Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 24.12.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Cześć, Dla wszystkich forumowiczów w święta Bożego Narodzenia: - bogactwa ale tego bezcennego. - miłości nie w groszki, niech się ciągnie aż w zaświaty. - serca ubranego w prawdziwe szaty - rozumu co serce czasem pokaja Pozdrawiam serdecznie :) P.S. Łaski i miłosierdzia po same pachy.
    11 punktów
  2. wierzysz a może nie wierzysz nie pytam nie odpowiadaj czy okazja jest właściwa żeby lecieć na tej fali ktoś śpiewa ty nie musisz ktoś się dzieli opłatkiem ktoś drzewko w domu ubrał ktoś ma dwanaście potraw ty nie musisz tak robić wierzysz a może nie wierzysz w to że dobro się odradza jaką myśl dziś pielęgnujesz nie nazywając jej wcale ktoś przyśle ci życzenia albo wzruszający film nie spyta o wyznanie bombkami zarzucając co takiemu odpowiesz wierzysz a może nie wierzysz zdrowie radość miłość przyjmiesz na pewno za próg nie wygnasz w końcu też jesteś człowiekiem Przy okazji świąt życzę tu obecnym, aby im się układał: szalik do szyi, uśmiech do twarzy, sens do pracy, radości do życia, więzi do rodziny i kochanie do miłości :)
    6 punktów
  3. Elicie polskiej poezji i prozy, dokonującej cudów (językowych i nie tylko) życzę wszystkiego naj na Święta. Z wyrazem szacunku, Leszczym Warszawa – Stegny, 24.12.2022r.
    6 punktów
  4. zapachniało lawendowym grudniem kroplą rosy skrzy się dzień tu dzięcioł tam kukułka taki jedyny sen odśnieżyło wspomnienia zatarte a w sercach kwitnący bez tu gwiazdka tam modlitwa i talerz czeka też
    5 punktów
  5. Maleńkie krople deszczu na mojej twarzy. Grudniowy wiatr strząsa lodowaty z gałęzi chłód. Parkowa pustka wieczornego mroku snuje się po kątach i szepcze tak, jak tylko mogą szeptać przemglone, senne widma. W lustrze asfaltowej alei odbite światła latarni. Śniło mi się twoje ciało, które trzymałem w ramionach, ciało z nieskończonych splotów żył i warkoczy. Śnił mi się odbity w twoich oczach blask najodleglejszej gwiazdy, jako kryształ roztapiający się w ostatniej warstwie fazy REM. Śniłaś mi się wiele razy w falującej powoli sukni, pełnej jakichś wstążek i falbanek, które rozczesywał czule wiatr znad rozsłonecznionych łąk i pól porośniętych czerwonym makiem-samosiejem. To falowanie przypominało majestatyczny taniec meduzy, która trwała, gdzieś w odmętach oceanu. To byłaś właśnie ty, ale jakaś inna i taka sama zarazem… Krok za krokiem. Powolny chód. Puste ławki. Resztki brudnego śniegu. Przede mną niekończąca się droga. Za mną bezkres zapomnienia. Przechodzę z przeszłości w przyszłość, podążając przez teraźniejszość, lecz tylko przez mgnienie. Tak naprawdę nie ma mnie tutaj, mimo że jestem. Podążam w odmiennej scenerii zagubionego czasu. Przez pustkę przeogromnie wielką. To miejsce jest przeznaczone wyłącznie dla mnie, odizolowane od wszystkiego. Jestem tutaj i płynę. Podążam lekko w wysokim uniesieniu. Wychodzą mi naprzeciw popiersia i rzeźby ukryte w załomach ceglanego muru, nieokreślone, idące po skosie cienie… Podążam w ciszy i trwodze odrzucenia. Podążam w wirujących cząsteczkach opadających świetliście i drżąco na niejasne kontury przedmiotów, na każdą rzecz. Idę, gdzieś na przestrzał, w udręce snującej się donikąd nocy, mijając po bokach splątane, podwójne, potrójne drzewa… Idę przed siebie. Gdzie? Nie wiem. Nie pamiętam. Ale wiem, że niosę w sobie twoje widzenie lirycznej materii, twoje rozchylone, jakby do pocałunku wilgotne usta… Idę, być może tam albo gdzie indziej. Być może w szarpiącym spazmie twoich zimnych dłoni, które czuję i czuć będę, jak tylko może czuć naga dusza nie bez melancholii. Donikąd idę. W deszczu. W drobniutkich kroplach nostalgii. W jednostajnym śpiewie przeciągu. Donikąd idę. Zaciskam płonące powieki * Przede mną ściana. Pnie się wysoko jak katedra. Dotykam opuszkami palców. Wodzę po wirtuozerii pęknięć, po wilgotnych plamach, zaciekach… Przede mną ściana… Omiata mnie mdłą aureolą światło wiszącej lampy. Omiata brzegi książek w twardych płóciennych okładkach, na których osiadł kurz minionych dni na przestrzeni epok i lat. Zapomniani bohaterowie patrzą na mnie bez wyrazu. Patrzą obojętnym wzrokiem, śledząc każde moje poruszenie. W czarnym ekranie wyłączonego telewizora przesuwa się chwiejnym krokiem dziwnie zniekształcona, wydłużona postać, patrząc zagubionym wzrokiem, jakby prosto w zimne oko niewidzialnej kamery. Gdzie ja jestem? Za oknem deszcz stuka o blaszany parapet. Ścieka kropliście na kwadratach szyb. Gdzie ja jestem? Na podłodze upstrzonej słojami dębowej klepki, na sękach. W gąszczu pustych butelek po alkoholu… Gdzie jak jestem? Za oknem deszcz… Za oknem chłód i wiatr, co targa bezlistnymi konarami drzew. Gdzieś miałem pójść, ale zapomniałem gdzie… Miałem, gdzieś pójść, wyjść naprzeciw skłębionej materii brunatnego, nocnego nieba… Miałem, gdzieś pójść… Skrzypiące drzewo ociera się boleśnie o mur, rysując na jego chropowatej powierzchni rany. Sypią się drobinki cementu, niczym zastygła już krew w żyłach mojej umarłej matki. Matka leży na łóżku w drugim pokoju, wpatrzona w sufit. Sztywna i lodowata jak bryła lodu. Leży ze wzrokiem wpatrzonym w mrok. W nicość. W nic… Kiedy tam wchodzę, wita mnie niewyobrażalnym wręcz zdziwieniem mętnych źrenic… Mamo, mamo, chciałoby się zawołać, przywołać ją znów. Mamo… ― zaśpiewaj mi kołysankę, mamo, proszę… Zaśpiewaj tak jak wtedy, pierwszy raz… Lecz nic. Cisza i piskliwy w uszach szum niesie się po zimnych ścianach pustego domu. Maestria smutku bierze nad wszystkim górę. Ciii. Słyszę czyjś szept… Czy to ty, mamo? Czemu milczysz? Nie powiesz słowa? Zagłusza cię wciąż piskliwy w uszach czum śmiertelnej gorączki. Wiesz, pójdę sobie. Donikąd. Na wskroś… Gdzieś na przestrzał zagubionych dróg. Nie musisz już mówić. Wiem. (Włodzimierz Zastawniak, 2022-12-24)
    4 punkty
  6. Tul mnie i całuj częstuj miłym uśmiechem Nie tylko wtedy gdy płacze lub w święta Kochaj mnie tato tak ja ja ciebie codziennie Wszystkim którzy mnie czytają życzę spokojnych zdrowych i wesołych świąt -
    4 punkty
  7. Mówią: "Emocji masz wiele." A ja patrzę na nich i głośno się śmieje. Mówią: "Emocji masz tyle. Zostaw trochę na później..." A ja patrzę uparcie, wiatr w oczy mi wieje. Mówią: "Porzuć to wszystko. W kostkę lodu się zamień. Tak będzie lepiej... A jak ci zimno słońcem się ogrzej." "A czemu?" - pytam... "Bo serce to kamień" - słyszę odpowiedź... "Tak jest bezpiecznie" Na wieki wieków... Tak smutno mi samej. ... Amen.
    4 punkty
  8. Dwudziesty trzeci jakoś przepękasz jakoś przeleci zanim nadejdzie dwudziesty czwarty oczekiwany tak wiele warty w dwudziestym trzecim nie czas na zabawę i nawet ciężko o dobrą strawę to wszystko będzie w dwudziestym czwartym tym oczekiwanym i wiele wartym zaraz potem w dwudziestym piątym rozbawionym i bardzo strojnym za nim się człapie dwudziesty szósty bo już jest nad wyraz tłusty lecz ten dwudziesty trzeci jakoś przepękasz jakoś przeleci czy może ktoś pamięta z nas że był pracował i cicho zgasł Wszystkim życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
    3 punkty
  9. osiem postaw na stole szukać wiatru w polu mówić zawsze nigdy jak myśleć to tylko o niebieskich migdałach trzynastego w piątek witać się przez próg przejść pod tablicą drogową i czyhać na czarnego kota aż przebiegnie tobie drogę nawarzyć kompotu z suszu z sosnowych śliwek wierzbowych gruszek nie czekać na nieproszonego gościa tylko pójść przytachtać za siwą brodę
    3 punkty
  10. Są kraje, gdzie w oczach ludzi nie zobaczysz problemu mimo, że odbija się w nich niejedno wypalone słońce i niejeden księżyc wygnany poza orbitę Ciekawe życia? Nigdy nie doczekają się grobu. Gnaj, Gnaj! Powiedz wszystkim kłamstwom prawdę! Będąc w tłumie - miej ten moment: z martwych... Wstań! Jedyny moment wart przeżycia to nadzieja, nawet, jeśli tuż po nim następuje koniec świata. A po nim? Zawsze następuje drugi. Świat czy moment? Ty. Mój półwysep nazywany "w każdym razie" ....
    3 punkty
  11. Boże Narodzenie 2022 jaki król władca świata wymyśliłby taką scenerię narodzenia swojego syna uboga stajenka wśród gór i Ty w żłobie otulony siankiem małe dzieciątko Jezus niebo się otworzylo gwiazdy wysypały się po horyzont na firmamencie niebieskim jedna jak diament była drogowskazem dla spragnionych Ciebie jesteś drogą prawdą i miłością Twoje światło jest pokarmem duszy spragnionych Ciebie błądzimy szukamy znaków na niebie jesteśmy cudem stworzeni na podobieństwo Boże w sobie je znajdziemy urodziłeś się Jezu dla nas Jezu ufam Tobie 12.22 andrew Wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia.
    3 punkty
  12. chodź Kaziu pokój posprzątamy tata od rana trzepie dywany w wannie świąteczny karp nie pływa dzisiaj zastąpi go inna ryba maluchy choinkę ozdabiają cicho cukierki podjadając zaraz wyglądem będzie zachwycać uśmiechem zdobiąc dziecięce lica babcia z ciotką w kuchni szaleją na wieczerzę pierogi kleją innych potraw też przybywa makowce, śledzie, w sałatce warzywa aromaty się mieszają barszczu i uszek gotowanych w pokoju spokojne grają kolędy podkreślają nastrój świąteczny na dworze drobniutki śnieżek pada prawdziwą historię opowiada o Tym co się w Betlejem urodzi pokój dać światu jak Pismo głosi przy oknie Franek czuwa czy pierwsza gwiazda mruga potem da nam znać wigilijny nastał czas już do stołu nakrywamy z tradycją pod obrus siano dając jedno miejsce dodatkowe dla kogoś kto zgubił w życiu drogę drzewko mruga światełkami ukrywa uśmiechy taty i mamy co w sekrecie przed pociechami prezenty pod nim poukładali już czas - wybiła godzina usiadła razem rodzina opłatkiem białym się dzielimy ucichły spory i waśnie bez przyczyny gdy o północy dzwony zabiją na pasterce witamy się z Dzieciną w tłumie innych ludzi zaśpiewamy "Bóg się rodzi"
    3 punkty
  13. najważniejsze - niech zdrowie nigdy nie opusza wśród pandemii wirusów przy nas wiernie trwa oraz spokój w dialogach przy czytaniu ustaw bo każdy na życie własny pogląd ma ale w dobie dzisiejszej pokój najważniejszy by pożoga wojenna nie przyniosła zgliszcz niechaj prawda zwycięży w prozie oraz w wierszu i od kul na świecie już nie zginął nikt niech jedzenia wystarczy na te trudne czasy wśród wszelkich kryzysów nie dosięgnie głód zaś porządek zostanie świata naturalny aby więcej nie musiał ingerować Bóg
    2 punkty
  14. Boże Narodzenie to krótki okres radości i spokoju, przynajmniej tego sobie nawzajem życzymy, jednak najmocniej utkwiły mi w pamięci święta, które omal nie zakończyły się katastrofą. Miało to miejsce dawno temu, ale z drugiej strony wierzę, że to wydarzenie nadal gdzieś istnieje, unosi się w przestrzeni na spirali czasu, trzeba tylko odnaleźć właściwy fragment spirali: zmrok przedwcześnie zapadający nad miastem, światła latarni skrzące się na mrozie nieco inaczej niż normalnie, śnieg otulający drzewa i ziemię delikatną, niebieską mgiełką, zwłaszcza kiedy się patrzy przez zmrużone oczy… Ojciec tego dnia wrócił wcześniej z pracy. Rozległ się dzwonek u drzwi, za którymi stała choinka: cudowny, rozłożysty świerk, o prostych gałęziach i strzelistym szpicu. Choinka wjechała drzwiami, skręciła w kiszkowaty przedpokój, by następnie wykonać równie ostry zakręt w drugą stroną i po krótkich manewrach zaparkować w jedynym pokoju: bliżej balkonowych drzwi, aniżeli wersalki stojącej pod ścianą naprzeciwko. Za choinką kroczył ojciec, ale był on postacią uboczną, gdyż całą uwagę pochłaniało w tej chwili drzewko. Widziałem setki takich choinek podczas jazdy pociągiem do dziadków, lecz tego dnia las przywędrował do mnie: z całą świeżością i zapachem żywicy, szumem wiatru i śpiewem ptaków. Pokój i przylegająca do niego kuchnia-wnęka przestały pełnić funkcję mieszkania — zamieniły się w leśną polanę. Z nadmiaru wrażeń długo nie mogłem zasnąć. Leżałem na wirtualnym tapczanie, który nocą pełnił rolę całkiem wygodnego łóżka, a za dnia można było złożyć tapczan w elegancką półkę, zastawioną ulubionymi zabawkami. Rodzice spali na wersalce — był to rzadki widok, bo ojciec wolał spędzać większość czasu w swojej kawalerce, kilka ulic dalej, dokąd można było dojść w dwadzieścia minut. Lubiłem go tam odwiedzać, chociaż mieszkanie ojca nie było tak przytulne, ani wypucowane jak mamy. Ojciec nie trzymał żadnych zabawek, ale za to posiadał skarb, jakim mało kto mógł się poszczycić: pianino — czarne, lśniące politurą, które kupił od sąsiadki z górnego piętra. Ojciec wspominał, że sąsiadka musiała niezwłocznie spakować swoje rzeczy i opuścić mieszkanie w trybie pilnym przed wyjazdem do Izraela, dlatego sprzedała pianino za pół darmo. Oprócz słuchania ojca grającego raz po raz te same kawałki nie było czym się zająć, dlatego graliśmy w szachy, lecz nigdy nie udało mi się go pokonać. Wizyty ustały po tym, jak nakryłem ojca z jakąś obcą kobietą. Ojciec zachowywał się przy niej dziwnie, jakby mnie nie poznawał, ona się uśmiechała i częstowała landrynkami, o które wcale nie prosiłem. Na wzmiankę o tej kobiecie, matka dostała spazmów i odtąd zabroniła mi tam zaglądać. Następnego dnia śnieg padał całą noc i cały ranek. Ojciec nie poszedł do pracy, bo to była niedziela. Czytał gazety, które kupiłem w kiosku, a później słuchał radia, chociaż od samego rana nalegałem, żeby zabrał mnie na sanki. „Pójdziemy po obiedzie” — odpowiadał, ale tak mu ten obiad smakował, że nie mógł sobie odmówić dokładki, a zanim przestał jeść, zaczęło się ściemniać. Bałem się, że śnieg przestanie padać; już i tak nie mogłem rozpoznać płatków w ciemności za oknem, dopiero w żółtej poświacie ulicznej lampy ujrzałem chmarę śnieżynek tańczących na wietrze i ten widok bardzo mnie ucieszył. Ojciec pociągnął mnie sankami wzdłuż Belwederskiej. Po przeciwnej stronie ulicy stała kamienica, a w istocie pół kamienicy, bo drugą połówkę zburzyła bomba. Musiała to być ciężka bomba zrzucona z dużego samolotu, bo od wybuchu runęło w gruzy kilka pięter, a to co było niegdyś zaciszem czyjegoś mieszkania stanowiło teraz ścianę zewnętrzną — gładką i kolorową, ze śladami po tapecie, meblach i obrazach wiszących kiedyś na niej. Mama opowiadała, że w piwnicach tej kamienicy zgwałcono i zamordowano uczennicę podstawówki; tej samej podstawówki do której chodziłem, tylko ona się uczyła w starszej klasie. Nie miałem pojęcia co znaczy być zgwałconą, a mama nie kwapiła się wyjaśnić, ale skoro wskutek tego dziewczyna zginęła, gwałt musi być czymś równie strasznym co morderstwo. Wbiłem sobie na wszelki wypadek to słowo dobrze do głowy i postanowiłem nie dać się nikomu zgwałcić. Gdy tylko zostawiliśmy nieszczęsną kamienicę z tyłu po prawej stronie, ojciec zboczył w ledwie przetartą dróżkę wzdłuż stawu, prowadzącą dalej do parku Morskie Oko. Na brzegu stawu rosły stare wierzby, zwieszające smutnie gałęzie nad wodą, którą mróz zdążył ściąć w kilkucentymetrową taflę lodu. Zdawało mi się, że wierzby to drzewa odmiennego rodzaju: używają giętkich witek do łowienia ryb, stanowiących ich pożywienie, dlatego mają takie pękate pnie. „Czemu wierzby nie chudną zimą, kiedy ryby unoszą się uśpione głęboko pod lodem?” — chciałem zapytać o to ojca, lecz na widok jego pochylonych pleców, pracujących ciężko ramion, rozmyśliłem się. Ojciec podwoił wysiłek, szliśmy pod górę, sanki skrzypiały płozami po śniegu, który coraz grubszą warstwą pokrywał ścieżkę i tak dotarliśmy do toru saneczkowego na Morskim Oku. Właściwie nie był to żaden tor, tylko zwykły chodnik zasypany śniegiem, mocno ubitym i stwardniałym w lód. W tym miejscu stroma skarpa wiślana przechodzi w dość łagodne zbocze, którym można zjeżdżać na sankach lub nartach, choć narciarzy nigdy tam nie widziałem. Gdyby wysiąść z tramwaju jadącego Puławską i poślizgać się na butach w dół promenady, to ten sam tramwaj można by złapać kilka minut później na przystanku przy Gagarina. Ojciec ciągnący sanie zachwiał się nagle na nogach i ten widok natychmiast mnie zaalarmował, bo tracący równowagę ojciec to zapowiedź najgorszej rzeczy, jaka może się wydarzyć. Wszystko dookoła może się chwiać: drzewa, domy, ludzie, tylko nie mój ojciec. Mój ojciec stąpa dzielnie, a jeśli stoi w miejscu to trzyma się gruntu niczym dąb, którego nic nie powali. Jest olbrzymi i silny, najsilniejszy w świecie, a do tego najmądrzejszy: zna odpowiedź na każde pytanie. Ojciec zamachał w powietrzu rękami, postąpił jeszcze jeden krok, lecz nogi mu się rozjechały i upadł wtedy na lód. Chciałem skoczyć mu na pomoc, ale sanki straciły siłę uciągu i kręciły się po lodzie równie bezradnie co mój ojciec, tyle że on zjeżdżał na plecach, jak przewrócony chrabąszcz, co nadaremnie przebiera odnóżami. Obok ojca turlała się baranica, rodzaj futrzanej czapki jaką niegdyś nosili gazdowie, która spadła mu z głowy. Pomyślałem, że gdyby udało się schwycić tę czapkę i włożyć mu na głowę, odzyskałby moc i prędko podniósłby się na nogi. Ojciec trzymał się ręką za czoło, po którym wąską strużką spod przerzedzających się włosów spływała krew. Widok krwi na czole ojca był bardziej szokujący niż jego upadek, bo dotychczas widziałem krew tylko u siebie bądź kolegów: na obtartych łokciach, stłuczonych kolanach, rzadziej lecącą komuś z nosa, ale żeby krwawił mój ojciec? Nie myślałem będąc dzieckiem o takich rzeczach intensywnie, ani wnikliwie, a jednak ten wieczór zmienił coś na zawsze. Zrozumiałem, że nawet ojciec jest kruchy i można go zranić. Potężny jest tylko świat: ze swoją zimą, mrozem, soplami lodu, a ja muszę uważać na siebie i również ojcu pomagać. Całe szczęście Wigilia wypadała w środę i do tego czasu ojciec odzyskał siły, choć na głowie wciąż nosił opatrunek, który założyli mu w szpitalu. Wyglądałby bardziej świątecznie gdyby przykrył bandaż czapką Mikołaja, ale był zbyt poważnym człowiekiem, żeby stroić sobie głupie żarty. Ubierał choinkę w rozmaite drobiazgi, o których zapomniała mama: zawieszał obok bombek i łańcuchów jakieś laseczki owinięte błyszczącym papierem, orzechy, waflowe rożki, pierniczki, suszone owoce — wszystko co można zjeść. Nie podobał mi się pomysł przerabiania choinki w kram z bakaliami, bo mama rozpieszczała mnie smakołykami, aż stałem się niejadkiem, lecz rodzice nie mieli tyle szczęścia i dorastali w biedzie: mama zbierała niejadalne grzyby, które później babka gotowała, przecedzała kilka razy, żeby mogli zjeść to co zostało na dnie, choć miało to niewiele wartości odżywczych. Mama często opowiadała, że pierwszego cukierka dostała od rumuńskich żołnierzy, którzy stacjonowali w jej wiosce, gdy miała niecałe dwa lata. Po ozdobach jadalnych przyszła kolej na zimne ognie: ojciec zużył zawartość dwóch opakowań, poskręcał na każdej gałęzi po kilka drutów pokrytych szarą, mało dekoracyjną substancją, a ostatnim zaczął zapalać te, które wisiały. Choinka zabłysła mnóstwem ogników, snopy iskier leciały jak na pokazie fajerwerków, zrobiło się jasno, jakby słońce zaświeciło w okno. Patrzyłem na to oniemiały: to były najpiękniejsze święta, chciałbym, żeby tak było zawsze, żeby ognie na choince nigdy nie gasły, lecz jednocześnie nawiedziła mnie niespokojna myśl: choinka to przecież drzewo, a zimny ogień to zwyczajny ogień i choć nie wiadomo czemu się tak nazywa, to jednak potrafi zapalić cokolwiek tylko dotknie. Gdy tylko o tym pomyślałem, ujrzałem dym unoszący się nad choinką, coraz gęstszy dym, kłęby dymu, snujące się między igiełkami i wypełniające pokój duszącym swądem spalenizny. Zimne ognie się dopalały i gasły jeden po drugim, za to gorący ogień zaczął konsumować dekoracje, a wkrótce przerzucił się na drzewko: poczynając od końca gałązek, którymi wędrował do wewnątrz, by wystrzelić w mgnieniu oka syczącym słupem aż pod sufit. Ojciec pobiegł do łazienki i po chwili wrócił stamtąd niosąc miednicę pełną wody. Wylał zawartość miednicy na choinkę, lecz ogień tylko się rozsierdził i pożerał niefortunnego świerka coraz dłuższymi jęzorami. Wówczas ojciec złapał gołymi rękami za żelazny krzyżak, podniósł choinkę i niosąc wysoko niczym pochodnię, wyrzucił ją na balkon, żeby mogła tam spłonąć bezpiecznie do końca. Nie miałem czasu myśleć, czy była to słuszna decyzja, bo w tej samej chwili przeraził mnie widok palącej się firanki, od której momentalnie zajęła się zasłona w różowe kwiaty. Ojciec nie tracąc zimnej krwi zerwał kilkoma szarpnięciami zasłonę i wyrzucił ją za okno. Płonący kształt szybował z drugiego piętra, zataczając kręgi na oczach gapiów z bloku naprzeciwko, ale ktoś szybko zagasił leżącą żagiew śniegiem i nikomu nic złego się nie stało. Nazajutrz zaniosłem choinkę, a raczej spalony kikut, który został po niej, do śmietnika. Tam spędziła resztę świąt. Odwiedzałem ją wynosząc kubeł ze śmieciami i za każdym razem robiło mi się jej żal. Dopiero po Nowym Roku dołączyły do mojej choinki inne kikuty, wyschnięte pozostałości po symbolu świąt w domach sąsiadów. Kikut po ucięciu bocznych gałęzi służył nam za muszkiet z bagnetem: można było z niego strzelać, albo się fechtować podczas walki wręcz. Każdy chciał być Cyprianem Godebskim, natomiast nie było ochotników do korpusu arcyksięcia Ferdynanda, dlatego długie dni na podwórku toczyły się wojny domowe, dopóki nam się nie znudziły, dopóki nie nadeszły cieplejsze dni, zwiastujące wiosnę. Wszyscy czekaliśmy na ferie wielkanocne. Wszyscy, z wyjątkiem mojej mamy, która uważała wiosnę za najgorszą porę roku, bo była to pora rozstania, płaczu, wyczekiwania: ojciec zostawiał nas i szukał szczęścia gdzie indziej. Wyruszał wiosną, wracał na jesieni, kiedy mu się uprzykrzyło życie podrywacza; kiedy zatęsknił za ciepłą pierzyną, dobrym jedzeniem i muzyką z radia.
    2 punkty
  15. bardzo często dusza przymarza mi do kości częściej ciało próbuje uwolnić się od duszy bez skutku minęłam się dziś z rozkapryszonym światem spotkałam kilka niemodnych już obietnic krztynę refleksji do poduszki czy to co czuję to podróbka twojego sumienia? czy to czego doznaję karmi się własnymi słowami? nie chcę rozkazywać słońcu aby świeciło nieco ciszej porządnie wymaglowana modlitwa tym razem obędzie się bez słów ciężar zimowego nieba zaczyna przypominać widokówkę z dzieciństwa Boże podaj mi swój nowy adres
    2 punkty
  16. Niechaj radość zatańczy w blasku wigilijnej świecy. Śmiech przystroi Wasz świąteczny stół. Miłość będzie daniem głównym w ten wyjątkowy czas. Zdrowie rozgości się wygodnie na każdym z krzeseł. Nadzieja zapuka do otwartych drzwi Waszych serc. Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, przygotowań w pogodzie ducha oraz dużo weny twórczej w nadchodzącym czasie! życzy Wam wszystkim - Kwiatuszek Kto przeczyta te życzenia, ten doczeka ich spełnienia. Prześlę bowiem wielką moc na tą najpiękniejszą noc!
    2 punkty
  17. Muszę zdobyć Twe serce W zimowy i śnieżny czas Zbliżyć się do Twoich ust Być tak blisko Powiedzieć tylko dwa słowa: ''Pragnę Cię'' To wszystko I odkryć z tobą Niezbadany miłości ląd Mieć cię w swoich ramionach To nie błąd To życie I bycia we dwoje przeznaczenie Bo bez ciebie Puste jest moje istnienie I nie ma nic więcej Poza błękitnymi chmurami To nie nazwane coś Między nami
    2 punkty
  18. Ten pierwszy raz Wedle rymów jako pierwsza W tan dźwięcznego taktu szła W debiut płomiennego wiersza Nadpłynęła tak jak mgła Cały świat mi zasłoniła Ja patrzyłem w oczy jej Ona w oczy mi patrzyła „Zatańcz i się ze mną śmiej” Odurzeni, przestraszeni Zawirował z nami świat W młodocianej tej zieleni Ileż temu to już lat A ja przy niej się uczyłem I uczyła ze mną się Czasem jeszcze o niej marzę Czasem jeszcze o niej śnię Marek Thomanek 22.12.2022
    2 punkty
  19. Parkowa ławka dziś wesolutka uchodźców smętki z piwem spłynęły na wózku żebrak pod Żabką snuje mgły o wódeczce i hojnych wróżkach W alejce piesek za rzutem goni rajskim jabłuszkiem w trawie ukrytym panienki serce w smartfon zaklęte w kałuży listek pomarszczył życie Dzieci na górce zjeżdżalnią krzyczą po szusie ziemia ze smutkiem milczy staruszka z laską kuśtyka z wolna jesień przygasa wśród białej ciszy Wszystkie zdarzenia opisane w wierszu są autentyczne
    1 punkt
  20. w korzennej nucie rozpłomienia się świeca błyska igliwie
    1 punkt
  21. Typ sprośny, co żył pod Otrytem, na dzieci nie łożył, lecz przy tem, porutę czyniąc latami, z nader wieloma paniami podzielił się swym genotypem.
    1 punkt
  22. I tak go tam właśnie zastaniesz Jak zdarte na wskroś podobrazie Widoczne kontury, w nich rysy Gdzie blade sinieją wykwity Rozstawił kojącą scenerię Pokątnie to wszystko co zbędne Jak burzan góruje nad hałdą (Jedyne świadectwo nieładu) Wyrosło na glebie niezdatnej Obficie w godziny utratne Gdzie w pościel o wschodzie się kładą (Świadectwo pożycia rozkładu) Na kilku tych metrach zaledwie Jak mogłeś tak wtopić się w siebie? Niwecząc życiowy rearanż Bez Ciebie się gubię od zaraz
    1 punkt
  23. Dzisiaj znowu musiałem schować ala anielskie skrzydła w głębokie zanadrze i zacnie podkulić ala diabelski ogon, aż się wzięło i niemiło się zrobiło. Taki oto układ gwiazd (ponoć tam wszystko zapisane), że po raz kolejny coś wisi w powietrzu. Warszawa – Stegny, 23.12.2022r.
    1 punkt
  24. Najlepsze na zupę, idealnie wymrożone próżnią, szczególnie w miejscu skąd dokładniej widać szczegóły drogi mlecznej. To właściwie byłoby wszystko, nie licząc pieprzu i chlorku sodu. W odpowiednich proporcjach, nazywanych złotymi. W odcieniu gwiazd, tych widocznych z zapyziałej planetki, gdzieś na krańcach stworzenia. A ogórki giną w milczeniu, jak przystało na eksploatatorów Odważnych do szaleństwa. Nadto w kolorze nadziei, prawdopodobnie wbrew wszystkiemu.
    1 punkt
  25. Odpowiem dziękuję wzajemnie i będę życzył zdrowych świąt dla duszy i ciała, Tobie też. Choć sam nie obchodzę, bo nie jestem katolikiem. Dzięki za ten wiersz, że też pamiętasz o innych.
    1 punkt
  26. @Leszczym Wzajemnie, dowartościowany.
    1 punkt
  27. @Leszczym pozdro.
    1 punkt
  28. Słoneczko małe żyło I wyciągnęło rączki do nieba Pokochaj mnie dobry Boże I częstuj każdą kromką chleba Przecież modlę się cały czas Tak trzeba...
    1 punkt
  29. Życzenia życzenia cały rok:)
    1 punkt
  30. Wzajemnie! 🌲❄🌟 podpisano: Elyta ;)
    1 punkt
  31. @Leszczym Przyłączam się do życzeń :) Pozdrawiam świątecznie:)
    1 punkt
  32. Mówmy przez cały rok :)
    1 punkt
  33. Podobno rybka zżarła rybaka nad morzem(?) teraz biedaczka zapomnieć o nim nie może. Zostawił worek jej ości - brak odpowiedzialności... i nie wiadomo, kto dziś tej rybce pomoże(?) Od dawnych czasów, na Helu, turystów bywało już wielu; nikt tu wątku nie streści, jak "morskie opowieści"... Posłuchaj ich też - przyjacielu.
    1 punkt
  34. Jestem trudnym bo ciągle wierze w drugiego człowieka mimo że zawiodłem sie na nim nie jeden raz Jestem dobrym wielu tak mówi mimo że zdarzało mi się gubić rozsądek być bardzo nie miły Jestem w poważnym wieku a mimo to patrzę na zgrabne dziewczyny oblizując sie Jestem wariatem który kłania się drzewom oraz tęczy nie boję się wiatru ani grzechu Jestem zwykłym zwariowanym człowiekiem który w tłumie umie się odnaleźć mimo że wokół wiele cieni
    1 punkt
  35. @Rafael Marius myślę jednak, że tacy naiwniacy również są światu potrzebni. Spokojnych, ciepłych rodzinnych świąt :)
    1 punkt
  36. Odwróciła się do niego plecami. Jej wiotkie ramiona jeszcze bardziej w dół opadły, gdy wzrokiem cierpiącym oderwała się od jego twarzy. Stała tam jakiś czas. Jak posąg - sztywno, prawie nieruchomo. Chciała zapłakać, podjęła mozolne próby, kilka razy. Na próżno. Łzy nie popłynęły, choć w duszy powódź jak rzeka wartko się wiła. Łzy... Jej broń zawiodła. Odeszła w pośpiechu daleko na jego gest nie chciała już czekać. Odeszła, by ze swoim żalem jak z miłością życia w odległym kraju zamieszkać.
    1 punkt
  37. @andrew szkoda, że zdjęcia nie dałeś.
    1 punkt
  38. 🎅🎁🎄🎁 Dziękuję i Wzajemnie🤗 (O wierszu później)
    1 punkt
  39. @Dragaz nienazwane. Ehh
    1 punkt
  40. Rozmarzona Skandynawią, gdzieś pomiędzy szarością a mgłą niedobudzonego poranka żegluję po morzach własnych słodkowodnych łez. I topię się - w bagnach z piasku... Zły sen, oświecony kompletną ciemnością pielgrzym, ręce w kieszeniach, herbata na białym stole, deszczowe skrzyżowania ... z taką nawigacją dojdę pieszo jedynie do ... wielu lat temu. Powala mnie każde wspomnienie marzanny w kapoku, każde oblicze Szatana, któremu zza ramienia wygląda miłosierny Bóg ... Człowiek. Metafizyka to uczta przy stole ze starannie dobranymi sztućcami Talerze są zwykle puste ... A teraz otwórz drzwi, aby zobaczyć tam ... nikogo! I co, jest?! JEST. Najprostsza prawda: zawołaj, wypełnij, nie zdołaj ... UCIEC!!! Dusza - dom, który nie pomieści tylu gości! A wszyscy tylko przejazdem ... Jakiś przystanek? SPOKÓJ - przewiązany rzemykiem, zwiewna szata ... Jezu...
    1 punkt
  41. ,,Cicha noc święta noc’’ niezwykły to czas czy usłyszysz w żłóbku płaczu dzieciny kiedy zabiegany odliczasz już godziny wtedy Emanuel narodzi się tutaj pośród nas Od tylu lat z Betlejem prowadzi gwiazdy blask pozdrawia królów co przybyli z krainy bądźmy i my gotowi i nasze też rodziny by zaśpiewać Dzieciątku radosną kolędę wraz W tę świętą porę gdy wyznaczona jest godzina ta która się mnoży się od nowa na lat wiele na czas przebaczenia gdy podarowana jest wina W tylu rodzinach na obraz w domowym kościele gdzie Jezus życie w ludzkich sercach zaczyna połam ten opłatek którym z tobą się dziś podzielę
    1 punkt
  42. Odwrotnie w lustrze Oczy przebiegają Uliczny zgiełk W tym hałasie Ociera się pragnienie O jeden szept Nie słychać zwykłych myśli Brak chodnika wzbudza lęk Coraz rzadziej w lesie Na łonie matki Rozkłada ciepły koc Szeroko otwiera ramiona Gubi swoje oblicze Poza zasięgiem Trudno na mokradłach płynąć Odwagi trzeba by zostać
    1 punkt
  43. Boże Narodzenie stąpa po niebie pełnym gwiazd ta jedyna przybędzie jutro zanim pojawi się słowo w nierozbudzonej ciszy nocy przytulimy świat na nowo nie pytaj o przestrzeń w kruchym istnieniu wystarczy wszystkim Zdrowych, pełnych miłości i radości świąt Bożego Narodzenia oraz bliskości wszystkich, których kochacie.
    1 punkt
  44. @Konrad Koper Oszukiwanie siebie nie jest lepsze.
    1 punkt
  45. @Kwiatuszek ładne !!! Wzajemnie !!!!
    1 punkt
  46. @ais Skoro Ichthys pozostał - to lajk aktualny! 😁
    1 punkt
  47. @Dagprzecie aniołek (amorek) to nie ludź... ;-)
    1 punkt
  48. 1 punkt
  49. 1 punkt
  50. Nie ma. Pewnie dlatego, że nie ma na tym łez padole prawdziwej wolności.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...