Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 31.07.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
możesz podzielić czas na takty rozbić na sample lub na bity możesz w ogóle go nie stracić a może zyskać nawet przy tym możesz podzielić czas na wersy rymem zaplatać go w warkocze zielonookiej wciąż nadziei brzemiennych nowych ciągle zwrotek możesz podzielić czas na klatki myśli zamieniać na obrazy możesz wyrzeźbić kamień rzadki który się jeszcze nie przydarzył możesz podzielić czas na działki albo roztrwonić go na gramy możesz się przy tym dobrze bawić gdy nieprzytomny i pijany masz chwilę na to i nic więcej choć tak ułudnie nieskończoną możesz rozłożyć ją na części aby budować z nich na nowo wybierać możesz nie do końca więc póki taką masz możliwość zanim Cię wciągnie kipiel wrząca pamiętaj jak to ważny wybór13 punktów
-
Prośba Póki śmierć nas nie rozłączy, póki śmierć nas nie rozdzieli, pozwól oczy mi wciąż topić w głębi jezior twoich źrenic. Póki w piersi bije serce, póki jeszcze tutaj jestem, pozwól niech me troski koi twoja skroń przy mojej skroni. A gdy przyjdzie ruszyć w drogę i pójść tam, gdzie trzeba odejść, nim mnie wieczne cienie połkną, trzymaj mnie za rękę mocno.10 punktów
-
W szklanej tafli ekranu, w dalekiej witrynie Bezmiaru, widzę słodkich winorośli misy, Myśląc, że to jej oczy, jej spojrzeń kaprysy Wnet ożywią fantazję, a myśl ma odpłynie… Szukam wśród czystości szkła wspomnień o dziewczynie, W cukierniczkach z fajansu znajduję jej rysy, Prawdziwe lub nie, śnione jak rajskie cyprysy, Czcionką tęsknoty szczere, jak światło w bursztynie. Czekam lecz nie ma Cię, ta chwila nie nadchodzi, Nie napełnisz zapachem kosmyka Swych włosów Mych ust, w których - nim ciężki jęk smutku się zrodzi, Szept nostalgii, skargę wyśle do niebiosów... I może wyjdziesz ze snu, który tak uwodzi, Zapętliwszy nas wspólnym pulsem naszych głosów...8 punktów
-
Siadł, podumał i napisał, bo to tylko umie pan pretendent na poetę zagubiony w tłumie może nawet to i dobrze, że anonimowo bowiem w dobie inkwizycji mógł zapłacić głową. Na polanę starej puszczy nie dociera hałas i to tam poeta przyszły zrobił sobie szałas a w szałasie legowisko i kąt literata gdzie mu w nocy przyświecała księżyca poświata. Za dnia kąpał się w promieniach słonecznych od świtu potem pisał, potem czytał i pełen zachwytu sam do siebie nieraz mówił o przedziwny losie już mnie święta inkwizycja nie spali na stosie. Choć niektórzy bez ogródek mówią dostał jobla ja im wtedy ripostuję do nagrody Nobla będę kiedyś kandydował, jeżeli dożyję i nie dożył, wielka szkoda wilk mu przegryzł szyję. Nie wiem czy tak było, ale podobno w szałasie inny dziwak, z innej bajki i o innym czasie zajął szałas i przekształcił wedle nowej mody ma laptopa i Internet i pragnie nagrody. Nobel w grobie się przewraca, że taka miernota tworzy któryś już raz z rzędu bubel, czyli gniota powstał Albert z tego grobu z laską dynamitu rzekł poecie prosto w oczy - nie dożyjesz świtu.8 punktów
-
Sierpniowe słońce płacze płaczą pierzaste chmury w dole umiera miasto płoną ulice mury ognia teutońska rzeka krwią maluje dzielnice jedna farba zwycięża nikt się przed nią nie skryje dojrzałych starców dzieci to już nie jest selekcja przykrywa kolor śmierci nie ma dokąd uciekać czarne złamane krzyże pracują metodycznie to miasto musi umrzeć bo taki rozkaz przyszedł bardzo posłuszny naród zakochany w Führerze dziś o tym nie pamięta i nie chce w to uwierzyć ale my pamiętamy rzeź Ochoty i Woli zbrodni takie rozmiary naprawdę trudno zapomnieć a teraz konsumenci już wywalczonej wolności oddajmy hołd bohaterom żyjącym jest ich niewielu6 punktów
-
I. nie wiesz o mnie nic skąd możesz wiedzieć siedzę i myślę jak gorzki jest świat chyba nawet piołun nie dorówna mu tak niewiele znaczę w twoich oczach brzydzisz się mną zostałem sam na sam z wrednym w głowie który powtarza jak mantrę - jesteś do niczego - II. kiedyś zdobędę jakąś cudowną moc i przeniesiemy się do krainy idyllicznego spokoju z dala od cywilizacji zdrady i obłudy gdzie trawa jest bardziej zielona nikt nie choruje śmierci już nie ma a za oknem biegają dzikie konie III. noc już głęboka czuwam niespokojnie spoglądając w sufit ostrożny jak gołąb próbuję pozbierać okruchy myśli obraz na ścianie koi wzrok przywołuje wspomnienia minionego lata wytrwałem tak wiele muszę kroczyć dalej IV. marzyć trzeba żeby żyć tańczyć nawet gdy muzyki brak5 punktów
-
Jej oczy błękitne, zwierciadło jej duszy łączącej się z sercem ogromnych rozmiarów spojrzały na mnie w momentach mej burzy i chmury z nad mojej głowy rozwiały Jej uśmiech do twarzy wciąż przyklejony i na moją twarz w końcu został przelany Pod skrzydłami prawdziwe szczęście poznałem po raz pierwszy w życiu, tak długo czekałem I za to dziękuję Ci z całego serca Kochanie za każdy Twój dotyk, za każdy gest ,,mały’’ że wstajesz codziennie, bym miał najlepsze śniadanie za każde ,,jak się czujesz?’’ i ,,jesteś wspaniałym’’ I pragnę tylko w ten błękit spoglądać w anielskich ramionach zatapiać się stale Kocham Cię – stawiam zawsze na piedestale Dla mnie to wszystko to H I M A L A J E5 punktów
-
Mam taki dyplom Ze złotym orłem Kochani rodzice Co będzie potem ? Mam te świadectwa Z czerwonym paskiem Aleś ty zdolny ! Echo za lasem .. Mam dzisiaj domek Na wsi daleko Mały stołeczek Siadam pod strzechą Mam teraz siebie Nie z czyichś marzeń Tamci odeszli W spełnieniu pragnień4 punkty
-
rzeka której wczoraj jeszcze nie było zgasiła młodą jabłonkę w sadzie utopiła słońce zmyła z mojej twarzy jest jak jest w mule znalazłam jajo dinozaura powiedziałeś żeby nie ruszać wróciły czarne pszczoły czarne bociany połykają wróble w całości siedzimy przed domem rozmawiając o smaku wina smaku aktorów czytających poezję o poetach skaczących na główkę dopalasz papierosa opuszczam kurtynę idziemy spać śnią nam się pękające skorupki 2305203 punkty
-
różne bywają jesienie i lata nie takie same jedna spełniona i złota a w drugiej dni dżdżystych lament w jednej jest gorycz piołunu w tej drugiej słodycz ogrodów a każda przez własny pryzmat spoziera w stronę zachodu3 punkty
-
zamocowana tensegralnie latami topiła siebie we mnie ścinałam łby przegryzały gardło fastrygując umysł w dwuwymiarowy świat prześlizgując wietrzyły mojej energii wchłaniały szarpiąc nerwy czaszki i krzyża nie dawały rosnąć jeśli umrzesz powieś klucz wiem co moje3 punkty
-
Jakby oczy otworzył pod szczęśliwą gwiazdą i żaden demon klucza do nich nie odnalazł, aż do tej chwili kiedy Bob Dylan się zaciął na Hurricane, w momencie gdy ojca mu zabrał samochód na przejściu dla pieszych. Ojciec pierwszy zaszczepił w nim miłość do gór, Boba Dylana, wspólnych nocy w pieczarze, do której bezpieczny, bo znajomy wiódł szlak. Ćma na Tatry opadła i Janek zew jaskini usłyszał – znam drogę, z ojcem chodziłem nie raz, widzimy się rano, nie martw się Olek, muszę iść sam. A kto w mordę kumplowi by dał kiedy trzeba? No kto na to by wpadł, że będzie musiał go dźwigać, gdy żaden wiatr najmniejszy nie wróżył tego, że o świcie, tuż przed jaskinią ujrzysz w jasnych oczach gwiazdę zapadłą z odciśniętym w niej ostatnim krzykiem. 2) Więc tak śnił mi się Janek, na tylnym siedzeniu autobusu, siedział i uśmiechał się milcząc, patrzył tymi oczami, do których dostępu, wydawało się, wszelkim zabroniono biesom. Jak długi, jak szeroki był autobus? Miejsca, tak jak sądzisz, było w nim dosyć – jeszcze zdążysz, kierowca jest niebiesko-cierpliwy, poczeka, taki to pojazd co mknie przed siebie i krąży. Janek pożyczył mi Kadysz Ginsberga, który, okazało się później, należał do Olka, któremu pożyczyłem Whitmana... a chuj z tym - - ten tamtemu pożyczył i potem nie oddał. Włosy wolno mi rosną, jakby pomyliły lenistwo ze stylem, a pająk plecie sieci, że też jemu się chce - bez pretensji, cierpliwy, od nowa. Ciut się spocić, troszeczkę uwietrznić. 3) Każdemu tyle szczęścia i energii twórczej w drodze do źródła ile miał Janek. Z tym trzeba urodzić się chyba, by żadne szczyty w chmurę nie były spowite dosyć gęstą. A do drzewa daj każdemu być podobnym i niechaj się spełni. Wszystko ma cenę - którym żyć o cienkiej skórze padło, niech wzajem siebie w milczeniu odrębnym pozdrawiają, gdy trzeba - brzęk drobnych na ulgę; śmierć niech ostatnią ratę za wiersze odbierze o czasie jak ostatni rzut oka na kolaż, którym trudził się Janek, skrawki, wers za wersem, tnąc, sklejając w poezję. Ścieżką wedle oka jego własną podążać każdemu, a miejsce tylko swoje niech zajmie i niechaj zielony nie będzie kiedy spadnie w przepaść, nazbyt gęste niech nie będą mu chmury, gdy smutek się sączy i sączy3 punkty
-
choć wie jak smakują łzy nie żałuje tamtych chwil choć wie jak boli śmiech który siebie udawał jest ciągle za byłym wciąż do niego wraca pomaga mu tęsknota bo jest jak siostra choć wie jak smakuje zło na nim buduje lepsze chce by jego dom zawsze miał otwarte drzwi3 punkty
-
W dniu Administratora @Mateusz pęczek adminek z życzeniami najlepszego :))) *** kto rozrabia na literach tego admin łup! do zera *** szuru buru koło wierszy admin banem zaraz zdzierży *** wolność! wolność dla literek! czasem admin zmusi w szereg... *** dzieciaki-poeci rozrabiają w ramach twardych reguł admina w stosowaniu bana *** można krzyczeć, mówić, pisać! spływa wartko ślina... wolność dla języka - tak, ale ze smakiem. takie są wytyczne admina. *** niech nie zwiedzie cisza w portalu tle... co tu się wyczynia admin widzi, wie... *** po co on to robi?! kto mu za to płaci... widać lubi admin dzieciaki-pisaki :) *** :)3 punkty
-
nie zdołam już osiągnąć co chciałbym ci powiedzieć nie starczy słów wiary w powodzenie życie zabrało czas nieunikniony przywitał taranem splecione dłonie twarde, bezsilne, nieczułe gorące, piękne, cudowne jest rosa potem, pot solą sól składnikiem duszy nie wiem czy kocha czy nienawidzi dzielnie uczucia nie wyblakły nie stały się ciszą teraz jak nigdy krzyczą wypełnieniem lecz to nie wszystko istota rzeczy jest myślą której nigdy nie dosięgnę3 punkty
-
na owdowiałej ulicy wyżeracz snu na zdrowie i po jednym wszyscy człowiek upada po raz trzeci pod krzyżem między rowem a kołem gospodyń wiejskich na samotnej stacji poranny peron i wciąż ten sam pociąg do alkoholu3 punkty
-
Usiadł na skarpie, pod wielkim drzewem, baldachim liści zesłał mu cień. Patrzył na rzekę, co myślał - nie wiem. I nie wiem nawet, czego tam strzegł. Właśnie przed chwilą tam go ujrzałam; był odwrócony tyłem, jak sen. Czyżby przeżywał gorycz rozstania, czy odpoczywał, kto to dziś wie? Siedział tak sobie, niby ktoś znany, choć był potrzebny, nie przybył tu... A może tylko liczył barany; czy ich wystarczy na noc, do snu? Czy niespełnione nigdy marzenia przelał w klepsydrze biegnący czas? Nic się nie stało, dramatu nie ma, wszakże... zostanie szumiący las.2 punkty
-
Otwierasz się przede mną masz przebogate wnętrze taka ważna a jakże mościsz miejsce najświętsze A ja stoję w dół głową i nie wiem już co myśleć otwierasz się przede mną może sygnał mi wyślesz A ja stoję w dół głową myśli zbieram na zapas ty oświecasz mnie znowu gdy się w tobie zatracam Masz przebogate wnętrze a ja głupia wciąż nie wiem zdecydować nie mogę czy zjeść torcik czy pieczeń.2 punkty
-
Odkąd zamieszkaliśmy na obrzeżach piekła próbujemy nie słyszeć pod nami sąsiada, w tych ścianach gdzie westchnienie komara brzmi niemal jak orgazm, co dopiero ty, moja kochana. A co z tego sąsiad ma, gdy żyje tam z bratem do spółki z chorą matką plus babką też chorą? Nadal stać go na piwo i foliową siatkę. Już zaczynam się martwić kiedy pod podłogą cisza strunę przeciąga.2 punkty
-
2 punkty
-
Wypływam na szerokie wody, na pokładzie statku mojej melancholii. Płynę poprzez wzdęte przypływy ignorancji i izolacji. Statek wznosi się i opada na rozgoryczonych falach, czasem przychodzi mu to z trudem – – nie idzie na dno. Nie zna celu swej podróży, nie wie, dokąd zaprowadzi go kompas serca; może jedynie polegać na wewnętrznej ciszy. Nad statkiem przetaczają się krwiste błyski, pokładem wstrząsa pobliski grom nawałnicy – – podróż w nieznane wciąż trwa. Mój statku, kiedy dotrzemy do portu? Czy kiedykolwiek to nastanie? Czy muszę wciąż płynąć, nie widząc lądu? Mój statku, wierzę w Twój smutek.2 punkty
-
Bardzo ciekawy i poruszający tekst. Czas to nasz wielki kapitał i ważne jest jak i gdzie go zainwestujemy, z tym, że żadna inwestycja pewna nie jest, co do zwrotu, bo są czynniki od nas niezależne, jak szczęście, miejsce urodzenia, geny. Z obserwacji, przy uśrednionym szczęściu, ci, także zupełnie średni, który zainwestowali dobrze, wyszli na tym nie najgorzej. To taki banał, że praca przynosi efekty, a problemem jest, ze pracować się nie chce, bo własny leń jest największym wrogiem i trzeba z nim walczyć. Życie to sztuka wyboru, a dobry wybór to wielka sztuka - ta druga część autorstwa jednego z kolegów z forum. Zapomniałem niestety którego, za co przepraszam. Pozdrawiam2 punkty
-
*Akt ostatni* Narrator: - Biskupowi kutas stoi, Co niczego się nie boi! Twardy jak na zawołanie! Siada biskup na posłanie, Cudną kapą zaścielone W łożu - dziewczę podkulone Na nią płótno zarzucone. Główka dłońmi zasłonięta Drży dziewczyna. Jest napięta. Kapka - z płótna jedwabnego Prześwituje. Wielebnego Widok bardzo ten podnieca! Odlatuje na bok kieca! Wcześniej krzyża się pozbywa I różaniec z piersi zrywa! Pada w kąt Ukrzyżowany Chrystus! Znów sponiewierany! Koraliki podskakują I zdrowaśki recytują! Potem lecą kalesony Niechaj będzie pochwalony! Od samego czuł to rana Że będzie ta noc udana. Ściąga stringi i już nagi I radosny, bez powagi Która zwykle go przystraja, Podtrzymując sobie jaja, Pochyla się ku dziewicy Marząc o jej ciasnej picy! Lecz nim z cnotą się rozprawi Tak do siebie cicho prawi: Biskup, zdejmując z siebie szaty i bieliznę: - Dziewczę śliczne, takie hoże! Przeoryszy wynagrodzę! Za to cudo, me kochanie, Przeorysza coś dostanie! W porę wieści mi przysłała- Pominęła kardynała! Siada nagi na brzegu łoża, sunie dłonią po pościeli w stronę kobiecej sylwetki, wzdycha z upojeniem: - ….Ach, wnet zerwę kwiat niewinny! A nie ze sług bożych inny…! Jakaż rozkosz mnie tu czeka! Chodźże dziewko! Niebo czeka! Twa muszelka, wciąż zamknięta, Kutasem wciąż nie dotknięta Widać, że na mnie czekała! Popatrz! Jak mi sterczy pała, Jak się pręży, jak się jeży! Z twoją cipką chce się zmierzyć! Spójrz na niego, ma bogini, Bo nie mają tego inni! Popatrz! Jak się rwie do ciebie! Wie, że będzie mu jak w niebie Gdy w twą szparkę się zagłębi, Niczym w ciasny puch… gołębi! Chce zagłębić się głęboko W to prześliczne, czyste oko, Pójdą precz twe niepokoje Gdy poczujesz ciało moje Do twojego przyłożone Tak, jak mąż, gdy kocha żonę… Narrator: - To się dziewce raz przygląda, To na chuja znów spogląda. Biskup: - Patrz, jak pręży się, nagina, Jakby pytał: Gdzie dziewczyna? Gdzie ta szparka, ciasna, miła, Która by mnie otuliła Pulsującą nabrzmiałością, Mokrą, cudną namiętnością? W soczkach dziewiczych skąpaną! Och, zostańże moją panną! Na ten wieczór! Ba, na wieczność! Niech połączy się cielesność, Moja z twoją, niezbrukaną, Czystą i niepokalaną! Taką pragnę Cię ujeżdżać, I całować! I rozpieszczać! Bądźże moją przytulanką, I na zawsze mą kochanką! Zastanawia się: - Może … ? Wezmę cię za żonę? Choć… to będzie utajnione, Może mieć będziemy dzieci? Tak, jak księża… katecheci… Będzie cudnie, będzie ładnie… Niczego wam nie zabraknie W pałacu mym zamieszkacie I do Rzymu na wakacje Będziemy co rok jeździli A mieszkać będziemy w willi Którą rok temu kupiłem! Kasy sporo odłożyłem…. Narrator: - Tu uśmiecha się wesoło, Marszczy przy tym lekko czoło, Żartobliwie, błagać zda się, Skupiając się na kutasie: Biskup : - Popatrz tutaj, moja mała Chciałbym byś go podziwiała! Popatrz, jak on dzielnie stoi! Odwracać się nie przystoi! Narrator: - Sunie ku niej, całym ciałem, Dzierżąc w dłoni mocno pałę, Pragnie, by ją zobaczyła, By się, jak on, zachwyciła Tą prężnością, pulsującą, Prawie w nią już wstępującą! I gdy się już masturbuje Tak radośnie peroruje: Biskup: - Jakiż śliczny, gładki brzuszek… Pod nim skrył się … mój kwiatuszek… Taki szczelny, i zamknięty Niczym małża… Wciąż nietknięty, Patrz, rozchylę go ustami, Pobawię się płateczkami, Różowymi, nabrzmiałymi Tak prześlicznie złożonymi… Pyszne zwilżę ci usteczka, Aż popłynie… soczków rzeczka… Narrator: - Długo do niej tak przemawia I widokiem się napawa Boskich kształtów swej bogini Co go czyni wręcz bezsilnym! Sunie dłonią, lecz powoli, Jakby w zmysłów swych niewoli Pozostawał. By w rozkoszy Nic nie zepsuć. I nie spłoszyć Tej, co pierwszy raz pozwoli, By mężczyzną z nią swawolił. Stańczyk Zda mu się, że traci zmysły, I się lęka… by nie prysły Jego na tę noc nadzieje… Niech się staje, co się dzieje! Narrator: - Blisko… Czuje żar jej ciała… Jakżesz cudna jest ta mała! Już się zbiera… i szykuje! Ale… Coś go powstrzymuje…! Coś mu każe mówić znowa, Szeptać w uszka jej te słowa: Biskup: - Tyś bez grzechu jest dziewica, Twoje czyste piersi, lica, Twoje ciałko… tak wygięte… Czeka na mnie… wciąż nietknięte…. ….I to chcę, abyś wiedziała, Że potęga ma niemała Bowiem grzechu nie popełnisz Gdy się ze mną w Panu spełnisz, On ci, bowiem, mną kieruje, I przeze mnie, w cię, wstępuje, Przez sługę swego wiernego! On to wybrał mnie do tego! Narrator: - Na te słowa Lona siada W łożu. I tak mu powiada- Zasłaniając piersi płótnem- Głosem pewnym, rezolutnym: Lona: - Pan za siebie? Wybrał ciebie?! To dlaczego został w niebie? Czemu ja Go tu nie czuję? Pytam! Bo nic nie pojmuję. Narrator: - Biskup, w twarz jej zapatrzony, Słucha! Cały urzeczony, Słodkim brzmieniem służki głosu, Takim szczerym. Bez patosu. I to nagle, dziwnie, sprawia Że się żądza w nim pojawia Całkiem nowa. Nieznajoma. Chce jej całej! Duszy! Łona! Pragnie posiąść ją w całości, W ciele i… w duszy zagościć! Stańczyk: - Z drugiej strony - to go męczy! Sapie, poci się i jęczy, Nie wie, co jej odpowiedzieć? Czy jej kazać cicho siedzieć? I ją posiąść bez gadania, Bez zbędnego wyjaśniania? Narrator: - Więc do skoku się szykuje Dłoń ku piersiom jej kieruje I już prawie ich dotyka, Lecz na płótno napotyka, Szarpie zatem! I z niej zdziera, Lecz dziewczyna się zapiera, Rękę mocną powstrzymuje I z pościeli wyskakuje! Stańczyk: - Teraz stoi przed nim naga, I jest taka w niej powaga, Że się biskup kuli w sobie I drży! Jakby stał nad grobem. Narrator: - Lona cofa się, powoli, Trochę, jakby, wbrew swej woli, Lecz w jej twarzy nie ma lęku, Patrzy prosto, bez udręki, I bez strachu, bez obawy, Wręcz z pogardą. I tak prawi: Lona: - Pragniesz ciała? Najpierw duszę Swą ocalę! Potem zrzucę Ciało z okna wysokiego Do łoża kamienistego! Na dziedziniec, zimny, pusty Tam dokonasz swej rozpusty! I co zechcesz tam z nim zrobisz Z truchłem sobie wynagrodzisz! Narrator: - Słucha biskup oniemiały, Marszczy czoło i drży cały, Pot strugami go zalewa A żar wgryza mu się w trzewia. Stańczyk: - Lecz dziewczyna nie ustaje, I boginią mu się zdaje Która, miast mu rozkosz dawać, Jego trwogą się napawa! Dłoń ku niemu swą kieruje I palcem w niego celuje: Lona: - Pałace mi obiecujesz? Z każdą sobie tak żartujesz? Wiem, że wiele zapładniałeś Lecz o dzieci swe nie dbałeś! Ich kosteczki w glebie gniją, Boś nie ojcem jest! Lecz żmiją! Narrator: - To przybliża się, to cofa, Jakaś siła się w niej miota, Jakby coś ją z tyłu pchało, A coś z przodu - odpychało. Stańczyk: - Biskup rzęzi, jak duszony, Jej nagością urzeczony, Smukłą, gładką i dziewczęcą Ale, trochę, też chłopięcą! Tym go tak oczarowała, Postać jej, gdy nań spojrzała Gdy ją pierwszy raz zobaczył, Gdy przeora, jak na tacy, Służki mu prezentowała – Już mu wtedy drgnęła pała I żar poczuł w trzewiach żrący, Tak potężny i palący, Że ledwie się opanował I w kaplicy prędko schował. Stańczyk: - Żar ten tlił się, bez ustanku, Od wieczora do poranku, Tak ją sobie wyobrażał! Gdy przed lustrem się obnażał. Narrator: - A tu patrzcie! Jest jak zjawa, I do niego tak przemawia: Lona: - Teraz nagle to się zmieni? Bo chcesz wejść, tym tutaj, we mnie? Ach ty draniu! Sukinsynie! Niechaj imię twoje zginie! Ty się dzieci nie doczekasz Chociaż teraz się zarzekasz! Niechaj zwiędnie ci ta pała! Ja naiwną być przestałam! Narrator: - Tu zatacza się. I śmieje! Biskup krzyczy: - Co się dzieje?! Lona z góry nań spoziera I tak w twarz mu się wydziera: Lona: - Szybko! Na dół! Eminencjo! Tam mnie weźmiesz ekscelencjo! Narrator: - Biskup uszom nie dowierza Do czego ta mała zmierza?? Czyżby miała jakieś plany? Czyżby został oszukany?? W głowie szum i zamęt czuje- Czy przeora kombinuje? Czyżby jakiś układ miała O którym nie powiedziała? Stańczyk: - Patrzy na dół. To zniewaga! Jego kutas mu opada Ten, co sterczał, wypoczęty! Teraz jakiś mały jest! I zmięty! I jeśli mu znów nie stanie Diabli wezmą to ruchanie! Narrator: - Przytomnieje. Cóż to zmienia? To są małej urojenia Zaraz przyprze do ją ściany By poczuła, kto tu panem Jest! I zawsze dla niej będzie Bowiem on ma to narzędzie Które do nieba prowadzi Zaraz użyć, nie zawadzi! Bo ta dziwka, choć nierżnięta Jawi mu się jak przeklęta! Stańczyk: - Biskup wstaje, rozgniewany, Zda się, że już pozbierany, Że odzyskał rezon, władzę, I służkę zaraz ukarze. Narrator: - Wzrokiem patrzy na nią z góry Twardym, jak klasztorne mury, I wykrzywia usta w drwinie, Ona? Mu się nie wywinie! Biskup: - Ejże, czy ty jesteś Lona? Tak przez Matkę wychwalona?? Ciebie chyba pojebało? Masz tak cudne, zdrowe ciało! Komu chcesz je ofiarować? Chcesz ten boży dar zmarnować? Szatan chyba ciebie zwodzi Egzorcyzmy nie zaszkodzi… Narrator: - Lecz tu Lona mu przerywa I w pogardzie twarz wykrzywia: Lona: - Szatan ciebie ma na smyczy! Stąd twa dusza tak skowyczy, Tak się rzuca, podskakuje Diabeł widać nią kieruje! Wychyla się ku niemu, palcem celuje w jego przyrodzenie: - Jaki teraz jesteś śmieszny! Bez szat swoich! Ty! Obleśny! Jak żałosna twa postura! Jaja wiszą, jak u knura! Na chwilę milknie, zda się napawać upokorzeniem Biskupa. Potem kontynuuje: - Widzisz nędzny…? Ty… Złamasie! Co mi po takim kutasie Który ledwo, co ci staje? Do czegóż on się nadaje?? Narrator: - Biskup, jak gromem rażony, Broni się, mocno stropiony: Biskup: - Toć mi mówić nie wypada: Na Twój widok… mi… opada! Och… Ty mniszko popieprzona! Ja przez ciebie chyba skonam! Lona, z pogardą: - Konaj, konaj tu biskupie Bo ja mam to wszystko w dupie Konaj tu, wszawy potworze! Glebę z truchłem twym przyorze Grabarz, co twój grób wykopie, I na wieki cię zakopie! Narrator: - Na to biskup, przerażony, Rzuca klątwę w stronę Lony: Biskup: - Och, ty kurwo! Nie jebana! Takaś już jest wyuzdana? Czeka Cię ekskomunika, Za to, że mnie wciąż unikasz! Jesteś zali ty przytomna?? Miałaś cicha być! I skromna! Padaj tutaj na kolana! Suko! W dupę nie ruchana! Gdzie ty patrzysz? Tak wysoko!? W twarz mą patrzy twoje oko??! Opuść zaraz to spojrzenie! Bo utracisz swe zbawienie! Gdy ci grzechów nie odpuszczę Zaprzepaścisz swoją duszę!! Chcesz ty mieć zbawienie wieczne?! Lona, marszczy czoło, ździwiona: - Teraz? – To jest niedorzeczne! Potrząsa głową, z niedowierzaniem: - Myślałeś, że mnie wyzwolisz? Głupcze! Z trupem poswawolisz Sobie zaraz! Bo już gnije Moje ciało! Gdy twe żmije Od wewnątrz cię rozsadzają W trzewia twoje się wplatają Mózg twój już wyżarły cały I trucizną cię zalały! Histerycznie: - Spójrz na siebie! Ty nędzniku! Gdzie twe szaty? Na nocniku Tobie siedzieć przy swym łożu Nim do snu swe kości złożysz! Przenosi wzrok na przyrodzenie Biskupa: - Sam go sobie w dupę włożysz! Lecz na mnie się nie położysz! Rzuca się przez łoże, uderza biskupa w twarz otwartą dłonią. Cofa się raptownie i woła: - Masz! Ty gadzie! Ty niemiły Oby tobie jaja zgniły! Biskup wstrząśnięty, słania się, na pół zdziwiony, na pół nieprzytomny pyta: - Coś ty sobie umyśliła? Pana swego będziesz biła?? Jakież ty masz powołanie?? Czekaj…! Zaraz mi znów stanie! Wtedy przyprę cię do ściany I rachunki wyrównamy! Lona cofa się pod samo okno, otwiera je szeroko i ciska mściwie do biskupa: - Może zrobisz to! Lecz z inną! Bo ja zginę! I niewinną Duszę oddam Panu Bogu! Milczy chwilę, patrzy w dal, za okno. Potem mówi: - Ciało moje niech do grobu Złożą tam, gdzie pod murami Ziemia zasłana szczątkami Jest niewinnych dzieciąteczek Które nie miały mateczek Coby je do serc tuliły Bo szatańskie tutaj siły Wszystko to opanowały! Biskup: jakby nie słyszał, patrzy na swoje przyrodzenie i mówi cicho, ponaglająco: - Stawaj, stawaj mi, mój mały! Co się dzieje? Czy ty widzisz? Czy ty tego się nie wstydzisz? Tak bezradnie zwisasz sobie Jakbyś leżał już gdzieś…. w grobie…!!? Łapie się z głowę z przerażeniem, ciężko dyszy, spogląda na Ukrzyżowanego: - Chryste, co ja wygaduję? Już nad sobą nie panuję! Co ta dziwka mi zrobiła?? Czym mnie tak otumaniła? Czy Przeora mi dolała Do kielicha, gdy wstawała, Trucizny, czy coś innego? Co sprawiło, że ja tego Co się dzieje nie pojmuję! Patrzy znowu bezradnie na swoje przyrodzenie, przerażony pyta sam siebie: - Co się dzieje z moich chujem? Składa dłonie jak do pacierza, błagająco zwraca się w stronę Ukrzyżowanego: - Chryste! Ratuj mnie! O Boże! Któż prócz Ciebie mi pomoże?! Boże, Boże ukochany Za co jestem tak karany? Zawsze wiernie Ci służyłem I owczarnie prowadziłem Jak należy. Wiesz to przecie! Służyłem Ci na tym świecie Jako najwierniejszy sługa Zatem jakaś jest zasługa Moja w tym, że Twoja wiara Do tej pory się ostała! Więc dlaczego Ty pozwalasz I tak bardzo mnie zniewalasz? Żeby jakaś suka mała Tutaj mną poniewierała? Ja już nie chcę tej kobiety! Boże, zrób coś! Rety! Rety! Lona: śmieje się szyderczo, celując palcem w stronę przyrodzenia Biskupa: - Acha! Boisz się, złamasie? Cóż ci teraz po kutasie? Co ci zwisa jak ta glista Brzydka, cienka i obślizła? Taki już ci pozostanie! Nic ci nie da to błaganie! Nawet jakbym ciebie chciała Już nie stanie ci ta pała! Nigdy! To przekleństwo moje! Wpisz je w swe mózgowe zwoje! Choćbyś nie wiem jak się starał Nigdy nie stanie ci pała! Do twej śmierci, co za progiem Czeka na cię! Choćbyś Bogiem Się zasłaniał! Krzyżem padał! Ona tam się cicho skrada, Ta, co z życia nas okrada! Wnet dopadnie cię Biskupie! Lepiej powieś się na słupie! Śmiejąc się cały czas woła ponaglająco: - Szykuj powróz, bo już pora Byś zabił tego upiora Co wyżera twoją duszę On zadaje ci katusze! Śmierć nadchodzi! Bacz biskupie, Bo już marzy o twym trupie! Myślałeś, że ją przekupisz??? Że się w łaski Pana wkupisz ? I zasiądziesz w Jego Domu? - Przerywa na chwilę, patrzy zwycięskim wzrokiem na wystraszonego, skulonego Biskupa. Drwiąco woła dalej: - Choćbyś nawet po kryjomu Jakoś dostał się do nieba To i tak ci to nic nie da Bo tam wiedzą, żeś potworem! Biskupem- Uzurpatorem! Milknie. Uspakaja się, spogląda na Biskupa współczująco: - Tak, Biskupie. Nie z twej winy Tego tutaj są przyczyny Jest nad nami wyższa siła Ona to wszystko sprawiła… I choć wszystko to rozumiem To wybaczyć ci nie umiem… Patrzy na biskupa ze współczuciem: - Och, biskupie! Mój biskupie! Wkrótce larwy na twym trupie Będą, głodne, żerowały Nie pojmując twojej chwały! Po co zatem tu się srożysz? Że kutasa mi nie włożysz? Że mnie nigdy nie wyruchasz? To dla ciebie jest …. Pokuta! Okrąża łoże, zbliża się do biskupa, który cofa się przerażony pod ścianę. Przyparłszy go do muru, Lona zarzuca mu ramiona na szyję, przybliża swoją twarz do jego głowy i szepcze złowieszczo: - I to jeszcze, mój biskupie - Zostawię ci znamię trupie Od służki, co ci nie dała, I przysięgi dochowała! Zawsze mnie wspominać będziesz Tego już się nie pozbędziesz! Szarpie go ku sobie, ich nagie ciała przez chwilę przylegają do siebie i wtedy Lona chwyta oburącz jego głowę i wgryza się w jego prawe ucho. Biskup wyje z bólu, a ona odrywa się od niego i wypluwając z ust kawałek odgryzionego ucha, podbiega do okna. Tam, spiera dłonie na parapecie, i wychylając się na zewnątrz ostatni raz zwraca wzrok ku zakrwawionemu biskupowi: - Mój czas dobiegł właśnie końca! Nic nie czuję… Prócz gorąca… Co rozpala moje ciało… Jakby ono… żyć wciąż chciało…? Ale! Krótka chwila… Minie…! Już jej nie ma! I przeminie Każda inna. Na co czekać? Już nie będę dłużej zwlekać! Boże, przyjmij w swoje progi! Tę, co zniszczył świat złowrogi! Lona wskakuje na parapet i rzuca się w otchłań nocy. Narrator: I co dalej? W akcie trwogi Zbiega biskup, szybko nogi Go kierują na dziedziniec, Przez kaplicę, przez gościniec, Chciałby znaleźć tam dziewczynę I wyjaśnić wszem przyczynę Dla której z okna wypadła. Ale…! Widzi, że nie spadła! Nie ma śladu ciała, trupa! Gdzież zabrała ją kostucha? Nawet krew się nie ostała? Co zrobiła owa mała? Pojawia się Stańczyk, zwraca się do widowni: - I teraz, moi kochani, Do ziemskich spraw przywiązani Zapewne już dobrze wiecie Czemu nie ma jej na świecie… Potem, kiwając głową w zadumie zwraca się do zakonnic: - Co wspaniałe, bywa mierne! Wiedzcie o tym, służki wierne! Epilog: Stańczyk zasiada na krześle swoim i opowiada dalej: - Z tego oto wydarzenia Powstała na pokolenia Legenda o dziewce wiernej, Prostej, śmiałej, niepazernej, Która odmówiła ciała, Której groźba nie złamała Biskupa, co sobie roił Że bezkarnie będzie broił. Legenda ta powiadała Że Lona wszak ocalała, Że z boskiego polecenia Zdarzył się cud ocalenia. Że do innego klasztora Przeniosła ją ta Przeora, Która na gwałt ją wydała, Bo, widocznie, żałowała, Tego czynu. Lub Pan sprawił Że się w sercu jej pojawił I nakłonił do działania Według swojego nadania. Narrator: - Jeszcze inni powiadali, Że w męskie szaty ubrali Lonę dwaj miejscowi mnisi I że w nocnej, czarnej ciszy, Zaprzysiągłszy Panu Bogu Że zabiorą do swych grobów Sekret ocalenia Lony Zabrali ją po kryjomu I wśród braci zamieszkała Jako Leon. I tam cała Bogu siebie zawierzyła I tak wielka była siła Jej modlitwy i oddania Że w któryś dzień Zmartwychwstania Chrystus zabrał ją do nieba! Ale… Czy w to wierzyć trzeba? Stańczyk: - Jest też inne tłumaczenie Proste, ludzkie przypuszczenie Że to służki prędko zbiegły I wspólnie trupa zawlekły Tam, gdzie głaz przykrywa dziurę, Która wnętrze swe ponure, Co wchłonęło z kopca ziemię Skrywa przed ludzkim spojrzeniem. Ziemię straszną. I przeklętą. Krwią dzieciątek przesiąkniętą! Patrzeć tam się nawet bały I swe oczy odwracały Kiedy, bywa, przechodziły, Przez park, żeby nabrać siły. Głaz ogromny odchyliły, I jej ciało wgłąb spuściły, A, że wcześniej się naćpały, Nic nie czuły. Przysypały Ciało ziemią, ze szczątkami Niewiniątek, z ich kostkami, Które czasem się bielały Gdy je deszcze odsłaniały. Narrator: - Była także wiernych siła Która inaczej twierdziła I w swej nieugiętej wierze Wznosili do niej pacierze Prowadzeni przez pasterzy Z których każdy także wierzył Ze ta służka boża, Lona To Matka Boska wcielona! I we własnej swej postaci Zeszła między siostry, braci Po czym karę wymierzyła Temu, komu zawierzyła. Mówią, że biskup zwariował I w pustelni gdzieś się schował. Najpierw jednak udowodnił Że porzucił myśl o zbrodni I swe ciało okaleczył Tak, że już się nie zaleczy. By go chuć się nie imała By mu nie stawała pała, Odrąbał ją tym toporem Którym służki, co z uporem, Biskupom swym odmawiały, Ścinane niegdyś bywały. Stańczyk: - Ile prawdy, zapytacie, Jest w tym całym poemacie? - Prawda? Na to wam odpowiem, Czasem się nie mieści w głowie, Filozofów. I poetów. Licznych, marnych wierszokletów. Bowiem prawda nie istnieje, A spisane słowem dzieje Różnych z czasem nabierają Znaczeń, sensów, tych banałów Które karmią wyobraźnię I zmieniają życie… W kaźnię. *****koniec*****1 punkt
-
w rzeźbie wieczoru lampa i kufer bal roznegliżowanych lal podąża za korkiem szampana jak w zwierciadle wspomnień nie ma ulicy ze złotą podkową konia oddano Trojanom batem przegnano media czas uczty w paszczy lwa z półlitrówki została ćwiartka na dokarmienie nocy porcja mięsa gdy miasto śpi kobiety na Piotrkowskiej wynurzają się z Łodzi na odległość chwili1 punkt
-
Sama przyszła, sama zgaśnie, czekam na to wydarzenie. Już nie walczę i nie szarpię, będzie co ma być - nie zmienię. Wiem, że przykro Ci też będzie, gdy wybrzmieje słowo: razem. I oboje popłyniemy gdzieś w odmęty zwykłych zdarzeń. Nie wiem czy to brak nadziei, czy przeczucie, czy sen może, więc ramieniem otul lęki, bo przytulić chcę dziś głowę. Sama przyszła, sama zgaśnie. Ważne dla mnie wydarzenie. Troska drażni oczy, ale będzie co ma być - nie zmienię.1 punkt
-
Pewien admin z Hondurasu nie miał na nic krztyny czasu. Rzucił kodowanie. Zaczął gotowanie dla legionu głodnych krasul. ___ W ostatni piątek lipca obchodzimy Dzień Administratora ;)1 punkt
-
@Somalija Hej Somalija, dzięki za nowe słowo "tensegralnie". Nie znałem go wcześniej. Nawet mój komputerowy słownik ortograficzny go nie znał :). Mam swoją interpretację tego wiersza. Nie wiem czy trafną, ale spróbuję :). Według mnie tekst jest o toksycznej miłości. Takiej która latami przytłacza. Taka w której jest się współzależnym z drugą osobą w nieszczęśliwym związku. W której są ciągłe kłótnie aż zdzierające gardło. Huśtawka emocjonalna nie pozwala racjonalnie myśleć. Ta druga osoba to wampir energetyczny. Wysysający energię emocjonalną partnerki. Ciągłe konflikty i ograniczanie, poprzez stres szarpią nerwy, ciało i duszę (krzyż jako część ciała ale także jako symbol religijny). PLka tak nienawidzi tej drugiej osoby, że chciałaby by ona umarła. A przynajmniej na zawsze odeszła z jej życia. PLka po tych latach jest w końcu gotowa na odejście. W końcu zdecydowała się zawalczyć o swoje. Wiersz mi się dobrze czytało. Nie wszystko jest w nim dla mnie jasne, ale próbowałem go zrozumieć. Mimo iż jest dla mnie smutny, napawa nadzieją, że zły czas czy to w związku czy po prostu w życiu ma swój koniec.1 punkt
-
@Somalija ale proszę bardzo :) napisałam tylko to, co mi się odczuło i wcale nie chcę i nie muszę mieć racji, zresztą na rację swoją i innych też mam...... pozdrawiam :)1 punkt
-
@Somalija Chciałaś krzyknąć - wiem, żeby się uwolnić od tej zmory, przygasiłem może - przepraszam. Pozdrawiam i rozumiem Ciebie w całości, nieraz chce się pierdyknąć w stół, żeby szklanki pospadały.1 punkt
-
i obiecuję że nie będę już pisać o czereśniach czarnych jak niebo które zagnało mnie w letnie popołudnie do chaty tego cudaka w środku lasu okoliczni mówili że on chyba jednak żyje gdzieś pod powierzchnią z innymi zagonionymi w niewjaśnionych okolicznościach podniosłam kawałek z podłogi była jeszcze ciepła rozpłakałam się pierwszy raz w życiu 1104201 punkt
-
Bardzo dziękuję za takie ładne, czerwone serduszko - miło mi. :) Natomiast standardowo serduszka przyznajemy klikając na nie. Pozdrawiam :)1 punkt
-
Czy mogę być komentatorskim sępem? No, to będę...Podpinam się pod: huzarc, Marka i Margot. Dobrze jest mieć obok mądre osoby, bo ileż zaoszczędzonego czasu, haha Ale jako typowa Grażyna pragnę wtrącić swe 3 grosze i rzec: Czy na pewno wszystko możemy, nawet jeśli możemy? Dobrym przykładem jest obecnie nam panujący Anno Domini 2020, który jest moim najgorszym i najlepszym okresem czasu... Wiersz skłania do rozmyslań, a to dobrze i dla czytelnika i dla wiersza. Serdecznie pozdrawiam @Sylwester_Lasota :)1 punkt
-
@notabeneable jeśli to pierwszy wiersz, a na awatarze widzę, że chłopiec jesteś, to też jestem wzruszona. Pozdrawiam. Dobrego dnia ?.1 punkt
-
@Jan Paweł D. (Krakelura) Dziękuję bardzo, świetny Gość, ten Twój Janek....smutna i piękna historia. Pozdrawiam serdecznie:)1 punkt
-
@notabeneable A tam z tej górki można srodze... spaść, jak się ma z nawiązką jeszcze kilka żabć. Pozdrawiam, omijaj złych proroków.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@>Marianna< Nie do końca dograne. Wspak czytamy: A laicy soi kot i Tokio tsyci Ala A laika Kaja, kaki, Ala?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1wszy klimatem jak u Hłaski w Pięknych. Drugi mnie zawiesił. W dobrym znaczeniu. Czytam trzeci raz od nowa. A trzebabyło dać w pysk kiedy trzeba było. Ja też nie zdążyłem, winnej sytuacji, ale domyślam się, że desperacja obu była równie silna. Świetny storyteling . Właściwie bardzo proza, gdy czytać nie stosując wersyfikacji.1 punkt
-
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz - właśnie to chciałam wyrazić w wierszu. Przepraszam za spóźnioną odpowiedź, ale mam wrażenie, że czasem - choć rzadko - nie otrzymuję wszystkich powiadomień. Co to znaczy, że "nie potrafisz" zostawić serca? :) Pozdrawiam1 punkt
-
To prawda, ale czy Pan Henryk jest na zawołanie?... :))) Gdybyś umieścił @Mateusz w wierszu to by na pewno przeczytał:) ale i tak dojdzie do tego wątku, tak czy siak :)1 punkt
-
Tylko te dwie noce, gdzie gwiazdy będą mówiły, dobranoc. Ptaszki może jeszcze, zaśpiewają. Do ucha ci powiem, wrócę za rok. Czekaj na mnie na ganku. Wypijemy kawę o poranku.1 punkt
-
@Blatt13 Do Europy po lepsze życie, chociaż się na nas trochę gniewacie. Pozdrawiam, oni też gnają, gnamy wszyscy, tylko nie wiemy czy we właściwym kierunku.1 punkt
-
Lubisz, nieoswojona kryć się za nikabem Utkanym ze strumienia wirtualnych czarów, Mrugnąć mi błyskiem oczu Twych parą jantarów I porwać lazurowym do nieba korabem. Całując przezroczystych ust smacznym powabem Słowami zjawiasz się, na szkle mych okularów, W anielskiej poświacie i rozkwitem nadmiarów Stajesz się w świątyni mej duszy jej mirabem. Gdy odchodzisz i gaśnie w ciemności powieka, Nocny ptak unieważnia dzień i zamazuje Mój spokój, on zlękniony niecierpliwie czeka... Gdy eos rozepnie świt, ze słońca wykuje Twój kształt na nowo, moja niepewność ucieka, Natchnienie wraca, nim je wieczór znów popsuje.1 punkt
-
1 punkt
-
witam Kochani, dawno do Państwa nie zaglądałem, postanowiłem Was odwiedzić z jednym łagodniejszym tekstem graphics CC0 egri bikavér egerska bycza krew pompuje w czary marzenia - ona patrzy na mnie kolorem caput mortuum z tamtego obrazu jak długoszyjny czerwonak splątane dwa strunowce zamuleni w lagunie aksamitnego odurzenia pod sukiennicą gardeł pogłosem tłumione słowa na szkarłupniach kieliszków czarnoniebieskie merloty i znów nas wyprzedzi zapalenie w żyłach z wyczuwanym posmakiem garbnika w obwodach z języków wyszukanego smaku w obszarach z przypływów i odpływów lekko wytłumionej poezji urok spod ścięgien kolagenu chociaż na chwilę zapomnę o picard kwiatach i torebkach o książkach Agathy Christie które co dzień pachniały chemicznym drukiem gdy w szeptów zaciszu po kolacji rozsuwałem jej zimny ekspres gdy trąciła goleniami orientu przemycona prosto ze szczupłych kadzidełek białej szałwii --1 punkt
-
@fregamo Spodobał mi się ten nomen omen "obraz" :). Bo wydaje mi się, że właśnie o obraz chodzi. Mamy do czynienia z ramami dzieła namalowanego na płótnie. PL jest postacią namalowaną na owym obrazie i chce stamtąd uciec. Widzimy całą historię aż do wielkiego skoku z obrazu w rzeczywistość. Dla mnie to metafora ucieczki od konwenansów, narzuconych ról społecznych, wbudowanych nawyków. Ucieczka ku wolności by w końcu przestać być tylko płaskim namalowanym przez kogoś innego obrazem a zostać trójwymiarową prawdziwą osobą. Jeszcze się nie spotkałem z takim ujęciem, dlatego generalnie wiersz na plus.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne