Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 19.10.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Krew jak szkło przeciśnięte przez sito nieba Słodki obłok nad miastem Uwodzi twym spojrzeniem A ja nie potrafię nazwać już twej cielesności Zamkniętej w ruchu nieustających bioder Jak w łupinie czasu Zdartej z naskórka snu Patrzę tylko przez wizjer Rozdarcia W utajoną myśl głaskaniem Szorstkiej dłoni Po omacku splątania Szelestem policzka czerniejącego na wietrze Deszczem szarości po szyi Sącząc ostatni pocałunek Odchodzisz ostatnim liściem z drzewa Gdzie rana głęboka po pniu Umiera od korzeni po szczelinę Między sklepieniem burzowego błękitu A przerwaną linią widnokręgu
    10 punktów
  2. - Julce(Luli) i Oli. Jednym pociągnięciem niczym Picasso potrafi namalować wszystko, jak kawy espresso. Od lewej do prawej krawędzi kartki, kręcąc paluszkiem młynka, w środkowej części zręcznym zawijasem, powstają esy - floresy radosnym hurtem. Pomysłowością dorównuje Banksiemu, pozorny chaos jak u Basquiata. Farbki i chlust wszystkie tęcze świata. Zielony czerwienią nęci zapachem, oazy kwiecistej wabiąc kolorem. Bratki, maki, bzy i rumianek, są jak motyli cały wianek. Stokrotko, co jesienią zakwitasz wiosną, Olu i Lulo - aż serca wciąż rosną.
    9 punktów
  3. Idę - a liście grają we mnie, jakby świat oddychał moim krokiem. Nie w powietrzu, nie na ziemi, lecz w tej cichej przestrzeni między myślą a wspomnieniem, gdzie rodzi się dotyk, zanim stanie się dłonią. Dziś świat patrzy półprzymkniętym okiem Boga, patrzy przez korony drzew jak przez mleczną błonę snu, a wiatr, ten stary włóczęga, maluje mi w duszy pejzaże, których nie znam, a które zawsze znałem. Widziałem Cię, nim Cię spotkałem - w odbiciu wody, w oddechu chwili, która jeszcze nie nadeszła. Twoje oczy - dwa pryzmaty, przez które świat po raz pierwszy poznaje szczęście. Idziemy - a czas nie ma odwagi nas dogonić. Wszystko w nas jest początkiem: szeptem, który dopiero chce być słowem, uśmiechem, który staje się światłem. W tym parku, który jest dziś oceanem myśli, trawy – żywym atramentem wspomnień, piszącym na falach cienia, ja staję się łódką niesioną przez prąd Twojego spojrzenia. Miłość nie trwa – ona oddycha, jak ziemia po deszczu, jak niebo po burzy, jak my po każdym spojrzeniu, które rozcina rzeczywistość i zszywa ją cichym, jesteś.
    7 punktów
  4. nie wiem co czujesz a ty nie wiesz co ja próbujemy coś mówić lecz to nie dotyka rdzenia wprzęgnięci w tryby doświadczeń dowiemy się wzajemnie co to jest ty a co to jest ja
    7 punktów
  5. Bez słów wiążących moją mowę bez żalu co wchodzi mi w głowę bez męki i bez polityki dziś chciałbym po prostu być nikim. Już nie chcę być sobą kochanie te słowo jest zbyt wyświechtane i serca mojego nie wzrusza wylazło już ze mnie jak dusza. Przed Tobą piętrzące zdarzenia czy umiesz pojęcia im zmieniać czy tęsknisz do lata wolnego wciąż zwiewna; a tak odległego. Sen zamknął na dziś rozważanie i widzę pomników padanie w Lux falach już nie ta muzyka wciąż duszno a okno zamykasz. Bo wiecznie przez okno zamknięte i przez nie znów żyły pocięte inercja mnie Twoja powala pójdź w Pole do słów zaświtania.
    6 punktów
  6. lekkim wietrzykiem kołysana jak koliber tonę w złotym świetle oliwkowa mini opina ciało do twista zanim trafię na źdźbła traw ozdobą
    5 punktów
  7. Nie_moc jak paź królowej ulega metamorfozie w rudobrązach liści odpoczywa lato ja razem z nim i na przekór datom każdego roku nasadzam rośliny by pielęgnować złotodiadem jesieni gdy ognik szkarłatny szepce o słońcu rokitnik wraz z trzmieliną pospolitą oblepia gałązki tonacją pomarańczy przy domu pnące róże i krzewy irgi zamieniają się w czerwienie zachodu zbłąkana ćma szuka w nich światła przewrotnik ligustr po bieli kwitnienia chłodom zostawia czarne owoce lubią je kosy - a ja rozskrzydlam się przy fioletach pięknotki w której wiatr gra Szopena na strunach pajęczyn milknie aparat by nie spłoszyć chwili październik, 2025
    5 punktów
  8. W dni powszednie nie kursuje. Cisza Deszcz Szpada Czułość, której nie ma w statystykach tego, "co jest" i "co wypada" Obejmij troską jądro ziemi To jasne, trzeba się wczuwać: dobrze wychować młodzież, tańczyć życiowe tanga, starannie prasować odzież i stronić od balangi Aż zgagą się odbije wilkołak pustego 'wczoraj' Taksówka do celowości Małe zderzenie: ' 'Czy to raj?''
    5 punktów
  9. Kapłan na mszy złamanym głosem powiedział dziś z zalewu koło Włocławka wyłowiono… a kiedy dłonie złączył modlitwy nie dokończył w wielki szloch zamieniony chóralny śpiew Ojcze powróciłeś wtedy ręce miałeś skrępowane sznurami nienawiści do nóg przywiązane zimne kamienie na szyi zaciśnięta śmiertelna pętla na konsekrowanej sutannie zakrzepła krew za jedną cenę: Twoje milczenie ,,nie dajcie się zwyciężyć złu bądźcie w swych czynach zawsze czyści ‘’ czas obudzić się z tego koszmarnego snu ale to nie była wtedy tylko senna mara i nie umarła w ludzkich sercach wiara ona jak nadzieja jest nieśmiertelna a wraz z nimi miłość do człowieka którą w darze dostałeś od Boga w pierś każdy dzisiaj się uderzy co pozostało po Tobie Ojcze Jerzy na pewno niejedno wspomnienie ostatnia homilia u świętych polskich braci męczenników ostatnia przestroga jeden jest w życiu właściwy szlak choć wiedzie przez nieskończone zakręty tam gdzie na Ciebie czeka Prawda Ojcze dziś patrzysz na Polskę z ołtarzy i pomników powrócisz raz jeszcze na łono Ojczyzny jako nasz Jerzy nasz święty
    5 punktów
  10. Wsłuchuję się w muzykę twojego snu, w cień drżących powiek. Wokół noc przylega do ścian, ciężka jak myśl o tym, co jutro. Z jej wnętrza sączy się wspomnienie — delikatne, jakby bało się tchu. A kiedy świt rozszczelni powieki, z twoich snów spłynie popiół i blask. Wezmę go w dłonie jak pismo bez słów, by czytać cię, zanim obudzisz czas, tylko szept, który trwa między nami, wyznaczy światło wśród gwiazd.
    5 punktów
  11. Przedzimie* I jesienne łzy jak kropla po kropli po szybie spływają - to krwiste łzy i wiosenne łzy niczym serce z sopli w głębokiej ciszy: w dolinie - milczenia, cicho, jeszcze cichszy - połykam łzy już na dnie ciszy w mogile istnienia - kołysze fala i dzwoneczki - dzwonią, głucho, dzwonią, głucho - łzy i łzy - łzy, to lali fala z tą wronią już bronią... *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor: Łukasz Jasiński (październik 2025)
    4 punkty
  12. letniak siedzę na skrzyni w rogu przy kuchni majtam w powietrzu nogami jeszcze nie dosięgają podłogi nagrywam film w głowie ciemność za lustrem okna żarówka się tli wydaje chybotać przez taniec ciem cienie co próbują podpełznąć każdego w izbie dziadka z włosami jak druty łokciami na stole babkę z bochnem rozmiarów maśnicy na podołku jezykami liże stopy jezusa za burtą matki chybocze się z żarem przy ustach na chwilę obejmuje jej twarz rozbłyskiem odbija się w oczach ojca z butelką nad kieliszkiem brzdęk wzdryga ucho kota na moich kolanach mruczy kiedy kładę mu dłoń na karku koniec taśmy
    4 punkty
  13. Czasem robi się błąd nie dlatego, że się porzuca, ale dlatego, że się wraca. Powrót serca Myślałam: wrócę, będzie lżej, że czas uleczył to, co złe. Lecz serce głupie wierzyć chce, że w nocy można znaleźć dzień. Paradoks powrotu Błąd nie tkwi w ostatnim rozstaniu lecz w chęci powrotu , w staraniu. Nie każdy, kto wraca się zmienia, czas nie zapomina cierpienia. Recykling uczuć Zebraliśmy resztki dawnych wzruszeń, by tchnąć w nie życie — jeszcze raz. Lecz żar, co raz już się dopalił, nie ogrzeje więcej nas. Nie każdy powrót jest mądrością. Czasem to tylko błąd ubrany w nadzieję.
    4 punkty
  14. Tam gdzie kończy swój bieg Czarna Hańcza Stadko kóz żyto żre jak szarańcza Tylko jedna pod świerkiem Się opycha papierkiem - Trafił w gusta me-e ten Barańczak!
    4 punkty
  15. Świat nie ma imienia, nie posiada twarzy, to ludzie się nazywają ludźmi, a ziemia się z grobu patrzy na ciała tych, co byli. Wystarczy zwykłe „odejdź” z ust Boga wypowiedziane, a już jesteśmy gdzieś — niedosięgnięci czasem. Jestem brzmi dumnie, Będę odprawia rytuały, Byłem — pożegnaniem. Z duszą jesteśmy sami. Czy za światem są światy, gdzie nie mieszka człowiek — ten okrutnie zmęczony od życia, co wciąż ucieka?
    4 punkty
  16. lubię zaciszne miejsca w nich odnajduje spokój to one marzeniem kuszą są weną mojej poezji to one upiększają moje myśli są lekiem na trud o który się ocieram choć tego nie chcę lubię zaciszne miejsca to one pomagają mi być tym kim dziś jestem czyli człowiekiem który prawd się nie boi widzi wschody i zachody lubi gdy inni się cieszą nie smucą się nie płaczą lubię zaciszne miejsca w nich czuje ciszę która jest tak piękna jak las który nadziei się kłania
    4 punkty
  17. Hojne cesarskie łono na świat Marię Antoninę wydało. Któż mógł przewidzieć jej los- jak trzos? Bo wcześniejsza maskarada przednia była, wesołość samo zdrowie, nie grzech. I oni Hanacy prości paradnie ubrani, skaczący w gestach im przyrodzonych. W bon tonach też pouczonych. Dla światłych śmiech? Porcelanowe figurki sceny z karmelu, to galeria obrazy wystawia Gdzieś zapodziały się rodzynki w czekoladzie, tak niedawno były jeszcze u malarza. Motyw za motywem, bal który zawsze się powtarza. Fascynacja licytacja i obraz sprzedany. Na bogatej ścianie co dekoruje mieszkanie, ups... rodzynki się rozsypały po jasnym dywanie. Sokrates, Arystoteles, Goethe i Shakespeare. I cesarz Franciszek on też wciąż pełni rolę, w nieustającym dramacie naszych czasów. Judea przyczynkiem upadku cesarstwa rzymskiego, druk Gutenberga reformację i renesans sprowadził. Commedia dell’arte, lukrecjowa masa. Jak farsa. Co będzie z nami?
    4 punkty
  18. Mniam... i talerzyk pusty, łyżka oblizana. Szarlotka tylko przez chwilę była moją przyjaciółką. Nawet nie zdążyłam jej się zwierzyć szeptem Z moich miłosnych eskapad wieczorową porą, Ani o nowej torebce z krokodyla nilowego. Już chciałam pokazać kolekcję szpilek, I suknie balowe, woale i pióra z promocji, Lecz rozpłynęła się w ustach niespodzianie. Trudno, jutro znowu stanę w kolejce do cukierni I sterroryzuję obsługę: „to napad! ciasto wykładać! Żądam placka z rabarbarem, tego makowca i jabłecznika. Sejf otwierać... no proszę, babka z rodzynkami!” Aż się buźka cieszy, ślinka cieknie – co tam, nie przytyję; Spalę kalorie podczas ucieczki z miejsca rabunku. Ukradłam tylko babcine smaki, one nie są na sprzedaż; To jakbym palcem w misie ciasta urabianego podkradła. Coś, co najlepiej smakuje, nim jeszcze wyrośnie! A te truskawki znikające z blaszki tuż przed pieczeniem... Romans z przepysznościami – czy to jest karalne? A wiedzcie, mili, co wam zdradzę, że kuchennego Złodziejaszka nikt nigdy nie dopadł, bo fachura Z niego, co tylko po kątach się oblizuje i mlaszcze, A co po kieszeniach jeszcze ukrywa – nikt nie wie. I już planuje, który tort wart jest przestępstwa.
    4 punkty
  19. na ołówkowym niebie pierwszy taniec liści wdepnąłem w uliczne metafory oziębłe palce zakryły usta pod parasolem dobry wieczór gramoli się w porwanych chmurach wiatr ziewa chłodem inaczej mówiąc psia pogoda gryzą mnie moje myśli moknę w szarej rzeczywistości po pas w wirtualnym deszczu
    4 punkty
  20. Może to tylko mgliste wrażenie, zmysłowe.? Pustka skalnej próżni. Wypełniam szczeliny tęsknoty sypkością różowego piasku. Czarna noc bez skrzydeł cementuje usta mlecznym snem, głodem rozszerzonych źrenic chłonę ostatnią dawkę opium. Zostawiłeś mnie.!? w rozpadlinie z ziarenkami opuszczenia.
    4 punkty
  21. wgryzam się w twoje DNA. dotyk i pieszczota – już na poziomie komórkowym. czym będzie ten ciemny portrecik, jakie skutki poniesie za sobą ów ślad wręcz wypalony palcami po wewnętrznej stronie powiek? bez obaw, niczym, czego mogłabyś żałować. to tylko rzeźba z drucików, pomniczek przedstawiający uśmiechniętego błazna z czarcimi szramami, z lisią mordą. i zachodzik słońca obserwowany przez okulary o przejrzystych szkłach, krystaliczność obrazu, drzewa i obłoki bez rozmazanych konturów.
    4 punkty
  22. Thomasie, czemu wzbraniasz mi przekroczyć próg dobrej nocy? Nie ma tam demonów. Jest tylko spokój, którego tu już brakło. Cisza czeka — nie zła, nie dobra, tylko głucha na wszystko, co we mnie krzyczy i krwawi. Nie niesie łaski ani potępienia. To nie kara - lecz znużenie, które wreszcie milknie. Ona kusi — nie obietnicą, lecz końcem napięcia, zawieszeniem myśli. Nie śmierć mnie wzywa, ale ulga. W jej dłoniach spoczywa nicość. Nie zważy win, nie dotknie wspomnień - pochłonie mnie - całą. * inspiracja: wiersz Dylana Thomasa „Do not go gentle into that good night” ("Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy")
    3 punkty
  23. zostań tafla nadal się szkli jeszcze tańczą drobinki życia jeszcze błyszczą spojrzenia nim dotknę lustra z ust wypuszczę motyla nikt nie wie jak długo przechodzimy w wieczność może utknę pomiędzy światłem lampy a szkłem mój motyl ma ciężkie skrzydła żarówka gaśnie tafla mętnieje po drugiej stronie cisza zagłusza ostatni ruch spójrz w lustro będę cię kochać na śmierć
    3 punkty
  24. Samuraj amator z Oddziału do sportu to nie ma zapału. Na gminny turniej w seppuku, zakupił mieczyk z kauczuku. Nie przebił się więc do finału.
    3 punkty
  25. Poniedziałek upłynął dla mnie pod znakiem wcielenia do wojska. Po dotarciu na poligon była komisja lekarska, wydawanie mundurów, przydział do kompanii, plutonów i drużyn. Co się tyczy mundurów, to do łask wróciła znowu rogatywka polowa. Oczywiście w najnowszym wzorze maskującym. Zbiórkę mojej drużyny prowadził dowodzący ją kapral, na oko w wieku około 50 lat. Po zbiórce zwrócił się do mnie: Szeregowy Marek Milewski, my się chyba już widzieliśmy... „Obawiam się, że nie kojarzę pana kaprala.” „No, w todze prokuratorskiej wyglądam trochę inaczej.” Rzeczywiście, miałem przed sobą prokuratora, który oskarżał Agnieszkę. Nie była to jedyna tego typu niespodzianka mojego pierwszego dnia w wojsku. Był to zresztą ostatni raz, kiedy do przełożonego wojskowego zwróciłem się per „pan”. Forma „obywatel” wracała do łask, a w sytuacjach mniej formalnych to walono per „ty” bez względu na różnicę stopnia. W trakcie zbiórki drużyny zostaliśmy przydzieleni do dwuosobowych namiotów i ja z moim współlokatorem musieliśmy nasz namiot postawić. Kiedy się do tego zadania zabieraliśmy, usłyszałem od niego: Kolego, my się chyba już widzieliśmy... „A niby gdzie” odrzekłem jeszcze bardziej zdziwiony spotkaniem już drugiego „starego znajomego” zaraz pierwszego dnia mojego wojskowego życia. „W mundurze Służby Więziennej to jednak inaczej wyglądam, niż w mundurze wojskowym.” No rzeczywiście! Kiedy byłem te dwa razy u Agnieszki, to kręcił się tam funkcjonariusz-mężczyzna i jego teraz spotkałem w wojsku. „Jesteśmy w tym samym wieku.” „A skąd ty to wiesz?” „No od twojej żony. Ty jesteś mężem Agnieszki Zawadzkiej-Milewskiej, prawda?” I w ten sposób poznałem ciekawe źródło informacji o tym, co tam się u mojej żony dzieje. Najwyraźniej nie opowiadała mi wszystkiego ani na widzeniach, ani w rozmowach telefonicznych, ani nie pisała wszystkiego w listach. Trudno, żeby tak rozbudzone dziewczę, jak moja żona relacjonowała mi całą swoją aktywność i wszystkie swoje doznania. Tego było na pewno za dużo. „Ta twoja żona to jest nieźle szurnięta” rozpoczął mój namiotowy towarzysz swoją narrację. „Dziewczyn, z którymi wszystko jest w porządku, chyba wam tam nie dostarczają...” odpowiedziałem. „Sęk w tym, że twoja żona, że się delikatnie wyrażę, się poważnie różni od przeciętnej więźniarki. Jest ekscentryczna i czasami bardzo egzaltowana. Przede wszystkim rozgłasza wszem i wobec, że nie zamierza korzystać z przedterminowego zwolnienia i ma zamiar zostać u nas dokładnie sześć miesięcy, na które została skazana. Bo w końcu pan sędzia wiedział, co robi i tyle się natrudził z uzasadnieniem wyroku.” „A to, ja akurat wiem. Moja Agnieszka, ma świadomość, że to było bardzo głupie, żeby w stanie nietrzeźwym prowadzić samochód. A poza tym dla tak wielkiej damy jak ona byłoby dyshonorem przyznać, że w więzieniu jest jej źle i chce się stamtąd jak najszybciej wydostać.” „Ale ona robi wrażenie, że się troszczy o wszystko i wszystkich, a najmniej o siebie samą. Ja, chociaż mam tyle lat, co ty, nie mam ani żony, ani nawet dziewczyny. I to twoją żonę przeraża. A więc próbuje mnie swatać. Sęk w tym, że robi to na rympała. Zagroziła mi, że jak do ostatniego dnia jej kary nie będę miał jeszcze dziewczyny, to ona zleje mnie więziennym drewniakiem. Właściwie to coś takiego można by uznać za groźbę karalną…” „No cóż,...” odpowiedziałem, „po mojej Agnieszce można się takich różnych rzeczy spodziewać. Najwyżej posiedzi trochę dłużej.” „No, co ty” odparł natychmiast mój nowo poznany kolega, „przecież nikt u nas nie będzie czegoś takiego kierował do prokuratury. Agnieszka to, ogólnie rzecz biorąc, bardzo do dobra dziewczyna, tyle, że trochę zwariowana. A że za tę jazdę po pijaku jej się należy kara, to wiadomo...” Ze świeżo poznanym funkcjonariuszem Służby Więziennej, Marcin ma on na imię, jeszcze trochę porozmawiałem, na przykład o więziennictwie dla kobiet i o innych sprawach, potem zajrzałem jeszcze trochę do sąsiednich namiotów. W jednym z nich spotkałem dwóch chłopaków, w wieku 42 i 48 lat, tak, jak ja szeregowcy oraz tak, jak ja, pierwszy raz w wojsku. Po krótkiej rozmowie okazało się, że są to…dwaj wicewojewodowie naszego województwa. Ojej, jak to człowiek ma małe pojęcie o polityce własnego regionu… Przede wszystkim poczułem się jednak w obowiązku, jako polonista, żeby wyjaśnić kolegom, co oznacza nazwa ich urzędu, mianowicie, że słowo „wojewoda” to taki, co „wiedzie wojów” i dlatego życzyłem im szybkiego awansu na stopnie co najmniej podoficerskie. Zresztą, jak się później okazało, chłopaki się tymi wywodami mocno przejęli. Potem była rozgrzewka polegająca na biegu przez poligon, także po to, żeby go poznać, oraz na różnych ćwiczeniach typu pompki, przysiady itp. , a także „padnij” , „powstań”. Potem zajęcia z musztry, zajęcia o broni, a także wstęp do zasad pełnienia służby wartowniczej. I tak już do wieczora z przerwami na posiłki. Przed capstrzykiem mieliśmy jeszcze trochę czasu wolnego. Ja siedziałem przed moim namiotem i wtedy usiadł obok mnie dowódca mojej drużyny, ten sam, który jako prokurator oskarżał moją żonę. „Ja tam chciałem dać twojej żonie tylko trzy miesiące odsiadki i to w zawiasach, ale sędzia się na nią uwziął. Gościu ma opinię dosyć surowego sędziego, a wręcz surowego człowieka. Ma trzy córki. Dwie studiują prawo, trzecia już skończyła. Niektórzy mówią o nim wręcz, że prędzej by załatwił swoim córkom celę więzienną, niż ułatwił im karierę prawniczą...” „I mając takiego ojca poszły na studia prawnicze...” wyraziłem ostrożnie moje wątpliwości. „A, co myślisz, że poszły na prawo, żeby sobie ułatwić życie??” usłyszałem od mojego dowódcy. „Poszły na prawo, bo są zafascynowane tatusiem. Wiem coś o tym, bo wszystkie trzy uczyłem albo uczę na uniwersytecie. Wszystkie trzy są zafascynowane jego prawością, jego surowością obyczajową… .No, ale wracając do tego twierdzenia, że prędzej by swoim córkom załatwił celę więzienną, niż pomógł w karierze zawodowej, to jest jeden problem. Bo gdyby, jego córki coś przeskrobały, to on nie mógłby ich sądzić. Musiałby się wyłączyć. Mi się wydaje, że twoja żona obudziła w nim w jakiś sposób instynkt ojcowski. Tak, jakby zobaczył w niej swoją własną córkę i zgodnie z zasadą, że kto kocha ten karci1 postanowił ją szczególnie surowo ukarać. No i dał jej sześć miesięcy bez zawiasów, a przecież w takiej sytuacji mógłby jej dać zawiasy. Krótko przed ogłoszeniem wyroku miałem z nim krótką rozmowę i powiedział mi wtedy coś chyba bardzo znamiennego: a mianowicie, że powinien Agnieszkę surowiej ukarać, niż przeciętnego człowieka, bo to jednak dziennikarka, a prasa to czwarta władza.” Ta rozmowa z moim bezpośrednim wojskowym przełożonym dała mi wiele do myślenia albo wręcz do marzenia. Potwierdziła ona i dopełniła ona niejako moje wyobrażenia o mojej żonie jako o wielkiej pani, dla której pobyt w więzieniu i więzienny strój, strój Kopciuszka są niejako potwierdzeniem jej wysokiej pozycji społecznej. Albo jeszcze inaczej: Trafiła do kryminału, bo sędzia ją potraktował, jak własną córkę. Ale, jak to z marzeniami bywa, trudno je dokładnie wyrazić słowami…Kiedy natomiast zasypiałem, to te marzenia przeistaczały się w sen. Śniło mi się, że moja żona w swoim własnym ubraniu, dżinsach i szarej bluzie od dresu, chodzi całkiem bosymi stopami po więziennych korytarzach. Włosy miała związane w kok i nie były one zakryte chustką. I tak chodziła po tych więziennych korytarzach, aż w końcu doszła do miejsca, gdzie stały jej więzienne drewniaki, białe z czarnymi literami ZK na każdym drewniaku. Wsunęła w nie stopy i chodziła w nich głośno nimi klekocząc. I tak weszła na piętro, weszła przez otwartą kratę na oddział, w końcu doszła do swojej celi, tam usiadła na swoim łóżku, wzięła jakąś książkę i czytając ją robiła jakieś notatki. A ja ciągle myślałem, jak tę głupią kozę pociągnąć za ten kok, ale nie byłem w stanie tego zrobić… *** Budzę się rano, zamiast białej koszuli nocnej szara, więzienna, pod łóżkiem zamiast miękkich kapci więzienne drewniaki. Podnoszę się, wsuwam stopy do chodaków i rozpoczynam dzień. W drewniakach to każdy krok ma znaczenie, jest odczuwalny. Nie to co w kapciach w domu. Przebieram się w więzienną spódnicę i więzienną bluzę, no i wiążę włosy w kok oraz zakładam chustkę na głowę. Na porannym apelu musimy być w spódnicach, potem do pracy w terenie zakładamy zielone więzienne spodnie. Po porannym apelu śniadanie, a potem ruszamy porządkować różne okoliczne parki, a także łąki i tereny leśne. Na dojście do miejsca, gdzie danego dnia pracujemy, potrzebujemy gdzieś tak od pół godziny do godziny. A na miejscu zbieramy śmieci, grabimy liście, coś sadzimy, też pielimy, tam, gdzie jest coś zasadzone. Czasami kończymy jeszcze przed południem, ale często dopiero na przykład o 14.00. Teraz jesteśmy już po pracy, po obiedzie i po spacerniaku. Cele są otwarte, ja siedzę w mojej celi, razem ze mną jest Kasia, która dzieli ze mną celę. Jest o cztery lata starsza ode mnie. Dostała wyrok za porzucenie małoletniego. A właściwie dwa wyroki, bo pierwszy w zawieszeniu. Jej dwoje synów w wieku 8 i 10 lat kąpało się w morzu, a ona siedziała na brzegu i przeglądała coś w telefonie komórkowym i nie zauważyła, kiedy zaczęli się topić. Pomogli im obcy ludzie. I to wszystko na niestrzeżonej plaży. Sąd skazał ją za to na cztery miesiące w zawiasach. Nie odwołała się od wyroku i...po miesiącu sytuacja się powtórzyła. Teraz dostała osiem miesięcy bez zawiasów i musi jeszcze odbyć karę, którą dostała w zawiasach, czyli razem rok. Wszystkim jest jej żal, łącznie z sędzią, który ją w końcu posłał za kraty, bo właściwie to chce być dobrą matką, ale jej jakoś nie wychodzi. No ale jakoś ją trzeba zdyscyplinować – tak mówi nasza wychowawczyni i taka myśl była podobno też w uzasadnieniu wyroku, na podstawie którego w końcu tutaj trafiła. Tak sobie siedzimy, jakoś nic nam się za bardzo nie chce robić, chociaż można by wiele zrobić. Chociażby nasza biblioteka więzienna daje wiele możliwości. Tak więc siedzimy tylko i gapimy się przed siebie. No i ciągle słychać ten stukot albo trzaskanie więziennych drewniaków. Przez to walenie spowodowane chodzeniem więźniarek w chodakach atmosfera staje się jakaś taka ciężka. To znaczy, że dodaje ono zakładowi karnemu takiej powagi. Ta ciężka i poważna atmosfera jakoś bardzo dobrze pasuje do więzienia. I chyba dobrze, że tak jest. Bo w więzieniu powinna być więzienna atmosfera. Gdyby tu, za kratami, miałaby być jakaś hotelowa atmosfera, to bym się jakoś dziwnie czuła, chyba bym się czuła jakoś zagubiona… Ta ciężka, więzienna atmosfera wcale jednak nie oznacza, że funkcjonariuszki są dla nas nieżyczliwe. Wręcz przeciwnie! Wiedzą one, że skoro zeszłyśmy na złą drogę, to tym bardziej trzeba całościowo zadbać o nasz rozwój duchowy. I temu mają służyć także te stosunkowo surowe warunki odbywania kary. Skoro o funkcjonariuszkach mowa, to trzeba też zaznaczyć, że mamy tu dwóch mężczyzn w Służbie Więziennej. Jeden z nich to Marcin, strażnik dokładnie w wieku mojego Marka, czyli 37 lat. Jest absolwentem historii, na studiach zajmował się historią więziennictwa i może także dlatego trafił tutaj. Chociaż ma 37 lat, ciągle jeszcze nie ma żony, a nawet dziewczyny. Trochę mnie to martwi...Skoro ma wychowywać więźniarki, to sam powinien mieć żonę, która go będzie wychowywać. Zresztą Marcina nie ma obecnie z nami, bo jest na ćwiczeniach wojskowych z moim Markiem. Drugi z funkcjonariuszy-mężczyzn w tym naszym babskim kryminale to zastępca naczelniczki zakładu karnego. Marcin jest dla nas niejako bratem, natomiast wicenaczelnik więzienia pełni dla więźniarek w pewnym sensie rolę ojca. Ma 55 lat i mimo swojej surowości ma bardzo dobre relacje z więźniarkami, co oznacza między innymi, że umie bardzo dobrze uzasadnić stosunkowo surowe zasady odbywania kary więzienia. „Tu, w zakładzie karnym, musi być ciężko, bo ciężkie warunki kształtują silne charaktery”, „Młode damy, jako obywatelki naszego demokratycznego państwa polskiego macie swój udział we władzy, a więc jesteście władzą. A władza musi podlegać surowej odpowiedzialności” - to tylko niektóre wypowiedzi pana wicenaczelnika więzienia, które kierował do więźniarek. I to mi właśnie imponuje, że wicenaczelnik umie być w taki sposób surowy, że swoją surowością dowartościowuje więźniarki. Oferuje przez to dziewczynom jakąś szerszą perspektywę. Ta szersza perspektywa to coś, czego zabrakło mi w moim rodzinnym domu. Ponieważ jestem jedynaczką, to zawsze byłam dla rodziców, a szczególnie dla mamy, oczkiem w głowie. Jakoś ciągle miałam wrażenie, że wszystko się kręci wokół mnie, wokół ukochanej córuchny mamusi i tatusia. A ponieważ mama się o mnie ciągle bała i taki punkt widzenia narzucała mojemu tacie, to u rodziców zawsze mi było jakoś ciasno w sensie emocjonalnym. Chciałam jakoś uciec z tego przysłowiowego zaduchu. Z tego powodu wybrałam zawód dziennikarki, ale z tego powodu robiłam też różne głupoty. Aż w końcu wylądowałam tutaj… Kiedy tak siedzę z Kaśką w naszej celi i sobie o tym wszystkim myślę, słychać lekkie stukanie drewniaków i do naszej celi wchodzi Agata. Dziewczyna ma 22 lata, wyrok za to samo,co ja, czyli jazdę w stanie nietrzeźwym, taka sama liczba promili, jak u mnie, tyle, że jazda ta zakończyła się u niej bez stłuczki i chyba była trochę dłuższa od mojej. Wyrok Agaty jest o trzy miesiące dłuższy od mojego i teraz uwaga: Agata jest...córką sędziego. Będąc studentką 3 roku studiów prawniczych uczestniczyła w imprezie u koleżanki ze studiów, wszyscy podchmieleni, jedna z dziewczyn chciała wracać do domu, no i namówili Agatę, żeby ją podwiozła do domu. Trochę im się udało przejechać i zatrzymała ich drogówka. U Agaty stwierdzono stan nietrzeźwości, sprawa trafiła do sądu, a tam ten sam pan sędzia, który mnie sądził, wydał, pomimo że Agata była niekarana, wyrok bez zawieszenia i to zaraz dziewięć miesięcy. Wygląda na to, że chciał na córce swojego kolegi po fachu zademonstrować surowość. Z takim wyrokiem przestraszona, a nawet zapłakana wróciła do domu, a tam jej tata z groźną miną dał do zrozumienia, że u niego także nie ma co liczyć na pobłażanie. A ponieważ głęboko szanuje swojego ojca, postanowiła się nie odwoływać i tak trafiła tutaj. „Czy można się do was dosiąść” pyta się Agata z lekkim uśmiechem na twarzy. „Usiądź na moim łóżku, będzie ci najwygodniej” odpowiadam. Ja i Kasia dosuwamy nasze krzesła do mojego łóżka i tak siedzimy wszystkie trzy razem. Nie wiemy za bardzo co powiedzieć, więc się tylko uśmiechamy do siebie. Aż wreszcie Kasia odzywa się do Agaty: No i co tam? Udało ci się zrobić coś sensownego dzisiaj? „Trochę czytałam różne książki medyczne, które mi mama dostarczyła i takie, które są tutaj w bibliotece. Chyba nie wrócę na studia prawnicze. Spróbuję się dostać na medycynę albo zostanę pielęgniarką, jak moja mama. Ale na razie już jakoś nie mam siły czytać.” I tak siedziałyśmy nie mówiąc nic, patrząc tylko na nasze więzienne spódnice i na więzienne chodaki, aż w końcu Kasia kopnęła Agatę drewniakiem w kostkę i spytała: Boli? „No trochę boli” odpowiedziała Agata z lekkim uśmiechem. Aż wreszcie Agata kopie mnie więziennym chodakiem i pyta się rozpromienioną twarzą: Boli? „Oj coś tam boli” odpowiadam z figlarnym uśmiechem. I tak zaczęłyśmy się wszystkie trzy kopać się więziennymi drewniakami po kostkach i śmiać się przy tym. Po paru chwilach przestałyśmy. Agata skonkludowała z lekkim, ironicznym uśmiechem na twarzy: Ale z nas głupie kozy, że tak się kopiemy drewniakami, zamiast robić coś mądrego, zamiast pracować, albo czytać i się dokształcać. „Gdybyśmy nie były głupimi kozami, to chyba by nas tu nie było” odpowiedziałam ja także z lekką ironią. I wtedy Kasia się zapytała: Dlaczego właściwie musimy nosić te drewniaki? Co by właściwie szkodziło, gdybyśmy mogły tu nosić jakieś miękkie obuwie? „Chodzi o to, żeby się nam za karę ciężko chodziło” odpowiedziała jej Agata z lekko ironicznym uśmiechem na twarzy. „I żebyśmy wyglądały skromnie i siermiężnie jak zakonnice w jakimś bardzo surowym klasztorze” kontynuowała. „Gdyby mój tata tu rządził, to pewno musiałybyśmy chodzić tu w pasiakach albo szarych sukienkach” dodała jeszcze ironicznie. „Na szczęście te nasze więzienne ciuchy są zielone. Zielony to taki pozytywny kolor: kolor roślin, kolor nadziei...” odpowiedziała zamyślona Kasia. „No i ten biały kolor naszych drewniaków też się kojarzy pozytywnie. Na przykład z czystością...” dodałam od siebie. Tę naszą rozmowę przerwało wejście oddziałowej. Oznajmiła grzecznym, a jednocześnie stanowczym głosem: Za pięć minut zamykamy cele. Agata Leszczyńska, proszę do swojej celi. „Oczywiście, pani oddziałowa” odpowiedziała Agata swoim dziewczęcym, nieśmiałym głosem, wstała i zdecydowanym krokiem opuściła moją i Kasi celę. Ponieważ z całej naszej trójki Agata ma najbardziej delikatną budowę ciała, dlatego więzienne drewniaki na jej drobnych stopach wyglądają bardziej klocowato, niż u mnie i u Kasi. Tego samego dnia na wieczornym apelu dowiedziałam się od oddziałowej, że na najbliższą niedzielę zapowiedział się mój Marek z dwoma innymi osobami, ale nie umiała mi powiedzieć, kim będą te towarzyszące mu osoby. To oczywiście pobudziło moją ciekawość: z kim przyjedzie Marek i jak będzie się zachowywał? Czy będzie się zachowywał w miarę normalnie, czy może zacznie jeszcze bardziej bzikować, niż poprzednim razem? W nocy po tym dniu miałam sen: Szłam z moim Markiem więziennym korytarzem. Miałam na sobie letnią spódnicę w kwiaty, zieloną bluzkę, a na bosych stopach czarne baleriny, a włosy splecione w kok. Przez okna wpadało letnie słońce. Szliśmy uśmiechnięci, tanecznym krokiem, trzymaliśmy się za ręce, a te splecione ręce czasami podnosiliśmy do góry. Tak zaszliśmy do mojej celi, gdzie czekał wicenaczelnik naszego zakładu karnego. Powiedział do mnie: Młoda damo, zapraszam do celi. W celi czekały już na mnie moje więzienne ubrania i więzienne drewniaki. Ucałowaliśmy się z Markiem. Następnie weszłam do celi, zdjęłam baleriny i wsunęłam stopy do więziennych chodaków. Następnie zrobiłam parę kroków w kierunku wejścia – było słychać lekki stuk drewniaków – i z rozpromienioną twarzą pomachałam Markowi ręką, posłałam mu całusa, a potem zamknęłam drzwi celi za sobą. Potem siadłam na łóżku, wzięłam Biblię, zaczęłam ją czytać i robić notatki. Potem zasnęłam bardzo głębokim snem… 1Księga przysłów 13, 24 za Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallottinum, Poznań – Warszawa 1990
    3 punkty
  26. w żółci i brązie szeleści pod stopami jesienny dywan
    3 punkty
  27. im więcej jej mam tym więcej pragnę nie tylko dotykać podziwiać nagość pragnę czegoś co jest nad tym co uszczęśliwia czego naprawdę nie umiem nazwać tak tak moi drodzy dłuższy do niej niż mi się wydaje prowadzi szlak który jeszcze więcej niż mi się marzy jej da mimo że jest zawsze obok
    3 punkty
  28. Narysowałam szczęście jak drepcze po plaży, bosymi stópkami choć je piasek parzy. Biegnie roześmiane, aż mu błyszczą oczy, nie przejmuje się wcale, że je fala zmoczy. Pędzi co sił w nogach i rozkłada ręce, chcąc w nie chwycić wielką, kolorową tęczę. Moje piękne szczęście, choć trochę koślawe, wyjdziesz kiedyś lepiej gdy kredki naprawię. Dziwnówek 30.08.2025r.
    3 punkty
  29. Urodziliśmy się z alfabetu - z trzasku liter, z iskier rozżarzonych w płucach. Twoje imię płynęło jak rzeka, moje - jak kamień w jej nurcie, niewzruszony, a jednak drżący od wody. Spotkaliśmy się w zdaniu, które miało znaczyć wiecznosć, a znaczyło tylko chwilę. Jedno słowo - źle nacięta struna - pękło między nami, i cisza zaczęła mówić za nas. Nasze rozmowy stały się ruinami kościołów, gdzie zamiast psalmów słychać było tylko gruz, spadające głoski, popiół zgłosek, które kiedyś były światłem. Byłaś dla mnie językiem bez gramatyki, wierszem, który sam się pisał na skórze. A ja - kaleki tłumacz własnego serca - zamieniłem cię w echo. A echo nie kocha. Echo powtarza. Widziałem, jak twoje oczy zamykają się jak księga rzucona w ogień, jak odchodzisz, niosąc w dłoniach pęknięte sylaby, jakby były kośćmi ptaków. I zostałem - ze słownikiem pełnym ciszy, ze zdaniem urwanym jak ścięta głowa, z językiem, który nie zna już twojego smaku. Miłość, powiadasz? Miłość to dzikie zwierzę z papieru, które umiera, gdy pomylisz literę. A ja pomyliłem wszystkie.
    3 punkty
  30. Pamiętam jedynie ciemny tunel bez widocznego śladu wylotu. Nie szemrzał w nim żaden dzwięk. Nie błądziły po pokrytych, solnymi i wapiennymi śladami, ogniki nawet najtruchlejszych, zdawkowych, świetlnych iskier. Moje stopy. Nie czuły już ziemi pod sobą. Zmysły stały się energią a umysł kroniką wiecznej wędrówki, nieskończonych wszechświatów. Anioły w pięknych, karmazynowych żupanach, zapiętych na srebrne guzy. Narzutki ich z purpurowego sukna, podbite złotogłowiem i rysiem. A kontusze osmańskie, szyte srebrną strugą nici, lśniły w ciemności tak jak i kamienne, rubinowe oczęta pasów, wokół postawnych bioder. Cholewy podkute, wybijały takt ostatnich oddechów, rażonej starczą chorobą piersi. Prowadzili mnie do ostatecznego potępienia, tam gdzie dytko mówi dobranoc. Podtrzymywali pod ramiona mą duszę umęczoną, skarlałą. Oblicze suchotnicze o bladej, suchej i pooranej bliznami czasu skórze. Wątłej, bez krwi, która się w oczach spękanych zebrała. Nie było tam nawet śladu, zbawczego, żywego przeciągu. Wiatr jak ja. Był cichy i martwy. Lecz kilka razy poczułem delikatny zapach. Przypominał woń świeżo skąpanej w ulewie letniej, ziemi cmentarnej. Lekką woń zaawansowanego rozkładu. Mdłą i drażniącą. Nuty drewna zleżałego od dawna w ciszy marmurowych grobowców. Spękanego i zbutwiałego. Mokrego od krwi, czarnej, przeklętej na wieki. Anioły przystanęły i zapaliły ogarki świec i wręczyły mi je wraz ze złotym chrestem. Po czym jeden z nich przystanął naprzeciw mego oblicza i błogosławił mi tymi słowy. Jam jest Bóg Twój i Twoja wola. Pan Twój i narodów świata, Samodzierżca i Car niebiosów. Ja Mistrz aniołów i świętych, błogosławię Ci w godzinie odejścia. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Anioł namaścił mnie świętym olejem żywicznym i wypowiedział te słowa w godzinie męki i sądu, Przez wyższe prawo zostałeś wyklęty i wysłany w ogień wieczny. Idż bez lęku boże dziecię, w pokutny płomień oczyszczenia. Skinął dłonią a po chwili z najbliższej ściany tunelu odsunął się kamień nagrobny i odsłonił wejście do grobowca. Niech Twoje ciało w proch się na powrót obróci, lecz nie lękaj się bo Pan Twój nie zapomni o Tobie i wskrzesi Cię w dniu sądu. Pójdż duszo wygnana na mękę i wychwalaj imię Pana swego. Nastąpiłem ledwie za próg a kamień z głośnym chrzęstem zatrzasnął przejście do świata żywych za mną. W tym samym czasie płonące dotąd jasnym światłem świece, pozostawione u wezgłowia łoża śmierci. Zgasły nagle nie dopalając się nawet do połowy. Śmierć zarzuciła na powrót kaptur na swe oblicze i wyszła cicho z alkowy, zamykając za sobą drzwi.
    3 punkty
  31. Mów, ciągnij dalej swoje pasmo liter i zdań wygłaszaj piękne słowa tyle ile zdołasz tyle wezmę do skarbca na tyłach mej czaszki ale może masz jeszcze trochę aprobaty? Nie chcę wiele tylko to, nic więcej chyba że wręczysz mi to na tacy schludnej i ze złota niech to błyszczy jak kryształ pnie się jak szczyt wrażeń tylko dodaj dlaczego bym się znów nie miotał Co mogę dać ci w zamian? Nie wiem, niewiele, nic nawet jeśli bym coś miał, to wciąż jedynie nic mógłbym wręczyć ci chwilę ale warta jest nic mógłbym napisać ci wiersz, ale... wart jest mniej niż nic
    3 punkty
  32. W piękny letni dzień czuję powiew ciepłego wiatru który napływa z nieznanej strony. Nad pustym polem unosi się cisza jestem tylko ja i Cienie tych który kiedyś tu byli. Ty miałaś warkocze jak ze snu Twoje włosy rozrywał ciepły porywisty wiatr. Z nad niewielkiego wzgórza idę widzimy się po latach wpadając sobie w ramiona. Posklejamy puste przestrzenie dużego odcinka czasu w którym nie byliśmy razem. Nie zwykłe chwile i napływ emocji mówią za nas coś czego nie chcemy słyszeć. Pójdziemy sobie pod rękę w słoneczny dzień nie wiedząc gdzie prowadzi sklejona taśmą droga. Po błocie i po kamieniach dokąd tylko poniosą nasz oczy być może do końca poszarpanej drogi. W piękny i słoneczny dzień szarpani powiewem wiatru czujemy jego dotyk niczym dotyk czułych dłoni.
    3 punkty
  33. Śmierć - podstępna erozja Zabiera lądy najbardziej ukochane Pod dnem oceanu korale na nitkę nawleka Diabeł i "nasz dobry Bóg" Nie wiem, ale chyba z nimi zostanę...
    3 punkty
  34. „ Urodzinowo” 12/10/2025 Dzień niby zwykły, zwyczajny, codzienny. A jakby inny… Przesiąknięty sokiem inności. Pełen witamin życzeń z ekstraktem pamięci. Towarzysząca niezręczność krocząca jak cień przez cały dzień. Słońcem świecącym życzeniami od bliskich. Stanąć, podnieść głowę do góry i łapać te promienie. Chcę…? Czy muszę…? Przynoszą przede mnie krąg rozkoszy z ilością zbyt wielką świecących ogni. Otoczony muzyczną mgiełką, z ust wielu. Dotyka mnie lekko muskająca radość i poczucie przynależności. Tak! Zdecydowanie chcę… Michał Czachorowski
    3 punkty
  35. @violetta z przyjemnością :) dziękuję pięknie :) @Alicja_Wysocka Alu. piszesz pięknie bo jesteś piękną poetką :) i jestem dumny, że mogę z Tobą pisać :) niech Ci się spełnią marzenia !!! nawet te najbardziej szalone :) @KOBIETA Dominiko. wiatr Cię przywiał z talentem wielkim, więc rozświetlaj poetyckie niebo nad nami :) dziękuję :)
    3 punkty
  36. Od dawna przestałam zajmować się sobą. Wolontariat egoizmu pozostawiam tym, którzy słuchają po nocach cichutkiego szumu wody napełniającej kaloryfery stwierdzając: "Ogrzewa tylko mnie!" Znam sekret diabła i jego sekretarki: zakochali się od pierwszego wejrzenia w ciasnym biurze pachnącym majowym deszczem, bibliotekami i słodkim kadzidłem Paryża. A teraz ona siedzi samotnie w biurze i wypisuje cyrograf. Na wieczność. Wiem! Zacznę oglądać filmy. Ot, tak - żeby mieć o czym porozmawiać w towarzystwie. Lubię mówić do siebie. Korumpuję niebo, aby najciemniejszą nocą mówiło tylko do mnie, ogrzewało tylko mnie. Po planszy egoizmu przesuwam starannie pionki. Gramy w monopol. Upijam się sobą. Zamawiam łyk wody święconej. Prosto do izby wytrzeźwień. Przywożą kubeł zimnej wody. Wylewają. Na mnie! Czy dziś jakieś święto? Moje.
    2 punkty
  37. Matkom trudno opiekować się zmarłymi dziećmi. Nie bardzo wiadomo, jak się za to zabrać, co teraz zamiast drugiego śniadania i pocałunku w czoło na dobranoc. Rosół w chorobie to wypielona rabatka, białe kwiatki w wazonie, w zniczach żywy ogień, co więcej, co więcej dziś te matki mogą… Matki jak to matki krzyczą w pustych pokojach, że mają tu natychmiast wrócić i posprzątać czekające na nie z pretensjami klocki. Że jak tak można było – rozrzucić i odejść… Matkom trudno opiekować się zmarłymi dziećmi.
    2 punkty
  38. Byliśmy razem, lecz osobno Byliśmy daleko, a jednocześnie blisko Mieliśmy już być tylko razem Mieliśmy już być tylko blisko Zostaliśmy osobno Zostaliśmy daleko
    2 punkty
  39. niepotrzebny tu konwenans taki bywa czasem on biały przecież "h" czy "ch" "ż" a może "rz" morze przez samo zet a skądże przez er zet "ą", "ę", czy tak a może inaczej chce któż to wie "cz", "rz" i "sz" szeleszcząco zgrzytające "ź" i "ć", "u" i "ó", "ń" i "ś" całkiem niealfabetycznie zwyczajnie i gramatycznie zostało jeszcze "q" i "v", "l" i"ł" i na koniec dodać trzeba "x" i "y" zwykłe polskie abecadło może niegdyś z pieca spadło
    2 punkty
  40. szybuję ze złotym listkiem klonu zwiewnym lotem spadasz obok w wiązanych botkach jak u Pippi i łobuzerskim uśmiechem podnoszę twoje romantyczne spojrzenie a ja piękna otulona jarzębina
    2 punkty
  41. to moja walka ostatnia - ulga i pisanie w tle potężna porażka tam życie moje i moja śmierć - pierwsza i zawsze ostatnia
    2 punkty
  42. adoracja jak łańcuch i kajdany nie patrz na mnie z takim podziwem wolność lepsza niż wyznaczanie granic pokornie proszę o wieczną ciszę
    2 punkty
  43. „Za każde kłamstwo, co padnie wśród nas, Cierpki plaster na języku będzie karą, Kwas rozbije słodki lukier łgarstw. No, zaczynaj swoją bajkę, kochany.” A na desce kuchennej – ciach! nożem cytrusa, Szykowana jest porcja na przesłuchanie. Lampa halogenowa – pstryk! i razi w gały. „Do protokołu zeznawaj: imię i pseudonim.” Ale ja jestem niewinny, moje złoteńko, Na naszą noc poślubną mam nawet alibi. He, he, teraz twoja kolej na spowiedź. Całowałaś się z Karolem w Sylwestra? „Głupku, on szczękę nosił w puzderku, A buziaki rozdawałam, śląc je z dłoni. Zdrajco! Kaśce tornister po lekcjach dźwigałeś” Bo ty kazałaś się nosić na barana, o! „A kto za ciebie lekcje odrabiał, leniu? Ludziki nawet lepiłam z kasztanów, łamago” Przypomnieć ci wakacje nad Bałtykiem? Z kim wtedy uciekłaś w podskokach na gofry? Jasiek z Ulką wpadają do kuchni – bam! bam! Niczym stado słoni, krzesła przewracają. Indiańskie okrzyki: „telewizor się zepsuł! Mamo, tato, o co się kłócicie tak głośno?” Ćwiczymy do teleturnieju „Łgarze” Zmiatajcie spać, trening jeszcze potrwa. „Hi hi, od roku obiecujecie nową konsolę... Hurra! macie wprawę – na pewno wygracie!”
    2 punkty
  44. Przepięknie piszesz o miłości:):)
    2 punkty
  45. Fajne. :) Cztery doby samuraj gdzieś w Brzegu Zakopany po pachy tkwił w śniegu I rodowy swój miecz Choć odmroził to wiedz Poświęceniem przebijał kolegów
    2 punkty
  46. Miecz narodu wybranego, okalany, krwawym laurem zwycięzców. Nieprzenikniona mgła, niosąca w sobie ogień ich grzechów. Wrzynająca się głęboko w ciche mogiły ich zapomnianych ojców. Szańce nie powstrzymają wilczej sfory. Bez strachu. Pojednani w celu. Jedynie ogień może ich oczyścić. Pochodnie gotują im krew. Jest wściekła i brunatna. Niewolnicy pokoju, jęczą w agonii pod gruzami. Krwawą już śliną, zwiastującą koniec bluźnią na swych wyimaginowanych bogów Myśliwi na oczach pierworodnych, patroszą swe ofiary. Łzy?! Współczucie?! Nigdy! Bestialstwo dojrzewa z czasem. Żyj i zdychaj jak bezdomny pies. W akompaniamencie piewców apokalipsy. Zanim zamknę wieko. Ucałuje Twe lodowato sine usta. Wróć ze mną do raju. Żywych trupów pielgrzymka powrotna. Ciebie nie zabiją zwykłe kule. Diabły szturmują niebiańskie barykady. Legiony samobójców ze skrwawionymi nadgarstkami i pętlami u szyi. Bronią się klątwą i nagim torsem. Fale eteru, niosą propagandystów głos. Ich obchodzą jedynie pieniądze i Twoja śmierć. Bez względu na częstotliwość kanału. Nieśmiertelniki poległych braci i sióstr, zawiązane na rękojeści sztyletu. To co grzeszne oddaj ciału. To co boskie, oddaj duszy na strofach bluźnierczego sonetu. "Salut" jest tak naprawdę piosenką w formie wiersza. Będąc nastolatkiem pisałem ich bardzo dużo grając w zespole. "Salut" został napisany w inspiracji do utworów jednego z moich ukochanych zespołów. Zespołu Marduk.
    2 punkty
  47. @Annna2 "Co będzie z nami?" ...a już w postaci prochu hulaka wiatr oprowadzi nas po całej ziemi po czym wrócimy do gwiazd...
    2 punkty
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...