Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 08.01.2021 uwzględniając wszystkie działy
-
Dedykuję Agrafce. Raz niewiasta mistrzowi ze smutkiem wyznała, - Nie kocham mego męża, dawniej go kochałam. - Trwała miłość jedynie ta do własnych dzieci, a do męża, gdy zgaśnie, trudno znów rozniecić. Lecz posłuchaj uważnie tego, co ci powiem, dołóż starań, ażeby nie stał się twym wrogiem.12 punktów
-
Zima Czarne ptaków plamy na niebie, czarne ptaków plamy na ziemi, czarne drzew gałęzie drą we mnie czarne mięso tkanek codziennych. Szarzy ludzie, szarym chodnikiem, szare świty, szare wieczory, szarych kałuż szpryce dożylnie szare łąki w ogniu czerwonym. Biała latarń krew na rozdrożach, białych okien w mroku bez liku, biały sierp księżyca i twoja biała pierś przy moim policzku.8 punktów
-
To serce zostanie smutne bo przecież nie ma już Ciebie nastrajam wciąż moją lutnię aby z nią ruszyć przed siebie W noc głuchą i ciemną bez końca bo tutaj już wszystko skończone nie widzę przed sobą już słońca czy zechcesz spotkać swą żonę A jednak rozbłyśnie znów światło i blask się rozleje w tunelu i powiem było mi łatwo z Jezusem za rękę do celu Ty także podasz mi rękę i inną pokażesz drogę nie będzie to droga przez mękę spokojnie po niej iść mogę Zniknie na zawsze noc głucha rozstąpią się wszelkie ciemności a serce głosu posłucha odziejesz mnie płaszczem radości7 punktów
-
przyszła między grudniem a grudniem cicha miłość na Pradze Południe wśród uśmiechów wiązała spojrzenia delikatnie zaczęła nas zmieniać oswajała na Saskiej Londyńskiej sercu słowa wyznając najbliższe czasem poszła Wiatraczną Szembeka by cierpliwie w kolejkach poczekać wymieniając karteczki na mięso co trafiało się raczej nieczęsto była w sklepach wśród haków wciąż musztra i na ladach leniła się pustka podążała za nami ta miłość na spektaklach cieszyła się chwilą wyłuskując z podtekstów sentencje tych spektakli nie ujrzę już więcej przetańczyła dyskotek bez liku czy w Hadesie Riwierze Medyku lub Mospanie na Kicu Mikrusie zostawiała całusa i uśmiech obrączkami złączyła ze sobą pod przysięgą w urzędzie przed Bogiem prowadziła wśród uciech goryczy by wnuczkami na koniec zachwycić6 punktów
-
graphics CC0 A były takie czary dosięgły i perseid Don Kichot rycerz z Manchy dla cudnej Dulcynei poleciał z giermkiem Sancho konikiem na biegunach a do królestwa Kandii – zazdrości La Coruna Bo Donnie Dolorydzie – Trifaldi cud hrabinie urosła długa broda i innym damom przymierz do pasa gęstą szczeć - to sprawka czarnoksięska olbrzyma Malambruna co w Kandii sobie mieszkał Malambrun ukradł konia wielkiemu Merlinowi a koń był nadzwyczajny - drewniany hebanowy buńczuczny olbrzym Malam obiecał Dolorydzie że konia przyśle prędko gdy zechce wybawiciel Ratować Dulcyneę porwaną przez jastrzębie od czarów złych brodatych uwolnić dwór czym prędzej ten koń był nienarowny i latał w chmurach z miedzi drewniany kołek w czaszce pokręcisz i polecisz Chevillard doń wołali nie lubił Rosynanda a protomagik Merlin wystrugał go do kanta i Piotr z Prowansji dumnie ujerzdzał go do czasu a mu Malambrun srogi czarami konia straszył Aż w końcu go przywłaszczył wszak sama Megallona zsiadała z tego konia na tron Francji w pokłonach już błędny rycerz z Manchy dosiada bucefała za siodłem Sancho Pansa na oklep - zapitala Ocalić ukochaną i panią swego serca czy dziś rycerzy błędnych spotyka innowierka? czy kochać tak potrafi - w szaleństwie do obłędu na której galaktyce? - drżyj magu i jastrzębiu! Zechcieli polecieli - choć giermek był sceptykiem lecz skoro sam pan hrabia o żony długi dzyndzel zawadza się przewraca i nie chce iść do łoża to wtedy mądry giermek pomoże - bo to zgroza! A hrabia przecież zacny - gubernatorem wyspy obiecał Sancho Pansę obwieścić w dzień turysty nie co dzień przecież - drodzy - pojawia się ta szansa ponadto - młode dwórki - podobne do szympansa Więc lecą. niech się dzieje Don Kichot i świniopas hrabina Doloryda chusteczką tyka oka a potem daje pomysł by oczy przesłonili na takiej wysokości lęk sięga już satyry A ongiś - swego czasu - podstępne diabły gminne porwały Torrawly'ego zobaczył księżyc w Rzymie dwanaście godzin leciał - by widzieć śmierć Bourbona Konnetabl witał kosę - Torrawly śmigła drona Szalona to historia dlatego błędny rycerz zakazał Sancho Pansie podejrzeć nieba lica podobno sam Chevillard nie patrzy nigdy w dół zakręcisz kołkiem we łbie - i lecisz - owsa nul! Lecz trzeba ci szanowny i wierny czytelniku zrozumieć że opowieść jest szyta grubą nicią bo ani Doloryda ni żadna śliczna dwórka nie zapuściła brody Malambrun - z masłem bułka Do rany chcesz to przyłóż Merlina to druh wierny a wszystko na rycerza pułapką było celną król Clavio i królowa Antonomasja - mili ich hrabia i hrabina - dla żartu wymyślili By zadrwić z Don Kichota - zasłonić głupcom oczy i wysłać ich w tą podróż - na niby - choć uroczą zaś giermka w kicz omotać. więc w koniu Chevillardzie petardy umieszczono - by dać wnet wiarę - farsie W rumaku zadudniło - Don Kichot upadł z gracją świniopas łbem gdzieś wyrżnął eksplozja całkiem z klasą a wszystko tylko po to - by sobie pomyśleli że w Kandii lądowanie - to twarde - na bakelit Don Kichot ściągnął chustkę i okiem sięga wokół a obok włócznia wbita w ubity grunt – protokół spisany w papirusie - to świetna informacja że z czarów Malambruna lud rycerz - wykaraskał I nie ma już hrabina Trifaldi długiej brody a panny gładkie śliczne - i pewne swej urody zaś sama Doloryda i mąż jej wdzięków pewny czekają z Dulcyneą na Don Kichota - „every” Jastrzębi groźnych zero - a w Kandii - radość pokój Don Kichot już nie zważa na Dulcynei wotum i tylko głupi giermek - bajerów wciska melanż że kiedy tak lecieli dosięgli nieba plejad - A skąd to wiesz - mój głupcze - zakryte miałeś oczy dopyta Doloryda - grubego Sancho – w nocy - bo odsłoniłem oko na „siedem kóz” – gwiazdozbiór dwie były czerwonawe zielone dwie na pozór Następne dwie niebieskie - ostatnia zaś pstrokata plejada kozich planet na pewno też brodata spojrzałem sobie niżej a ziemia małe ziarnko a ludzie malusieńcy jak muchy o poranku Uśmiecha się i kwiczy rozgrzana Doloryda ty Sancho - głupi jesteś - do tego męska świnia leżymy tu na sianku - a mucha ci na oku usiadła i przypadkiem znalazłeś się w mym kroku ;) -- napisano w całości: 08.01.2021r. - ewentualnie treść może ulegać drobnym korektom, skutkiem przyszłego spojrzenia na utwór z perspektywy czasu., ale niekoniecznie. *tekst nieco absurdalny, subiektywny, raczej zgodny z motywami powieści Miguela de Cervantesa, zasugerowany w liryce (powieść ma przecież cechy – prozy) ze strony autora - z wyjątkiem mocno przekombinowanego epilogu, i drobnych różnic mniej istotnych w przekroju i sensie całej treści – który naturalnie stanowi uznaniowość autorską – nie należy traktować tekstu jako obiektywne streszczenie wątku z powieści .6 punktów
-
a może jeszcze raz spróbujesz zapomnij że na głowie szron kolejny rok zacznij od nowa rozbujaj ciężki serca dzwon który od dawna słabo bije krótkie sylaby - słowa miłość to może być ostatnia próba może się udać rozumiem to nie takie proste ciernista droga wszędzie głóg za oknem jesień a nie wiosna a pesel pyta - będziesz mógł zatańczyć tango w lesie marzeń na przekór nieprzychylnych zdarzeń lecz jak poczujesz tą prawdziwą będzie Ci miło uczciwy los wciąż daje szansę w tej nieprzewidywalnej grze zaryzykujesz będzie jasno spasujesz dalej sam na krze ta rzeką życia będziesz płynął mówiąc że nic się nie zdarzyło czy tak naprawdę tego chcesz myślę że nie6 punktów
-
Raz przyszedł do mistrza młodzieniec wspaniały - potrzeba mi żony ale z potencjałem, żeby pochodziła z bogatej rodziny - nie szukaj mój drogi zamożnej kobity chyba, że chcesz świecić wciąż blaskiem odbitym.6 punktów
-
za horyzont twych ramion zachodzę spojrzeniem strużkami miodu płynę w zapach się wczuwam by ogień na skórze nieść dotykam twarzą twarzy pocałunków potokiem język na miękkim brzuchu oddech przyśpiesza zdobywam cię ustami liżę ssę wchłaniam5 punktów
-
Dziś najpewniej zgaśnie światło. Kto nie boi się ciemności? Uśnie ta personka. Mało. Czarnej nieodwracalności ..... tak się boi, prawie mdleje. Nic nie pije już, nic nie je. ..... Czasem trzeba zgasić światło. Kiedy słońce dawno zgasło. Jak by zrobić to najszybciej? Zgasić, usnąć i nie myśleć. ..... 08.01.2021r. 17:09 Coma "Los, cebula i krokodyle łzy"3 punkty
-
myślę o rzeczach coraz bardziej dostrzegalnych ze zmianą wieku nie rejestruję w nich niczego czytelnego nawet dystans do prawdy wydaje się zatarty niepokoi mnie kwestia obecnej chwili jak ją widzę jaką wyznaję zależało to od przekonań tak głębokich że nie odkrywałem ich korzeni3 punkty
-
Zanim mi odwaliło Zanim mi odwaliło byłam normalnym człowiekiem kiedy lat mi trochę ubyło cieszyłam się nawet powietrzem nie dopuszczałam do nadwagi gdyż biust mam całe życie duży taki myślałam mnie to nie dotyczy zawsze będę zdrowa teraz ja pod koc się chowam czasami mam wrażenie że jestem wrakiem człowieka lecz są dni kiedy czuję się jak kolorowy ptak co spełnia po prostu swoje marzenia moja choroba czyli schizofrenia sprawia czasami zawód mojego serca ciężko mi o pracę taką dobrą na zasiłku gnije jak róży kwiat podlewam kwiaty na parapecie wy wiecie że jestem może choć trochę w miarę dobrym dzieckiem bo my to jak duże dzieci co jak coś zrobią oczekują pochwały wcześniej nie wychodziło dziś o matko udało się nie do wiary nie wierzę w siebie totalnie a swojego charakteru nie znoszę nie ustannie mimo że mam tutaj was mam wrażenie że przeciwko mnie cały świat oczami mojej choroby piszę o to ten wiersz jak to jest schizofrenię mieć3 punkty
-
czas bez plecaka jeszcze niezapisany jeszcze nienamalowany nikt nie podrzucił kukułczych jaj nie rozpakowałem rozgniecionych planów na pustym lotnisku w zamkniętych szufladach vouchery bezimiennych podróżników przepaść to jedyne słowo między mną a dowolnym kierunkiem na skrzydłach samolotu ptaki goniące po niebie resztki chmur i samotny błękit szklane Pendolino oddala się z dworca bez podróżnych i konduktora kukułcze jaja układam w opuszczonych gniazdach3 punkty
-
W stanie Ohio żył bigamista, a przy tym z pasją taksydermista. Żony przyjaźnić się miały, w przeciwnym razie wypchać musiały. Tak w intercyzie żądał artysta. taksydermista - osoba zajmująca się wypychaniem zwierząt3 punkty
-
Ciepłe skarpety do snu... Już późno, przybywa kolejny wiek. Uśmiechasz się - ten uśmiech jest jak sól na krwawiące serce Bochen marcepanu na chybotliwym stole Stół ma jedną nogę: butelkę spirytusu, a śnieg wala się płatkami po brudnych klepkach i wcale nie chce się stopić.... .... Z nami - w gorące 'jedno.' Czy jesteśmy dnem? Nieasyconym, głodnym jak wilk i kojot tłukący razem się w czarnej studni... A my? Nad potłuszczonym atlasem szukamy lasu pełnego krzyży, gdzieś na Białorusi. I wyjemy jak kojoty, bo w świeżo wykoszonym ogródku przed naszą willą też jest ich kilka, tych krzyży, ale nie aż tyle! Ech, nigdy nie chciało mi się żyć! Nigdy nie czekałam na powrót do chwili narodzin, a przecież tylu ludzi o tym marzy: ponaprawiać błędy, nagiąć przeznaczenie, zacząć od nowa ... Nie. Ja i ja. MY. Spokojnie trwamy w swoich urodzinach - co dzień. Nie ma gości, ale też i nie ma domowników. Ważne, że Bóg się narodził. Sto lat!2 punkty
-
W tajemnicy przed Herą, na wyspie Skopelos, Zeus z marihuaną wypalił papieros. Opar go odurzył, bóg pioruna użył i rozpieprzył latarnię na Faros.2 punkty
-
Podobno do zdrojów Krynicy jeżdżą sami rozpustnicy. Sprawdzić chciałam, pojechałam. Prawdę wyznam w spowiednicy.2 punkty
-
Wiele dróg przeszłam, wiele dróg ominęłam, wiele dróg wydeptałam. Jednak na żadnej, z tych wielu dróg, nie byłam ja. Ciężar wielki na swych plecach nosiłam, wiele uczuć, nie swoich, na barkach swych kładłam, i bez zawahania, łzy bliskich ocierałam. Jednak nigdy złotych kwiatów za to nie dostałam, nigdy nawet o nie, nie błagałam. I dalej moją całą siłą, innym drogę udeptywałam, aż na moją własną, sił mi brakowało. Zmęczenie wielkie mnie dopadło, więc przystanęłam nad łez moich jeziorem, i przyjrzałam się sobie, jakaż szkoda, że własną drogą iść nie potrafię, że sobą, chociaż przez chwilę, być nie mogę, i tylko płaczę, siedzą we własnym ogrodzie. I wtedy z oczy mych, ostatnie łzy poleciały, wypełniając całe morze moich zmartwień, wtem postanowiłam, opuścić moją bezpieczną przystań, i iść przed siebie, własną drogę wydeptywać, nie czyjąś, lecz swoją, osobistą, taką, której jeszcze żaden człek nie zdobył, której żaden z tych wszystkich ludzi nie odkrył, taką, która będzie tylko moja, taką, która będzie mną, taką, na której będę tylko sobą.2 punkty
-
Ty i ja Gdy noc nadchodzi otulona gwiazdami myślę sobie że chociaż ty jesteś szczęśliwy u boku innej ale cóż sama pozwoliłam ci odejść do niej zemną byś nie wytrzymał uwierz mi mój miły charakter mam trudny można nim zabić muchy ty przy mnie byś nie dał rady a ja pragnę pragnę twojego uśmiechu każdego dnia pragnę twojej radości i miłości wystarczy że rozmawiasz zemną codziennie wystarczy że jesteś przymnie i otulasz gwiazdami Może kiedyś słońce podpowie mi gdzie szukać miłości swojej póki co mam tę niespełnioną otuloną gwiazdami Bóg mi nie dał jednak rady... Chociaż modlę się o szczęście każdego dnia Bóg dał mi przyjaźń ta przyjaźń to ty i ja... Zapraszam ba bloga www.blogzyczen.wordpress.com2 punkty
-
@Franek K a co! :) @Antoine W za swoje przekonania można zostać obitym to fakt. @Marek.zak1 No i po sprawie ;) @WarszawiAnka resztę dopisał Marek :) @iwonaroma, @szubazdolka pozdrawiam.2 punkty
-
nie każda cisza dokucza lub boli są takie które uczą tulić pachną miłym rozumieją drzewa a mgły i wiatr ich kompanem nie każda cisza psuje chwile które lubią miłością są również takie pomagające otworzyć trudne drzwi bez klamek2 punkty
-
@Marek.zak1 Masz dużo racji. Ja jednak myślę, że to co ludzie nazywają dzisiaj miłością, nią nie jest. Pozwolę sobie przytoczyć przykład, ogólnie. Dziewczyna lub chłopak próbuje popełnić samobójstwo po tym, jak druga strona je porzuca po, powiedzmy, 3-6 miesięcznym związku. Osoba próbująca odebrać sobie życie uważa, że to miłość jego czy jej, życia. Przykro jest, kiedy w takich związkach szybko pojawia się ciąża, zanim druga osoba jest w stanie zorientować się, z kim ma do czynienia. Dzisiaj łatwiej o środki antykoncepcyjne, kiedyś rzadko się o tym rozmawiało. Kiedy oni mieli czas, żeby się poznać i zaprzyjaźnić? Moja babcia zawsze mi powtarzała, że bez przyjaźni nie ma miłości, a jak jest przyjaźń to miłość przyjdzie po czasie. Mój mąż ma 38 lat. Znamy się od ponad 9 lat. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jest najkochańszym i najlepszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznałam, no i czyta mi książki na głos. Mój pierwszy mąż stosował przemoc. Prosiłam o terapię przez lata, ale to ja miałam problem, według niego. Próbował wszelkich okropnych sposobów, żeby mnie przy sobie zatrzymać, z wyjątkiem jednego, przestania stosowania przemocy. Co więcej, przemoc narastała z czasem. A ja mu woziłam lunch do pracy na rowerze, będąc w ciąży, no na przykład, czy nauczyłam go jeździć na łyżwach. A jak odeszłam, to jakby ktoś odebrał mu narkotyk, od którego był uzależniony. Naszą chorobą społeczną jest współuzależnienie i uzależnienie (od substancji, nawyków i osób). Jak taki jednostronny związek, uzależnienie, można nazwać miłością? On nią nigdy nie był. Pozdrawiam Cię serdecznie, Marku.?2 punkty
-
2 punkty
-
namiętność i zauroczenie przemijają szybko odrzekł mistrz delektując jakiś dobry trunek ale ty nie jesteś świętą moja złota rybko dla męża zachowaj najwyższy szacunek Pozdrawiam2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
1 punkt
-
powoli gasną latarnie cichną szepty liści wolnymi krokami nadchodzi poranek czekam na ciebie z kawą siedząc bez ruchu na drewnianej ławce Mamo ile to już czasu kawa dawno zimna a ja bez swetra czekam aż dorośniesz1 punkt
-
odchodząc na emeryturę pożegnam swoje mistrzostwo porzucę je porządnie, starannie. zrzucę je na samo dno przepaści, na kamień o który roztrzaskują się samobójcy1 punkt
-
Nowy tydzień w nowym roku I postanowienie nowe: Raz w tygodniu wiersz napisać, By czymś zająć głowę. Setka myśli na godzinę Kłębi się pod czaszką. Trzeba jakoś by pochwycić Tę jedyną – ważką… Czy się uda? Zobaczymy. Lecz próbować trzeba, Bo nie będzie bez sonetów Lirycznego chleba.1 punkt
-
Ale jaki charakter. Charakter ma każdy i każdy ma prawo być taki jaki chce. Ty lubisz marzyć, wynikać z subiektywnych póz i karmić ludzi - DOBREM, choć w moim uznaniu pogubiłaś się w tym subiektywnym - czyli własnym interpretowaniu Religii chrześcijańskiej, bez Kościoła instytucyjnego i konserwatywnych podstaw Wiary. Bo nawet jeżeli, ty w życiu dobrze rozumiesz Boga to jeszcze nie oznacza, że wszyscy mają takie czucie, umiejętności i posiadają w sobie sprawiedliwość - taką użyteczną i Boską, jeżeli każdy interpretowałby wiarę na swój "strój", no to - mamy pewny bałagan. I teraz jeżeli, ty jesteś tą marzycielką i krzewicielką dobra w tym subiektywnym znaczeniu, to dlaczego ja mam ciebie nie tolerować, mój charakter polega na tym, że wszystkich traktuje tolerancyjnie, a Wiara jest moją laicką subiektywną emocją, nadzieją i normą i nie ulegam wpływom i kontekstom. Kościół Katolicki u mnie jest od tego. Choć nie jestem przykładnym katolikiem w przykazaniach Wiary, to jednak nikogo nie namawiam do metamorfizowania Wiary, --> bo to prowadzi na manowce. Ale, rozumiem twoje subiektywne potrzeby w zakresie obcowania z Absolutem. Szanuję to. To nie jest charakter - (bo pewnie w tym zakresie - o tym charakterze miło sugerujesz), to jest tylko elementarna zasada tolerancji, która musi obowiązywać.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ależ mędrcze, powiem ci to teraz skrycie, nie chcę świecić, lecz chcę mieć wygodne życie.1 punkt
-
@Wątpiciel Bardziej chodziło mi o przekaz niż rymy cały mój blog to przekaz www.blogzyczen.wordpress.com zapraszam :) dziękuję za słowa otuchy i wsparcie :)1 punkt
-
Wczoraj miałem niusa z Koszalina że tam jeszcze nie śpiewa zima pod Gdańskiem już zawitała w środę drugie odśnieżanie i pierwsza łopata złamana. Dziękuje i pozdrawiam1 punkt
-
I to się nazywa kompromis, pragmatyzm, związek jakiś czy jakoś tak. Trafnie. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
W lesie Marek, w lesie jak ja sam chociaż mieszkam w niemal pół milionowym mieście.1 punkt
-
@Czarek Płatak Dzięki Czarku, większość tych prawd jest stara jak świat i ten język ma to dyskretnie podkreślać. Pozdrawiam. P.S. Gdzie Twój kalendarz?1 punkt
-
do pewnych rzeczy nie ma sensu wracać tak jak i czoło powiększa się a włosom nic nie przywróci już im bieg do pewnych rzeczy nie ma sensu wracać dodać ująć znaczeń bez liku mikrokosmos niezapisany dniem do pewnych rzeczy nie ma sensu wracać chyba że utkać ciepły szal długi tak i tam gdzie nie sięga wzrok1 punkt
-
1 punkt
-
A co, gdy to do czego wracać nie chcemy w ogóle, ciągle samo przychodzi. A wiersz ujmujący. Pozdrawiam1 punkt
-
słońce kładło się długim cieniem na wzgórza a wąska ścieżka wiła się wśród zieleni traw w oddali połyskiwała kolorami tęczy kałuża błękit nieba tworzył nad głową pastelowy dach długowłosa postać majaczyła na tle jeziora a jej smukła sylwetka kołysała się na wodzie w odbiciu swym przeglądać się była skora nad brzegiem jeziora spotykano ją co dzień dziewczyna ta szukała w tafli samej siebie bo cóż po licu tak znanym kiedy myśli Inne zwykła przeglądać się w pastelowym niebie a kolory które ją zdobiły były takie niewinne w tej krainie nie było czasu miejsca ani mienia a jedyne bogactwo które miałeś nosiłeś w sobie wszystko co może na zawsze pozostać się zmienia a to co jest stałe utkwione jest w samym tobie1 punkt
-
1 punkt
-
Bywały czasy, bywały dni, bywały lata, ale te dawne, te, których nie pamiętasz. Były one pełne pieśni. Pełne błękitu, i barw bez liku. Pełne zrozumienia, zjednoczenia. Ludzie jeszcze wtedy, rozumieli się bez mowy, wystarczyło wznieść szablę, splamioną barwą czerwoną. Wystarczyło podnieść ku górze, symbol Boży. Wystarczyło, że ten jeden wyjątkowy człowiek, ten buntownik z wyboru, nie z przymusu, pieśń są odczytał, a już szlachetna krew za nim stawała, i wsłuchiwał się w te słowa niezwykłe. A jednak zrozumiałe. A ci, którzy pojąć nie mogli, w głębi duszy, Żałowali. Oj żałowali! Oj cóż to za czasy były! Jednak przeminęły. Teraz ludzie popadli w czarną pustkę, bez wyjścia, bez zrozumienia. I mimo, że ten sam język znamy, i że tyle innych poznamy, to buntowników już nie rozumiemy. Teraz tylko pieśniarz, pojąć słowa swoje, i innych może. Autor: Vivia Lera1 punkt
-
I rozbrzmiał znów polonez, znów mną duszę znajomy rytm porwał. „Czyż teraz rozumiesz?”, zapytał łapiąc mną dłoń. Jednak jego słowa dla mnie obce były. Niczym nic nie znaczące rozmówki, w mojej pustej głowie były. Jak romans w balladzie nic nie znaczący. Po prostu moje uszy je słyszy. Lecz nagle cisza zapadła. Polonez i te puste słowa, bez znaczenia dla mnie, Uciekły. Gdzieś w mojej głowie daleko się schowały. I płacz w pustce dotarł do mnie. Łzy obce po moich policzkach spływać zaczęły, i niczym potop prawdziwy, twarz mą zalewały. A toż to łzy prawdziwe, łzy tęsknoty, łzy miłości, łzy za osobą straconą, łzy, które nawet na suchej pustyni przetrwają. „A mnie zrozumieć potrafisz? Mój ból, po stracie, mego skarbka małego?” Wypowiedział słowa, to ktoś inny, jednak jego dźwięki tak samo puste jak te wcześniejsze. Czemu ja nie rozumiem? Mimo, że tak samo jak oni mówię? Czy ja głucha? Czy ja głupia? Nie mądra może? Rozglądam się dookoła. Naszczycie świata, jako posąg światów stoję. A może by przez tą niewiedzę, rzucić się w lodowe szczeliny? A może udać się na prawdziwe rozmowy? I nagle grzmot, huk nade mną. Tuż nad moją głową. Na moim czole śnieżno białym zostawia krwawe znamię. Czy ja kogoś zraniłam? Czy ja kogoś zabiła? Że teraz to brzydkie znamię przyodziałam. „Rozumiesz teraz? Czy teraz rozmawiać już prawdziwie możemy?” Tak, ja rozumiem. Rozumiem, o czym głosy do mnie mówią. Puste słowa kiedyś, teraz pełne powagi i rozwagi, poważne rozmowy. O czym pytasz? Nieważne. Ważne, że w końcu zrozumieć mi jest dane. Że sama potrafię powiedzieć, co tylko chce, I rymów używać nie muszę, by zrozumianym zostać. W końcu w tym samym języku, co oni mówię. I tak rozmówki zamieniają się w rozmowy. Autor: Vivia Lera1 punkt
-
Pokaże ci świat, gdzie jednemu, drobnemu człowieczkowi, z ogromnym smokiem walczyć przyszło. Wiesz może i był mały, ale serce i swą odwagę wielką miał. A teraz patrz! To inne miejsce. Tutaj żyje on, niezwyciężony łowca, oczy o tajemniczym kolorze, włosy jak śnieg białe, i te wielkie ostrza z pleców wystające. On poluje, na potwory, jednak nie na te, co w gospodzie siedzą, i najlepszym winem jadło popijają. A tam! Chłopiec, który przeżył. Walczy, o życie, o przyjaciół, o przyszłość, i o siebie. Dzielny jest, prawda? Taki wspaniały. Lecz czemu tylu ludzi chce go zniszczyć? Spójrz teraz tam! Taki mały chłopczyk, o lśniących włosach, Taki mały, a tyle zobaczył, cały prawie świat, ku jego oczkom się schyla. Cóż za podróż wspaniała. Czy znajdzie to co ważne? To co warte tak naprawdę? A tam patrz, to koniec, to ciemność, i spadamy, prosto w dół, w pustą otchłań, bez tych wszystkich osób. Co za szkoda, że za każdym razem, kończy się to tak samo, znów budzę się na tym samym krześle, za każdym razem z inną historią w mojej głowie. Autor: Vivia Lera1 punkt
-
List pierwszy. Tak bardzo kochasz moje pieśni, że aż słowa w serce przepisujesz? Tak bardzo zobaczyć twarz mą chcesz, że aż bohaterem romantycznym się zwiesz? W prawdziwe w liście twym, nawet ułamka prawdziwej romantyczności nie ma. I tyś pieśniarz lepszy niż ja? List drugi. Znów w milczeniu na moją twarz patrzeć chcesz? To nudne. Tyś nudny. Tyś bez wyrazu, po prostu jesteś. Jam wieszczem, jam narodu zbawieniem. Mnie nie zrozumiesz, muzą mą nie będziesz. List trzeci. Znów do mi list na złotej tacy podajesz, niczym najlepsze danie, jednak ono nie ma nic w sobie. Nadal nie jesteś moim romantykiem. Może za mało nad sobą płaczesz? Może za mała przepaść między tobą a światem panuje? A może ty po prostu nie dla mnie? Ktoś inny ze mną pieśni pisać będzie. List czwarty. W końcu płakać zacząłeś. Przyodziałeś żółtą kamizelkę. Jak się cieszę, teraz w końcu wiesz o czym mówisz. W końcu się zrozumieć możemy. Teraz pozwalam ci zerkać na mą twarz. Teraz tacy sami jesteśmy. Nie lubisz tego? Wybacz mą śmiałość, lecz czy nie jest ważne zrozumienie? Ja ciebie nie potrafię zrozumieć? Wcale nie lubisz płakać? Wcale buntować się nie chcesz? Żółtego z niebieskim nie lubisz? W takim razie żegnaj, kochanku mój niedoszły, muzo ma niepoznana. Czekam na list najbliższy List piąty? Gdzieś jest pewnie. Czeka aż odbiorę. Czeka na odpowiedź. Na lekcje kolejną. Bo przecież romantykiem chciał być, dla mnie. Bo jam też romantyczką byłam. A może dopiero teraz zostałam? Autor: Vivia Lera1 punkt
-
Kiedyś miałam dom. Dom ten piękny był, ukryty pod niebieskim niebem , przykryty zielonym pasmem traw, strzeżony ramionami matki. Mieszkałam z braćmi i siostrami. Szczęśliwi, roześmiani, śpiewaliśmy, tańczyliśmy dniami i nocami, nasze piosenki w duszy grały. Lecz pewnego dnia ta sielanka, końca swych dni dożyła, i nad dachem błękitnym, czarne jak smoła chmury zawisły. A z nieba na przemian to złote, to płomienne krople spływały, bijąc w okna bez litości. A odłamki czyste jak łzy matki, w tył głowy moich braci, prosto trafiały. I potem cisza nastała, a matka moja piękna w białą, niewinną suknię wystrojona, krwią innych do połowy się zalała. Pamiętam jej łzy nad ciałami moich braci. W dom nasz jak złodziej najgorszy, wkroczyły czerwone błyskawice. Chwyciły siostry moje, i zabrały, co do jednej, na zawsze i na wieki. Już nigdy nie powrócą. A potem, kiedy już sama pozostałam. Dziki wiatr chwycił me ramiona, i za drzwi domu wywiał, i poczułam ciężkość na ramionach. Spojrzałam na dłonie zakute w kajdany. Bez braci, Bez sióstr, Bez domu. A matka moja, tak jak ja w kajdany zakuta, innych języków uczona, dla innych ludzi tańcząca. I tak właśnie mój dom najukochańszy, został odebrany. I Ty pytasz czego więcej żądam? Przecież ja tak niewiele chcę. Zwróć mi język, siostry, braci, dom, wolność. Wszak już raz to zrobiłeś dla Hioba. Vivia Lera1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne