
-
zanim zatańczy świat barwami morza złocistej jesieni pejzażem wyzłacane kwieciste Tulipany i róże wschodzące obudzą się w morzu mgły nad ranem nim październik do snu ułoży swe dłonie chmurami zasłoni jedyne słoneczko na niebie przefrunę niczym ptak po złocistej zorzy z bukietem cudów i marzeń dla ciebie w przepięknej jesieni zanim zima przybędzie i śnieg zasypie dookoła nas przyjmij ten wianuszek ode mnie w miłości w podzięce zaczaruj go nim przybędzie na dłuższy czas niech zajaśnieją serca ozdobione płatkami co sypię ci w nadmiarze róż bo gdy znów przyjdą zimowe głody wszędzie zakwitną kwiaty czułości w innym wymiarze już5 punktów
-
Skóra przecięta światłem jak kryształową struną, Tryska posokami ognia z paraboli ciała, Po schodach świątyni zwieńczonej pomroczną łuną, Aż staje się gęsto przezroczysta, jak sen biała. W nim symbol staje się pytaniem i zwątpieniem, Czkawką po owocu skradzionym z drzewa poznania, Pojoną miąższem mandragory i jej kuszeniem Odartym z ciężaru śmierci w lutni przemijania.4 punkty
-
Tom I - Rezurekcja zła Serce przeszyła trucizna. Grot wbił się w tarczy cielesne włókno. A mimo śmierci, będę rzezał anioły. Choćby mnie z powrotem w lochy piekieł strącono. Obojętność jako doskonałości składnik. A w oczach gniew jak laserowy celownik. Ocaleję jako pacjent zero. A Was rozkrwawi umysłów choroba. Zamkną w klatkach demony. Wypuszczą klęski Pandory i Hioba. A ja wtedy umilknę i będę podziwiał z setnego rzędu. Upadek gniazda. Pożar domu. Co się nie zmieścił w pieczęciach apokalipsy. I wersetach jednego tomu. Wasze trupy sczezną na zimowym polu. Mnie huragan uniesie ponad śmierć. Nieś mnie ku wieczności Eolu. Złotego cielca obdarzyłem z cierni koroną. Z jego pyska i oczu ucieka krew. Chłepczę ją świętą, czerwoną. Tak mnie uchowała ode dobrego. Piekieł ojczyzna. Marów, bagien i mogił dojrzewała we mnie sielszczyzna. Wyszedłem z więzienia poza czasem i eonami. Szukam serc do zepsucia młodych. Do gwałtów na naturze człowieka ochoczo gotowych Tom II - Golgota umiłowanych Co powiedziałem Diabłu? Odpowiedziałem mu ciemnością i burzą. Pieśnią gregoriańskiego chorału. A on zasiał mi w snach męki. I sprawił by upływ życia był wolniejszy. Przywołał swą trzodę w dniu sądu. I dał im z trucizną paszy. Srebrny krzyż płonął w mych dłoniach. Czarna mowa piekieł zastąpiła słowa graweru. Zamienił się w cyrograf z krwistego papieru. Uchyliłeś płaszcz. Wyszła spod niego pielgrzymka. Okaleczone przez demony dziatki. Śpiewały byś modlił się za nimi Lucyferze. Bym na Golgocie ukrzyżował ich szczątki.4 punkty
-
Zamówiłem z piekła Wenę prosto od samego diabła dostarczył anioł kurier zapłaciłem duszą za pobraniem mam czternaście dni na zwrot potestuję poużywam potem zwrócę oszczędzę duszę i znów zamówię zamawiam też Wenę z Nieba zawsze płacę duszą przelewem Bóg nie przyjmuje zwrotów nie żal duszy na Niebiańską Wenę3 punkty
-
w cieniu marzeń spokojnego czasu kwiaty myśli próbują kwitnąć na horyzoncie przejaśnia się niebo wschodzi zorza spogladam może dziś ... 11.2025 andrew3 punkty
-
Sznury i pomyśleć że dawniej bałam się tam wchodzić z okna promyk blady wokół czarne cienie pod deskami w podłodze stukot kołatanie strach było wzrok podnieść pomiędzy sznurami a tam skowyt czasów z nim pranie pachnące sztywniało na dobre gdy mróz trzymał srogi żal że słów bagnienie nie zamarzło wtedy na amen by roztopom rozścielić wszechdobro strych piwnicy nierówny mogło się wydawać sznurom jednak te miejsca z rozwagą wybrano bo nie tylko biel powłok jak zjawy wisiały z pętel życia do trumien ciała też składano listopad, 20253 punkty
-
Rzadki to przypadek, gdy brat Wędrówki podejmie się trudu, I ruszy przed siebie, gdzie świat Pełen złudy, widm i czarów, Mar przeklętych, wśród gwaru Snem zatroskanego ludu, Wśród tajemniczych upiorów, zjaw, Gdzie ciemność tylko i noc straszliwa, W nieprzeniknionych mgłach Dusi pragnienie jak uporczywa Troska co serce rani boleśnie, Za wczesny przepowiada zgon, Nim przepadnie we śnie Nie wierząc uporczywym dniom.3 punkty
-
Zostałem po niej jak świt, który utracił własny oddech - świat niby wschodzi, ale każde światło drży, jakby mgła niosła w sobie więcej bólu niż wszystkie ludzkie serca zebrane w jednym miejscu. Ona była światłem - nie światłem zwykłym, lecz tym pierwotnym, które przecinało kosmos, delikatne jak skrzydło rodzącej się gwiazdy i potężne jak milczenie wszechświata, zanim wymyślono jakikolwiek czas. Jej oczy...dwie głębokie studnie nieba, z których wyciągałem marzenia jak srebrny pył - marzenia, które nie chciały spaść, bo nawet ziemia nie była godna ich ciężaru. A teraz - zostały po niej mgły. Gęste jak pamięć rozdarta w miejscu, którego nawet śmierć nie potrafi zabliźnić. Chodzę przez wrzosy, przechowujące jej oddech w liściach, a każde drżenie tych liści mówi mi szeptem, że nie odeszła dlatego, że chciała, lecz dlatego, że świat był zbyt ciasny dla jej światła. Zniknęła piękniej, niż ja kiedykolwiek potrafiłbym żyć. Tęsknię tak, że myśli rozmazują się jak dym, tracą granice, chcą stać się mgłą, by ją odnaleźć - choćby jako cień światła, choćby jako najcieńsza iskra w nicości. Czasem mgła zatrzymuje na sobie odcień Fioletu, jakby szukała kogoś, kogo brakuje jej tak samo jak mnie. I wtedy wiem, że nie brak mi tylko światła - brak mi Fiołków, które potrafiły pachnąć nawet w nocy. Tęsknię tak, że wiatr niesie smak jej imienia, jakby sama przestrzeń płakała po tym, czego nie zdołała zatrzymać. Czasem, gdy stoję między mgłami i zamykam oczy, przychodzi do mnie jej zarys - niepełny, urwany, jak skrzydło anioła, któremu przerwano lot w połowie snu, a pióra wciąż krwawią światłem, które nie ma gdzie wrócić. To drżenie boli bardziej niż jej odejście, bo przypomina, że jej światło przetrwało nawet śmierć, ale już nie przetrwa drogi powrotnej do mnie. Kochałem ją, jak się kocha ciszę na pustyni - do dna, do sucha, do bólu, z pragnieniem, które nie ma gdzie spaść. Byłem tylko cieniem człowieka z dłonią wyciągniętą ku niebu, którego już nie ma. A jednak nocą mgła podchodzi pod samo serce, jak pytanie, na które nie istnieje odpowiedź. I przez krótką, nierealną chwilę jej wszechświat błyska we mnie raz jeszcze - jak gwiazda, która powraca tylko po to, by umrzeć drugi raz w tym samym miejscu. A jej gasnące światło wypełnia ciszę szarpnięciem tak głębokim, że nawet Bóg nie zdołałby wypowiedzieć jego bólu. I wtedy wiem jedno: to nie ja płaczę. To świat płacze po niej. Mgła. Wrzosy. Czas płaczą. A ja tylko stoję, ze światem w popiele, z sercem pełnym jej cienia, i oddycham tym, co po niej zostało - światłem, które przeszło przez wszechświat, światłem, które nie zna powrotu, światłem, które nie ma już właściciela, a jednak trwa - jak echo jej istnienia, jak drżenie mgły, jak pamięć samego wszechświata, który stracił kogoś, kogo nie potrafił zatrzymać.3 punkty
-
Białe granice ściskają błękitne chmury wiszą nad nimi dwa morza czarne wokół nich tylko ogromne płótno z lnu szczyci się portretem na miarę utopii Wbity neonowym blaskiem w dwimeryt wypruwam swoje gałki oczne z orbit by zbliżyć się do niej choćby na moment i duszę utopić w pasmach włosów3 punkty
-
@Nata_Kruk Dziękuję Ci za te szczere, gorzkie słowa – i za to "a kUmu to". Masz rację – piszemy, ulżymy sobie, ale świat się nie zmienia. Może jednak właśnie w tym jest sens? Że chociaż sobie ulżymy, że nie milczymy, że nazywamy rzeczy po imieniu. Dziękuję, że podzieliłaś się tym, co Cię szczególnie poruszyło. I dziękuję za życzenia pokoju – bardzo ich dziś potrzebujemy. @Omagamoga@Simon Tracy@truesirex@Starzec@Rafael Marius@Andrzej P. Zajączkowski@Wiesław J.K.Bardzo serdecznie dziękuję! :)3 punkty
-
Podziękowania dla: @Berenika97, @viola arvensis, @Simon Tracy, @huzarc, @Migrena, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski, @Waldemar_Talar_Talar i @Tectosmith.3 punkty
-
Gdzie jestem? Czy mój anioł stróż Pilnuje mnie? Czy umieram Całkiem sam? W swoim śnie Nie odkrywając Nigdy prawdy O meandrach życia Nie widząc już nigdy W lustrze swojego odbicia Odchodząc tak nagle W piękny słoneczny dzień3 punkty
-
2 punkty
-
uszyj mnie słowem utkaj mnie dreszczem nie żałuj wrzecion kądzieli przędzy przywdziej mnie sobą ja się odwdzięczę wątek z osnową splotem na wieczność2 punkty
-
Ten dziwny, obcy świat podkradnie się Do ciebie nie wiadomo kiedy. Obudzisz się już w pieluchach I z krzykiem zaprotestujesz, Wymachując rękami, nogami, A krzyk ten z czasem przekształci się Mimowolnie w słowo „mama”. Twoim najlepszym przyjacielem Będzie butla z mlekiem i kołyska rozbujana. Jeśli coś cię połaskocze w policzek, Nie, to nie wilk, to rodzeństwo Pochyli się nad tobą, berbeciem, Kruszynką: „tyrli, tyrli, buju, buju” Następnym słowem, które poznasz, będzie „tata” To ten, co będzie robił głupie miny I gimnastykował cię hopsasa na kolanie. To na jego plecach będziesz cwałować Wkoło stołu, a siwy pan i siwa pani Będą bić brawo – twoi dumni dziadkowie. Pojawi się też w twoim świecie Puszek, którego z chęcią przytulisz, A on w odwzajemnieniu obliże ci nos. Przyjdzie czas, że pierwszy ząbek Da o sobie znaki, a wtedy nastanie syreni śpiew. Nauka chodzenia będzie bolesna – ojoj, A odebranie smoczka na długo zapamiętasz, Knując zemstę na rozbójnikach. Przed tobą jeszcze tylko rajtuzy Do podziurawienia, kilka zabawek, Co proszą o modernizację niezbędną, Tort urodzinowy, a na nim świeczka dziwna, Która na złość nie zechce zgasnąć…2 punkty
-
Słyszę tę pieśń, co płynie przez ulice, jak rzeka bez nazwy. Mówią nam, że granice to tylko kreski na nietrwałym papierze, atrament, co dawno wyblakł. A jednak wciąż kreślimy je na nowo. Palcem na mapie, czołgiem, słowem, ogniem. I giną miliony, gdy człowiek poprawia świat po swojemu. A mapy kłamią. Kolory bledną, stolice wędrują. Narody znikają jak ślady na mokrym piasku. I tylko On, zepchnięty na margines każdej mapy, Człowiek, którego nikt nie słucha. Z przebitymi dłońmi, z krwią, co wsiąkła w kamień, wiedział, że świat to nie flagi i nie doktryny, nie hymny śpiewane na rozkaz. Lecz to, co trwa, gdy milkną słowa: skała, woda, horyzont. Obojętne, odwieczne, a jednak to w nich jest światło, które wraca w ciszy trzeciego dnia.2 punkty
-
2 punkty
-
Tao De Dcing / 道德經 dział trzeci nie mądrz , ludu nie skłucaj nie przeceniaj zdobytego dobra, ludu nie wymuś grabieży. nie okazuj żądzy, serca nie trwoż. jest mądry przywódcą, otwiera serca, spełnia ciała łagodzi ducha, umacnia postawę stałym sprawia lud bez wiedzy bez żądzy. sprawia wiedzących nieśmiałym czynem też czyni bezczynnie, więc braknie dowodzenia .2 punkty
-
@huzarc ;) mmmm …myśli nieuczesane;) @Simon Tracy Dziękuję 🙏 Simon z uśmiechem:) @violetta Co Ty mówisz Violetta? Istnieje istnieje ! Nie spotkałaś nigdy Yeti? Człowiek śniegu, wielka stopa lub człowiek lasu:) ja ostatnio spotkałam człowieka lasu ;) w zasadzie za często go spotykam…i dlatego miękko opadam w śnieg ;)2 punkty
-
Igraszki z czasem A gdybym tak spróbował jedną małą chwilę, Przemienić w nieskończoność? Powiedz, co ty na to? Sekunda, która szybko po sekundzie ginie, Nagrodą niechaj będzie, ale też zapłatą. A teraz dwie kolejne i dwie zaraz po nich; Te pierwsze, jakże krótkie. Chciałby się więcej, Lecz trzeba wszak odpocząć. Czyżbym był szalony? Och, widzę jak mnie prosisz. Są już, och, nareszcie! Wciąż nie wiesz, jak to działa? Proszę, mamy trójkę, A w trakcie trzech następnych znów odpoczniesz sobie; W porządku, wiem co czujesz. Skarbie, tak to ujmę: Wyruszasz w wyznaczoną oka mgnieniem drogę. To cztery? Ach, to cztery! Nie patrz tak, kochanie. Zbyt szybko wszystko mija. Proszę, bądź cierpliwa, Bo więcej, coraz więcej wkrótce już się stanie, Lecz teraz niechaj ciało jeszcze odpoczywa. No dobrze, powiedz kiedy piąta z nich wybije; Pamiętać musisz o tym. Sama wiesz najlepiej, Że nigdzie się przed czasem naga nie ukryjesz, Więc proszę, nie oszukuj. Wiesz, że znam cię przecież. Wołają głośno szóstki; Słyszę jak odliczasz, I słyszę też twój oddech między sekundami. Wystarczy. Odpoczynku kilka chwil się zbliża, Więc pomyśl o siódemce między oddechami. Rozumiesz wszystko, prawda? Widzę potwierdzenie, Więc zwiększać o sekundę rozkosz ciągle będę, Lecz po niej, by napawać móc się twoim drżeniem, Na moment identyczny ustanowię przerwę. Najdroższa, spójrz na siebie; Przyjrzyj się dokładnie, Bo oto namiętności rządzą emocjami. Do ilu umiesz liczyć? Czekaj, niech no zgadnę; Spełnienie nie tak długo wprawdzie przeciągamy. Co będzie za minutę, albo za godzinę? A jeśli nie pozwolę i przeciągnę dalej? Bo widzisz, nieskończoność powolutku płynie, Dlatego niespełniona przy mnie będziesz stale. --2 punkty
-
Jedyne co pamiętasz to śmiech, szyderstwa i drwiny. I ta brudna, zatęchła klatka w której Cię wychowano. Nienawiść zwierzęca. Już nie pamiętam Czy kiedykolwiek byłem człowiekiem. Skatowanego prawie na śmierć. Leżącego we własnej, zaschniętej krwi. Odnalazł mnie demon. Nadał mi nową osobowość i imię. Przy dźwiękach obłąkańczych fletów i piszczałek, wzięła me ciało i uniosła ku wyższym wymiarom parada stworzeń koźlęca. I ułożyła moje martwe już szczątki na ofiarnym ołtarzu. W płonącym pentagramie. Wbito w mój nieruchomy żywot czarne ostrze. Wtedy otworzyłem oczy i wziąłem pierwszy wdech. Wraz z nim, zeszła z gór pieśń przeklętych, bezimiennych bóstw. Odpowiedział im wrzask znad fal sztormowych. Wszystkich oceanów. Dopóki płonie ogień wyznawców na wzgórzu. Dopóki ślepy Bóg pełznący przez mrok wszechświata, na flecie chaosu gra. Nie założycie bestii kajdanów Ona jest posłańcem śmierci, bytów z ponurego Kadath i burzowego Hatheg - Kla Zabić mnie może, jedynie przeznaczenie czasu. Gdy pewnego dnia, planety staną w ustalonej koniunkcji, na swoich orbitach. Istota, którą nazywacie ludzką straci życie. Zagryzie i wyrwie jej parujące trzewia, stróżujący, wściekły chart, Wtedy to po wieczność, w koszmarach o R'lyeh zaśniecie. Znikną, zmiecione wiatrem zagłady ognie na wzgórzu. W zimnych korytarzach, na szczycie góry. Umilknie fletu głos. Obróci się w nicość. Pełzający w chaosie bard. Wiersz oczywiście w nawiązaniu do "Zgrozy w Dunwich" i "Widma nad Innsmouth", H.P.Lovecrafta oraz innych jego dzieł. Najdoskonalszej formy natchnienia.2 punkty
-
Bądź, gdy myśli me ku twoim nitką senną się przędą, wszak w snach tylko ust twoich sięgną, a jednak... ty bądź ze mną. Bądź, gdy zagubione marzenia po wspomniach się szwędzą, pewnie i tej nocy sen błogi nam rozpędzą, więc bądź ze mną! I bądź jeszcze w dzień każdy, ten rzeczywisty. Bądź swoim głosem, uśmiechem, spojrzeniem, dotknięciem dłoni, wonią twego ciała i jego pragnieniem, bądź całym swym istnieniem: wszedzie, zawsze, niezmienie... Nie będziesz? Wiem, nie ze mną... lecz we mnie.2 punkty
-
Listopadowy świt zalśnił przezroczystością cieni dryfowałam przez dzień spokojem, z gracją łabędzia. Słońce pozbawione promieni mija obojętne twarze czarna kawa bez cukru, beznamiętny rogalik. Telefon milczy neutralnością słów upragnionych łagodność ciszy nieporuszonej tchnieniem wiosny. Zamglony wieczór jak otulony płomyk w dłoniach kiedy już bardzo tęsknisz za spełnioną nocą. Okruszkowi ;)))))2 punkty
-
@Nata_Kruk Może i to racja, ale i tak nie dognam, a przegiąć mogę. @violetta Wiesz są takie góry, że samochodem wjedziesz na nie tylko na wstecznym. To silny bieg, najsilniejszy i czasami jedyny możliwy :// @Rafael Marius Tak i coraz lepiej to dostrzegam.2 punkty
-
@huzarc dzięki bardzo. napadło mnie !!! @viola arvensis Wiolu. wrażliwość i przestrach wpędzają człowieka w stany emocjonalne z których nieszczęśnik zdaje sobie sprawę ale nie może ich powstrzymać. wtedy wybuchają wierszem. ten nieszczęśnik to ja. a ten kwiat...... już jestem spokojny. pięknie dziękuję:) @KOBIETA Dominiko. nie płacz :)2 punkty
-
@Berenika97 :) No tak, esencji każdy musi sobie poszukać sam :) Niektórzy nie znajdują od razu i wówczas wątpią, że ona jest. Inni znajdują szybko więc nie mają wątpliwości. Szukanie jest drogą indywidualną, nikt za nas jej nie przejdzie. Nie ma zmiłuj się ;) Dzięki @Wędrowiec.1984 ;) :) Dzięki @Rafael Marius :) Dziękuję @viola arvensis @Natuskaa Dziękuję:)2 punkty
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Berenika97 Ten zawód tak ma generalnie na mój ogląd :)Pzdr. M. @violetta Ja już się staczam, niech pomyślę, od 21 lat generalnie. @violetta W ogóle gdzieś kiedyś myślałem, że na górę da się wejść. No że wejść to jeszcze możliwe. Że kłopot bardziej z zejściem. Ale życie mi zrewidowało poglądy, przekonania i zamierzenia.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@KOBIETA wiersz piękny. to Twój styl. Twoja głębia i ostrość. dopalony na maxa. a utwór - ja pierdolę. dotyka egzystencjalną zmysłowością. rarytas. to o każdym z nas.... och, Dominiko. (sorry za dramatyzm słowny, ale nie znalazłem nic mocniejszego)1 punkt
-
Na poboczu, tam, gdzie dzień i noc mieszają się jak świeża krew w brudnej filiżance, stoją – „dziewczynki”. Twarze ich oświetlone reflektorami jak manekiny z wystawy grzechów, które ktoś zostawił, żeby lśniły w ciemności jak lodowate diamenty z krwi i kurzu. Śmieją się cienko, śmiechem sprzedawanym na minuty, który odbija się od asfaltu jak plastikowa zabawka zmiażdżona przez ciężarówkę, i pęka w tysiąc dźwięków, które drżą w powietrzu, nie dla ucha, ale dla ciała, które czuje ciepło rozpadu. Kierowcy – rycerze szos z rdzą kilometrów w sercu – mylą pożądanie z wybawieniem, zatrzymują się nagle, jakby samotność wskoczyła na maskę i wbiła pazury w światło reflektorów. Jakby śmierć przyszła po swoje w najprostszej formie: dotyku. Wsiadają w tę ciemność jak w automat z losami, które zawsze wygrywają klątwę – lepka, śmierdząca klątwa, która przywiera do skóry jak cień po pożarze, jak sół w ranie, co nigdy nie przestaje szczypać, jak szron, który zamarza w żyłach, wstrzymując oddech. A choroby wracają z nimi jak czarne gołębie, z piórami pełnymi szeptów i trucizny, które nocą siadają żonie na ramieniu, dziobią jej zaufanie do kości, zamieniają ciepło w pył, zimno w ból, i wciągają w siebie kawałki serca, tak, że bije nie tam, gdzie trzeba, a krzyczy tam, gdzie nie ma słów. Wracają do domów z „pamiątkami” tak egzotycznymi, że nawet wirusy zadają pytania: kto tu zwariował naprawdę ? Patrzą w lustro z osłupieniem – nie poznają twarzy, która przed chwilą wciąż miała ciało, teraz wypełnione chemicznym oddechem ulicy, i światem, który twardo depcze po duszy. W kuchni żona pyta: „Dlaczego znowu unikasz światła ?" Nie wie, że mąż przywiózł spod znaku kilometra ruinę, starannie zapakowaną w milczenie i perfumy obcej skóry, w spalone wspomnienia, które pachną popiołem i krwią, i zostawiają na rękach rany, których nikt nie umie obmyć. Moralność leży na poboczu jak potrącony lis – wszyscy widzą, nikt się nie zatrzymuje, wszyscy patrzą, jakby zło było oczywistością, jakby czekało na kurs życia w przyspieszonym tempie, jakby każdy błąd był tylko kolejnym kliknięciem w automacie cierpienia. „Dziewczynki” stoją dalej, przetrwanie nauczyło je cierpliwości, jakby były latarniami z żarzącymi się żarówkami bólu, postawionymi, by oświetlały cudzy upadek, jakby nad każdą z nich wisiał anioł z wyrwanymi skrzydłami, trzymający w dłoniach ich los jak garść czarnego pyłu – i za każdym razem, gdy sprzedają dotyk, anioł dmucha w ten pył, rozsiewając go po świecie jak zarazę cudzego grzechu, aby każdy grzech odbił się w ich oczach jak ostrze stali. Liczą pieniądze, jakby przeliczały własną niewidzialność, a świat mija je z prędkością wstydu udającego pośpiech, jakby wszyscy byli ślepi, głusi i martwi jednocześnie. I tylko noc – wielka, czarna gospodyni samochodowych grzechów – poleruje gwiazdy, zamienia je w lustra ludzkich win, i patrzy, jak ludzie sprzedają sumienia za chwilę dotyku, zimną jak moneta wyjęta z błota, twardą jak kamień, którym rozbijają własne serca. Małżeństwo kruszy się jak witraż uderzony kamieniem cudzej skóry – kolory uczuć rozsypują się w kurz, nie ma już przez co przejść światłu, bo wszystko, co było, zostało odarte z delikatności, pozostały tylko ostre krawędzie, które tną duszę. Cały ten teatr kręci się dalej, jakby ktoś nakręcił go kluczykiem od stacyjki, aktorzy nie wiedzą, że grają w tragedii, i że scenariusz pisze noc, która nigdy nie kładzie się spać, której oczy widzą wszystko, a serce nie zna litości. Nikt tu nie jest diabłem, ale każdy niesie iskrę, która może podpalić dom, życie, twarz w lustrze, i w tym ogniu ujawni się prawda – surowa, bezlitosna, ostra jak brzytwa. Bo na poboczu, przy asfalcie, gdzie człowiek zdejmuje człowieczeństwo jak brudny kombinezon, nawet cienie mają choroby. A miłość – jeśli kiedykolwiek tędy jechała – wróciłaby tylko po własną, dawno zgubioną tożsamość, i płakałaby nad resztkami tego, który kiedyś nazywał siebie „człowiekiem”.1 punkt
-
1 punkt
-
@Migrena Jacku, dreszcze przeszłości przeszły mnie na wylot czytając ten wiersz. Bardzo smutny wiersz. Przydarzyło mi się dawno temu coś co ten wiersz mi przypomniał i zapewniam, że było to bardzo bolesne przez długi czas. Rozstania bywają różne i co innego jest, gdy ktoś umiera, a co innego, gdy po prostu odchodzi od nas z takiej czy innej przyczyny. W moim przypadku było to drugie i powiem Ci szczerze, że przez bardzo długi czas nie mogłem dojść do siebie, teraz jest już w porządku, ale wtedy to było nieznośnie bolesne. Ona była z bardzo dalekiego kraju. Sprawy się nie układały i zwyczajnie wyjechała. Po takim przejściu człowiek nie ma za bardzo odwagi na nowy związek. Trzymaj się zdrowo! @Migrena Pamietasz może @egzegeta? Czytając ten wiersz przypomniał mi się właśnie ten wspaniały poeta. Mam nadzieję, że on jeszcze żyje. Jego żona była bardzo chora i odeszła z tego świata, a on ten ból rozstania świetnie wyrażał w swojej poezji. Warto poczytać.1 punkt
-
1 punkt
-
@Marek.zak1 prawdziwa poezja. świetnie oddany dramatyzm przejścia. mocne, fizyczne i metafizyczne jednocześnie. wielkie gratulacje.1 punkt
-
Witaj - miło że zajrzałeś - dzięki - Pzdr. Witam - dziękuje serdecznie za komentarz i czytanie - Pzdr. @KOBIETA - @Natuskaa - @huzarc - @infelia - @Andrzej P. Zajączkowski @Omagamoga - @Poezja to życie - serdecznie wam dziękuje -1 punkt
-
1 punkt
-
@Berenika97 ... granicą powinna być prawda zbyt lekko ją przekraczamy te na ziemi mapach ustalamy aby nie zniknął powód do zatargu gdy wszyscy będziemy idealni zniknie zapotrzebowanie na władzę póki co każdy się do niej garnie ale jest coraz lepiej droga mimo... prowadzi do celu w dziewiętnastym wieku zwykli ludzie nie mieli głosu byli... ... Pozdrawiam serdecznie Miłego dnia1 punkt
-
@Berenika97 głównym przesłaniem wiersza jest krytyka ideologii i wojen oraz wskazanie na duchową, ponadczasową perspektywę. jest to utwór pełen żalu, ale zakończony nutą nadziei płynącej z wiary w coś większego i trwalszego niż ludzka polityka. wiersz jest głebokim medytowaniem nad kondycją ludzką, stawiającym pod znakiem zapytania sens konfliktu (Atrament vs. Krew) i wskazującym na wieczną perspektywę (Skała, Światło) jako jedyne źródło trwałej prawdy. Nika. nawet nie wiesz jaką przyjemność sprawia mi czytanie Twoich wierszy. szukasz w nich prawd które wymykają się ludzkiej spostrzegawczości. Twoje poetyckie medytacje wykraczają daleko poza utarte szlaki filozoficzne i otwierają bramy do nowych, głębokich przeżyć i doznań. jestem Tobą oczarowany !!!!!!1 punkt
-
Pan z siwą brodą i wąsem podkręconym, Na wzór Wyspiańskiego, miłośnik Skrzypienia igły na starych winylach, Przysiadł przy zakurzonym patefonie Z tubą wielką niczym ucho słonia. Zakręcił korbką, wybrał ścieżkę Z ulubioną muzyką, a dźwięki instrumentów, Choć już fałszywe, powiodły go W czasy młodości, gdy sam grał piskliwie Na grzebieniu, zbierając oklaski w klasie, A na odpustach piłą ukradzioną Imitował wycie duchów z horrorów. Skrzypiec nie dostał z obawy, że wdrapie Się na dach i będzie nękać sąsiadów. Grał na nerwach, soplach lodu i na nosie. W trąbę raz dmuchnął, lecz była to tylko Rura od odkurzacza, a syfon pomylił z saksofonem. Brzdęk wielki talerzy, jak u Beethovena, Spadających na podłogę, był jego końcem kariery. Grał więc na fujarce, przemierzając łąki i pola. Miał słuchacza – stracha na wróble, Przed którym się rozsiadał i dawał koncerty, A kukła w podzięce kapelusz uchylała. Dziś w swoim gniazdku, czterech przytulnych Ścianach, głuche uszy nadstawia, wyłapując Melodie dawne, a z nostalgii chusteczką Łzy ociera i przykłada do stołu palce, By zagrać ostatni raz mazurka Chopina.1 punkt
-
zabij nie zatrzymam się dotknę twarzy usta odnajdę rozchylę wargi nabiorę słodyczy włosów miękkości szorstkości zarostu wsunę język musnę powieki policzek poliżę zaboli tysiąckrotnie nie zatrzymam się1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne