Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 31.07.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Łatwo rozkruszyć wspomnienie - delikatne jak zwój papirusu. Od tamtej pory otwieram wszystkie pułapki na ptaki. Niech rozwłóczą po niebie resztę prostego piękna. Tego lata nigdzie się nie wybieram, ktoś musi machać na pożegnanie. I tak nadeszła jesień.
    7 punktów
  2. Raz szlachcianka zadała mistrzowi pytanie, -Mąż mnie zdradza, czy znajdziesz tego rozwiązanie? -Spróbuj do nich dołączyć, a mąż się przekona, jak dba o jego szczęście oddana mu żona.
    4 punkty
  3. kiedyś przekwitnie ostatni z kwiatów, szturchnięty łagodnym powiewem wiatru, rzuci się bezwładnie ku zapomnieniu, wtedy wreszcie zmrużę wyschnięte oczy, a zwiędłe płatki zaścielą popękaną ziemię, otworzę pięści, wszak zbrzydło mi już staranie, porzucę swój bój i ciebie również porzucę, a choć przed nim opadło już wiele, to upadek właśnie tego opiszę, albowiem to ostatni kwiat mojej nadziei.
    4 punkty
  4. * strzelają w niebo drzewa moje a ja już chylę się ku ziemi starkowy kostur znów w potrzebie gdy iść mam - lubię w żniwne pole chociaż nie ostrzą kos żniwiarze lecz ja je słyszę - w szumach maszyn *
    3 punkty
  5. Wiersz poniższy jest przyczynkiem do dyskusji o wieczności. Nic nie jest wieczne. Nawet bogowie odchodzą, gdy są nami zmęczeni. Sic transit wiatr ugina drzewa oliwne i ja jestem przechylony nikt nie stoi pod mym krzyżem odeszli uczniowie niewiasty nie przyszły jeszcze jest kompletna cisza na niebie i ziemi będę bogiem a wy ludźmi przeminiecie wiatr zapach octu sen jasność ciemność całun pamiętacie ? pijemy z ojcem moim herbatę słodzoną miodem dzikich pszczół słońce sen przynosi w ogrodzie przezielonym sic transit gloria mundi Moja strona internetowa pełna słów i obrazów
    3 punkty
  6. Nad wodą człowiek się powiesił, przechodnie w głowę pukali i wariatem nazwali. Ksiądz pochówku odmówił, że diabeł go opanował. Kogo większy zapytałem. Zakręt życiowy większy, niż dziewięćdziesiąt stopni. Trudna decyzja. Pokrzywdzony przez wszystkich, osądzony nie słusznie, przez tych którzy sądzić nie powinni. Krzywdę wyrządzić, skazać niewinnie tego który bronić nie nie może. Człowiek potrafi.
    3 punkty
  7. nie chcę dlatego przebieram wybieram i odrzucam wybaczcie słoweńka z pewnością jakiś miłośnik podniesie was przytuli a potem odda innemu a czarodziej utka cudny wiersz
    2 punkty
  8. z domieszki absolutu - śni się sen delikatniejszy od przyjemności przetapia diamenty poleruje złoto śnisz lepsze zgrozę trwogi niepokój za niepokojem mijasz obrazy zastygłe odbiciem wyśniliśmy każde uczucie bynajmniej nie na jawie https://youtu.be/E6ru5Flp8UQ
    2 punkty
  9. "przebudzenie" kiedyś . . . z miłości tchnął w grudę ziemi życie moje patrzył jak dorastałem moimi śladami wiernie podążał zawsze ufał nigdy nie zwątpił zbyt często cierpiał w milczeniu czekał każdego dnia prosił potem . . . zniecierpliwiony z troski z zazdrości ślepym mnie uczynił bym przejrzał głuchym bym usłyszał jego wołanie niemową by mowa moja była czysta wzgardzonym bym siebie pokochał na koniec żarem z głębi ziemi wypalił mą duszę upadłem ja nędzarz dziś za nim zatęskniłem
    2 punkty
  10. On inny żył i tworzył na ostrej krawędzi paranoi co finalnie, a nawet terminalnie przeżył a ona z dystansem spoglądała i się śmiała lub ewentualnie uśmiechała ciężko mu i im było stwierdzić Coś napisał czego nikt nie odczytał ona też nie bo zostało szyfrem zapisane zresztą niegramotnie i niegramatycznie Dotarł i otarł się o niemały fame ona zatem biedna pomyślała zatem że jest raczej lub inaczej femme fatale Napisali kilka sobie sprzecznych wierszy i wzięli się nie dogadali bowiem oboje myślało, że drugie grało A życie rozpadało się dalej i dalej i jak ostatnio zwykle i przesadnie twardo dominował istotny bałagan. Warszawa – Stegny, 01.08.2022r. Inspiracja: poeta Olgierd Jaksztas
    2 punkty
  11. Maria była w czwartym miesiącu ciąży, w co nie mogłem wciąż uwierzyć, bo kiedy witałem ją na lotnisku, luźna bluzka i stylizowana spódnica znakomicie to ukrywały. Płaszcz, który miała na sobie przy odlocie, leżał zwinięty w torbie podręcznej. Był upalny dzień; trudno sobie wyobrazić, że to samo słońce, które żegnało ją bladymi promykami w styczniowe popołudnie, paliło teraz niemiłosiernie. Wyglądała bardzo mizernie, jakby nie dojadała tygodniami. Koniec diety marchewkowej, będzie jeść od dziś za dwoje! Jechaliśmy do domu tą samą drogą, którą przemierzałem trzy miesiące wcześniej i spodziewałem się, że będzie oczarowana, lecz nowe otoczenie nie robiło na Marii większego wrażenia. Tłumaczyłem to zmęczeniem po podróży, trwającej przeszło dobę. Zaprowadziłem ją w domu do łazienki, nalałem wody do umywalki i wyciągnąłem korek. — Widzisz jak woda ścieka? — Widzę. — Ale popatrz, w którą stronę wiruje? — Nie wiem… — No to przyjrzyj się uważnie. Przeciwnie do ruchu wskazówek zegara? — Tak. — A w Polsce, w którą stronę? — Nie męcz mnie, proszę. Następnego dnia namówiłem kuzynów, żeby zabrali nas na przejażdżkę. Wybrali malowniczą trasę, a na postój zatrzymaliśmy się wysoko w górach, skąd roztaczał się przepiękny widok na błękitne wody fiordu i przeciwległy brzeg. Marii zakręciło się w głowie, dostała mdłości i to co było jeszcze godzinę temu pysznym obiadem, poleciało w dół za barierkę, rozpryskując się po krawędziach skał. Kuzynka wykorzystała ten moment i odciągnęła mnie na bok. — Zapisałeś ją na kurs rodzenia? — Nie, a na co jej to? — zapytałem zdziwiony. — Trwa osiem tygodni i uczą, co to są symptomy, jakie stosować metody, żeby opanować ból, jak możesz pomóc jej przy porodzie. — Jak to, ja też mam brać w tym udział? — Naturalnie — odrzekła kuzynka. — Tutaj większość mężczyzn udziela podczas porodu wsparcia partnerce. Jest to zalecane, ponieważ nie wystarcza pielęgniarek, żeby zapewnić każdej kobiecie indywidualną asystę. Co za kraj, brakuje pielęgniarek, a bezrobocie na poziomie dwucyfrowym! — A ile taki kurs kosztuje? — Jest za darmo, ale nie należy zwlekać, bo ilość miejsc jest ograniczona. Nie byłem pewien, czy nadaję się na położną. Gdy zapytałem kiedyś koleżankę z Polski, co sądzi o obecności męża przy porodzie, odparła bez wahania: — Wykluczone! Może powinienem zrobić jak mój ojciec: przyjście dziecka na świat przywitać z kolegami w kawiarni. Maria wciąż się czuła nie najlepiej, więc postanowiłem odłożyć ten temat na później. W drodze powrotnej zastanawiałem się, skąd moja kuzynka wie tyle na temat rodzenia. Była siedem lat starsza od Marii, ale dzieci nie miała. Czas mijał szybko, Marii brzuszek się powiększał, aż osiągnął rozmiary piłki koszowej. Jak taka duża rzecz może się wydostać na zewnątrz? Maria pozwalała mi położyć na nim rękę. — Czujesz? — Nie. — Trochę niżej… o, tutaj. Nic nie czułem, ale nie chciałem sprawić jej przykrości. — O tak, teraz czuję. — Przyłóż ucho, to usłyszysz bicie serca. Kucnąłem i zadarłem jej bluzkę do góry. Przytknąłem ostrożnie ucho, wstrzymałem oddech, czekam, czekam, aż tu nagle: bum! — Ale ma wykop! Jeszcze gnojek nie skończył siedmiu miesięcy, a kopie ojca w ucho! Ale w duchu się cieszyłem: może drugi Lubański tam rośnie? Trzydziestego drugiego tygodnia udałem się z Marią do szpitala na badanie USG. Kazano w gabinecie położyć się jej na łóżku, odsłonić brzuszek, który posmarowano jakimś żelem, po czym pani ginekolog przesuwała po skórze płaski, metalowy krążek. Od krążka prowadził kręty kabel, a drugi koniec był podłączony do stojącego obok łóżka aparatu, podobnego do oscyloskopu, jakiego technicy używają przy naprawie telewizorów. Badanie wyglądało bardzo naukowo, więc nie zadawałem pytań, żeby nie wyjść na ignoranta. — Widzisz — zwróciła się do mnie lekarka — tutaj są nóżki. Pokręciła czujnikiem. — A tutaj serce. Patrzyłem w ekran, po którym przesuwały się jakieś szare plamy, jak na mapie pogody pokazywanej w telewizji. — Nóżki tutaj? — zapytałem niepewnie, pokazując palcem na jakiś podłużny kształt. — W tym miejscu jest płuco… — Tylko jedno? — wykrztusiłem przerażony. — Proszę się nie denerwować, obraz trochę niewyraźny — lekarka kręciła gałką przy monitorze. — Zrobię zdjęcie, żebyście mogli dokładnie sobie obejrzeć w domu. — To byłaby wspaniała pamiątka — odparłem z wdzięcznością. A po chwili spytałem ściszonym głosem: — A czy widzisz ten… no wiesz… Czy ultrasonograf potrafi ustalić, czy to jest chłopiec? Lekarka popatrzyła na mnie z rezerwą, jakbym zadał niewłaściwe pytanie. — Oczywiście, ale nie możemy ze względów prawnych udzielić tej informacji rodzicom. Płód jest rozwinięty i ustawiony prawidłowo, nie ma powodu do obaw, więc musicie zaczekać do porodu. Nie chciałem czekać i wyczytałbym płeć dziecka z jej twarzy, gdyby oblicze pani radiolog nie było nieprzeniknione niczym kamień. Z początkiem czerwca nastały pierwsze chłody. Słońce w dzień grzało mocno, można było chodzić na krótki rękaw, lecz noc zapadała wcześnie i wieczorami trzeba było palić w kominku. Maria przybierała na wadze i poruszała się w zwolnionym tempie. Gdzie się podziała ta baletnica? W duchu było mi jej żal. Co było w moim wypadku krótką przyjemnością, dla niej oznaczało miesiące wyrzeczeń, cierpienia i ból, który nieuchronnie ją czekał. Nie mogłem jej w niczym pomóc; czułem się jak truteń, co wykonał swoje zadanie i powinien być dla dobra środowiska skonsumowany. Modliszka pożera samca zaraz po akcie, to czemu u ludzi jest inaczej? — Zadaniem mężczyzny jest zdobyć jak największą ilość kobiet w jak najkrótszym czasie… — perorował kolega ze studiów. A kobiety? Mam porzucić ją i szukać innej? Nie kupiłem jeszcze samochodu i jeździłem rowerem siostry. Choć miasto było nieduże, po fajrancie powstawały na głównych ulicach gigantyczne zatory, bo transport publiczny nie istniał. Przemykałem się slalomem między samochodami, od świateł do następnego skrzyżowania. Było to dość ryzykowne, o czym przekonałem się zaraz po przyjeździe: Jechałem brzeżkiem pasa, gdy kierowca samochodu stojącego na poboczu otworzył niespodziewanie drzwi. Rower stanął dęba i poleciał na bok, a ja obserwowałem całą scenę w powietrzu, do góry nogami, jak kaskader wykonujący piruet na motocyklu terenowym. Jakimś cudem nie odniosłem większych obrażeń i znowu jeździłem na styk z kołem na zderzaku. Aż jednego razu nacisnąłem na obydwa hamulce: tu przecież nie chodzi wyłącznie o mnie. Będę komuś potrzebny. Można się rozwieść z żoną, ale z dzieckiem? Minął czas przesilenia zimowego. Ostatnie dni były nie do zniesienia: chciałem mieć ten poród jak najprędzej za sobą. Myślałem o tym rąbiąc drewno na farmie, wracałem w oczekiwaniu szczęśliwej nowiny do domu. Tak samo było tamtego dnia: jechałem ruchliwą ulicą, potem skręciłem w równie szeroką, ale rzadziej uczęszczaną aleję, na jej końcu zatrzymałem się przy parterowym domu. Dom było łatwo rozpoznać po kolorowej cegle i rosnącej na trawniku brzoskwini, którą posadziłem zeszłej wiosny. Zostawiłem rower przy schodach, zapukałem — nikt nie otwierał drzwi, co było nieoczekiwane, a jednocześnie ekscytujące. Wszedłem do środka i od razu zauważyłem na stole w kuchni kartkę papieru, z naprędce skreślonymi słowami, w których rozpoznałem pismo mojej matki: „Marii odeszły pierwsze wody. Jedziemy do szpitala”. Co znaczy, że odeszły pierwsze wody? Czy umiera? Zaczynałem żałować, że nie zapisałem się na ten kurs, lecz na dłuższe rozmyślanie nie było czasu. Wskoczyłem na rower i popedałowałem co sił w nogach do szpitala. Maria leżała na łóżku w pokoju na piętrze z oknami wychodzącymi na ulicę, którą chwilę temu przyjechałem. Na dworze było już ciemno i pod sufitem paliły się jarzeniówki. Moja matka siedziała z boku na krześle, a po drugiej stronie łóżka usadowiła się ciotka z Iwanem, który przywiózł ich samochodem. Wokół panowała cisza; wszyscy wpatrywali się niespokojnie w leżącą, jakby miała za chwilę umrzeć. Maria podniosła na mój widok głowę. — Bardzo cię boli? Zaprzeczyła, siląc się na uśmiech, który budził więcej współczucia niż radości. — Długo tu leżysz? — Nie wiem, może godzinę… — A gdzie położna? — Na porodówce. Minęła następna godzina, która wydawała się wiecznością. Iwan z ciotką poszli sobie, ale zaraz po ich wyjściu przyszli kuzyni. Poprosiłem, żeby nie siedzieli zbyt długo. Do sali weszła położna i stanęła przy Marii. — Masz skurcze? — Jeszcze nie. — Wobec tego powinniśmy je przyspieszyć, żeby uniknąć infekcji. Zrobiła Marii zastrzyk i wyszła z pokoju. Już na samym początku jakieś komplikacje! Nagle na twarzy Marii pojawił się grymas, po którym otworzyła szeroko usta, żeby nabrać powietrza raptownym wdechem, towarzyszącym duszeniu się. Zawołałem położną. Kiedy przyszła, uniosła prześcieradło, kazała Marii rozchylić nogi i zajrzała do środka. Postała chwilę, zajrzała znowu i kazała mi pchać łóżko korytarzem na porodówkę, jakbym był salowym. — Czy chcesz, żebym był cały czas przy tobie? — Tak. — Mam aparat, zrobić ci zdjęcie? — Nie teraz, jak już będzie po wszystkim. Podłączono aparaturę i przewody: jeden do zewnętrznej strony dłoni, drugi do dwóch pasków dookoła brzucha. Na ekranie oscyloskopu zaczęło migać w rytm tętna czerwone serduszko, nie wiedziałem tylko: jej, czy dziecka? Skurcze następowały coraz częściej, trwały dłużej, przybierały na sile. Natura, wbrew ludzkiej woli, niepowstrzymanie parła do przodu. Była to ta sama siła, która stworzyła niebo i gwiazdy. Z każdym skurczem płód przesuwał się w kierunku wyjścia. Naturalna kolej rzeczy — starałem się zachować zimną krew. Jeśli kogoś złapać za policzki i pociągnąć z całej siły, albo wsadzić palce w nos i zadrzeć go do góry, to nawet najpiękniejsza twarz nie będzie podobna do siebie. To samo działo się teraz z jej ciałem. Jednak ciekawość mnie przemogła i obserwowałem każdy szczegół tego niepojętego procesu. Przypomniałem sobie o autorze, co napisał, że jak wrzucą do ognia człowieka, to go tam nie ma, bo w ogniu wszystko jest ogniem. Tak samo w bólu rodzenia: nie było jej, był tylko ból. Położna wydawała polecenia w obcym języku, starałem się tłumaczyć, ale wychodził z tego bezsens: kładź się, teraz kucaj, napieraj, połóż się znowu i tak w kółko. Minęło kilka chwil zanim ujrzałem pokrytą delikatnym, ciemnym meszkiem główkę dziecka, wypychaną powoli na zewnątrz. Utknęła w najszerszym miejscu i ani rusz dalej, jakby dziecko się rozmyśliło i chciało wracać tam, skąd przyszło. Położna złapała oburącz po bokach i zaczęła ciągnąć, a wtedy cieniutka skorupa ugięła się pod naciskiem jej palców. — Co robisz? Zdeformujesz głowę mojemu dziecku! — Proszę się uspokoić. Główka noworodka jest całkiem elastyczna. — A jak jemu zostanie tak na całe życie? — jęknąłem i złapałem położną za rękę. — Czy wy nie macie w tym szpitalu odpowiednich przyrządów? Moja reakcja bardzo jej się nie podobała. — Wiesz co, obok jest pokój dla facetów o słabych nerwach. Idź tam, bo jeszcze nam zemdlejesz. Ale moment później dodała o wiele przyjemniejszym tonem: — Gratuluję, macie córkę. Dziecko obmyto, zawinięto w kocyk i położono u boku matki. Maria miała opuchnięte usta, była wyczerpana, ale szczęśliwa. Pochyliłem się nad nią i powiedziałem szeptem: — Teraz jesteś już prawdziwą kobietą, a ja muszę dowieść, żem ciebie wart. Gdy opuściłem szpital było już po trzeciej nad ranem i na dworze panowało przenikliwe zimno. Niebo było upstrzone mnóstwem gwiazd. Patrząc na nie pomyślałem, że człowiek też składa się z wielu gwiazd, lecz żadna nie trwa wiecznie. Ale jest jedna gwiazda, która nigdy nie zgaśnie: tą gwiazdą jest moja córka; dzięki niej stałem się nieśmiertelny. Podałem ramię matce i ruszyłem raźno w stronę domu, żeby jak najprędzej podzielić się tym odkryciem z innymi.
    2 punkty
  12. Otwarte okno i zapach dymu wpełzający niepostrzeżenie. Zamknięte okno i duchota, jaka przywołuje zawroty głowy. Otwarte okno, chłód ogarnia dłonie, myślę trzeźwo. Zamknięte okno, trochę cieplej, myśli gorsze, marne wizje, oczy gdzieś w zachmurzonym niebie.
    2 punkty
  13. są ludzie zrobieni z czekolady i słodkie słowa na pozór dalej pachnie wiatr nie rozumiem tego świata nawet w ciszy w pamiętniku z miasta nie mieszczą się wspomnienia ani ulice na pustych wazonach malujesz cięte kwiaty ripostą wczorajszej niedzieli
    2 punkty
  14. Ewenement, jakich mało choć nie pierwszy raz się stało, Czarny Ląd, więc rasa czarna i Murzynka jest, ciężarna. Nosi swoją ciążę nosi i choć o badania prosi ma przed sobą mur i ścianę - cóż w niewiedzy pozostanę. Czas nie czekał, parł do przodu a gdy doszło do porodu wśród lekarzy konsternacja bo Murzynka, czarna nacja. Wściekła, cięta niczym osa gdyż ma synka albinosa więc złość jeszcze bardziej wzbiera bo przepadła jej kariera. Już nie stanie na wybiegu i nie wypnie pierś w szeregu okrzyknięta jest zdrajczynią a krzyczący wciąż to czynią. Ja uważam, że to wpadka białe dziecko, czarna matka czyżby wybryk to natury czy też autor plecie bzdury? Wiersz ten kończę dylematem, a kto ojcem był? A zatem czarny, biały czy piszący pośród wersów wszechmogący. Catherine Howarth, 32-letnia kobieta mieszkająca w Milton Keynes, która ma czarny kolor skóry, urodziła białe dziecko. Taki przypadek zdarza się tylko raz na milion urodzeń. Prawdopodobnie Catherine nosi w sobie recesywny gen dla białej skóry.
    2 punkty
  15. Pada pada dżdży Zmęczona ziemia oddycha A nam coś się w sercu ckni Za dawnymi latami Spacerem z dziewczynami Ich z zimna i.. wzdraganiem Kiedy w końcu zduszony wstyd Mógł wybuchnąć bohaterstwem I przyciągnąć je do siebie Spragnionymi ramionami.. Dżdży dżdży pada Rozpryskuje się na ziemi Przezroczyste szkło W lustrze już nie tacy sami Chowa się za drzewo Posępny cień Zanim spod powieki Spłynie kolejny tren
    2 punkty
  16. Ile tajemnic kryje się w słowach niepowiedzianych są wodospadem nurtem spływają w dorzecze leniwie płyną dnia spowolnieniem i pradoliną życia pocieszeń się rozlewają ocean wzburzony zaprasza 28.07.2022
    2 punkty
  17. Kochani wy moi już wiem dziś wiem co chcieliście mi zawsze powiedzieć mija 5 lat a ja wciąż noszę te same sukienki wiem więcej ale jestem kim byłam i chyba już zawsze taka będę myślę o byciu lepszym człowiekiem, pustelnictwie, domku w lesie, ekologii i ratowaniu świata... na związki wciąż nie mogę się zdecydować nadal nie znam się na chamskich żartach i nie bujam się do disco polo nic się nie zmieniło czasem odchodzę bez słowa wymykając się konweansom(?) tryskam optymizmem i często się śmieję tylko wieczorami po kryjomu piszę bardzo smutne wiersze spektrum moje a ja w moim spektrum niezmiennie
    2 punkty
  18. urodziłam się szara jak morze i zniknęłam szukają mnie na częstotliwościach których nie ma czekam na przypływ ale po co? tata nigdy mnie nie poznał matka była jak fale pomarszczona i tymczasowa a ja? to tylko pocztówka ta, która nigdy nie dotarła do adresata na kolanie skończona na kolanie bita po dupie zapadam się w morze martwe jestem tylko częścią oceanu szaleństwa zniknę w końcu i dla ciebie już znikam pijana cieczą słoną jak treść moich oczu umarła pani woda
    2 punkty
  19. Nocami patrzę na ciebie Patrzę na ciebie przez okno Wiatr mi rozwiewa kosmyki I włosy na deszczu mokną Dłonie wyciągam na próżno Przecież nas dzieli ulica A jednak widzę twe ciało W świetle srebrnego księżyca Który oświetla twarz całą Więc mogę dostrzec dokładnie Blask oczu twoich niebieskich Które wciąż ślepe są na mnie
    2 punkty
  20. Dotknąć Można jakkolwiek Mocno Gruchotając kości Czule muskając dłoń na pożegnanie Miłością robiąc jedno i drugie Cudownie jest latać Bolesne upadki przestają w końcu Zniechęcać Zaczynają tylko nużyć Nie chce mi się Szukać cię wśród bólu i zawodów Nie chce próbować Wiem że choćbym bardzo się starał Skończymy z blizną
    2 punkty
  21. Kroczkiem cichutkim jak Świtezianka, ucieka lato chyłkiem po polach. Kwiatuszki strąca, wiatrem dręczone, głowę unosi - miss elegancka. Pędzlem coś smagnie, pozłoci zieleń, stracha przewróci, kapelusz zwinie. Jakby już była po drugim klinie, a zamiast stringów - barchany wdzieje. I tak co roku w piętkę nam goni, a wiara wzdycha ochy i achy! Dwie panny mają śmiechu po pachy, nektar spijają z kwiatów piwonii. Lirycy brzęczą... znów się pobiją, jedna zaświeci, druga przyśnieży. Pór roku będzie, wdzięczny balecik, może się skończy wielką zadymą. Jeszcze miesiączek - szał bijatyki, zaczną przeszkody sobie posyłać. Urzeczywistnią czar zmian co chwila, patrz, piękna jesień, znów nas zaszczyci. A lato będzie za trzy kwartały, glob wokół słońca zatańczy walca. Zapewniam wróci... o rok dojrzalsza, wygoni siostry już zasiedziałe. "Lato nie dopisało, ale jesień dopisze - do wiecznych zmartwień wieczną ciszę..." - Jan Izydor Sztaudynger.
    2 punkty
  22. @Giorgio Alani Każde sznurowadła na bucie zawiązane miłością w skrócie Chodź! Przytomnie nogami miłości nie waż! Skargami A poza tym, tania nie jest! Z serducha dla ciebie, Pozdrawiam
    2 punkty
  23. za całą tę drużynę zgiełkliwą i rojną co otuchę donośnym wezwałaby rogiem za jej żywot pokrętny i śmierć niespokojną wznoszę kielich po brzegi pieniący się Bogiem Mars. Jowisz. Saturn. Wanadowe grawiloty wiodą osadników na krańce Drogi Mlecznej sursum corda! kosmos czeka na zdobywców do zobaczenia do jutra miliard gwiazd czeka na wiosenne przygody!
    2 punkty
  24. Ból egzystencjalny I bezsens, rutyna Zespół to marny Lecz tak się zaczyna Później coraz gorzej Spadasz w dół jak głaz Myślisz: o mój Boże Może to taki czas Jednak to kłamstwo I wciąż cię prześladuje Uczuć szachrajstwo Które tak cię dołuje Chcesz od niego uciec Choć na chwilę, na moment Lecz nie wystarczy chcieć Czujesz w środku zamęt Czy jest jakieś wyjście, Jakieś rozwiązanie? Jak wiecie to krzyczcie Wciąż czekam na nie.
    1 punkt
  25. mielone z kminkiem smażą się trę buraczki sok burgundowy tryska lemoniada arbuzowa czeka w szkle za oknem Godzilla zabija świat wołam dzieci na obiad kot przyniósł myśl zdechłą nie chcę surówki właśnie, że zjesz włączam ukrytą prawdę zasypiam śni mi się księżyc wezbrany morze puste lentilki kolorowe kim jestem? ekran śnieży mamo? tak synuś w naszym ogrodzie jest jeż
    1 punkt
  26. zabłyśniesz kiedyś tak wysoko - nic już cię nie zdmuchnie uwierz jej
    1 punkt
  27. Witam - ciekawie dziś piszesz - Pozdr.
    1 punkt
  28. Na kanwie pewnego wiersza. To nie mój pomysł. biblioteko ja znowu dziś w tobie tęskno spozieram wśród łanów książek samotnej duszy jest to podpowiedź że w głowie myśli są różnorodne o tym że pragnę zwyczajnie prosto czytać wolumin gdzie myśl zaklęta cieszyć się wspólnie kolejną wiosną nawet leniwie coś nie pamiętać pływać w literkach zwiewnie leciutko chociaż wykrzyknik nie szczędzi bólu bo w bibliotece czasami cuchną spleśniałe kartki i brak tytułu a zatem śnie wciąż w tych słów krainie o dwuosobowym książki klubie lecz jak ten wariat na krawędź płynę pomoże wstążka odwaga tudzież przeto oplatam swoje marzenia wszak nie za mocno na luźną nutę może się spełnią naiwnie mniemam zapętlam zdania nie wiem czy wrócę
    1 punkt
  29. Bardzo ciekawy temat. Większość zapewne przychyli się do tego, że ojcem jest biały, tak więc dziecko może być białe w połączeniu z recesywnym "białym" genem. Matka może zaprzeczać, ale i ona może nie wiedzieć jak było, a mechanizm jest opisany w książce "Wojny plemników". Pozdrawiam
    1 punkt
  30. @dach Znam Twoją miejscowość, byłem tak, piękne miejsce :)) @dach A i tekst wiersz - zupełnie niczego sobie :))
    1 punkt
  31. @Leszczym Nie było harmonii. Dobrze, jak chociażby jedno ogarnia rzeczywistość. Pozdrawiam
    1 punkt
  32. Witam - ale cyrk - ubaw po pachy - Pozdr.
    1 punkt
  33. @dach Myślę, że masz talent do pisania reportaży. Co do dróg na Węgrzech, to zgoda. Pozdrawiam
    1 punkt
  34. Witaj - wyczułaś ten wiersz co mnie cieszy - dzięki - Pozdr. Witam - dziękuje za te podobanie - Pozdr.
    1 punkt
  35. płynęłam z nurtem w pośpiechu czasu nie było mi szkoda przysiądę teraz zobaczę jak w słońcu srebrzy się woda
    1 punkt
  36. @Nefretete Oj, niejedną Krzycho pokrył choć miał czeki bez pokrycia zawsze umiał przekabacić swe wybranki do współżycia. Pozdrawiam
    1 punkt
  37. @Konrad Koper Konrad! UUUU! To jest temat jaki badam, podobnie jak ty - oblepiony w legendy? Mapy Merkatora wszystko powiedzą! Warto rozszerzać temat. Wiersz w punkt! Pozdrowienia ślę
    1 punkt
  38. Matka tam i ikra i co NATO na to? Bo ta nota... No ciarki im, atak tam.
    1 punkt
  39. Takie wiersze nie biorą się znikąd, dlatego piszę: to nieprawda, że "inaczej się nie da". Da się - i wiem, co mówię. Świat jest ogromny, miejsca na nim mnóstwo i kontekstów istnienia nieskończenie wiele. Pozdrawiam i życzę wierszy o woli życia
    1 punkt
  40. Świetny pomysł :) Pozdrawiam.
    1 punkt
  41. Arsis przypomniał mi o mojej Miłości z dzieciństwa... Jedna z moich ulubionych "piosenek" Michaela- zamiast ćwiczyć gamy - wolałam tworzyć własne aranżacje fortepianowe hitów. Ten wychodził super...(wg mnie -dzieciaka:))))
    1 punkt
  42. Hurrra wakacje!!! Luzik i bzdury w głowie...:)
    1 punkt
  43. Bóg na niego się obraził a on na Boga Bóg mu wybacza a on jemu Bóg się dziś uśmiecha on też nie żałuje Bóg dziś głosi prawdę która mu pasuje Bóg dzisiaj płacze jego serce boli Bóg dziś szuka racji w którą wierzy
    1 punkt
  44. w koszyku obok chleba i jajka płacze echo ból i smutek w koszyku świętości popsuty czyiś horyzont oraz łzy w koszyku obok radości niepewność czuwa w koszyku tym dużo prawdy i chrystusowych chwil których wiele wam życzę szczerze i mocno jak nikt
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...