Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 05.05.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Rozśnieżyły się gałązki milionami płatków, rozbrzęczały owadami, wieszcząc moc dostatków. Zawiązały w mini pączki chłodem rozgadane, pospadają tuzinami - zapadną w niepamięć. Resztę smagnie deszcz kroplami, zetnie zamróz z nieba, i tak mnóstwo się ostanie, by w ciszy dojrzewać. Rozczerwienią, rozmechacą, z góry miękkość spłynie. Pragną radość szczęście przynieść - nieskromne brzoskwinie. Jak co roku dwie mi podasz chwilą rozjędrnione. Rozsmakuję się, rozmarzę, w słodyczy utonę. kwiecień 2016
    3 punkty
  2. na końcu języka go już miałem/ dobrze mu się tam przyjrzałem/ ot przyszedł do góry nogami wszystek powywracał/ nie dał się policzyć/ sylab też nie skracał po prostu - mój najwiersz tylko… znów wytykany bo o sobie samym/ a interpunkcja kompletnie i do bani/pointa ta to dopiero zupełnie nie z tego świata/ skoro to mój najwiersz to koło tyłka mi to lata/ dziś już wiem umrę spełniony a każdy nowy dzień to bonus mi dany gdy mam już za sobą mój najwiersz
    3 punkty
  3. Konstytucja* Powiewa flaga w kolorach trzech: to biel i czerwień i powstańców - fiolet i zamach stanu to nie był grzech, piastowski bielik - drapieżny ptak, Michał Archanioł: kościotrup - epolet i jeszcze pogoń - zwycięstwa znak, tak mocno grzeje kolejny maj: to biel i czerwień i powstańców - fiolet, zjednoczonego królestwa raj... *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor: Łukasz Jasiński (kwiecień 2024)
    1 punkt
  4. Ada za Mak co noc Kamaza da Mak to daj Anko w okna, ja dotkam. Ja tutaj, tam rumianek Kena i mur. Mat, ja tutaj. Olo łamał zakaz, zakaz łamał Olo A za maki i Kamaza
    1 punkt
  5. świat jest porąbany ma krzywe zakręty nie wstydzi się kurew Boga ma w dupie ale to mój świat muszę go szanować nie mogę wyśmiewać bo może w pysk dać świat jest jaki jest trzeba płakać i się śmiać jedyny w kosmosie nie powtarza się jedyny taki gdzie można pluć i kraść wulgaryzmem się cieszyć dupy komuś dać
    1 punkt
  6. błyskawica za błyskawicą zerwana z kamiennej wyspy samotnego pramorza dusza w duszę językiem poprzez skórę moje tobą ucieleśnienie dreszcze przepowiadające skomlenie ekstatycznych łez wschód marzeń nawet tych o których dowiedziałam się we śnie cała drżę nachodzące po tobie przekrwienie wybudza ciało szarpie twarz rozcieram palcami ciężkie sutki po wieki mus
    1 punkt
  7. Mój pokój i przestrzeń ta, czuwająca nad krainą uśpioną, - jest jednym. Struną jestem ja, co nad upojną szerokością drga, rezonansami naprężoną. Ciałami skrzypiec są rzeczy, szemrzącej ciemności pełnymi; tam w środku śni płacz kobiecy, we śnie bełta się myślami złymi całych pokoleń..... Trzeba mi drżeć srebrno: wtedy będzie wszystko pode mną żyło, a co w rzeczach jest w błędzie, do światła będzie dążyło, które niebu falowanie przez me taneczne tony nada i wąską, wątłą szparą w starą otchłań bez końca spada... Wersja druga - poprawiona: Ten mój pokój i przestrzeń ta, czuwające nad krainą uśpioną, - są jednym. Struną jestem ja, pośród upojnego rozciągnięcia rezonansów naprężoną. Ciałami skrzypiec są rzeczy, wypełnione szemrzącą ciemnością; tam w środku śni płacz kobiecy, tam bulgocze we śnie złością całych pokoleń..... Mą powinnością drżeć srebrno: wtedy będzie wszystko pode mną żyło, a co w rzeczach jest w błędzie, będzie do światła dążyło, które niebiosom falowanie dzięki mym tanecznym tonom nada, I przez wąskie szczeliny wygłodniałe w wiecznotrwałe otchłanie bez końca wpada... I Rainer (1906) - Co poeta chciał powiedzieć jest nieodkrytą tajemnicą rilkeologii, ale za to jak to powiedział... Meine Stube und diese Weite, wach über nachtendem Land, - ist Eines. Ich bin eine Saite, über rauschende breite Resonanzen gespannt. Die Dinge sind Geigenleiber, von murrendem Dunkel voll; drin träumt das Weinen der Weiber, drin rührt sich im Schlafe der Groll ganzer Geschlechter..... Ich soll silbern erzittern: dann wird alles unter mir leben, und was in den Dingen irrt, wird nach dem Lichte streben, das von meinem tanzenden Tone, um welchen der Himmel wellt, durch schmale, schmachtende Spalten in die alten Abgründe ohne Ende fällt...
    1 punkt
  8. Czwarta nad ranem klucz nie pasuje nic nie rozumiem czy to mój dom zamek błyszczący jakby był nowy w rogu walizka z napisem „won” skąd miałem wiedzieć że wrócę później taką mam pracę taki mój los nie zadzwoniłem – ręce zajęte w sprawie służbowej - bywa i co po co od razu robić aferę przecież każdemu to zdarza się wiem ze czekałaś z super kolacją ale dlaczego to chyba nie kiedyś też miała podobną jazdę kiedy to było? w ten dzień co ślub dokładnie dziesięć długich lat temu też się spóźniłem zdarza się - cóż
    1 punkt
  9. ,, Bóg jest miłością,, I J4, 7 - 10 odwrócony od Ciebie pozbawiony pokory szukam szczęścia miłości w małości dnia sięgam rękoma do dna rozbieganej codzienności bez początku i końca wyglądam miłości w ulotnych chwilach pozostawiających niedosyt a ona ona jest w nas rodzi się gdy dajemy Bogu swój czas Jezu ufam Tobie 5.2024 andrew Niedziela, dzień Pański
    1 punkt
  10. Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny… A więc w pustej sali… (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?) A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety… (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?) Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam… A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli… (strasznie dużo tu tych krzeseł) A więc, pomiędzy pufami… (tych też jest wiele) Pomiędzy pustymi fotelami… (Aa. Tych jeszcze nie było) Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam. W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki… Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, mającej pozory jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska) A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo! (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wykrzyczał wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiących fal. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu… Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu. Pusty fotel po mojej matce… Cóż… Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania. A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie… Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka. To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla… Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowzięcia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii… (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)
    1 punkt
  11. @violetta ok tak trzymaj .....i takie tam... pozdrawam.
    1 punkt
  12. @violetta w 64..... a TY ?
    1 punkt
  13. @violetta O... to jutro w południe chmury będą u mnie... a miałam założyć sukienkę bez rękawów ..
    1 punkt
  14. Czy ty mnie słuchasz? Nikt nie odpowiada. Albowiem nikt. Odpowiada w mżącej szarością głuchocie jedynie dalekie echo barw. Kiedy się tak wsłuchuję w to odpowiadanie samemu sobie, w otchłani nocy faluje pajęczyna pęknięć na płaszczyznach sufitów, ścian pustego pokoju… Jakby coś tam żyło we śnie. W tym nadmiarze powietrza. I oddychało w czterech kątach ciemnego wymiaru, w którym drgają niezdefiniowane słowa. Wiesz, w tych snach, w tych samotnych, ktoś mnie zdradza z księżycem w pełni. Kto? Idzie w aureoli srebrnego blasku i w srebrnych do samej ziemi szatach. Idzie razem z cieniami drzew, co się kołyszą w nieskończonym szpalerze drogi. Jest cicho. Tylko serce bije w szumie wartkiego strumienia, w kroplistym szmerze. W płynącej w żyłach wzburzonej gorączką krwi. Kto tu jest? Zasłaniam oczy przed tą przedziwną, rozbłysłą znienacka jasnością, co wywija się błękitną gwiazdą w gałęziach smukłej topoli. I drąży. Przewierca na wylot niedokończone popiersia rzeźb… I zastyga na ich twarzach kamiennym krzykiem przerażenia… (Włodzimierz Zastawniak,2024-05-05)
    1 punkt
  15. @Somalija zdolny to był czesław miłosz, jerzy pilch...
    1 punkt
  16. @Arsis Ależ jesteś zdolny...
    1 punkt
  17. Gorsza jest inflacja wartości duchowych.
    1 punkt
  18. Ja tu, ty - wy tutaj. Oni tam? O, "Tomatino"... Jeże, ty - my też. Ej!
    1 punkt
  19. Okna te? Parapet, Anko. I na parapety te para pani.
    1 punkt
  20. @Amber możliwe, możliwe i bywa że możliwe co generalnie niemożliwe ;))
    1 punkt
  21. ładnie każdy szuka własne szczęście swoją miłość a niektórzy akceptacji odrobiny patrzmy sercem choć najmniejsze dobro czyńmy dajmy Jemu to co będzie i co było :)
    1 punkt
  22. I nawet piekło zamarzło A komedia stała się tragedią I został tylko oddech tych Całkiem niespokojnych dni Na skórze pięknej kobiety A dwie piękne dusze Odeszły w zapomnienie I został tylko czas Pusty świat i ciche westchnienie
    1 punkt
  23. jestem snajperem na zawodach trafiłem w cel oczywiście wszyscy bili brawo tylko ja wiedziałem że mierzyłem gdzie indziej sprzęt do regulacji
    1 punkt
  24. deddykuję Befanie Odkręcić wiatr, zmechacić zieleń, przytulić grzmot ostatniej burzy. Pozbierać deszcz - to jest niewiele. Lecz ważne jest, by ludziom służyć. Swojego „ ja” poświęcić trochę, uśmiechu ciut zostawić czasem, lub pomóc w czymś - jakie to proste. Zobaczyć Go - w stroskanej twarzy!
    1 punkt
  25. 1 punkt
  26. @andreas "Ego jest jak mała małpka, która wkłada rękę do słoika, chwyta banana i nie może wyciągnąć ręki. Nie ma niczego złego w małpce, słoiku, ani bananie. Złe jest przekonanie, że traci się, wypuszczając coś z ręki." Pozdrawiam.
    1 punkt
  27. @andreas bardzo z resztą trafnie, siema!
    1 punkt
  28. @OloBolo mam dyrektora w twoim wieku, to już przeżytek:) trudno się pracuje, robi skomplikowane wykresy, nie wiem po co, szefostwo też tego nie rozumie, je przy biurku, zapycha się bułkami, zasłania okna, światło mu przeszkadza, jedyny plus nie wtrąca się czyjeś sprawy i siedzi cicho:) jestem młodsza od ciebie 7 lat, ale czuję się młodziej, prowadzę w sumie aktywny i zdrowy tryb życia:) nie daję się biurowi:)
    0 punktów
  29. Człowiek współczesny to człowiek samodzielnie myślący... Łukasz Jasiński
    0 punktów
  30. Pewien menel z "Arizony" nie szanował swojej żony: była mu dupą, kucharką, sprzątaczką i sekretarką, a gdy odeszła, jest obrażony.
    0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...