Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.08.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Kłusownik Złapałem wreszcie w sidła twoją wyobraźnię; Szamocze się w objęciach, naga, rozdrażniona, I prosi, wciąż się wdzięczy. Jesteś zaskoczona? Och, nie złość się kochanie, pozwól mi popatrzeć. Już blisko, prawie wolna, jakże tego pragniesz; Unosi się w powietrzu cierpień twych aromat. Ten zapach… Już za chwilę wszystko się dokona, I zmieni nas gwałtownie, może już na zawsze. Wróciłem trochę wcześniej, nudna ta robota; No powiedz, ileż można w klawiaturę stukać? Myślałem, że zastanę wtulonego śpiocha, Co między poduszkami odpoczynku szuka. Nie krępuj się i nie wstydź, ciało znów rozkochaj; Czy jutro, po powrocie, również mam nie pukać? ---
    7 punktów
  2. Pozwólmy ptakom odlecieć. Obłaskawione przez złociste liście odebrały rozszeptanym drzewom tajemnicę trwania. Z każdego znaku odczytały całość. Pożegnanie niech będzie proste. W cichym krążeniu planet nabiorą mocy, już niepotrzebny spójnik między słowami. Pyłkiem osiądą w bezimiennych skarbach; tu wszystko się zmieści - nawet dar słuchania.
    4 punkty
  3. Kiedy myślę o jutrze słyszę wycie wilków. Bicie spiżowych dzwonów, ujadanie psa w ostatnim domostwie. Oddech żołnierza szukającego snu na wilgotnym mchu. Trzepotanie czarnych skrzydeł. Przecież przed momentem piliśmy nad Odrą ciepłą wódkę. Jeszcze światło nie paliło brzuchów śpiących ryb. Przecież przed mrugnięciem śmialiśmy się z życia. Teraz śmiejemy się tylko z niespełnionych marzeń. Kiedy myślę o jutrze wiem, że już nadeszło i wtedy zasypiam. Za oknem gaśnie ostatnia gwiazda. Na wschodzie czerwienieje kolejna łuna. W kosmosie być może umiera któreś ze słońc.
    4 punkty
  4. pielęgnuję w sobie zeschłe okruchy przecinków dbam o rozkazy wydane przez sympatyków skrajności nie udaję kogoś kto mieszka w opuszczonej muszli bawi się w słowa pod postacią świadomych myśli jesteś wielbicielem kłamstwa skłóconego z oddechem nie rozumiesz jak wiele znaczeń zalęgło się pośród wystawy twoich najświetniejszych śladów nie wstawaj wbrew możliwościom przyszłości wbrew ciału co faluje na wietrze udaj się w kierunku poranka którego egzystencja przeraża wszystkich pozostało prawo warte skromnego uśmiechu świtu bez kaprysów przemijania
    4 punkty
  5. Jedyne co mam To kruche istnienie I świadomość że Mogę mieć grzeszne sumienie A może to tylko Nocny koszmar Z którego obudzę się I będę mógł tulić cię W swoich ramionach Bo tam jest Bezpiecznie i spokojnie Jak na obcej wojnie
    4 punkty
  6. Boję się zmrużyć oko Bo pod powieką Czeka mnie tylko jedno Piękna, czysta błogość Której nie mogę dotknąć Każdej zimnej nocy Śnię ten sam sen Szczęście w mojej mocy Nowy, lepszy dzień; Z rana znowu cień Tak chytry łupieżca Bo daje mi złapać dech Każda myśl rzeczywista Umyka, gdy bezsens Przybiera rozsądku beret I mój durny, mały czerep Otwiera ponownie rany Złych myśli cały szereg Rzuca się do blizn bramy Ja z kogutem czuję się nabrany Myślę znów sobie: Nabrałem w to wprawy Już się nie nabiorę Mój mózg jest uprany Wciąż widzę te same plamy Boję się zmrużyć oko Bo pod powieką Czeka mnie wciąż jedno Piękno, czysta błogość Której nie można dotknąć
    3 punkty
  7. wczoraj byłem tam dziś jestem tu jutro kto wie gdzie będę wczoraj się śmiałem dziś też a czy jutro tego nie wiem wczoraj grzeszyłem dziś chyba też a czy jutro tylko licho wie wczoraj kochałem dziś też kocham a czy jutro wie tylko serce wczoraj byłem sobą dziś też jestem a czy jutro będę trudne pytanie
    3 punkty
  8. a kiedy stoi przy budziku z miną cokolwiek zdziwioną jak dziecko przyłapane na codziennym oszustwie wyprzedzone o sekundy a kiedy się uśmiecham patrzy z niedowierzaniem lubię to jego zdumienie ale jeszcze bardziej własne wiem że kiedyś przyjdzie i powie mi że nie istnieje że jest tylko barwami w moim kalejdoskopie szkiełkami które zamknięte tworzą wciąż nowe obrazy mieląc się mieląc i mieląc a ja chcę go zapamiętać takiego nie umówionego
    3 punkty
  9. Gdzie jesteś Sowia Góro, już cię nie zdobędę, umorusana w chmurach zerkasz z nieboskłonu. Radowałaś, straszyłaś... wspomnienia przywołuj i zawsze pielęgnuj - "ziele na kraterze". Wiosenna i uśpiona, rozkrzyczana gwarem, spowita dymem ognisk i wrzawą harcerzy. Darowałaś wytchnienie, zajrzyj jak nie wierzysz, płakałaś srogim deszczem - miłość ci wyznaję! Gdzie jesteś moja góro, patrzysz hen z daleka? Prężysz piersi po cichu w oknie ciebie widzę. Żal - nie dolecę dzisiaj, zabrakło mi skrzydeł, depczą ludzie po tobie, a ty dla nich... lekarz. Zimowa - rozchełstana, narciarzom czar dajesz, ubierasz lasy, pola, w białawe połacie. Odwaga, wiatr we włosach - szczęście swe chwytacie, należy starą górę podpisać morałem. Tyle lat ze mną czuwa na kwietnym dywanie, tyle lat z rana wstaje, budzi strugą myśli. Nawet w płaczu rozstania, czasami się przyśni, bo ona musi zostać... a te słowa dla niej! "Jest nas troje - Bóg, góry i ja." - Jan Paweł II.
    3 punkty
  10. Zastanawiam się przez chwilę co do sensu i potrzeby jakie można zbierać plony gdy się nie uprawia gleby. Tak po chłopsku bom jest z wioski siadłem sam na przyzbie z rana i przez jedną małą chwilę popatrzyłem na bociana. Na myśl przyszła mi kukułka co podrzuca innym jaja ja naocznym jestem świadkiem rzecz się działa w środku maja. Wszyscy jeszcze zdrowo spali po sobocie i wypitce gdy nadleciał on z tobołkiem i opuścił go na nitce. Był w tobołku mały bobas obok kartka zapisana, że to jest wiosenny prezent od sąsiada przez bociana. Wiedzą wszyscy w całej wiosce impotentem byłem, jestem więc bankowo, że to sąsiad mnie wybawił takim gestem. Wracam do mej pierwszej strofy bo odpowiedź mam rzetelną bez zasiewu także można gdy się żonę ma bezczelną.
    3 punkty
  11. kwadryliony chrząszczy brzmią w trzcinach Molibden . Wanad. Aktyn. wino jest smaczne na chrzcinach a tysiące parseków wiedzie mnie do Gwiazdy Żelaznej zajadam krucle i kalopki i słodką małamazję owce o stu oczach pasą się na niebieskich łąkach do gwiazd daleko i do domu... po pustyniach się błakam bez celu niepotrzebny nikomu. afazja. atrofia. deszcz.
    3 punkty
  12. Niewola I kupię sobie las, odzyskam wolny czas, nie będzie tutaj nas, my nie chcemy już was, zbuduję domki tam i bezdomnym je dam i zaśpiewam ja wam i odejdę ja sam i kupię sobie las, odzyskam wolny czas, nie będzie tutaj nas, my nie chcemy już was. Łukasz Jasiński (czerwiec 2020)
    2 punkty
  13. dobro potrzebuje światła, aby być pomnażane światło potrzebuje dobra, aby mieć co wydobywać z mroku dobro świadome i akceptujące siebie, pragnie być dostrzegane i doceniane zło zaś kryje się w ciemności, ponieważ nienawidzi siebie jak ciemność jest brakiem światła, a zło brakiem dobra, tak ciemność ukrywa się przed światłem, a zło przed dobrem światło i dobro zmierzają stałe naprzód, bowiem w ich naturze leży nieustanny rozwój ciemność zaś chowa się przed światłem "za" albo "pod" i pierzcha przed nim, oddając zło w moc dobra Legionowo, 24.04.2005.
    2 punkty
  14. gdzie znaleźć prawdę i życia sens czy tu czy może tam a może prawda i sens to puste słowa na dnie nicości za której drzwiami nie ma nic prócz rozpaczy gdzie znaleźć może ktoś z was wie bo ja się zagubiłem
    2 punkty
  15. Kiedyś w ważnym i pamiętnym 2012 roku roku otrzeźwienia i wybudzenia on doszedł do naprawdę słusznego wniosku że idzie samo złe i się mega rypnie On niedoświadczony popełnił niemały błąd że chciał nas ostrzec i opowiedzieć zamiast zaplanować i dużo zarobić wysłuchali jedynie w Ambasadzie Izraela Wpadł w duży strach i silne wzburzenie uczynił kilka nie aż tak złych rzeczy medycyna jak to medycyna – milczała może faktycznie nie brał pigułek? Został z owacjami nagrodzony w chwale kilkuletnim pobytem w małej klatce na Esce dla psychicznych niebezpiecznych cóż – hojnie się sygnalistów wynagradza Pewnego dnia do mnie zadzwonił z podziękowaniami za wynagrodzenie (Sic!) z przeprosinami za to, że żyje (Sic!) dalej koleżanko wierzysz w ten system ? PS. Same fakty!! Warszawa – Stegny, 18.08.2022r.
    2 punkty
  16. Tysiąc myśli pulsująca głowa nie śpię może książka tysiąc myśli brak skupienia może ciepłe mleko nietolerancja laktozy liczenie baranów barany połamały nogi śpią zamiast biec może strzał w głowę myśli się rozleją nie będzie żadnych mnie też nie będzie ale barany zaczną biec
    2 punkty
  17. krople jesieni znów odbijają się smutkiem na mojej twarzy wciąż czekam na noc gdy księżyc utuli do snu z kołysanką na ustach wyszepcze dobranoc a rano pozbieram senne godziny i oprawię w ramki zachowam twoją obecność
    2 punkty
  18. ale też znać własne możliwości, w przeciwnym razie można być bardzo sfrustrowanym. Pozdrawiam
    2 punkty
  19. @Marek.zak1 Lubię irracjonalne marzenia. Jak byłem dzieckiem chciałem być pilotem myśliwca. Miałem taką zabawkę, mały model Miga-29, czerwony z miękkiego plastiku. Latem kładłem się na plecach na trawie, brałem ten samolocik i latałem nim na tle nieba, wyobrażając sobie jakie to epickie pojedynki zaraz będą mnie czekać. Teraz, już jako dorosły człowiek miewam zupełnie inne marzenia i naprawdę uwielbiam o nich rozmyślać. Gdyby ze mną nie żyły to nie byłbym sobą. To taka moja malutka utopia, którą trzymam żywą w umyśle. Świat całkowicie mój, do którego lubię często wchodzić.
    2 punkty
  20. @sisy89 Ależ piękne, subtelne. Delikatność się wylewa. Ekstra.
    2 punkty
  21. Są poranki, które nawet myśl zakłóca ciszą Nie śpię już, ale wiem, że nie chcę wstawać Za oknami umysłu wirujące kosmosy, rozpędzona przystań pełna kotwic z różu, aksamitny kandelabr rozświetlający zmianę ... Na ... nie najlepsze? Stałość - nie włącza się do kontaktu. Idę, myślę, stoję, nie wiem, spieszę się by zdążyć na ostatni pociąg do horyzontu Śmieszne: zadeptują mnie wszelkie drogowskazy. Jednak dziarsko idę dalej - bez powitania mija mnie własny los . Już dzień ... ... Dobry?
    2 punkty
  22. Prawda? W zasadzie można powiedzieć, że to raczej "cierpienia" niż cierpienia. :-) A dziękuję.
    2 punkty
  23. Leżący na górnej pryczy otworzył książkę, przerzucił kilka kartek, sprawdzić ile ich zostało do końca rozdziału. Przez okno zaglądała świetlista noc, wiatr pobrzękiwał na stalowych oprawach latarni, rzucających słabe światło na wąską uliczkę w dole. Odwrócił następną stronę, lecz jego oczy pobiegły z powrotem tam, skąd dochodziło nocne nawoływanie: doków stoczni nad zatoką, dudniących żelazem o każdej porze dnia i nocy. Mowa suwnic i dźwigów wciągała go bardziej niż to, co czytał. W takich chwilach się ubierał, schodził ze wzgórza na przystanek, odjeżdżał pierwszym napotkanym trolejbusem. Dokąd ten trolejbus jechał, było mu obojętne. Budynki migały za szybą, pokonywał przestrzeń, jedynie to się liczyło. Dojedzie do pętli, przesiądzie się na autobus lub pociąg i będzie tą metodą krążyć po sieci splecionych linii na chybił trafił. Jednakże tego wieczoru cel podróży miał dla niego znaczenie — był częścią gry, którą odkrył niedawno. Wracał kolejką z podobnej eskapady, gdy niespodziewanie jakiś impuls wyrzucił go na przystanek koło politechniki, kazał stamtąd iść pasażem wzdłuż sklepów i budek z szybkim żarciem do miejsca, gdzie jaśniał na tle granatowego nieba imponujący budynek z przeszkloną ścianą i obszernym portalem. Pchnął drzwi i wszedł do przestronnej sali o nienagannie wypolerowanej posadzce, po której kręciło się kilkunastu ludzi. Większość czekała w kolejce do okienka, lecz jego uwagę przyciągnęła dziewczyna, stojąca z boku pod ścianą. Taksowała go ciekawskim wzrokiem, jakby chciała odgadnąć: po co tu przyszedł i co zamierza zrobić dalej. Udał, że jej nie widzi i również stanął pod ścianą, z drugiej strony sali. Stali naprzeciwko siebie, wymieniając ukradkiem spojrzenia: patrzy prosto, wtedy on przekręca głowę na bok, odwraca wzrok, on momentalnie spogląda na nią. W końcu podszedł do kasy, a wtedy ona zrobiła to samo. — Mam do pana prośbę — zwróciła się bez ogródek, ale sympatycznym głosem. Popatrzył na nią z uwagą. — Jeśli potrzebny panu bilet, to z chęcią mogę odsprzedać — wyjaśniła, a widząc zdziwienie w jego oczach, dodała: — Ten bilet dostałam z pracy, ale nie udało mi się znaleźć nabywcy. „W takim razie, ten koncert to chała i jest niewart grosza” — pomyślał sobie. „A jeśli zostawiła drugi bilet dla siebie? Miło byłoby spędzić wieczór w towarzystwie tak ładnej, interesującej kobiety”. Zaryzykował i wygrał. Następnym razem również. Sprzedającymi bilety okazali się być studenci akademii muzycznej, którzy dorabiali w ten sposób do chudego stypendium. Oczywiście, szczęście dopisywało nie za każdym razem. Czasem trafiało się miejsce obok pociągającego nosem, kaszlącego staruszka, który zazwyczaj już na samym początku zapadał w drzemkę i spał jak suseł, dopóki nie obudziły go okrzyki wiwatującej publiczności, domagającej się encore. Z tego powodu wolał przychodzić spóźniony, gdy salę wypełniali po brzegi widzowie, a orkiestra grała już uwerturę. Lepiej pójść do kina lub na dyskotekę, aniżeli słuchać cały wieczór nudnej muzyki przy jakiejś brzyduli. Tym razem wygrał jackpot — na pierwszy rzut oka wydawała mu się kilka lat starsza, lecz tylko dlatego, ponieważ była ubrana w strój wizytowy: ołówkową spódnicę, dobrze podkreślającą biodra oraz elegancki, wąsko wycięty żakiet. Zgrabne nogi okrywały czarne rajstopy, na stopach miała tego samego koloru skórzane buty na obcasie. Szczególnie zwracał uwagę krawat, zawiązany perfekcyjnie prostym węzłem four-in-hand — symbol kobiety wyemancypowanej, ceniącej równouprawnienie. On sam niewiele się troszczył o ubranie — na jego szerokich ramionach wszystko leżało dobrze, dorzucił tylko nonszalancko zawiązaną apaszkę, żeby ożywić szary kolor marynarki. Przywitał ją krótko, bo widzieli się przecież w dniu kiedy sprzedała mu bilet i nie mogło być w tych okolicznościach mowy o nietakcie. Orkiestra stroiła instrumenty, do czego zdążył się już przyzwyczaić. Za pierwszym razem odbierał to jako okropną kakofonię rozmaitych dźwięków; teraz rozróżniał większość z nich: oboje, klarnety, fagoty… Rzucił okiem na program, leżący na czarnej kopertówce, którą trzymała przy kolanach. Pochylał głowę coraz niżej, wtedy podała mu cienką broszurkę, żeby już bliżej się nie przysuwał, tylko przeczytał z nosem przy kartce, co takiego będą słuchać za chwilę. Nazwisko kompozytora, ani tytuł utworu, nic mu nie mówiły; był w tej dziedzinie wciąż smoczkiem. Gładka, niemal dziecinna twarz, długie, jasne włosy zaczesane na lewą stronę, niebieskie oczy — domyślał się z czarno-białej fotografii — nic specjalnego, za wyjątkiem przenikliwego spojrzenia i tego co przeczytał pod zdjęciem, a co momentalnie przybliżyło mu tą historyczną postać: grywał za młodu na fortepianie w portowych knajpach dla marynarzy. „Nie taki znowu mięczak na jakiego wygląda. Ciekawe czy tacy jej się podobają?” — medytował, obserwując ją kątem oka, lecz ona nie odwracała głowy od sceny, na którą właśnie wszedł dyrygent: wysoki, kościsty, ubrany w czarny frak i białą koszulę. Kołnierzyk miał zapięty białą, jedwabną muchą, będącą jedyną ozdobą przyprószonej siwizną, łysiejącej głowy. Na jego widok z sali podniosły się oklaski. Dyrygent skłonił się nisko w trzech kierunkach, po czym odwrócił się plecami, unosząc wysoko w prawej ręce batutę. Na ten znak, zaległa w teatrze martwa cisza, niczym nie przerywana, aż niektórzy zaczęli się zastanawiać, czemu trwa tak długo. Nagle, niespodzianie zrywnym ruchem, dyrygent upuścił pałeczkę i w tym samym momencie odpowiedziało mu przeraźliwe walenie w kotły, do których przyłączyło się pojękiwanie smyczków z prawej strony sceny. Ten dramatyczny początek omal nie poderwał mężczyzny z krzesła — była to muzyka jakiej nigdy nie słyszał. Głośne fragmenty przeplatała cisza, w której rozlegał się pojedynczy instrument, wygrywający zupełnie nową melodię w innym tempie i tonacji. Taka różnorodność nie pozwalała na zapamiętanie choćby kilku taktów, cóż dopiero jednej strony partytury. A ona? Pewnie zna to na pamięć, może nawet ćwiczyła ten utwór wiele razy, ciekawe na jakim instrumencie? Zapyta ją o to, gdy tylko skończą grać. — Na altówce — odpowiedziała podczas antraktu, a widząc zdumienie na jego twarzy, wytłumaczyła mu, że to instrument trochę większy od skrzypiec, w drugim rzędzie orkiestry. — Ulubiony instrument smyczkowy Mozarta — dodała z uśmiechem, wpędzając go w jeszcze większą konsternację. Kupił jej w kiosku z napojami butelkę wody mineralnej, sobie to samo, przecież nie jest takim nieokrzesańcem, żeby nie mogli mieć wspólnych upodobań. W mocnym świetle palących się pod sufitem świateł mógł podziwiać nie tylko jej styl i zgrabną figurę, lecz również piękną twarz, wymalowaną jak na obrazku: czarne, proste włosy, równo przycięte na czole i opadające po bokach na ramiona, kontrastowały z niemożliwie jasną cerą. Jeszcze większe wrażenie sprawiały duże, intrygujące oczy i długie brwi, łagodnym łukiem przechodzące w kształtny nosek, jak u egipskiej bogini. Jednak najdłużej przyciągały uwagę pomalowane różową szminką usta, złożone do pocałunku, z czego chyba nie zdawała sobie sprawy. Onieśmielony jej urodą, nie wiedział od czego zacząć. — Wiesz, ten kompozytor… — starał sobie przypomnieć biografię z programu — urodził się w Hamburgu. Ja tam byłem już trzy razy, ostatni raz zeszłego lata; może nawet w knajpie gdzie zarabiał na życie graniem, piłem piwo… Urwał, bo taka ewentualność mogła wzbudzić złe skojarzenia. Lecz ona słuchała z zainteresowaniem, a widząc jego zmieszanie, zachęciła go ożywionym głosem: — Naprawdę? Zazdroszczę ci. Byłeś tam na wakacjach? — No, niezupełnie. Płynąłem w załodze statku kanałem kilońskim do Brunsbüttel… — urwał, odgadując z jej twarzy, że nie ma pojęcia gdzie to jest, a w duszy poczuł zadowolenie, bo jednak udało mu się zrewanżować za tę altówkę i Mozarta. — Ach, teraz rozumiem dlaczego miałeś na sobie za pierwszym razem czarną, ortalionową kurtkę, a pod spodem czarny sweter. Wrócili na miejsca w oczekiwaniu na drugą część programu. Tym razem dyrygent wszedł na salę wprowadzając ze sobą młodego mężczyznę, który usiadł przy fortepianie, stojącym przed orkiestrą pośrodku sceny. Zawirowała w powietrzu pałeczka, odpowiedziały jej powolne dźwięki czterech waltorni, które natychmiast podchwycił solista. Grał swobodnie i z niezwykłą wirtuozerią; trudno było nadążyć za ruchem jego palców, którymi przeczesywał klawiaturę: ze środka na boki, z boków do środka i dalej, przekładając ręce na krzyż. Gdy muzyka cichła, dotykał klawiszy delikatnie, niepozornym ruchem, jakby od niechcenia, to znowu rozczapierzał palce, podnosił je wysoko i bębnił z całej siły młoteczkami w struny. Brunetka przyglądała się jego grze w napięciu, cera na jej twarzy stawała się jeszcze bledsza, oczy wyrażały bezgraniczny zachwyt. Trudno było tego nie zauważyć i siedzącemu obok zrobiło się żal, że to nie on gra na tym fortepianie. Zamknął oczy, by przez chwilę wyobrazić sobie siebie na miejscu pianisty: posiadać taki talent, występować w amfiteatrach szczelnie napakowanych publicznością, mieć tyle wielbicielek, jadać w najdroższych restauracjach, sypiać w pięciogwiazdkowych hotelach… Lecz zamiast luksusowego apartamentu ujrzał brudny kubryk na statku, który dzielił z bosmanem. Bosman znowu się schlał i szczerzył do niego sztuczne zębiska: żółty rząd na dole, czarny u góry, ale wkrótce zęby opuściły ziejące alkoholem usta, nabrały doskonale prostokątnego kształtu i uformowały lśniącą klawiaturę. Pianista w wolnych fragmentach, kiedy orkiestra grała bez fortepianu, wykonywał rękami w powietrzu miękkie ruchy, przewracał jak panienka oczami, przez twarz przebiegały mu grymasy, jakby się miał za chwilę rozpłakać. „Taki na morzu nie przetrwałby jednego dnia” — pomyślał słuchający z satysfakcją i pogodny nastrój nie opuszczał go do samego finału, który miał jeszcze bardziej efektowny przebieg, niż początek: dyrygent machał rękami, trząsł się podekscytowany na wszystkie strony, wyrzucał ramiona ku górze, podrygiwał frenetycznie. Obserwując go przez dźwiękoszczelną szybę można by pomyśleć, że to przypadek ciężkiego autyzmu, ale muzyka otaczała go ze wszystkich stron, a on, jak gwiazda wprawiająca w ruch planety, władał niepodzielnie każdą nutą. Podniósł rękę — odpowiedziały mu dwie trąbki, zgiął łokieć — flecistka natychmiast przytknęła usta do instrumentu. Gdy przebrzmiała ostatnia, długa nuta, grana przez wszystkie instrumenty jednocześnie, publiczność poderwała się z miejsc. Siedząca obok biła brawo, on również. Pianista zagrał coś krótkiego na bis, a gdy skończył, dyrygent złapał go za rękę i oprowadził po scenie. Ukłonili się: do przodu, na boki, powtarzając ten rytuał kilka razy, aż burza oklasków osłabła i ludzie zaczęli się kierować z widowni do wyjścia. Na dworze uderzył ich zimny wiatr. Owinęła szyję szalikiem, dłonie wtuliła w kieszenie płaszcza. Po chwili znaleźli się na peronie. Jechali w tym samym kierunku: ona tylko cztery przystanki, on prawie do końca trasy pociągu, lecz wysiadł razem z nią, co trochę ją zdziwiło. Nawet nie zapytał, czy może ją odprowadzić na przystanek, który znajdował się zaraz przy stacji. Kiedy tam zeszli, schowała się przed wiatrem w przeszklonej wiacie, próżno wyglądając autobusu, który nie nadjeżdżał. — To niedaleko, dojdę prędzej na piechotę — powiedziała, nieco zakłopotana jego uporem. Chciała podziękować mu za towarzystwo, ale on miał inny plan. — Pójdę z tobą. Jest późno, licho wie co może się przytrafić… Było jej przyjemnie, że to powiedział, chociaż wciąż nie mogła zrozumieć, czemu tak się o nią troszczy. — Może to i spokojna okolica — zaczął, rozglądając się bacznie dookoła — ale tym bardziej nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby ci się stało coś złego — wyjaśnił, żeby nie pomyślała, że postępuje tak bez ważnego powodu. Szli chodnikiem wzdłuż jasno oświetlonej ulicy. Po kilku minutach minął ich autobus, zaraz potem następny, ale nie zwracali na to uwagi. On nagle zapragnął, żeby z ciemnych zakamarków wypadł jakiś zbir; wtedy by jej pokazał, że niczego nie musi się obawiać, ale ulica była wyludniona, światła pogaszone w większości okien. Na końcu drogi stanęli przed wejściem do czteropiętrowego budynku. Dalej ciągnął się park, za nim niewysokie wydmy, piaszczysta plaża i brzeg morza. — Trudno grać na tej altówce? — Tym pytaniem chciał ją zatrzymać chwilę dłużej, lecz jej się nie śpieszyło i zaczęła mu szczegółowo opowiadać, jak uczyła się grać, będąc jeszcze dzieckiem. Lata ćwiczeń, godziny spędzane na powtarzaniu identycznych pasaży, aż do bólu. Gra na altówce jest trudniejsza niż na skrzypcach, ponieważ altówka jest cięższa, struny mocniej napięte, dlatego wymaga większej siły i dłuższej praktyki. Ale w końcu nadchodzi moment, kiedy ta żmudna praca zostaje nagrodzona: można wydobyć z niej dźwięk pełen harmonii, cudownie bogaty, jak podczas dzisiejszego wieczoru. Takie zdolności oraz samozaparcie budziły w nim podziw. Zwierzył się, jak bardzo chciałby usłyszeć ją grającą na swoim instrumencie. W odpowiedzi wyjęła z torebki program, napisała coś na nim długopisem i podała mu go do ręki. Sądził, że zaraz odejdzie, lecz ona odwróciła się w stronę morza, skąd wiatr przynosił orzeźwiającą woń jodu. Wpatrywała się jakiś czas w nocny mrok, po czym pokazała na blade światełko, migające za wydmami. — Jak to jest, na takim statku? — Zwyczajnie, dookoła woda. Akurat ten stoi na kotwicy, odwrócony do nas rufą. — Skąd to wiesz? — Bo czerwone światło pali się tam gdzie serce, po lewej burcie. Jeszcze raz popatrzyła na światła w ciemności, czy przypadkiem jej nie buja, ale jego twarz była całkiem poważna. — A w każdym porcie żona? — wymsknęło się jej i zaraz pożałowała tej niedyskrecji, bo nie powinna się pytać o takie rzeczy. Lecz jego wcale to nie zraziło. — Nie wierz temu. W porcie jest zepsuty dźwig lub elektryczny motor, który należy przewinąć. Na nic innego nie ma czasu. Pomyślała, że w tym co powiedział musi być sporo prawdy, a te historie z żonami to pewnie jakieś bajki. — Każdy tęskni za domem… o ile ma dom — przekonywał ją, żeby rozwiać do końca wątpliwości. — Najgorsze są ostatnie chwile, kiedy widać już miasto, samochody na ulicach, ludzi spieszących do pracy, ale trzeba tkwić uwięzionym na statku wiele dni… Patrzył za nią, aż zniknęła za drzwiami. Na klatce schodowej zapalały się światła; liczył je, dopóki nie pogasły wszystkie. Wtedy zaczął iść opieszale w stronę dworca, tą samą drogą, którą przyszli. Wokoło panowała niezmącona cisza, tylko z oddali dochodził szum morskich fal. Wtem usłyszał melodię, tą samą co w filharmonii. Zobaczył ją grającą w orkiestrze na piętnastu calowej altówce. Obraz stawał się coraz wyraźniejszy: siedział na widowni w pierwszym rzędzie, a ona grała wyłącznie dla niego. Wkrótce orkiestra rozwiała się w mglistej szarudze, scena zaczęła kołysać się miarowo i spostrzegł ze zdumieniem, że płyną statkiem: ona siedzi pośrodku pokładu na krześle i powolnym ruchem prawej ręki wodzi smyczkiem, palcami drugiej ręki przyciskając w różnych miejscach cztery struny. Za każdym ruchem palca rozlegał się nieco inny dźwięk, głęboki i łagodny. Musieli dawno zejść z kursu i płynęli od dłuższego czasu na północ, bo ujrzał nad widnokręgiem bladą tarczę słońca, przesuwającego się równolegle do morza. Woda była gładka jak lustro, tylko gdzieniegdzie połyskiwały grzywacze, ostrzegające żeglarzy o niebezpieczeństwie gór lodowych. Zrobiło się niewyobrażalnie zimno, z pewnością znajdowali się za kręgiem polarnym, lecz ona wciąż grała, siedząc w tym samym miejscu. Jej twarz i ramiona były białe jak śnieg, a on nie mógł oderwać od niej oczu… — Gdzie leziesz, baranie! Uskoczył instynktownie w bok, niczym spłoszony koń. Kierowca wychylił głowę przez okno i pogroził mu pięścią. Cofnął się, przepuścił samochód, a kiedy zapaliło się zielone światło, przeszedł na drugą stronę ulicy. Szedł kiwając się na szeroko rozstawionych nogach, jakby chodnik się poruszał w rytmie fal, zataczał się na boki, pijany szczęściem. Kupił sobie wieczór, jakiego nigdy nie zapomni.
    1 punkt
  24. Urodziłem się ponownie, kiedy wczoraj zrozumiałem ciężar świata, który noszę Morza stereotypów, wąskich przesmyków myśli i cudzych lęków, kierujących moimi poczynaniami. Czy zostałem oślepiony i zagłuszony podczas tej samotnej przejażdżki? Czy sam oddałem kierownice tym, którzy mówili, że wiedzą lepiej Samemu siedząc na fotelu pasażera oglądałem krajobrazy mijających lat licząc, że kiedyś ster przejmę ja Chciałem coś krzyknąć, powiedzieć, ale głos grzązł w gardle, a zamiast słów wydobywał się cichy jęk Gdy byłem mały chciałem latać, uskrzydlony własnymi wizjami, gotów byłem do startu od zaraz bo na co niby miałem czekać - Lecimy! Już ! Dalej! Wyżej! - krzyczałem Nie zaufałem jednak sobie W końcu byłem tylko dzieckiem wesoło dreptającym swoimi ścieżkami bez bagażu łez i upadków, które budują dorosłość Uwierzyłem, że będę bezpieczny, że mam receptę na dobre życie nie zawsze kolorowe, ale stabilne i zgodne z utartym schematem. Więc zszedłem na ziemię, odstawiając skrzydła w kąt jako sentymentalną pamiątkę z lat nieograniczonych możliwości przymierzając je od czasu do czasu przed lustrem żeby przypomnieć sobie jak to było I spod siwiejącej już strzechy włosów, zmierzwionej latami walki z samym sobą patrząc na swoje odbicie zobaczyłem znowu tego małego chłopca, który mógł wszystko Gdy uśmiechnął się szczerze i serdecznie, bez krzty urazy w oczach za to, że go opuściłem Serce pękło mi na milion kawałków kalecząc mnie dotkliwie Straciłem czucie i zniknąłem. Wczoraj urodziłem się na nowo.
    1 punkt
  25. Moje motto Może ktoś ten wiersz przygarnie albo nad nim się pochyli niekoniecznie tu i teraz przecież może w każdej chwili. Jest wśród zwierząt myszka zwą ją badylarka jest też i wśród ludzi myszka oliwiarka Chociaż nie ma grama oleju w rozumie ale naoliwić to się jednak umie. Tu mała nieścisłość, więc ją wyprostować muszę by móc dalej swobodnie rymować. Różne są oleje choćby rzepakowy są także mocniejsze po nich zawrót głowy. Skwituję to krótko ma myszka szaleje jeśli jej głębszego z rana nie poleję. Leję i dla siebie i tak już w duecie może wypić myszka wolno i poecie. Bez kalkulatora i funkcji liczydła pijemy na umór dopóty nie zbrzydła. Pijemy z kieliszka, z butelki, ze szklanki dalej nie podołam koniec rymowanki.
    1 punkt
  26. @Natuskaa bardzo na tak... można interpretować - jak w kalejdoskopie ale w ostateczności, pomimo uśmiechu na twarzy, oczy zaszkliły się... współodczuwam zatęskniłam tylko nie wiem za czym :)
    1 punkt
  27. @Anna_Sendor Ten wiersz życie napisało, życie Kolegi, któremu bardzo współczuję :(
    1 punkt
  28. 1 punkt
  29. @Waldemar_Talar_Talar Życie nauczyło mnie, że jutro to naprawdę bardzo odległa przyszłość.
    1 punkt
  30. @Phuruchiko jak to kobieta ;)
    1 punkt
  31. prawda jak to prawda czasami cieszy ale bywa że boli prawda to nasz świat ubrany w nadzieje smutek i łzy prawda to światło uśmiech a czasem ciemność prawda to prawda jej nie wypada się wstydzić prawda to drzwi za którymi tylko lepsze prawda to potęga to nie grzech który łże
    1 punkt
  32. Spodobało się pomimo braków w edukacji muzycznej :-)
    1 punkt
  33. Ciekawie ujęte, bardzo obrazowo. Pozdrawiam serdecznie. :)
    1 punkt
  34. NO I TAKIELUNEK, A KEN ULE I KATION? ŻE TO CZARNO - BIAŁA CAŁA, I BON RAZ - CO, TEŻ?
    1 punkt
  35. @duszka Dziękuję za dobre słowo:) Pierwszy raz coś publikuję, a od niedawana w ogóle odważyłem się pisać. Chciałem poznać opinie osób bardziej doświadczonych w temacie, czy moje wynurzenia emocjonalne są strawne również w formie, czy nad tą warto popracować
    1 punkt
  36. No właśnie wciąż nie dają mi spokoju ale nie powiem, że tego nie lubię, bo lubię bardzo ;-D
    1 punkt
  37. A gdybym tak dla Ciebie … o poranku rosą obwywał twe stopy zbierał nektar z kwiatów z naszego ogrodu łapał wiatr do wiklinowego koszyka plótł korale ze słońca jednego promyka układał obrazy z kolorowych motyli pisał nuty dla słowika a przed snem ukradł kawałek księżyca to co byś powiedziała?
    1 punkt
  38. @Somalija Znasz może tytuł Jej książki? Czy jeszcze w obróbce? Kłaniam się. @Kapistrat Niewiadomski Ja też nie płaczę moja góro, chcesz to mnie połknij ze skórą. Pozdrawiam Kapi. @Kapistrat Niewiadomski https://pl.wikipedia.org/wiki/Three_Sisters_(Australia)#/media/Plik:Three_sisters_in_the_Blue_Mountains,_Australia.jpg Wspaniałe siostrzyczki, zmurszałe czasem, a ja mam tylko jedną, najstarsza tymczasem. Miłego dnia.
    1 punkt
  39. - Co dostają serce, na tacy i są owacy.
    1 punkt
  40. @Somalija Aha, OK zatem ? . Gdy ja zamieścisz, przeczytam z pewnością ? . Serdeczne pozdrowienia.
    1 punkt
  41. ,,...Szczęście przyszło. Czemuż nam tak smutno...?" B. Leśmian mała zmiana hormonalna pozwoliła na stały układ niezwiązany z rują uroda wiążąca na dłużej zwiększyła szanse potomstwa gniazdo specyfikacja zajęć odmienne zachowanie kariera i ewolucja rozbieżnie ich potraktowała zarabiam z gniazda wypada najsłabszy
    1 punkt
  42. @Natuskaa Sentymentalna synchronizacja, a czas dla nas nie łaskaw. Pozdrawiam, uwielbiam czytać Twoje wiersze... takie niejednoznaczne.
    1 punkt
  43. @Ilona Rutkowska to prawda - dziękuję za piękną uwagę! Dlatego zgodnie ze słowami ks. Twardowskiego - "Śpieszmy się kochać ludzi..." @Wędrowiec.1984 z serca... dziękuję!
    1 punkt
  44. Uśmiechaj się uśmiechaj się i bądź serdeczny a życie potoczy się wartko i pięknie uśmiechaj się równo do radości i smutków a problemy przemienią się w małe kłopoty uśmiechaj się do przyjaciół i tych co podstawiają ci nogę a staną się przyjaźni uśmiechaj się do słońca chmurek deszczu i księżyca w każdej pogodzie uśmiechaj się często do siebie 8.22 andrew
    1 punkt
  45. Tak... i czasem przekonujemy się o tym już po zachodzie słońca. pozdrawiam serdecznie IR
    1 punkt
  46. Raz Homo Erectus aż z Afryki Uprawiał z samicą fiki miki Potem walczył na patyki Robiąc fikuśne uniki Bo zjadł grzyby a w nich narkotyki
    1 punkt
  47. @Klip @aisPopieram. Szczegóły, Szczegóły, Szczegóły, Szczegóły !!!
    1 punkt
  48. miałem napisać o tym co niewypowiedzialne co mogłem - napisałem
    1 punkt
  49. Tekst satyryczny ----------------- Ituś ucieszył się szczerze, niczym prawdziwe dziecko, kiedy to na wysypisku śmieci, znalazł magiczną, porzyganą ramkę. Możliwe, że ktoś ją wyrzucił, gdyż w końcu przemyślał sprawę ostatecznie, a nawet dalej i ocknął się zawczasu. Jednak dla Itusia, był to bezcenny dar z nieba. Trzeba uczciwie przyznać, że od razu pojął, do czego owe znalezisko służy. Widocznie miał wprawę. Niezwłocznie też zaczął używać. Na przykład na ulicy. Często wyjmował i kierował w stronę upatrzonego przechodnia. Wtedy fluidy umysłu obywatela, wpadały w obręb ramki. Dopóki nie wychodziły poza, obsługa nie naciskała spustu. Z chwilą jednak, gdy zaczęły się nie mieścić wewnątrz, z ramki wystrzeliwał skondensowany strumień pogardy. Takiej prawdziwej. Od serca na kamieniu. Aż biedny tubylec, zachwiał się niekiedy lub nawet upadł, na nie ten chodnik. Iituś codziennie dziękował, że może spełniać przydatną misję. Wierzył, że całe rzesze innych, poprzez ów bodziec zrozumie, że stoi na niewłaściwej ścieżce. Nie tej, gdzie ślady spustowego są. Niestety. Kiedyś w nocy, szczęśliwego znalazcę, nawiedziła ciemna zjawa. Usiadła na obrzeżu prawego łoża i obróciła w kierunku trwożnie zbudzonego, żółte oczka. Adresat zjawiskowego spojrzenia, posiusiał się ze strachu i wyzionął ducha, którego owa wciągnęła, z ironiczno proroczym, beknięciem. Już nie posiadacz, stanął przed Stwórcą. Ów wyjął za pazuchy swoją ramkę. Spojrzał w nią, zaś na Itusia.
    1 punkt
  50. @GrumpyElf wiara jest - tak myślę - jedynym dowodem na istnienie tego co nie istnieje Pozdrawiam p.s. podoba mi się w tym wierszu Twoja odwaga z jaką podejmujesz ten trudny temat fajnie wyszło!
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...