Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 12.11.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Bo ty jeszcze nie wiesz o tym, Że takie śliczne i twoje Dzieciątko maleńkie masz ze mną, Że tulę je nocą i koję. Widziadła o zimnych dłoniach Gorące policzki studzą Jeszcze w nią sama nie wierzę, Nie pokazuję ludziom. Na wydzierganej poduszce Z objęć i nuceń nocy Obie się nie możemy Napatrzeć sobie w oczy. Dnie, schodzą jakoś znośniej Najgorsze te noce, ta ciemność, Sieroce bezkształty się lepią Na imię jej dałam - Bezsenność.
    11 punktów
  2. Jedno z tych drzew, w które się tulę, gdy w głowie sztorm przewala fale, gdy stoję sam, choć jestem w tłumie, i krzyk niemego wzbiera w szale. Jedno z tych drzew w nocnym pejzażu, gdy port zasypia, milknie czucie, wychodzę w noc, bo snu nie znoszę — odchodzę dzisiaj o krok od życia. Na granitowej zielonej skale tunel nadziei puszcza mi oko, lecz przed nim mgła — jak sen o raju, którego już nie chcę, nie mogę. Uciekam więc — w zgrzyt starych torów, w ciszę, gdzie echo śpi pod mostem, w twarze mijane bez historii, w spojrzenia, które nic nie niosą. Świat mnie dogania — szeptem liści, nawet gdy w mroku znikam z pola, bo w każdym drzewie, w każdej ziemi zostaje ślad — i moja dola. A jeśli jutro mnie odnajdą, niech wiedzą tylko: byłem w drodze. Nie chciałem wiele — może spokoju, może oddechu w czyjejś zgodzie.
    8 punktów
  3. wkładasz kartę do terminala a jutro już tylko skanujesz dłoń CBDC czuwa chleb masło kiełbasa butelka wódki kwota godzina numer - podpis pod dniem terminal mruga - weryfikacja Państwa - negatywna - zapisano paragon drży w dłoni jak mały akt oskarżenia marka masła typ kiełbasy procent w butelce pudełko papierosów wszystko zapisane wszystko pod jednym nagłówkiem zapach spirytusu - ostry jak niedokończony krzyk - przesiąka torbę ale na ekranie tylko procent i kwota bez woni winy apteka - paragon karta - i system już wie co bierzesz i jak długo allegro stacja benzynowa restauracja jesteś w systemie napisałeś wiersz na portalu system już go ma nie pomoże wymyślny nick ani dwadzieścia kont Google - bo one wszystkie są twoje kamery liczą linie na twojej twarzy ścieżki CCTV skleją historię twoich wieczorów ANPR skanuje tablice samochód w warsztacie na parkingu przy szpitalu mapa twojego ruchu mapa twojego dnia mapa twojego ciała operatorzy telekomów składają z sygnałów mozaikę połączenia SMS-y BTS-y GPS - gdzie byłeś kiedy byłeś z kim z kim rozmawiałeś kiedy i jak długo każdy sygnał - paczka danych każda chwila - metadana przeglądarki pamiętają twoje wizyty twoje strumienie filmy kliknięcia każdy klik - ślad każdy ślad - profil na nic czyszczenie kosza system już cię ma twój smartfon słyszy każdy szept wystarczy go tylko wpiąć w układ palec ślizga się po szkle ciepły i wilgotny od potu a ekran chłodzi dłoń jak obca skóra rejestruje odcisk ale i drżenie smart TV mruczy o twoich serialach domowy asystent zapisuje słowa półgłosem a smartwatch i opaska fitness liczą tętno sen orgazm niepokój eID czuwa czujesz, że oddychasz cudzym powietrzem serce bije w rytmie, którego nikt nie zna system koryguje twoje wspomnienia co zapomniałeś - oni pamiętają licznik prądu zlicza rytm twojego mieszkania piekarnik ryczy czajnik śpiewa kaloryfer syczy jak zbrodnia a podzielnik ciepła przesyła sygnał kiedy masz ciepło a kiedy nie licznik wody notuje kiedy się myjesz kiedy wypróżniasz kiedy kąpiesz kiedy zmywasz winę z dłoni urząd skarbowy skleja przychody z paragonami państwowy rejestr trzyma twoje akta biometria portierni zapamięta linie twojej dłoni brama osiedla zapamięta krok cookies i piksle śledzą twoje pragnienia kredyt przyznany oferta odrzucona nadzór zwiększony dron przelatuje nad twoim balkonem cień zapisany w chmurze satelita rysuje kontury miasta a w serwerowni ktoś łączy kropki wszystkie źródła spływają do jednej ręki - do serwerów tajnych służb twojego Państwa przez wspólne karty przez złączone drogi oprogramowanie przegląda twoje intymne zdjęcia i czaty algorytmy podsumowują każdy twój sen i frustracje ITS czuwa GPS-y wiedzą z kim się kochasz kto jest twoją kochanką kto żoną kto przyjacielem kto cieniem twoje więzi pragnienia zdrady i miłości - rozpisane sklasyfikowane przewidziane nie ma już oddzielnych rejestrów jest jedna baza jeden widok paragony logi nagrania recepty historie przeglądania - splecione w jedno kto ma dostęp - ma władzę może odczytać twoje lęki może przewidzieć twój ruch jesteś przezroczysty jak szkło naczynia nie jesteś wolny jesteś niewolnikiem salda każdy gest - metadana każdy oddech - liczba w kolumnie twoje winy i słabości - tabele twoje przyjemności - wykresy twoja wolność - pole wyboru „zgadzasz się na cookies” „zgadzasz się na nadzór” w jednej ręce - twoje zakupy w drugiej - twoje choroby w trzeciej - twoje drogi w czwartej - twoje pragnienia sprzedane na kawałki to nie jest opowieść o spisku to księga administracji pesel w którym jesteś rozpisany wers po wersie przypięty do tabel przypalony światłem monitorów bez zakamarków bez prywatności w rękach tych którzy z twojego życia potrafią złożyć cały świat george orwell ostrzegał ale jego „1984” to bajka przy dzisiejszej rzeczywistości bo twoje piekło nie ma granic nie ma numeru nie ma języka twoje piekło jest włączone do sieci na stałe państwo widzi wszystko i zapamiętuje ty - samotny w swojej cyfrowej klatce - oddychasz ciszą która jest tylko iluzją każdy twój oddech zapisano każdy szept sklasyfikowano każda łza przydzielona do kolumny „emocje” nie ma już nieba i piekła w tradycyjnym sensie twoje piekło - to sieć twój raj - to brak zasięgu chwilowa ciemność ale nawet ona zostaje zapamiętana w systemach jutro zabiorą ci gotówkę dostaniesz CBDC - cyfrową walutę w odcisku dłoni kciuka karcie smartfonie nie ma już banknotu który by cię skrył jesteś niewolnikiem już nigdy nie będziesz wolny każdy twój akt buntu jest błędem w kolumnie każda ucieczka to tylko pętla w ich skrypcie twoje państwo nie potrzebuje dla ciebie więzienia - bo już w nim jesteś wolność - to już tylko dawno zapomniane słowo a Bóg milczy nie dlatego że nie chce nie dlatego że nie pamięta lecz dlatego że człowiek odciął go od świata świat przestał mieć duszę - ma tylko dane człowiek, który stworzył sieć wszechwiedzy, sam odebrał sens transcendencji
    8 punktów
  4. Róże Że się słowik rozśpiewał nad tobą W ten czas gdy kwitła łąka i maj A słońce które dało ci kolor Widziało krew czerwieńszą niż kwiat By ciernie co rdzeń plotły ku górze Chciały marzenia oddać niebiosom Mogły na strzępy potargać uczucie Bo ich błękity wziąć same nie mogą
    8 punktów
  5. krzesło toaletowe od brzegu do brzegu ust ze śliną w kącie przyziemność spalona słońcem dusza niczym soczysta zieleń ciąży na ramieniu w pąsowym kolorze nieba sny o brzasku ukryte w moich oczach jak białe kwiaty magnolii wśród pierścieni z pyłu i lodu zroszone posoką pierwiastki życia łączą się w ciszy
    6 punktów
  6. gdy wyrastają za wysokie zacieniają widoki gdy im listki dopracowujesz zdają się pięknieć gdy im usta uparcie dodajesz będą nawet mówić tylko w czyim języku minus trzynaście stopni mróz suchy raniący stopy nie chcą dotykać dłonie nie próbują nawet wilgotny oddech wydany o coś chciałby się zaczepić osiada na szybie okna na chwilę jest mu dobrze potem i on znika karłowate przestworza nie dają mu możliwości minus trzynaście stopni nie wzejdzie nawet chwast najmniejszy ogonek pod grubą pokrywą ryby w trybie oszczędnym pływają od niechcenia sztywnieją słodkie listy powycinane z papieru i złożone w łódki by stać w tym porcie na niby linie niby snach minus trzynaście stopni tu nic się nie zadziewa szukam razem z wróblami krukami i gołębiami okruchów które z lata czasem komuś wypadną wyliczam sobie porcje a jeśli nie wystarcza otwieram słoik w piwnicy kiszona kapusta kompot minus trzynaście stopni czekając na odwilż w puchowej kurtce razem z niby rekinami które ciągle się nabierają na byle grubą przynętę patrzymy w obraz świata jego nieregularne kształty wciąż próbują zniszczyć te nasze bujne wysokie przerośnięte marzenia
    6 punktów
  7. Jestem wyszczerbiną Szczerbca, piórem husarskiego skrzydła i chłopskim kołtunem. Zaściankowym obrazkiem i magnacką sztukaterią. Chatą z sosnowego drewna i ruiną dworu, obrosłą ciemnym mchem. Dymem huty i sianokosami szumiącymi świętojańskim czerwcem. Jestem chłopskim oporem i butą szlachciury; męką Łyskowskiego i złotą ramą Czarnej Madonny. Dzwonem Zygmunta i wielkopiątkową kołatką. Żelaznym słupem wbitym w wody Odry i nostalgią za Kresami. Pomrukiem śpiących rycerzy w granitach Giewontu i żołnierzami wyklętymi, złożonymi w brzozowym gaju. Płonącą barykadą i kamieniami rzuconymi na szaniec, obok bruku, gdzie spadł fortepian Chopina. Prawem i nieprawością. Krzyżem przydrożnym i karczmą zajezdną. Słowem poety i przekleństwem ulicy. Karabelą u pasa i wytrychem w kieszeni. Arytmią i dystrofią, oddechem zrywu, przesuwaniem granic, wiarą w wieczność, nadzieją na dobrobyt. Jestem modlitwą malowaną na dnie źrenicy, o to, aby nie patrzyła na grzech. Ułańską fantazją i dulszczyzną kamienicy. Szarzyzną równin opadających mgławicami smutku i barwnym kobiercem łowickiej wycinanki. Szelestem leśnego igliwia i asfaltowym zapachem dworca. PGR-owskim blokowiskiem i szklanym archipelagiem Mordoru. Fotografią Pałacu Saskiego i grobem niejednego nieznanego żołnierza. Manuskryptem wykłutym na pergaminie i krzywym napisem spreju na wagonie. Kosą, strzykawką, pługiem odwracającym ziemię przodków. Jestem strzałem w potylicę, katorgą, szlochem niedoli, tęsknotą za ojczyzną. Jestem ukąszeniem wszy w miejscu orderów i wygodą emigracji. Pejsem chasyda i wąsem sarmaty. Dębowym borem smutku i jeziorem wakacyjnego szaleństwa. Ławką w parku i obozową celą. Hejnałem i popiskiwaniem tramwaju. Niezłomnością Kordeckiego i piętnem niejednej zdrady. Krwią, czasem ostatnią, sierpem i młotem u drzwi, szkiełkiem zieleni i różowymi okularami na sercu. Sierpniową ciszą upału, która dudni dzwonami na kościelnej wieży. Maską spawalniczą ojca i skradzionym zegarkiem dziadka. I jestem pocałunkiem, który wypełnia usta kobiece w grudniowym świetle ulicy. Po wieczność. Jestem tym wszystkim, z czego mnie zlepiono. Czas ulepił mnie krwią, ziemią i pamięcią.
    6 punktów
  8. jestem tylko łzą w oku świata spadam w jednym mrugnięciu tnę poplątane nici uczuć przychodzę jak płacz odchodzę uśmiechem zarażony czasem chwytam bezpańskie chwile jak psy szczekające o zmierzchu czuję oddechy tych co byli dla nich świeże kwiaty ode mnie znicz zegar wariat do grobu złoży poetę który nie czuł że żyje
    6 punktów
  9. W ciszy, gdzie czas przestaje oddychać, zegar odlicza tylko echo własnego tiku. Światło przechyla się w pustym pokoju jakby szukało kogoś, kto umie milczeć. Za szybą śnieg — bez celu, bez śladu, spada w nicość, jak niespełnione zdanie. W moich dłoniach pęka ciepło po kimś, kto kiedyś był — lub tylko się przyśnił. Samotność ma kształt człowieka. Chodzi po mnie powoli, jak cień po wodzie. Karmi się moim snem, moim głosem, rozplata myśli jak stare warkocze. Nie jest wrogiem — jest lustrem, w którym widzę, co zostało po świecie: niedokończony gest, połowa słowa, drżący ślad oddechu na szybie pamięci. A jednak… gdy staje u progu i kładzie mi dłoń na ramieniu, czuję, że z wszystkich istot na ziemi tylko ona zna mnie naprawdę.
    5 punktów
  10. Stojak na którym wisi twój karmazynowy płaszcz Maluję mi obraz ostatnich chwil Jego zapach pobudza je do tańca, po zniszczonym popękanym, parkiecie. One mogą tańczyć My nie.
    5 punktów
  11. patrzę myślę ile nas jest w sobie z każdą chwilą stajemy się obrazem tworzonym przez media guru trzyma w dłoni paletę barw i pędzel jakby siedział przy fortepianie i grał a my tańczymy uśmiechnięci i zadowoleni jak klauni w cyrku wódz je zupę żurek naśladuje to żenujące jak małpy słońca na niebie nie ubywa zawsze jest sobą ile nas jest w nas warto ...pomyśleć 11.2025 andrew
    5 punktów
  12. Z rondelka z wodą dla ptaków moment — upija wiewiórka. Tak wolno szybują ptaki, tylko by wyschły piórka. Nam los zaś zesłał podatki, fundusze dał narodowe. Gustowny kapelusz Małej Niebieskiej — dlaczego nie chcesz, pokaż im w szkole. https://demotywatory.pl/5321343/Halina-Rogozinska-ps-Mala-Niebieska-o
    5 punktów
  13. Wszystko Umarło W nas Nawet Niespokojne Oddechy I śmiertelne grzechy Nie ma juz nas Jest tylko czas Który nie wie Co to litość...
    5 punktów
  14. Szedłem powoli a świat przygasał zmęczony dniem. Liście szeleściły pod nogami jak rozmowy, których kończyć nie trzeba. Myślałem wtedy, że miło by było w końcu odnaleźć się, Ale ta jesień już uciekła, zanikła za chmurami na końcu nieba. Może... zimą wrócę? Wtedy świat zamilknie spokojniej niż dźwięk. Wtedy właśnie rozbudzą się moje sny, wytłumaczą pragnienia, których już nie trzeba. I jeśli wrócę, niech nikt nie pyta mnie czy dzień jest dłuższy od krwistego nieba. . . .
    4 punkty
  15. Pęknięcie harmonii To prawda A bardziej praktycznie To numer w rejestrze I uwaga na marginesie Z czasem kod źródłowy W kartotece Gdy myśląc w przerwie na kawę O poważnych klasykach W sytuacji groteski Buduje się frazy oskarżenia Z niuansów splątanych z frazesem Technologia obróbki Skrawaniem ludzi Cięciem brutalnego słowa Wulgarnym skrótem Ciosem otwartej ręki W zdziwioną twarz Trzeba realizować plan I wyrabiać normy Miernikiem satysfakcji Nad i pod progiem Przestępcy to Nie psychopaci ze skandynawskich kryminałów A mali cwaniacy Według niepoliczalnych kategorii Maniacy z emfazą Nałogowcy z demencją Leczeni własną chorobą Wymagają proroczej troski I liczb
    4 punkty
  16. życie to nie tylko echo tęcza piękne kwiaty ptasi śpiew poranna kawa uśmiech i daleki gniew życie to nie tylko miłość to poważny test pełen niespodzianek smutków pokrzywionych dróg życie to niewiadoma zmienną ma twarz na niej znajdziesz nie jeden kram w którym raz lepsze kupisz a raz chwile która gorzki ma smak
    4 punkty
  17. Tobie, Hetmanie, sercami Kresów rządzić. Tobie buławę przodków, dzierżyć ostatkiem rodu. Tak mi ongiś mówiono. A teraz tylko z koniem wiernym, bukłakiem horyłki i oblubienicą czarną u pasa, mijam chutory ogniem wojny dotknięte. Z których jeno pozostały węgle niedopalone i dymów czarnych słup. Kozacze! Tyś niczym sokoły na niebie dumne, ukochał wolność tych ziem. Nocą mijam przydrożne kapliczki. Idącego na śmierć pewną, pozdrawiają przodków duchy w czaprakach, przy nich stojące. W ziemi solą ich proch. I niedługo spocznie w niej mój duch i mój trup. Boga na Dzikich Polach nie szukaj. Tu rządzi ślepy los i francowata fortuna. Zawsze wbiją Ci w plecy, nóż ostry. Próżno wołać rogiem kwarcianych i rejestrowych. Szkrzydlaci jeźdźcy już dawno pogalopowali do niebios bram. Klnąc się jeno tylko na swój honor i złotą ņiezbywalną wolność. Zsiadam z konia i sam jeden z zygmuntówką w prawicy podchodzę do lini wroga zwartej na metry. Niech Cię wściekłą sforą obsiądą zewsząd. Niech się ostrze Twej oblubienicy we krwi gorącej solidnie upije. Wtem pośród wrogów linii, widzisz jak śmierć ku Tobie wolno kroczy. Tak Tobie Hetmanie, przyszło ginąć w obronie Siczy. Wtem nagle sokoły rzuciły się z nieba i uleciały z ciałem wysoko. Przodkowie a nie śmierć porwały człowieka. Krew z jego ran po dziś dzień jednak, na step święty ścieka.
    4 punkty
  18. nie mówię o tym głośno ale chciałabym żebyś patrzył na mnie jakbyś dopiero co mnie poznawał i rozczesywał moje włosy palcami bo chcesz mnie ukoić robił mi zdjęcia kiedy cię o to nie poproszę ale akurat wtedy kiedy dla ciebie jestem najpiękniejsza dawał mi kwiaty by zrobić mi przyjemność i byś mi przeszkadzał gdy gotuję obiad chciałabym byś zaparzył dla nas kawę by to wystarczyło by przychodziło bez wysiłku by było oddychaniem by było życiem
    3 punkty
  19. Truchtając po mokrym piasku, Nad morskim brzegiem, Tak oczko puszczała zalotnie W kierunku fal wzburzonych, Że aż Neptun łepetynę wystawił Znad wody i z trójzębem ruszył w pogoń Za miłosną przygodą, chlup, chlup. Przewracając kutry rybackie, Ryczał na ratownika, co raczył zagwizdać I czerwoną flagę wysoko wywiesił Na widok potwora z Loch Mielno. Reakcja mogła być tylko jedna, Umięśnieni chłopaki z miasta, Muskuły naprężywszy, przegnali Stwora, a wiał aż do Szwecji. Tymczasem pannica przystanąwszy W cieniu latarni morskiej, hop, hop Woła pomocy, licząc na zbawcę W lśniącej zbroi lub anioła skrzydlatego: „Ajaj, nawet paznokieć mnie boli, ojej, ojej!” Łup, tup, łup – schody zadrżały, zza drzwi Głowę wystawia pan Zenek szczerbaty, Pachnący czosnkiem i fiołkami: „Zapraszam na salony, pani kierowniczko.” Dama przypomina sobie, że zostawiła Włączone żelazko – i pyk, już jej nie ma. Wszystko ucichło: i wiatr, i krzyki lodziarza, Śmiech plażowiczów zamarł na ruch batuty. Zostały tylko spojrzenia za kuracjuszką, Piski i jęki, które się niosły i niosły. Miał być tylko flirt i mruganie oczkiem, Uwieść zdołała jedynie cień własny i echo.
    3 punkty
  20. Wspominam cię, choć cię nie spotkałem. Tęsknię za tobą, choć cię nie znałem. Tonę w smutku każdego dnia, Tonę , dotykam stopą dna. Chcę cię dotknąć, przytulić do piersi, Nosić blisko przy sercu i ci się poświęcić. Miast tego dźwigam cię tylko w swej pamięci. Łzy spływają mi po policzkach, gdy piszę. Uszy wyczulone mam już na ciszę. Nie słyszę twego głosu, krzyku ni śmiechu, Nie widzę cię, jak biegasz po domu w pośpiechu. Wyzbyłem się już przed tobą lęku. Żałuję i tęsknię, lecz kompletnie tego nie rozumiem. Kocham cię, ułudo, mój niebyły cudzie, Bezimienna cząstko świata, nienadeszła, wyparta. Kocham cię, odkąd cię straciłem, choć żadne z nas straty nie było winne. Bałem się, że życie stracę bezpowrotnie, Lecz nie nadeszłaś, a ja dalej żyję nieprzytomnie. Bałem się o nią, bałem się ciebie, A teraz...żyję sam ,po co ? Nie wiem
    3 punkty
  21. przez chwilę światło udawało że wszystko ma jeszcze sens . . . dla Kai
    3 punkty
  22. Ślimaki Cię pożrą zniwelują Ślimaki Was pożrą zniwelują proszę Pana zostanie z Was Towarzyszu tylko ślimaczy popiół obślizgły uciekający z dłoni Pańskie usta – nową muszlą tym czym dworzec dla bezdomnych Najczcigodniejsi możni Nadchodzi czas na ostatni zaszczytny ukłon przed dostąpieniem obrzydłości Nie martw się Ślimaki przetrwają uknują sieci w Pańskiej wątrobie skuszą się na słodkie soki by kolejne ślimacze pokolenia niosły w Wszechświat pamięć o Panu Niechaj Pan śni spokojnie Ślimaki przetrwają opowiedzą o Pańskich dokonaniach gdy w roku wykraczającym poza mierne pomiary ludzkie przybędą tutaj ślimaki kosmiczne opowiedzą i w żałości tego naszego kamyka kawałka lodu i lawy ślimaki będą się toczyć dalej
    2 punkty
  23. Jeden i Jeden to Dwa Ty i Ja Ja i Ty w Niej Jednej
    2 punkty
  24. Z sennej otchłani promień światła refleksem ciszy, lśnieniem ciał rozświetla ciemność przenikając noc, która kruszy ciężar gwiazd. Dryfując lekko zmysłem lotu miękkością skrzydeł wzruszam czas, a może ze mną zamkniesz oczy by znaleźć w sobie światła blask.!?
    2 punkty
  25. W przerwie między reklamami ktoś jeszcze słyszy śpiew legionów. Na placach — pomniki. Z kamienia. Milczące. Ludzie idą dalej, ze wzrokiem wbitym w szkło ekranów. Czasem, w listopadowym świetle zniczy, zatrzymuje się cień — poprawia flagę, pochyla głowę, zdmuchuje kurz z dat, kładzie kwiaty. Na murach — nowe slogany. Na starych grobach — te same nazwiska. A dzieci uczą się hymnu. Powtarzają słowa, nie wiedząc, dlaczego trzeba je czuć.
    2 punkty
  26. Olać system ;) Niech nas całych zeskakują a potem pocałują w dupę:) Świetnie to zobrazowałeś 👍
    2 punkty
  27. Wszystko prawda, wciąż czekam w nadziei na unijną dyrektywę obniżającą temperaturę wrzenia wody do 60'C. Pozdrawiam.
    2 punkty
  28. Złap jej kwiat z oaz gwiazd (pantum sylabiczne w brachykolonie)
    2 punkty
  29. @Berenika97Dziękuję Bereniko, mnie się chce najbardziej pisać w nocy. Całe frazy ustawiają się w kolejce do zapamiętania, a ja je przestawiam, zamykam, wywalam, wyłażą jak niegrzeczne dzieci z łóżek, jak te plotki którym chce się pić nocą - z piosenki. Muszę wstać, dać im atrament do picia, znaczy zapisać. I tak się rano budzę i patrzę, jak wygląda to coś, z niczego. Serdeczności dla Ciebie i podziękowania :)
    2 punkty
  30. @Wiesław J.K. Nie wierzę w pokój między nacjami na Kresach. Za wiele się wydarzyło i za wiele krwi przelano by można na zawsze w mrokach dziejów zagrzebać imiona ofiar. Nawet moja rodzina nie uniknęła ofiar i pogromów tylko dlatego, że stanęliśmy wreszcie po stronie polskiej. Takie już przekleństwo tych ziem. Po wieczność na nich będą rządzić wojna, głód i nędza.
    2 punkty
  31. @Wiesław J.K. Sam jestem jednym z ostatnich potomków Siczy. Nie sądzę by moje wiersze były kontrowersyjne. Kocham rodzimy step i Dzikie Pola i opisuję straszną historię tych ziem na tyle na ile mi talent pozwala. @Berenika97 Wiele piszę o Kresach i Siczy bo to ziemie moich przodków. Te wiersze choć nieliczne w moim dorobku. Pozostawiają zawsze ślad w moim sercu i łzę w oku ilekroć pomyślę o nawet współczesnych horrorze tych ziem.
    2 punkty
  32. I stało się to co określić by można cudem. Tłum wybuchł euforią i poklaskiem dla skazanego franta. A najgłośniej swoją aprobatę dla króla, nie Francji a Gayet, oznajmiały jego cudowne dziewczęta. Strażnicy nie mogąc upilnować napierających mas ludzi, znów ścieśnili swój kordon i wzięli do rąk nadziaki. Lud błagał trybunał o łaskę dla skazańca. Obywatele najpodlejszego sortu chcieli odzyskać swego brata i poplecznika. A Orlon milczał, patrząc ze skruchą najczystszą w tłum. Nadal łzy płynęły mu po policzkach, nie dla Boga były one przeznaczone, nie dla króla Karola za jego wkład, nie dla sumienia franta co się nagle odezwać mogło po ślubach milczenia na widok wszelkich zbrodni na przestrzeni krótkiego życia Orlona i wreszcie nie dla ojca Oresta i sędziów, by nie robaka podłego w nim dojrzeli a człowieka równego sobie. Nie dbał o swą renomę i zdanie innych. Był kim był i był z tego dumny. Płakał jedynie dlatego, że dotarło do niego, że stryczek ominie go po raz czwarty i z pewnością nie ostatni. Uratował głowę i tylko to było ważne. - Boże jedyny! Pobłogosław naszą matkę Francję! Bo nie dostojnicy kościoła i święci w niebiosach ją z kalekiej ułomności dźwigają, lecz Ci co się w jej błotach, burdelach i gnoju ze szczurami i wszami bratają. A mimo to mają siły by w malignie i głodowym pomorze nieść jej sztandar przez doliny upodlenia i wyzysku a czasem jak ja tu przed Wami bracia i siostry, przez deski miejskiego szafotu. Sędziowie i oficjele poza ojcem Nérée i generałem d'Aubignac. Wstali zza stołu trybunału i zbliżyli się ku Orlonowi. Jeden z nich podszedł do ojca Oresta I wyszeptał mu krótkie zdanie na ucho. Ten przytaknął i zmiął treść wyroku w dłoniach. Oddał już nic nie warty pergamin jednemu z franciszkanów a ten bez zastanowienia cisnął go w tłum. - Jam był łotrem i pludrakiem najgorszym. Lecz przyznacie, że wyrazem najczystszej niesprawiedliwości byłoby, gdybym oddał głowę po tym czegośmy tu byli świadkami. Bo Ci co śmierć ku uciesze zadają i kata naszego wyszkolili niczym psa by ostatnie tchnienie odbierał z piersi, nie są ni grama lepsi od nas. Oni mają jedynie fartuch czy sutannę czystsze niż nasze łachmany i pludry. Bo grzechy swe piorą odpustem sprzedajnym i kazaniem co stekiem bzdur jest. Bo jedno mówią a inne czynią. Jedyną wolną od ludzi i przejezdną uliczkę z placu, właśnie zablokował wóz kupiecki, zaprzężony w dwa gniade ogiery, woźnica był osobliwego wyglądu bo wyglądał na zakonnika w habicie franciszkańskim lecz ze wzrostu i postury zdałby się dzieckiem ledwie. Zatarasował jedyną drogę ku apartamentom biskupim i ratuszowi. Ale widać zrobił to nie celowo a zupełnie przypadkiem. Zatrzymał wóz i słuchał przemowy więźnia, która widać nie zainteresowała go na tyle by mógł marnować na nią swój cenny czas. Zresztą wiele egzekucji już widział i z pewnością niejedną jeszcze ujrzy. Co mu z tego czy franta czy świętego życia sznur konopny pozbawia skoro wszystko jest marnością na tym padole i chwilą ledwie w zamyśle Boga. Grając że Stwórcą w kości, człowiek nie może wygrać i zawsze, prędzej czy później, wyląduję na szubienicy. Rzucił okiem spod kaptura na plac. Tłum domagał się łaski I błogosławił króla. A hańbił słowem na święty kościół. - Nil admirari - rzucił krótko woźnica. Kiedy frant uliczny urasta do tronu i godności króla. Przeszedł na tył wozu i ukrył swe oblicze pod narzutą z czarnego jak sumienie zakonnika materiału. - Chcecie prawdy moi mili. Więc rynsztok Wam ją objawia. Tu frant jest królem a wszetecznica prorokiem. A sędziowie tylko błędnymi rycerzami co skąpią łaski a żebrzą o miłosierdzie. Spójrzcie na moje ciało i na moją krew. Jestem tylko człowiekiem występku i grzechu. Nie chcę za ich nieprawości składać ofiary z życia a chcę Wam nieść ogień prawdy i żagiew zemsty. Nie jestem sam - wskazał na dziewczęta - Są tu i one. Moje piękne latorośle z zamtuzowej winiarni, co upajają zmysły i ciała jadem wolnej miłości i praktyk. Cóż one mają rzec skoro ich dziedzictwem i jedynym bogactwem jest ciało zbrukane po wielokroć? Cóż one mogą rzec po latach bycia jedynie przedmiotami w rękach możnych. Czyż ich łzy są mniej święte i pokorne? Zamilkł. I wtedy rozległy się pierwsze kroki. Pluie – ta sama, o której śpiewały sprośne psalmy i opowieści zakonników – wyszła z tłumu. Za nią ruszyły inne. Kilkanaście, potem kilkadziesiąt. Ciche, blade, ubrane skromnie, ale z ogniem w oczach. Szły ku szafotowi – nie z kwiatami, lecz z krzykiem i pazurami. Tłum się cofnął. Duchowni zbledli. Sędziowie zaczęli uciekać. W powietrzu wisiała rewolucja. Gniew ulicznic. Bo nie znasz postaci, dnia ani godziny gdy Pan Twój przyjdzie odebrać z rąk ludu sprawiedliwość za lata zguby i znoju. Pluie, Tibelle i Alipsa prowadziły resztę murew ku szubienicy. Strażnicy w większości wycofali się by ochraniać trybunał. Kilku jednak postanowiło walczyć i zaprowadzić spokój. Tłum ich obalił i gołymi rękami darł z nich ubiór a później skórę. Jak wilcza watacha, oblegli szafot, niszcząc wszystko i wszystkich po drodze. Rozrzucili stoły i księgi, zastawy i beczki. Kilku mężczyzn w szale, pochwyciło kata Piotra i przybiło go siekierą za głowę do jego drewnianej kochanki, Ojciec Orest nadal stojący u boku Orlona dał znak franciszkanom a Ci zrzucili wreszcie kaptury i odkryli swe oblicza. Były to dziewczęta upadłe i grzeszne ze wszystkich zaułków i burdeli Gayet. Orlon miał tylko chwile by objąć je wszystkie wzrokiem, bo one zrobiły to co umiały aż za dobrze. Rozbierały się z zakonnych habitów. Wszystkie miały pod nimi swe suknie ociekające wręcz bluźnierczym erotyzmem. Były wśród nich i stare matrony i burdelmamy jak i niewinne ptaszyny ledwie co uleciałe ze swych rodzinnych gniazd by móc zarobić choć na chleb i wino. Strasznym obrazem jest gniew kobiety. A w szczególności kobiety upadłej. Orlon szczególnie zwrócił uwagę na dwie z nich. Séraphine Lepra - stara już ponad pięćdziesięcioletnia murwa. Której jednak od lat każdy klient bał się niczym samego diabła. W młodości jeszcze zaraziła się trądem. Choroba zabrała jej całą urodę, krasność i co najważniejsze twarz. Była jak maska, prawie nieruchoma o krzywych ustach, zapadniętych oczodołach i licznych bliznach. Blada jak sama pani małodobra z fresków i jak ona bezduszna. Ku zdziwieniu każdego, pewnego dnia odwiedził ją jakiś podstarzały rycerz, który zażądał za ogromną sumę dukatów, najgorszą murwę w mieście. Gdy alfonsi ujrzeli stos złota przed sobą bez zastanowienia sprowadzili przed jego oblicze Séraphine. Ten nie dość, że nie rzekł ani słowa na jej chorobę i aparycję to jeszcze podziękował za tak wspaniałą dziewczynę i spędził z nią noc. Gdy jak gdyby nigdy nic opuścił burdel rankiem. Dziewczęta ciekawe czy doszło do konsumpcji ciała Séraphine przez rycerza, zajrzały do alkierza. I Séraphine była tam. Spała w łóżku kompletnie naga i piękna jak dawniej. Niczym bogini Diana z rzymskich mitów. Po tym zdarzeniu nawet najgorsze szelmy przekleły imię murwy i bali się jej, uznając za czarownicę. Gdy ona mówiła swym cichym, nienawistnym, lekko świszczącym głosem to reszta dziewcząt słuchała się jej niczym Maryi. Mężczyzn wykorzystywała jak zabawki i gardziła nimi. Tylko spełnienie cielesne było dla niej ważne. Nieraz mówiła że nie Boga jej w sercu trzeba a kusia twardego w piczy wypełnionej po brzegi. Bo nie litanie i modlitwy a orgazmy prowadzą ją do samego nieba. Nikt z nią dobrowolnie nie legł w łożu. Zresztą ona sama w trakcie uciechy cielesnej, dosiadając okrakiem lędźwia kochanka, groziła mu nożem jeśli by tylko chciał zakończyć swoje spełnienie przed nią. Czarownica czy murwa. Séraphine przerażała wszystkich. Orlona również. Krok za Leprą, podążała Nanette - była bardzo niską i przysadzistą kobietą w wieku podobnym do Séraphine. Długie, kręcone w pokaźne loki, czarne włosy sięgały jej aż do bioder. Jej twarz wyrażała jedynie dwie emocje, nienawiść i chęć mordu. W prawej dłoni trzymała łańcuch o szerokich ogniwach. Wieść niosła, że dawniej sama była na nim trzymana przez szaleńca, który uprowadził ją do swej rudery i więził latami. Gwałcąc i bijąc czasami do nieprzytomności. Pewnej nocy po kolejnym takim akcie agresji. Oprawca zapomniał opuścić skobel zamka na zapadkę w drzwiach piwnicznych, gdzie trzymał swą ofiarę. Nanette wykorzystała szansę, wyrwała ze ściany obręcz do której był uczepiony drugi koniec łańcucha i weszła do domu oprawcy by zastać go już śpiącego. Udusiła go łańcuchem a ciało dodatkowo poćwiartowała na kilkadziesiąt kawałków. Przejęła dom a ciałem oprawcy karmiła dzikie psy, które czując padlinę ochoczo zaglądały na podwórze. Gdy pozbyła się ciała i śladów. Mogła wreszcie wrócić do miasta i zacząć życie od nowa. Ona jednak wybrała zawód ulicznicy. Ze względu na dawne przeżycia, czasami dusiła łańcuchem swoich klientów i rabowała ich ze wszystkich majętności. Wtedy wracała do dawnego domu, gdzie nikogo nigdy nie przyjmowała w gościnę. Mówiło się jednak, że często chodzi po obejściu kompletnie zakrwawiona a towarzyszami są jej sfory dzikich psów, które wesoło ujadają przed domem, walcząc o skrawki czerwonokrwistego mięsiwa. Gdy szła teraz niczym furia w stronę członków trybunału, żaden mężczyzna nie miał dość odwagi by zastąpić jej drogę. Ojciec Orest patrzył i czekał. Nie wtrącał się i nie próbował interweniować, nawet wtedy gdy tłum zepchnął członków trybunału do małego zaułka w cieniu kamienicy cechu płatnerskiego. Nie krzyczał i nie błagał o spokój nawet wtedy gdy Pluie wyjęła z połów sukni na piersiach sztylet i wepchnęła go aż po jelec w żywot strażnika, który obłupił ją zza pleców, próbując obalić na bruk. Orlon patrzył na to inaczej. Z emocją godną opiekuna a może nawet ojca. Jego słodka Pluie zabiła człowieka by ratować jego nędzny żywot a tym samym przedłużając sobie żywot murwy w jego burdelu i na jego fikuśnej łasce. Podejrzewał to od dawna ale Pluie kochała go inaczej niż córka winna kochać ojca. I oddałaby życie nawet byle tylko go ratować. Ojciec Nérée i jemu wierni poplecznicy rzucili się do ostatniej szarży by ratować swe głowy. Ujrzeli ostatnią drogę ucieczki. Uliczkę w stronę dzielnicy biskupiej. Przebili się choć nie bez problemu przez tłum. Dostali co prawda kilka kopniaków, kuksańców i uderzeń kijami i pięściami. D'Aubignac krwawił z nosa i ust. Nie zdążył uchylić się przed kamieniem który rozbił mu twarz. De La Trémoille, trwożnie oglądał się za siebie i śledził ruchy w szczególności Nanette, bo jako jedyny z ocalałej trójki, wiedział do czego jest zdolna ta dziewka. Dzień sądu nadszedł, choć był on sądem upadku ideałów nad zbożną rolą kościoła. Wszyscy zostaną ukarani jak jeden mąż gdy tylko dym i pył rewolty opadną. Bóg jest z nimi. Bóg osądzi i De Villargent’a i ojca Oresta a murwy… murwy będą ich zabawkami pokutnymi i oddanymi. Będą błagać o litość i łaskę nagie i rozłożone na łożach. Eksponując swe piersi dorodne i łona. Ich rzycie krągłe i blade znów będą dymić swądem wypalonych w skórze znamion. Znaków własności kościoła i jego hierarchów. A te krnąbrne i zepsute do cna. Zamknie się w Neufchatel a później zagłodzi albo zamęczy torturami. Spali na stosach lub poćwiartuje znów ku uciesze tego samego pospólstwa, które dziś idzie z nimi pod rękę ku zagładzie. Bóg widać był zajęty gdzie indziej tego dnia i nie patrzył z uwagą na małe miasteczko w południowo - zachodniej Francji. A szkoda bo opuścił swe kościelne owieczki w potrzebie gardłowej. Uciekali na tyle szybko na ile pozwalał im ojciec Nérée, bo wiek i choroby ograniczały mocno jego zdolności przemieszczania. I gdy widzieli już silnie świecące wybawieniem, światełko w tunelu to zostało ono zasłonięte nad wyraz brutalnie i nagle. Drogę ucieczki, zatarasował wóz kupiecki który ciągnęły dwa ogiery a powoził nim franciszkański mnich lub raczej nowicjusz bo wzrostu mu widać poskąpiono przy narodzinach lub skrócono o nogi już za życia. Był on odziany w nową i zgrabnie dopasowaną sutannę z kapturem zarzuconym głęboko na ukryte w cieniu oblicze. Milczał jak grób I zdać by się mogło, że drzemał obojętny na los uciekinierów i tumult gniewnego tłumu. D'Aubignac pierwszy dopadł do wozu i jął błagać zakonnika o łaskę i zmiłowanie - Bracie ulituj się nad losem skrzywdzonych swych pobratymców i ratuj ich przed niesłusznym samosądem. Pomrzemy tu jak psy jeśli nas nie weźmiesz na wóz i nie wywieziesz. Oczywiście za sowitą opłatą i przywilejami jakie tylko się wytworzą w twej myśli i słowie. Pasterzu nasz i pocieszycielu! Ratuj dobrzodziei świętego kościoła w dniu tym przeklętym… Nowicjusz nie przerywał kartuzowi. Patrzył jedynie z zaciekawieniem na jego pokiereszowane oblicze. Wreszcie cicho zwrócił się do nich, starajac się nie zwracać uwagi na tłum idący ku nim i zdający sobie już sprawę z tego że sędziowie wpadli w ślepy zaułek i kara ich nie minie. Na czele pochodu już dziarsko maszerowali Orlon i Orest a obok ich prawic Pluie i Tibelle, Biała Myszka i Lepra. Jeźdźcy apokalipsy mieli dziś twarz wezbranych gniewem kobiet, które były o włos od zaprowadzenia sprzedajnych, grzesznych dusz do czeluści piekieł - Qui ventum seminat, turbinem metit* - Nowicjusz zdjął kaptur i wyszło spod niego oblicze wydawać by się mogło zupełnie niegroźnego karła. Wacek z Brugii sięgnął do pasa i odpiął z niego jakąś podłużną, wąską fiolkę z żółtym płynem. Odwrócił się do zakonników i De La Trémoille'a ze słowami - Niech Pan wybaczy Wam Wasze grzechy bo my nie jesteśmy od tego by sądzić a by wykonywać jego wolę - i wylał płyn z fiolki wprost w oczy kartuza a lewą dłonią dotąd ukrytą pod sutanną namacał w kieszeni nóż i rzucił nim wprost w pierś De La Trémoille'a. Skarbnik padł martwy, wprost na nogi ojca Nérée, ten wpierw próbował zrzucić Wacka z wozu by samemu zająć jego miejsce, ale karzeł bez problemu uskoczył w bok i zadał cios kolejnym nożem tym razem wyjętym z buta. Ojciec Nérée zawył z bólu i padł obok trupa De La Trémoille’a, trzymając się za nogę pod kolanem gdzie spoczywał wbity nóż. D'Aubignac krzyczał w konwulsjach, ślepy i obolały. Za kilka minut trucizna zadziała i zatrzyma jego serce na zawsze. Wacek był świetnym bajkopisarzem, jeszcze lepszym trubadurem i jednym z najwybitniejszych włamywaczy w kraju ale umiał równie dobrze zabijać i wiedział, że nigdy jego sposoby i plany nie zawodzą w potrzebie. Tym razem nie było inaczej. Tymczasem pościg dopadł zwierzynę. Co prawda już przetrzebioną ale nadal groźną. Orest i Orlon dopadli wozu pierwsi i serdecznie uściskali uśmiechniętego karła. Pluie i Lepra dopadły do ojca Nérée i podniosły jego przerażone oblicze do pionu. Pluie splunęła mu w twarz I przeklęła tak okrutnie, że aż ojciec Orest choć dawny ich kompan i szuler skrzywił się z niesmakiem. Bo niewiasta upadła czy też nie ale nie powinna używać języka najpodlejszych nizin tym bardziej, że żyła w sporym dostatku a tym bardziej z poetą pod jednym dachem. Wacek podszedł do niej swym pokracznym lekko utykającym chodem. A dziewczyna nachyliła się i ucałowała go serdecznie. - Patrzaj Orlon - karzeł zaśmiał się - Znów uratowałem Twą plugawą, brudną i niewdzięczną rzyć. Czeka mnie najpewniej sowita nagroda. Noce spędzone na dorodnych, młodziutkich wzgórzach tej oto dziewki, której urodę ubóstwiam i głoszę na wszystkie cztery strony świata. - spojrzał z udawaną powagą na Orlona - Tylko pamiętaj stary hultaju bez czci co Ci ją twe murwy z nasieniem ochoczo wyssały. Wacek z Brugii jako Twój brat i wybawca. Bawi się, piję i bałamuci za darmo aż mu wino umysł spląta a kuś sflaczeje od doznań. Wtedy ja Ci dziewki zwrócę a Ty o moim heroizmie balladę łotrzykowską napiszesz. Dam Ci nawet jej zacny początek. Napiszesz tak pierwej, słowem wstępu - Boże szelmów, wszetecznic i hulaków bez czci… pobłogosław króla tej ballady co na zamek swój przyozdobił burdel pełen murew najpiękniejszych, które przez nocy długie godziny, pieściły jego członki i ciało do upadłego. Tak jak on, wypieścił każde słowo tej ballady o życiu i śmierci. Tak napisz Orlon i wyobraźni nie żałuj. Bo kto wie jaka kolejna przygoda lub przygody przed nami. Wsiadaj kpie bo czasu nie mamy a noc musi nas zastać u Brunhildy w karczmie byśmy tam pili do cna i wspominali ten dzień chwalebny w którym to lud pokonał smoka. Wacek wskoczył niezgrabnie na wóz a Orlon uściskał serdecznie ojca Oresta - Dziękuję ojczulku - nie był w stanie powiedzieć więcej. Ale to musiało wystarczyć za wszelki dopust - Czas mi w drogę. Orest uśmiechnął się - Jadę z Tobą Orlon. Nic tu po mnie tak jak i po Tobie. Nérée zwoła nam na głowy sąd królewski i niezliczone zastępy straży. Zabieramy dziewczęta i w drogę. Odwrócił się jeszcze do podtrzymywanego nadal przez dziewczęta ojca Nérée. - Wola króla spełniona. Odejdź w pokoju bracie i nie szukaj nas ani zwady z nami. Bo czeka Cię jeno śmierć i ból. Poinformuję osobiście króla o zaistniałych zamieszkach i przedstawię jedyną słuszną wersję. Bunt wszczął lud najbiedniejszych dzielnic i wyroku na skazańca nie wykonano lecz najpewniej zginął on z rąk gminu lub jego własnych podopiecznych z którymi miał zatarg i uraz od dawna. Zginął wysokiej rangi urzędnik królewski. Zginął generał zakonu kartuskiego a przeor dominikanów został ranny. Miasto zostanie objęte anatemą papieską do czasu odpustu zupełnego i ukarania winnych. A Wam ojcze życzę szczęścia. Przyda się. Z tymi słowami wsiadł na wóz a za nim Tibelle, Pluie, Alipsa i Biała Myszka. Tłum żegnał ich jak świętych pątnikow co przynieśli im wybawienie i pokój. Ostatni u boku Wacka zasiadł na wozie Orlon. Odwrócił się do ludu i rzekł na odchodne - Niech ktoś pilnuję mi interesu i zaopiekuje się pozostałymi dziewczętami - ludzie oblegli wóz chcąc choć dotknąć bohatera - Dalibóg wrócę. Jak tylko sprawa przycichnie, a tymczasem żegnajcie! Ogiery pociągnęły równo i mocno. Jeszcze jeden świst bicza i poszły zgodnym stępem po brudnym, skalanym bruku. Wóz jeszcze długo był widoczny aż skręcił na stary most nad Loivre i przekroczył Bramę Normandzką. Król był bezpieczny. Oczywiście do czasu. Zew szubienicy bywa donośniejszy od zdrowego rozsądku. Szczególnie jeśli jesteś recydywistą i francowatym wyrzutkiem ulic i bram Gayet. Lepra patrzyła długo za uciekająca kompanią Orlona. Gdy zniknęli z oczu, zwróciła je na przerażonego zakonnika, który już nawet nie szukał ratunku z jej szponów. - Wiesz ojczulku - jej głos był jak zimna zapowiedź śmierci - Życzyli Ci szczęścia. Ale w moich ramionach go niestety nie zaznasz a jesteś widać mi powierzonym więźniem. Na cóż mi jednak stary, pomarszczony dziad o bogobojnych ciągotach. - świdrowała go uważnie i pastwiła się z lubością - Masz mnie za czarownicę. Powinnam już dawno gnić w ziemi tak jak kiedyś gniłam za życia od trądu. A jednak żyję. Czary powiesz mi zapewne. A i owszem. Czary i konszachty z Szatanem. Jestem jak epidemia i zaraza. Wybucham i przygasam. I tak już przez wieczność. Takie moje przekleństwo. - ku przerażeniu wszystkich ucałowała krótko usta zakonnika - Mimo, że nie gnije to choroba jest nadal w moim ciele i zarażam ją skutecznie przez pocałunek. Pocałunek Lepry jest Twym wyrokiem. Bywaj zdrów, póki jeszcze możesz. - obrzuciła go ostatnim godnym politowania spojrzeniem i pchnęła w pobliskie krzaki. - Módl się o uzdrowienie do swego Boga lub o zbawienie swej potępionej duszy. I odeszła w tłum szybko i niezauważalnie wręcz jak zaraza, którą nosiła w sobie aż do kolejnego dnia sądu. Koniec * Qui ventum seminat, turbinem metit(łac) - Kto sieje wiatr ten zbiera burzę A więc dobrnęliście wraz z autorem do końca tej ballady łotrzykowskiej Ciemnej, brudnej i plugawej jak bruk Gayet. Jak loch Neufchatel. Lecz dziwnie też nęcącej i od przygód gorącej jak ciała dziewcząt sprzedajnych w bramach dzielnic Lanoire. I pamiętajcie Drodzy moi, nie sądźcie nawet szelmów upadłych jeśli Wasze serca nie są czyste i w świętości jako prawdzie ostałe. A jeśli tak jest to najlepiej nie czytajcie tej sprośnej opowiastki w której karzeł, alfons i jego zbrukane murwy żyją i żyć będą w szczęściu i pomyślności losu. Lecz jeśli czujecie się z nimi związani losem po tym coście wyczytali. Wznieście kiedy u karczemnych stołów toast. Za łotra bez czci, poetę wyklętego - Orlona de Villargent Epigramma ab auctore (Posłowie od autora) Dziękuję wszystkim tym, którzy czytali wszystkie części tego opowiadania i motywowali mnie bym go nie porzucał. "Boże szelmów ..." ma swoją kontynuację którą jeśli sobie życzycie wrzucę tutaj a Wy zadecydujecie czy równie mocno Wam przypadła do gustu i czy chcielibyście kolejne jej części bo od razu mówię, że gotowa jest tylko pierwsza część. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
    2 punkty
  33. @Wiesław J.K. To ja dziękuję za komentarze i oceny @Berenika97 Postaram się więc jutro o dodanie pierwszej części.
    2 punkty
  34. @Simon Tracy Simonie, w tym wierszu poruszyłeś zaiste kontrowersyjny temat i jak do tej pory bez specjalnego oddźwięku, a to uwidacznia, że historyczne wydarzenia dotyczące narodów pozostawiają na długo w pamięci urazę i niechęć.
    2 punkty
  35. wiatr w dłoniach tęsknota w kieszeni złota myśl na twarzy uśmiechnięty cień dziś mi towarzyszą czuje je jak siebie są tak mi bliskie bliżej się nie da przede mną droga kłaniam się drzewom kamień zaprasza na małe ale ja zaś szczęśliwy nie szukam więcej jestem dumny z tego czym dziś częstuje
    2 punkty
  36. Chcę być dla ciebie miastem w deszczu - - nagim, by dotyk mógł zabłądzić między dachami, gdy je wieczór smaga za karę wiatrem rwącym. Chcę być ulicą zawstydzoną natłokiem nazbyt śmiałych pytań oraz tym drzewem, co przez okno cieniem gałęzi cię usypia. Chcę być kałużą, w której gubisz odbicie, złoszcząc się i płacząc; niech beton przetną żywe strugi, wśpiewają w twoje stopy - światło. A jeśli stanę się witryną, stłucz ciemną szybę, bierz co twoje; i tylko później pozwól spłynąć tkliwością modlitw w ciepłe dłonie.
    2 punkty
  37. @Klip :) dodałam :) Dzięki, również zdrówka @huzarc ;) Dzięki @wierszyki :) no, mamy mamy Również pzdr 🌼 @Waldemar_Talar_Talar :) czasem trzeba na ostro, sam to wiesz Dzięki, również serdecznie pozdrawiam @Omagamoga :) czasem coś mi się przypadkiem rymnie i potem wystaje taki jeden rym wśród białej całości ;) Tak całkiem wprost nie zarymuję, ale skorzystam z zadania ciosu :) bo lepiej rzeczywiście pasuje do splotu słonecznego. Dzięki @Berenika97 Uwielbiam czytać Twoje komentarze bo trafiają w sedno tego co chciałam wyrazić. Dzięki:) @Nata_Kruk @Natuskaa @Rafael Marius Podziękowania:)
    2 punkty
  38. Litwo! czy mnie jeszcze miłujesz czy myślisz o mnie jak moja Ojczyzna czy tęskno wypatrujesz z wiarą wskrzeszoną na pokuszenie. A gdy wracać będę na Macierzy łono i w Ostrą Bramę zanosić pokuty to z Góry Krzyży spójrz na mnie łaskawie ujmij od kończyn i bez miar błogosław. W miłości nie rachuj a kwieciem pachnącym w krąg ciżby się wlewaj a rozlej przytomnie po placach przelatuj a złotym promieniem Żydom na kramach przyświecaj usłużnie. Powtarzam te strofy pobożnie cytuję co wiarę w narodzie przez wojny trzymała i teraz to stojąc u progu katedry tę noc ponad głową gwiaździście rozkładam. Bo na nic błagania wróg stoi na powrót i jak przed wiekami tak teraz się kłębi aż znowu musimy walić w tarabany i trąby bojowe wydobyć z odmętu. Tymczasem przenosisz ponad głowy dachów gdzie duchy szlacheckie tej ziemi się tłoczą gdzie kurze bojowe powietrzem zakręcą i w nozdrza podetkną mi wonie morowe. Tak pójdę polami na dawne stanice biel kwiatów obaczę i zerwę je w słowach gdzie zieleń wezgłowia zachwyci me lico Ukłonię się wiatrom wiejącym od nowa. W rozstajach wiekowych kapliczek gromada gdzie szlachcic się żegna i z konia nie zsiada i zatnie rumaka popędzi przed siebie to czasu przeszłego świadectwo da w niebie. I ja swoją miłość przytulam tak czule trochę opowiem by żałość w niej wzniecić lecz wolę w jej oczy spoglądać i marzyć by nigdy tych wojen mój naród nie przeżył. Idziemy a Wilno po bruku nas wodzi Maryja już tęskno przyciąga do siebie na drzwiach pocałunek pokutnie składamy a w puszkę pątniczą wrzucamy medalik. Ach przestań już myśleć przeklęta ma głowo nie wskrzesisz umarłych z popiołów nie wstaną naręcza bukietów rozrzucisz po polu na Rossie co świadkiem przez wieki zostanie.
    2 punkty
  39. Witam - serdecznie ci dziękuje za wierszowy komentarz- ucieszył mnie - Pzdr.serdecznie. @KOBIETA - @infelia - dzięki -
    2 punkty
  40. Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu. Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.
    2 punkty
  41. To tylko słowo. Nie ma nic więcej. Krótka notatka przyszłości. Wśród złota i miedzi Czerwienisz się wstydem, Otrząsasz liście jakby z miłości. Jedno małe słowo, Bo po co więcej? Wyszeptasz w słońcu i mroku. Nazbierasz kasztanów, Posplatasz warkocze, Zaświecisz błyskiem w oku. To tylko słowo Zapisane w przeszłości, Wyciąga ramiona i blade powieki. Dotyka dnia przemian, Jakby w nicości, Przenika przez mroczne wieki. Raz jeszcze.
    1 punkt
  42. Był raz sobie cud kogucik Wszystkie kury bałamucił. One piórka układają I tak z sobą rozprawiają: - Wczoraj byłam na spacerze za stodołą… - Ja nie wierzę, przecież jadłam z nim śniadanie, cóż to było za spotkanie… - Mnie ustąpił wczoraj grzędę… - Za mną wczoraj leciał pędem. Inna z miną zatroskaną: - Jak to?, dla mnie piał co rano! - On tak do mnie, wam dowiodę bardzo grzecznie puszczał przodem - Hej słuchajcie, moje panie Zróbmy jakieś tu zebranie. Oskubiemy mu te piórka Już nie spojrzy żadna kurka. Popamięta należycie jakie wieść należy życie. * Znowu morał nie umyka Biednaś, gdy masz kogucika Jemu znów odrosną piórka I tak spotkasz go przy kurkach. ps. Wszelkie podobieństwo do kogokolwiek - wykluczone
    1 punkt
  43. czyli spadek cisnienia do 149 hPa
    1 punkt
  44. nie wszystek umrę rzekł Wokulski do Dantego galaktyka to 200 miliardów gwiazd drogi kolego... na wykładach spałem matury nie zdałem egazminy oblałem nie wiem co logarytm i zgubiłem serca rytm... smutno mi też i żal... czaru par!
    1 punkt
  45. @Nefretete Władzę, ale technologi i jej demiurgów, bo ta państwowa jest bardzo bezbronna i stosuje archaiczne metody.
    1 punkt
  46. @Migrena To jeden z najbardziej spójnych poetyckich obrazów cyfrowego totalitaryzmu, napisany z autentycznym wyczuciem języka i świadomością filozoficznych konsekwencji. Państwo jest akurat ślepe i błądzi po omacku. To dostawcy technologii dokonują inwigilacji i strzegą ich wyników, robią to ponadpaństwowo. Biurokracja jest wręcz bezradna, jej archaiczne procedury i sposób agregowania danych powoduje, że niespecjalnie jest wstanie wykorzystać nawet tej wiedzy, którą posiada.
    1 punkt
  47. @Nefretete Obie formy są poprawne. Do końca miesiąca zostało kilka dni A jeśli bez liczebnika można powiedzieć całe dnie, obie formy są poprawne. ------------ E, tam, jak chcę wiedzieć o której najbliższy pociąg do X - to po co szukać mi po rozkładach jazdy, po po linkach, AI zajmie to sekundę. Więc ja uważam, to za oszczędność czasu i szczęście :)
    1 punkt
  48. @wierszyki O tekście można powiedzieć, gdy świat natury jest w całości dostrzegalny (dostrzegany) oczami dziecka. Pozdrawiam.
    1 punkt
  49. To dzieciątko u wielu się zjawia, a bywa, że towarzyszą mu jeszcze wychodzące z szaf i ciemnych kątów nieokreślone stwory. Pozdrawiam serdecznie.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...