Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 05.11.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
zanurzony w bezsensie niemocy przygnieciony głazem codzienności zjedzony przez koszmarne sny w nocy mocno poszarpany zębem złości przekraczam niepewnie twego progu drzwi a ty na szyję zarzucasz mi ramiona wieńcem rozjaśniasz przestrzeń uśmiechem twoje usta pachną słodką konfiturą miłość odbija się echem kiedy ból zatapiam w morzu wódki nienawiść rozrzucam wokół siebie na swoją radość zakładam kłódki chcę cię widzieć bo jestem w potrzebie przekraczam niepewnie twego progu drzwi a ty na szyję zarzucasz mi ramiona wieńcem rozjaśniasz przestrzeń uśmiechem twoje usta pachną słodką konfiturą miłość odbija się echem6 punktów
-
gdy w końcu przyjdzie poczęstuję go słodką herbatą i miłym wspomnieniem obecnością zaleczę rany by złe myśli nie miały powrotu przeszłość pomacha białą flagą nie wedrze się do życia nieproszona przecież nie mieliśmy żadnego wczoraj5 punktów
-
Burgundowe liście i zapach wina świat jeszcze nie umarł ciepło pomarańczu pogrywa z przyrodą obiecuje oddech nostalgii na ławce przy zachodzie sentymentalny spacer kończący się przy cienkiej granicy której nieuchronne przekroczenie wprowadza w ciemną zimę rozstanie5 punktów
-
Wpadła mi taka dziś myśl do głowy choć mi nie wolno ja zjem schabowy lecz zaraz problem, bo często bywa że się pojawia alternatywa. Ziemniaki całe, piure, plasterki co by tu wybrać, spytam kelnerki a ona rzekła mi bez wahania najlepsze frytki i bez gadania. Myślę tak sobie skoro tak czyni wie, co jest dobre, bo to znawczyni kolejne z pytań bardzo banalne i bojaźń, że znów ja gafę palnę. Wzmogłem się w sobie, siły zebrałem grzecznie kelnerki się zapytałem jaka z surówek do schabowego będzie najlepsza no i dlaczego? Padła odpowiedź niejednoznaczna każda z surówek jest bardzo smaczna może pan każdej zechce skosztować więc pomyślałem można spróbować. Nie był to koniec mych wątpliwości bo do wyboru z kością, bez kości podobno z kością bywa smaczniejszy lecz nie wczorajszy, tylko dzisiejszy.5 punktów
-
wiesz myślę (czasami) że chyba nigdy w życiu nie byłem dostatecznie odważny urodzony pod znakiem Byka dzień później od Barana jestem jak ta owca co na widok wilka się słania pacyfista-pewnie z tchórzostwa wierzący w teorie spiskowe z chęcią bym kogoś ukłuł chciałbym być-Skorpionem albo Lwem-Lwy bywają odważne i potrafią dopaść ofiarę kiedy ta się tego nie spodziewa chcę być Strzelcem-ustrzelić Pannę albo Rybą-Rybą pewnie dlatego żeby ością w gardle stanąć Bliźniakom Koziorożcem raczej nie chciałbym być za to bardzo chciałbym być-Wagą Rakiem jestem-chodzę do tyłu strasznie piszczę gdy do wrzątku mnie wrzucą Wodnikowe wzgórze* powoli lubię czytać kiedy wszyscy już mnie ludzie znudzą * https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5042182/wodnikowe-wzgorze5 punktów
-
Nic. Nic, które rozrywa od środka, które trawi trzewia, które zabiera nadzieję. Nic. Nic, które przeraża, które jest granicą, za którą niczego już nie ma. Samotność.5 punktów
-
Nożem goryczy kroję kamień. Na widelec miłości - nabijam serce i dostaję za to ... karę dożywocia Sny to deskorolki pedzące przez błonia minionej jawy. Re-kreacja. Odtwarzam pustą scenę. Kurtyna! Komedia poetycko prozaiczna. Klaps. Ujęcie. Filmowy spektakl reakcji nad rozpłakanym życiem. Końcowe napisy. Na grobie. Ująłeś mnie! Umarłam na miłość! Auć! Klaps! To boli! Przynieś mi kwiaty. Nie mogę oddychać ... sobą. Duszę drugiego człowieka ... duszą. Oderwana od rzeczywistości - pusta kartka z pamiętnika ... Kipię od chmur. Wylewa się ze mnie deszcz mijających pokoleń - surwiwal i leparkur świata I nawet deszcz połamany... Uczucia? Tereny prawie zielone. W prawie. Wprawię w ... Bezruch. Stój, bo nie strzelam. Albo: nie jestem. Albo: mnie nie ma. Co wybierasz? Chwila ... myśli. Widzisz? Nie tylko Ty potrafisz! Ciii... (...) "Czy chcą Państwo już złożyć zamówienie?" Co to za knajpka? Ach, "WIECZNA NARRACJA"! - Co bierzemy? - Podwójność. (...) - Przestań pieprzyć. (...) - Z pianką.4 punkty
-
W jej oczy może patrzeć bez końca, a nawet dłużej o jeden dzień Gdy to robi stoi w miejscu niewzruszony niczym pień Usta jej są delikatne niczym jedwabiu tkanina Nie ma znaczenia miejsce ani czas, od razu rzednie mu mina Słodka jest jak najsłodsze świata wypieki A jedyne czego ona pragnie to czułości i opieki Słodka jest również jej woń ciała, włosów Odczuwa wtedy, że ktoś musiał spleść wrzeciona ich losów O głosie nawet nie wspominam, nie są w stanie opisać tego żadne słowa Jak przyjemny i kojący on jest to nie pojmie tego niczyja głowa One wszystkie razem zebrane sprawiają niebywałe szczęścia uczucie W duchu, rozumie, instynkcie, sercu aż czuć momentami przejemne ukłucie3 punkty
-
Wagony na peron wtaczają się smętnie Aż żal z nich wysiadać (choć nawet nie wsiadłam) Składają się wersy w żałosną piosenkę Lecz za czym tak tęsknię? Cóż, tęsknić wypada Frasunek nam znikąd się wtłoczył w życiorys I wkracza w dekady gdy nas tu nie było Już dawno przebyte wydają się drogi Gdy soundtrack przechodzi w płaczliwy epilog Ochrypły solista zawodzi coś smutnie… Jałowo nam w życiu, więc cierpmy podwójnie3 punkty
-
powitanie z tekstem do muzyki skrzypiącego wózka dźwięki niczym ból przykre lecz wierne drżą w dłoni rozczapierzonej jak zniszczony pędzel mało czytelne parametry ostatnich tygodni bezużyteczność włożona na najwyższą półkę bezradność powieszona na oknie i nieodwracalność wniesiona na strych wraz z dawną fotografią o filmowym uśmiechu "piękna..." (łzy) tylko nikt jej tego wtedy nie powiedział2 punkty
-
kobiety rządzą światem od zarania nie żebym się podchlebiał tak od rana z wieczora wiersz pisany i już czerstwy lecz prawda chyba jednak wersem pierwszym2 punkty
-
Tekst powtórkowy u podnóża akapitu tam gdzie bielą błyszczy łąka literkami napisany Wyraz tęskni choć w skowronkach k marudzi o wciąż wzdycha c próbuje rzewnie śpiewać h w cichości a miłością m nieznośnik sobie ziewa u podnóża akapitu rezolutna ciutkę płocha Interpunkcja kwiatek śliczny czyta kropką słowo kocham2 punkty
-
W co wierzyć w niebo czy piekło a może zwyczajnie sobą być wierzyć w burzę tęcze i wiatr W co wierzyć w miłość czy horyzontu dal która maluje pola łąki i kwitnący sad W co wierzyć by z tego wierzenia rodził się uśmiech nadzieja i ocean czystych prawd2 punkty
-
Łzy rozpaczy ze łzami radości ze łzami wzruszenia mieszają się tańczą w jednej parze bywają zmieszane I się kochają i współczują obecności sobie nawzajem. Warszawa – Stegny, 04.11.2022r.2 punkty
-
rzadko się smucą nawet gdy są chore nawet gdy śmiertelnie radosne dzieciątka szukają zabawy wszędzie nawet w brzydkich i ciemnych miejscach do czasu wy(s)chowania w twardy kształt tak trudno go rozradować2 punkty
-
Życia w sen się nie da zmienić, a ślubnego trzeba cenić i czasami mu dogodzić, bo im przecież o to chodzi. Nikt nie powie tego głośno, że to lepsze niż samotność. Inspiracja: Hej matulu zespołu Brathanki.2 punkty
-
Fajowa pani Aj Wajowa rzuciła na mnie zaklęcie. Czar był wybitnie dobrze skonstruowany, ponieważ nie pozwolił mi się zatracić, czego notabene bardzo żałowałem. Stąd właśnie byłem jednym z tych, który pod burzą i przy podmuchach huraganów w sumie i w gruncie rzeczy ocalał. W każdym razie na ten moment. Tym samym chwała jej za powyższe. Uratowała. Warszawa – Stegny, 25.10.2022r. Inspiracja: film Silent Twins.2 punkty
-
Niezbyt wcześnie włączam radio - rozmaitość brzmi w eterze - Sączę kawę małą, czarną - bywa też, że ze śmietanką. I pomyśleć chwilę warto nad niezapisaną kartką. Dzisiaj pierwszy raz sikorka siadła w oknie... tej jesieni... Swym przelotem przepowiada, że się jesień w zimę zmieni? Spadła kartka z kalendarza... żaden dzień się nie powtarza.2 punkty
-
furtka w niemym ogrodzie furtka w nieznane drzewo i owoc w świetle księżyca zewsząd dochodzi ciszy muzyka w rytmie obrotów odległych planet wszędzie wokoło blask swój roztoczył soczyście krągły świadek istnienia choć widzi wszystko to nie ocenia co w środku tego nie dojrzą oczy a gdzie ogrodnik tu sens uchwycę otworzył furtkę swego ogrodu bramę przekroczył i krzyknął chodu pozostawiając owoc z księżycem1 punkt
-
sen Hitlera o ukrytej w szwarcwaldzkich lasach pancernej pięści Rommla tylko przeciągał nieuchronne nowe pola śmierci i odwroty drogami rozkładających się ciał wtedy żołnierze dwóch stron już myślą to samo przejęta scheda spalonej ziemi wyniosła karła przeklętego narodu ruszył czerwone granice piekła będziesz walczył1 punkt
-
1 punkt
-
Jesień przybiera rozmaite formy — wpierw przypomina lato, dopóki woda w stawach i rzeczkach jeszcze nie ostygła, a słońce wciąż przygrzewa mocno; potem ziemię spowija mgła, podnoszą się z traw jakieś szepty i nawoływania, leśne skrzaty budzą się z bezczynności i zabierają do dzieła: malują na kolorowo liście. Taki pomalowany liść to niechybny zwiastun krótkich dni i nadchodzących chłodów: wkrótce zeschnie i pofrunie na wietrze, a wówczas wszystko zamiera, jakby w oczekiwaniu na zmiany przynoszące początek ciemniejszej połowy roku, kiedy zanika granica między światem żywych i umarłych. W taką to porę dzieją się dziwne, okropne rzeczy, o czym się przekonali mieszkańcy wioski na kresach, za puszczą i bagnami, gdzieś w połowie drogi donikąd… Adrian miał straszny sen: śniło mu się, że odrąbał głowę koledze z klasy, który był chory na covida, a później popełnił samobójstwo, żeby nie zarazić innych. Poszedł do szkoły w podłym nastroju, bo przecież dobrego kolegi się nie zabija, nawet we śnie. Podczas zajęć siedział w ławce wyłączony i tylko patrzył przez okno, jak dozorca grabi liście ze szkolnego podwórka. Dopiero na ostatniej lekcji jego uwagę zwróciła nauczycielka pytająca uczniów, co takiego zamierzają przygotować na nadchodzące święto Halloween. Dzieci wyjawiały ciekawe pomysły, które pani zapisywała na tablicy. Wszyscy mieli dobrą zabawę. Wszyscy, za wyjątkiem Adriana. Wstał nagle i rzucił ze złością: — Żaden Halloween, tylko Wszystkich Świętych! Pani odwróciła głowę i spojrzała na Adriana bez cienia zażenowania na twarzy. — Wszystkich Świętych było świętem komunistycznym, a teraz mamy demokrację i dlatego obchodzimy Halloween. — Kłamstwo! — zaperzył się Adrian. — Tutaj zawsze obchodziliśmy Wszystkich Świętych i Zaduszki. Halloween to kult Szatana, który przyszedł do nas z Ameryki. Na imię Szatana pani nauczycielka się roześmiała i potrząsnęła rudymi włosami, związanymi w figlarny kitek. — Ależ Adrianie, kto ci naopowiadał takich bzdur? Halloween znaczy po angielsku: wieczór świętych. To pradawny chrześcijański obrządek, sięgający czasów rzymskiego imperium. Tylko obecnie obchodzimy ten dzień na wesoło, przebierając się w fantastyczne kostiumy, wymyślając śmieszne kawały. To co, jaką zabawę planujesz? Adrian się nie odezwał. Patrzył na nauczycielkę z nienawiścią, aż wszystkim zrobiło się nieswojo. Wracając ze szkoły postanowił odwiedzić dziadka, który mieszkał samotnie w starej chacie na skraju lasu. Był wściekły, że dziadek tak długo go oszukiwał. Boże Narodzenie, Wielkanoc, a teraz Wszystkich Świętych — wszystko komunistyczna propaganda! Pani nauczycielka wie lepiej, bo ukończyła anglistykę na lubelskim uniwersytecie, a co takiego skończył dziadek? Dziadek siedział na ławce przed domem, wystawiając pomarszczoną, zarośniętą twarz do bladych promieni popołudniowego słońca. Na widok Adriana nie odezwał się słowem, tylko pokiwał nieznacznie głową. — Dziadku, robimy Halloween? — Co takiego? — zapytał dziadek i nie czekając na odpowiedź, dodał — dziś sobota… W istocie była to środa, lecz Adrian nie zaprzeczył, ani nie skorygował, gdyż dobrze znał dziadkową przypadłość, któremu myliły się dni. W sobotę dziadka odwiedzała matka Adriana: gotowała obiad, prała bieliznę, sprzątała mieszkanie, dlatego dziadek myślał częściej o sobocie, aniżeli innych dniach tygodnia. Dziadka bolały dziś płuca i plecy, mimo to poczłapał do kuchni, otworzył lodówkę, wyjął z zamrażarki słoiczek pełen banknotów. — Masz tu na urodziny… — Wręczył Adrianowi sto złotych. Wprawdzie urodziny chłopca były w czerwcu, lecz Adrian nic nie powiedział, tylko schował pieniądze do kieszeni. Pomyślał, że warto by kupić za nie pizzę, którą dziadek tak uwielbiał, ale nie chciało mu się iść kawał drogi do sklepu, tam i z powrotem. Zamiast tego poszedł rozglądać się po ogrodzie. Zdawało mu się, że rosła pod płotem olbrzymia, czerwona dynia, ale ziemię wszędzie pokrywało ściernisko zbutwiałych, zeschniętych roślin, a pod płotem leżały tylko bambusowe tyczki do pomidorów. To wtedy właśnie ujrzał twarz pani nauczycielki, a po chwili usłyszał stanowczy głos: — Nie musi być dynia. Lepsza jest prawdziwa głowa. Słowom zawtórowało skrzypienie drzwi w pobliskiej szopie, które uchyliły się zapraszająco. Adrian zajrzał do środka i po chwili wyszedł z siekierą w ręku. — Co zamierzasz zrobić? — wymamrotał dziadek na jego widok. — Narąbię drewna — odrzekł Adrian nieswoim głosem. Siekiera była mocno styrana i tępa, bo nikt jej nie ostrzył od wielu lat. Adrian przyłożył osełkę do środka szlifu i posuwistymi ruchami zaczął jeździć po metalu. Rozległ się nieprzyjemny, metaliczny jazgot, przechodzący jednak w miły dla ucha dźwięk w miarę przyspieszania ruchu osełki. Adrian kręcił osełką coraz prędzej, aż trudno było nadążyć za ruchem jego drobnych rąk. Dziadek patrzył na to wszystko w milczeniu i tylko kiwał z aprobatą głową, bo w życiu naostrzył mnóstwo siekier oraz innych narzędzi i cieszył go widok wnuka, robiącego to równie fachowo. Na koniec Adrian podwinął rękaw i przejechał lśniącym ostrzem po włosach na przedramieniu, wciąż jeszcze jasnych i miękkich. — Myślisz dziadku, że wystarczająco ostra? — Sądzę, że tak — odparł dziadek. — Idź porąb suszkę za rowem, co ją zeszłego roku powalił wiater. Ale Adrian nie poruszył się z miejsca, a wtedy dziadek uniósł brwi i zrozumiał wszystko, bo również usłyszał mowę głosów. — Ty chcesz mnie zabić… — Zabij! — wrzasnął głos. Siekiera spadła z prędkością błyskawicy dziadkowi na kark, a nim dziadek zdążył się zorientować, zgasła w nim świadomość. Martwa głowa z obróconymi bielmem gałkami i wywalonym językiem potoczyła się do stóp Adriana. Na ławce pozostał koszmarny, bezgłowy tułów z podniesioną, zesztywniałą ręką, zdającą się oskarżać: — Ty mi to zrobiłeś! Adrian zepchnął nogą korpus na ziemię. Zamierzał go utopić w studni, ale ciało było zbyt ciężkie, więc je tam zostawił, siekierę również, wetkniętą w ręce i zakrwawioną; starł jedynie odciski palców, żeby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek. Wrzucił głowę do worka i rozglądając sie bacznie dookoła, ruszył do domu, odprowadzany krakaniem krążących nisko wron. Adrian wiedział, tylko on wiedział, że to nie jest krakanie, lecz chichot rudowłosej nauczycielki. Nazajutrz skoro świt pognał do szkoły, ale w ostatniej chwili zdecydował się zboczyć z drogi i zajrzeć do domu dziadka, czy trup wciąż leży tam, gdzie go zostawił. Obszedł dookoła ławkę, zlustrował całe mieszkanie, zajrzał w każdy kąt — ciała nigdzie nie było. Wpierw to go ucieszyło, bo jeśli nie ma ciała, nie ma również morderstwa, ale zaraz poczuł strach przed czymś nieznanym, czego nie mógł zrozumieć. Starał się zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawianiem, że dziadek był nieuleczalnie chory, miał demencję i zabijając go, wyświadczył mu jedynie przysługę. „Pewnie dziki zaciągnęły ciało do lasu i tam je pożarły” — pomyślał i nieco uspokojony, że skrócił dziadkowi cierpienie, zawrócił na drogę wiodącą do szkoły. Było wciąż wcześnie i długo nie mógł się doczekać aż otworzą bramę. Nauczycielka zdziwiła się widząc go o tej porze, bo zazwyczaj przychodził spóźniony, a ostatnio pod jego nazwiskiem zanotowano kilka nieobecności, o czym zamierzała powiadomić jego rodziców. Wyglądała piękniej niż zazwyczaj; Adrian wierzył, że się ubrała i umalowała specjalnie dla niego. Nauczycielka popatrzyła na płócienny worek, który Adrian trzymał pod pachą i uśmiechnęła się nieznacznie, jakby odgadła cel w jakim go przyniósł. Tego dnia lekcje wyglądały zupełnie inaczej — dzieci prześcigały się w pomysłowości: Iwona o zaropiałych wiecznie oczach ufarbowała sobie włosy na węgiel, pomalowała zęby czarną kredką i przebrała się za wiedźmę; Leszek-złota rączka skonstruował z kapsli do piwa i drutu po siatce ogrodzeniowej monstrualnego pająka, Pleksik-niedojda o trójkątnej twarzyczce i bladej cerze udawał pirata i wyglądał straszniej niż zwykle. Tylko Adrian nie wyróżniał się niczym szczególnym, może za wyjątkiem ironicznego uśmieszku, dlatego oczy wszystkich pobiegły do worka, z którym się nie rozstawał. Spodziewano się, że wyciągnie stamtąd halloweenową lampę z wydrążonej dyni, ale Adrian nie otwierał worka, dopóki pani go nie zapytała: — Co tam przyniosłeś? — Sama zobacz. Zrobiłem to tylko dla ciebie, dokładnie tak, jak mnie prosiłaś — wyznał z nieskrywaną miłością w oczach. Pani nauczycielka sięgnęła ostrożnie do worka i wyjęła głowę, a właściwie kościsty czerep pokryty pożółkłą, woskową skórą i pajęczyną siwych włosów, klejący się i obślizgły, z czarnymi plamami zamiast ust i oczu. Przyjrzała się jej bliżej i zadrżała z przerażenia: to była ludzka głowa! Halloween przestał być zabawą, stał się celebracją śmierci. Upuściła głowę na podłogę i rzuciła się do drzwi, które w tej samej chwili rozwarły się na oścież i wtoczyła się przez nie jakaś bezkształtna, cuchnąca masa w łachmanach. Uczniowie zakryli nosy i wstrzymali oddech, ale obrzydliwy odór docierał do nich ze wszystkich stron, drażnił zmysły mdłym, słodkawym zapachem. Masa toczyła się po podłodze do miejsca gdzie leżała głowa, a wtedy obydwie części utworzyły jedno, upiorne ciało, które momentalnie się wyprostowało i rozłożyło szponiaste ramiona trzymające siekierę, dobrze naostrzoną przez Adriana. W oczach potwora zaświeciły latarki, z góry dobiegł nieziemski głos: — Wesołego halowena, gówniarze! Uczniowie rozbiegli się w popłochu, lecz mściwy topór nikogo nie oszczędzał, nie wyłączając nauczycielki, którą dosięgnął rzutem tomahawka równo między łopatki. Rzeź trwała w najlepsze dopóki nie nadjechała ochrona i nie spaliła zombie miotaczem ognia. Zwęglone szczątki wywieziono do pobliskich kamieniołomów i zalano na wszelki wypadek grubą warstwą betonu. Adrian wyskoczył przez okno, uciekał szkolnym podwórkiem i dalej przez park, nie oglądając się za siebie. — To tylko sen! To musi być sen — powtarzał. — Obudźcie mnie! Na ulicy biegnącej równolegle do szkoły zauważył ekipę arborystów usuwających konary drzewa wyrwanego podczas ostatniej burzy. Jeden odcinał piłą łańcuchową gałęzie, dwóch pozostałych podnosiło ścięte gałęzie i wrzucało je do rębaka stojącego z boku jezdni. Adrian bez namysłu odepchnął wrzucających, a zanim zdążyli się domyślić, co zamierza zrobić, wskoczył jednym susem do wnętrza maszyny: dokładnie w środek tarczy z wirującymi nożami, rozdrabniającej wkładany materiał na nieduże zrębki. Rozległ się przeraźliwy, wibrujący świst, po czym na końcu sterczącej wysoko rury wylotowej ukazał się obłok czerwonej mgły, ale tego Adrian już nie widział. Ostatnim uczuciem jakiego doznał był ekscytujący dreszcz: orzeźwiający i bezbolesny.1 punkt
-
teraz będziemy się bawić a teraz odpoczywać teraz będziemy pracować a teraz oglądać tv takie planowanie 'teraz' jest trochę brzydkie uwięzione w klatce czasu w takim 'teraz' poezja nie chce gościć bo jak zaplanować mgnienie?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
ONA RYBAKA? TAK, ABY RANO. ZARYBIA RAKA KARAIBY RAZ. ONA RADA? RYBOŁÓW, A WÓŁ... OBY - RADA RANO. OTO TA ZIMORODKOM CMOK - DORO MI ZA TOTO.1 punkt
-
1 punkt
-
zmarznięta na kawałki chcę po długich spacerach poczuć mrowienie rąk i nóg gdy rozgrzewasz gromadzącym się śniegiem przytulam tę zmianę1 punkt
-
Pewien jegomość z Braniewa dostał telefon wprost z nieba. Słychać głos mamusi, która wtem wykrztusi: "Teściowa już Cię olewa".1 punkt
-
Świerkowe gałązki można pociąć, nie mam nic przeciwko; odrosną. Sporo się dzieje u Ciebie i jest zabawnie.1 punkt
-
1 punkt
-
Piękna jest młodość, a starość ma być taka jak jest, bo gdyby młode kobiety leciały na starucha to by dopiero była katastrofa… Można wylać morze atramentu, ale nie zmieni to faktu: świata się nie da ulepszyć, więc się cieszmy tym co mamy. Tytuł wiersza znakomicie to sumuje. 😊1 punkt
-
O, jak dobrze czuję ten klimat. Sam sukcesywnie się w tej jesieni zagrzebuję i moszczę jak jeż w stercie liści. Pozdrawiam1 punkt
-
To tak jak kiedy mocno zakochany człowiek zagłębia się w istotę istoty tej drugiej połowy, że nią się wręcz staje, a ona nim. Miłość to zawsze się wzajemnie przenikanie. Podoba mi się to rozdarcie. Miłość dobra z natury kiedy szczęśliwa nieść dobro powinna, a rozdarcie nie jest dobrym uczuciem. Chociaż w tym konkretnym wypadku, jest? ;]1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Przecież jest dokładnie określone dlaczego "on" ma złe sny (takie piosenki się w Polsce śpiewa "...mam złe sny, kiedy nie śpię..."). To nie jest mój własny monolog, który rozkminiam. Takie rozumowanie byłoby trochę dziwne. No ale ok, mam dziś trochę więcej czasu to poczytam. Jeszcze raz dzięki :)1 punkt
-
Autor nikomu to nie jest na rękę ale w duchocie i skwarze też chowa się zmarłych W gorący dzień kondukt idzie szybko jak orszak weselny w deszczu krok w krok z niezręcznością ksiądz mówi krótko bo zaraz zaczniemy się pocić czy wypada zdjąć marynarkę? opada trumna nareszcie klimatyzowane wnętrze stypowe pogodne rozmowy i gorąca kawa lody zimne - na zębach szkliwo pęka niepostrzeżenie niczym serce staruszka1 punkt
-
Pewna emerytka - Draki - nawet miła była; kiedy chcieli ją obnażyć, myk - unik zrobiła. Żona, czy nie żona - jednak obrażona. I program "Magia nagości" o n y m poleciła.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Wszystkie wierszyska wylądowały w worze i poleciały w kosmos obłą rakietą A potem puka w moje okno ufoludek i pyta czy przypadkiem nie zwariowałem (myślę sobie, że musiał przeczytać) Odpowiadam mu grubą niewiedzą i nieziemską tęgą nieświadomością A pomiędzy nami króluje niezrozumienie. Warszawa – Stegny, 02.11.2022r.1 punkt
-
Smutno mi Panie, choć dziatwa wesoła. Za oknem śnieg biały, łza kochliwie tłoczona. Nieco dalej. Skrajem wąskiej drożyny, biegną mroźne wspomnienia. Ulotne na gęstym wietrze, oddają ptakom kilka westchnień. Tak więc. Szybują w szklanej zimie, zwartych z sobą spraw. Nikt już nie pyta o tą dziewczynę, która przy lufciku dalej trwa. Ach... Realności tego świata, mirażu złoty, smutku i tęsknoto. Wyplecione z was wianki wypuszczę na wodzie wiosną. autor wiersza: a-b1 punkt
-
pobawię się słowami pomiędzy twoimi wargami między palcami snuć będę nić nieporozumienia i zostawię cię takiego z uczuć rozebranego w wątpliwości cieniu w niedopowiedzeniach1 punkt
-
umysły istot bez kropli ludzkiej krwi w żyłach sycił fantomowy ból po stracie teraz rozlany na Odrze front zatrzyma cofniemy ten podział dzielnicowy Gorbaczowa od srebrnych estońskich plaż po ukraińskie nadbrzeża dwa morza naszpikowane okrętami pazur na mapie światów piszczy radiostacja czołg grzęźnie zbierzcie drzewo na podkład i ogień zupa z leszczynowych bazi stare warzywo doprawiona pączkami sosny opancerzony drewnem konwój gwałt rabunek nie musisz celować blok szpital przedszkole osiedlowy trawnik krzyżami kwitnie na przeczekanie współwycieńczenie1 punkt
-
nauczyli mnie w życiu samych przyjemności nie wiem co to pusty brzuszek smród brud trupa kości w wojsku też nigdy nie byłem jestem pacyfistą nigdy muchy nie skrzywdziłem jestem anarchistą co to jest karabin widziałem w teatrze jak się z niego strzela naciśnij to łatwe na ból biorę proszki kupione w aptece tak mnie nauczyli nie dziw się świecie w piątek dyskoteka pijemy z kumplami choć czasem dochodzi kłótnia z kobietami jest mi bardzo dobrze żyje w" wolnym " kraju a co to jest wojna nie pytaj mnie draniu mnie to nie obchodzi nie interesuje ja mam instagrama i tam się lansuje kraju broni na to unia europejska a jak przyjdzie wojna to zabieram pieska razem z moim rządem na zachód wyjadę i wyśle wam plan jak sobie dać radę.1 punkt
-
Ptak Ptak, co siada na gałęzi wpatrując się w skorupę drzewa. Wciąż wolny, nigdy na uwięzi, kiedy chce wówczas śpiewa. Złączony pięknie z krajobrazem pnie się wciąż prosto do góry, na jasnym tle z niebieskim obrazem dotyka piórkami chmury. Skrzydła rozpina jak zamki i wzbija się coraz wyżej mija obłoki, firanki i jest coraz bliżej. Patrzysz, już jest na drzewie skrzydełka odpoczynek mają zanurza się w swoim śpiewie a liście rytmicznie mu grają. :)1 punkt
-
W oczekiwaniu na ten dzień, kiedy nas już nie będzie, Można nas, ludzi, spotkać dosłownie wszędzie Kupujemy podkolanówki, Zbawienie na talony, na raty - resztki uczuć i za gotówkę to, co niedozwolone Mało kto zastanawia się nad czasem, który płynie - bez łódki i bez wiosła I obojętnie opływa tych, którzy go marnują Z uporem osła, z mantrą: "Teraz wszystko trzeba brać garściami! " To nie łódź, to dżambodżet! "Mówiąc między nami..." A klękać na pokutnej wycieraczce - boso - "jakiś ktoś" - będzie potem 'Ktoś,' no bo przecież nie ja - to mówią dosłownie w co drugim kazaniu ''ŻAŁUJ, ALE NIE RÓB Z TEGO... ŻYCIA'' - nawet wzmianki nie ma o takim przykazaniu ...1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne