Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 30.06.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Jeszcze las pachnie Tobą, mimo żywic oparu, jeszcze przepływam w myślach gubiąc wśród drzew bezmiaru. Jeszcze wilgoć zalewa mech, konary i usta, jeszcze pamięć nabrzmiała i pustka nie tak pusta. Jeszcze się moc wypełnia. W naturze mieszka sedno i przyjdzie jeszcze pełnia, choć cykl też każe zwiędnąć. Zachłanność las tłumaczy, przyroda nie jest skromna: wybucha i rozpasa, gdy czas jej. Potem odejść da.7 punktów
-
samotność smakuje jest czuła ale tylko przez chwilę samotność to góra trudno jest z niej zejść samotność to nie Bóg to przegrana która bardzo boli ale większość z nas tego nie kupuje znaczy udaje ze to tylko chwilowe że przeminie jak wiatr bo samotność dla nich to chwast który sam się wyplewi człowieku pomyśl ile w tym ktoś ukrył grzechu5 punktów
-
Wybudzona ze szczęścia Trzeźwo spoglądam w okna Zabite Wschodem słońca Jest upał Ty - cały w szronie i ...płaszczu Sir Antarktyk kąpany we wrzątku ... Gorąca woda to mało: Liniejesz i blakniesz od iskry Rozedrganego zapału Co ciągle za ciebie myśli Wrogowie nie mają przyjaciół. Więc ... nie rozmawiam ze sobą W wiaderku się spuszczam do studni Demony ogniem i wodą Próbują mnie jeszcze pogrążyć:'' Jest drugie dno pod tą studnią.'' Ważne, że cenią szczerość, mówią: ''Cenimy twoją obłudność. Gdy w domu plackiem - lenistwa, a krzyżem - leżysz w kościele, gdy starasz się czynić (nie)dobrze - w walce z (nie)przyjacielem (...)'' Miętowe powietrze nocy Martwię się o stan konta Rozmyślam: ''nie znajdę zbawienia'' Nad ranem już prawie piąta Czekam do przytulenia, do zobaczenia ...? Ciekawe, bo słyszę ... ''Z Bogiem.'' Rozmyślam: jak płodny jest ludzki ląd ... a jednak leży odłogiem ...4 punkty
-
Dawidzie Hershcopf (czy nie owo pragnienie jest mottem szkoły) ciekaw jestem jak się czułeś nauczycielu sztuki z Bentley School gdy ukradłeś mi rok pracy a teraz pod murawą spoczywasz znużony i wiatr Cię owiewa daleko od domu bo w Rolling Hills Memorial Park podróże masz już za sobą w Europie Ameryce Południowej i gdzie tam jeszcze gdzie byłeś i spotkałeś takich jak ja w miejscach na wskroś przesiąkniętych komercją jak to jest oszukać kogoś i śmiać się do rozpuku że łyknął gość coś gdy kustosz sztuki ludowej w San Francisco powiedział Ci że utrafiłeś bingo gdy kradnie się nie przedmiot a nadzieję na odmianę losu4 punkty
-
Ponad brzegami wznosi się wapienny gród Matowe szkła okien skrywają w piwnicach Z archipelagów skradziony miód Twarze surowe Wzrok zimny jak lód Głowy niepłowe Zniekształcone od mód .. Jestem tu Wypełniony przetrwania rtęcią Jestem tu Bo nie miałem gdzie pójść Kamienne ulice, z kamiennych piasków domy Czar średniowiecza i węża o białym oku I ta kultura co płonie, co na gzymsie Jak mech wyrosła Od niepamiętnych czasów Trawią ją ognie Choć lordowie dumni Chwalą ją pod niebiosa .. Więc nie mam dokąd pójść Zatrudnię się w jakimś doku Przetrwam swe życie Bo muszę przetrwać Od miesiąca Do roku4 punkty
-
mój dziewięćdziesięcioletni przyjaciel który jest moim sąsiadem a jednocześnie bratem kochankiem ojcem i synem z podróży po japonii przywiózł pawia swoją drogą ciekawe jak mu się udało przewieźć go przez granicę być może tak samo jak umywalkę malowaną w granatowe irysy z meksyku pod pachą przychodzi z nim wieczorami na wódkę i zimne nóżki sadza przy stole a my słuchamy jego wierszy podobno w jakiejś części świata pawie żyją na wolności podobno w jakiejś innej części zakazuje się jedzenia psów naprawdę nie wiem co bym zrobiła gdyby moje dziecko urodziło się homo sapiens 1004203 punkty
-
Amen to na początek dnia dziś każdy owoc zrani duszę może tylko zimny powiew skandynawskich okien oczyści zbłąkane żagle gniew wędrujących słoni niesionych bielą pajęczyny topi lęk w morskich falach nie pytam o wczorajsze wspomnienia mgły opadły zabrało tylko psa wierność zagubiona w odgłosie morza tajemnica ludzkiego bólu rozumiem świat tylko o poranku wieczne pragnienie szczęścia odpływa na krze w oddali słoń pies i świadek prawdomówny3 punkty
-
Szczęk klucza w zamku przedwczesny powrót męża ewakuacja kierunek balkon skok na pobliskie drzewo złamana gałąź leżę na ziemi nade mną błękit nieba to nie jest mój dzień:(2 punkty
-
Rozdarta każdym dniem kluczę nocą przepędzając balon wspomnień. Odpryskuje fornir słów. Wybuchają jadu gejzery. Migocą ognie nienawiści. Jeży się smutek nie do ugłaskania. Małżeństwo dwubój wagi ciężkiej.2 punkty
-
Nauczyciel w podstawówce prosi, aby teraz dzieci dały przykład, że nie wszystko bywa złotem, choć się świeci. Klasa milczy aż tu nagle z ławki powstał Jaś Dziobaty proszę pana wiem i powiem to łysina mego taty. Mogę podać inny przykład także z mego domu wzięty tata zwraca się do mamy żono, po co ci diamenty? Nie wystarczy sznur korali nanizanych na rzemyczek? Może nie są drogocenne lecz lśnią bardziej niż kamyczek. Choć to tylko są paciorki lecz gdy słońce na nie świeci.. Jasiu siadaj, stawiam szóstkę co wy na to drogie dzieci?2 punkty
-
z ran rodzą się blizny jak wafle przekładane czasem bezczasem czasem głębokie bruzdy szramy długo pielęgnowane schowane pod ubraniem rzadko pokazywane nawet w chwili żalu wykrzywionej hałasem umysłu co się skarmił nimi i z nadwagą siadł przed telewizorem beznadzieję widząc tam gdzie zobaczy cokolwiek czarne białawe czarne nadzienie kakaowe lubi sobie rozdzielać ten wielki przekładaniec i pochłaniać osobno w wersji bez polewy2 punkty
-
Zapytał mistrza szlachcic - Czy jesteś w potrzebie wiedzieć, że po twej śmierci będziesz zaraz w niebie? - Tego wprawdzie nikt nie wie, sam wkrótce zobaczę, lecz gdy tu Bóg mi łaskaw, nie będzie inaczej. - A jeśli tutaj komuś się nie udawało? - By dostać się do nieba, to jeszcze za mało. - A modlitwa i wiara? – pytać nie przestawał. - Myślisz, że Bóg nie widzi, co żeś tu wyprawiał? Zainspirowane przez autora wiersza Homo Advena2 punkty
-
Zanurza się naga w oceanicznym śnie. Jej włosy jak fale dotykają niebo. Jak złote struny, ktòre słychać na dnie, by na plaży wzruszeń wynurzać się z perłą. Wnika w mokry piasek, by osuszyć myśli. W zagubionej muszli usłyszeć szum serca. Może teraz wstanie i na niebie wyśni skrzydła rozpostarte na zziębnięte miejsca. Zakwitnie jej dusza, by do nieba już szła. W perłowych baletkach delikatnie jak czas. Rozwieje marzenie i jak promienna mgła przeniknie do życia jej muzyka wśròd nas.2 punkty
-
wierzę że siedzisz w ogrodzie w wiklinowym bujaku słowik na żerdzi coś nuci swobodnie przy wejściu jest tabliczka "Pod egidą Boga" i słyszysz wtulone słowa gdy płaczące wierzby wiatr czule porusza a na kolanach trzymasz kosz mandarynek które tak uwielbiałaś że jesteś za szklaną witryną jak Twoja porcelana2 punkty
-
Pestki Ze wspomnień pocałunków, ze światła smug przez okno,, z marzeń, co tak po ludzku, znów w siódme niebo niosą. Z bólu niezabliźnionych ran i z łez, z tych gorących, a skoro o tym to i z niespełnionych miłości. I z postrzępionych myśli, i z nocy nieprzespanych, i z tego co się przyśni, też zdarzy się czasami. Z niczego i ze śmierci, bo coś nas w niej pociąga, z pytań w typie — co jeśli nie ma żadnego Boga? I z życia, z życia, z życia! z życia chyba najlepiej, nic tylko brać i pisać, a urodzą się wiersze.1 punkt
-
1 punkt
-
Nałożyła Hania czepek, i maseczkę - tak - lekarską. Cały zestaw miała wcześniej, więc została pielęgniarką. Hania chętnie się przebiera, bada mamę oraz tatę, zaszczepiła babcię, dziadka, zajęła się młodszym bratem. - Nie, nie będą chorowali, toż Hania się opiekuje; od rana świetnie się bawi, nad wirusem zapanuje.1 punkt
-
W moim świecie mieszkasz od dawna, tak żywe wiedziemy rozmowy. Przychodzisz. Onieśmielona nie mówię nic, choć wątek gotowy. Gdy Cię nie ma - jesteś tak blisko, chcę się wtulić, czy objąć czule. Gdy się zjawiasz sztywnieję, gubię, ze wstydu nie patrzę w ogóle. Najczęściej szwendamy się razem, wplątani w galerie i tłumy, gdy jesteś naprawdę tuż przy mnie, strwożona odkładam albumy. Jak dać Ci - i nie dać sygnału? że czekam skupiona w marzeniach. Jak odkryć ten skarb mój najgłębszy? Że jesteś, choć Ciebie tam nie ma. To dzieje się we mnie naprawdę, choć prawdą jest, że tylko w głowie, Fantazję - jak przenieść na jawę? Dobrego nie zgubić. Podpowiesz?1 punkt
-
kiedy wioletta villas bierze wysokie cis siedzące na widowni inne wioletty villas wyciągają jednorazowe chusteczki wioletta villas proszona na scenę odgarniam kosmyk z czoła i przeciskając się między fotelami kieruję do wyjścia tej budy z kebabami wcześniej tu nie było schodów również oraz kontenera na zużyte jednorazówki wioletta villas proszona na scenę przez interkom słyszę jak bisuje po raz kolejny i kolejny czekając aż wejdę próbuję przypomnieć sobie twarz johna malkovicha cokolwiek wioletta villas proszona na scenę korytarze pałacu kultury i sztuki znam na pamięć ale nigdy wcześniej nie schodziłam do piwnicy krążą legendy o ślepych kotach i zmutowanej karmiciele wiolu gdzie jesteś krzyczy znajoma inspicjentka głosem wioletty villas miękkość kolan chrapliwy pomruk ścian w ciemnościach ostrzą mi smak 0305201 punkt
-
dzisiaj z tramwaju numer dziesięć między politechniką a nowowiejską zniknęli ludzie w dodatku stołecznym ukazała się notka o innych znikających z parków skwerów kin teatrów karuzeli pamięci telefonów wyciągnęłam karty z rękawa zniknął joker zostały okruszki którymi karmię znikające gołębie sąsiad strzela do nich kamieniami we mgle psy znikają w trawie albo topią się w rzece w pogoni za znikającym patykiem zniknęłam z apartamentowca przy buduję gniazdo pod i tylko trociny 2705201 punkt
-
podprogowo przytrzymują mnie na progu ci, co pod podłogą kombinują z ciążeniem bujam się w przód w tył w przód w tył w przód w tył nucąc piosenkę "God Is Good All The Time"... w tył - nicość w przód - wszystkość w tył - nicość w przód - wszystkość wiem lecz nie jestem pewna co do przeznaczenia więc jeśli spadnę w tył i znajdę się na plecach ujrzę oczy oprawcy ale też skrzydła w ościeżnicach oraz nadproże "God Is Good All The Time"...1 punkt
-
*~```````````````````````````````````````````````````````~* Siedmioletni chłopiec, zabawnie hasa w przydomowym ogródku. To tam pobiega, to tu podskoczy, lub na ławkę siada i nogami majta, by czerpać z tego radość. Jest bardzo wesołym dzieckiem, chyba najbardziej w całym miasteczku. Wszyscy go tutaj lubią, bo wygadany jak na swój wiek i bardzo rezolutny. Najbardziej lubi huśtawkę, którą matka zawiesiła specjalnie dla niego. Wiedziała o jego marzeniu. Zawsze taką chciał. Teraz obserwuje go z okna, mając wielką miłość w sercu, dla swej pociechy. Kocha to dziecko najbardziej na świecie. Widzi, że podbiega do huśtawki, stojącej przy wielkim rozłożystym krzaku. No gdzie by indziej mógł tak szybko biec? Tylko tam, do tego, za czym najbardziej przepada. Usadawia się na siodełku i zaczyna huśtanie. Ma w tym wprawę. Za chwilę jest rozbujały na dobre. Nie widzi go cały czas, bo krzak zasłania. Pojawia się i znika. Patrzy jak urzeczona. To nawet zabawne. Wie, że zniknie, lecz za chwileczkę wróci. Tak go bardzo kocha. Specjalnie kupiła zieloną, bo to jego ulubiony kolor. Cieszył się i skakał z radości, jak taka mała małpka. Aż jej ciepło na sercu, od tej miłości, którą obdarzyła swoje dziecko. Nagle z rozmyślań, wyrywa ją pewne...zakłócenie obrazu. W pierwszej chwili nie dociera do niej, co się stało. Niby wszystko tak samo… a jednak nie. Huśtawka zza krzaka wraca, ale pusta. Matka jest przerażona. Na pewno spadł, poobijał swoje ciało i teraz leży, nie wiedząc, co robić. Huśtał się bardzo wysoko, jak na takie małe dziecko. Nie miała w sobie lęku. Nigdy nie było żadnego wypadku. Wiedział jak to robić. Nie chciał, żeby przy nim stała. Pragnął być samodzielnym. A przecież ma dopiero siedem lat. Powinnam tam stać. Ale czy mogłabym akurat coś zaradzić, gdyby zaczął spadać. Raczej wątpliwe. Tak czy siak, to moja wina. Nikogo innego. Takie myśli w jej głowie nie dają spokoju, kiedy biegnie zobaczyć, co się stało. Na pewno leży i potrzebuje pomocy. Tylko nic nie słyszę. Żadnego płaczu, wołania, czegokolwiek. Tylko nie to! Czyżby...nie, to niemożliwe. To nie może dotyczyć mojego dziecka. Nie przeżyję tego. Za krzakiem go nie ma. Nigdzie wkoło, też. Jakby się pod ziemię zapadł. Szuka go na całym ogródku. Może spadł na tyle szczęśliwie, że po prostu wstał i gdzieś sobie poszedł. Lecz nie może go znaleźć. Woła jego imię. Wciąż i wciąż. Oczy ma pełne łez. Mało co widzi. Wszystko jest zamazane, rozmazane i takie nie ważne. Tylko miłość do jej synka trwa w przekonaniu, że jednak wszystko będzie dobrze. No to zaczynam z tym huśtaniem – myśli sobie chłopczyk. - Obserwuje mnie z okna, to będzie się cieszyć, że tak wysoko umiem. Jestem wyżej i wyżej. Wiem, że trzeba nogami machać, żeby huśtaniu pomóc. Tylko ten krzak, mamę co chwila zasłania. Ale ją widzę. Pojawia się i znika. Wiem, że tam jest i mnie kocha: całym swoim sercem. Teraz właśnie najbardziej to odczuwam. Jestem jeszcze wyżej. Jakie to cudowne. Sam już nie wiem, czy to świat się kołysze, czy ja. Mam nadzieję, że nie spadnę. Mamie byłoby przykro, gdyby coś mi się stało. Znowu ją na moment widzę. Jest taka szczęśliwa i uśmiechnięta, jak ja teraz. Kupiła ją specjalnie dla mnie. No nic, muszę kończyć z tym bujaniem. Woła mnie na obiad. Ostatni raz polecę pod niebo. Ojej, co się dzieję. Chyba spadam...tylko gdzie? Nie ma ogródka. To znaczy jest...ale jakoś inaczej. Wszystko się zamazuje. Zaczynam w kółko wirować, chociaż nie odczuwam strachu. To dziwne, bo przecież powinienem się bać. Leżę na trawie. Nie wiem gdzie jestem. Ogródek niby podobny, ale nie taki sam. A poza tym słoneczna pogoda. Nie tak pochmurno i deszczowo, jak w naszym. Słyszę szelest za sobą. Spoglądam za siebie. Widzę małą dziewczynkę. Odzywa się do mnie: – Wiesz gdzie jesteś? – Nie wiem. Co się stało? – Jesteś w świecie równoległym. – Równoległym? A co to jest? – Świat podobny do twojego, tylko trochę inny. – To fajnie...ale moja mama…mogę ją stąd zobaczyć? – Ty akurat możesz. Ale tylko zobaczyć. Spójrz przez tą dziwną dziurę. Widzę swoją mamę. Biega po ogródku i płacze. Coś ciągle woła, ale nie wiem: co. Na pewno moje imię. Jest tak blisko, a nie mogę jej dotknąć. Przytulić się do niej. – Chcę tam wejść. Jak możesz mnie tu trzymać? – Nie trzymam cię, ale nie możesz. Jeszcze nie teraz. To tak jakbyś oglądał film. Ona nie widzi naszego świata. – Ale się o mnie martwi, a ja o nią. Chcę do niej wrócić. Nie widzisz? – Widzę. Poczekaj trochę, to wejdziesz. – Na co mam czekać? – Masz szczęście. Ja takiego nie miałam. Nie jest mi tu źle, ale powrót niemożliwy. – Szczęście? Co ty za głupoty mówisz? – Jak na siedmiolatka, to jesteś wygadany. – No to mów, dlaczego jestem wyjątkowy? – Twoja mama, w chwili twojego zniknięcia, bardzo cię kochała. Właśnie w tych sekundach, chyba najbardziej. To uczucie nieustannie przenika do tego świata. Jak przeniknie całe, to wrócisz. – Kiedy to nastąpi? – Niebawem...aha... mam prezent dla ciebie: Żółtą Kulkę. – Po co mi ona? Mam podobne. – Ma w sobie pewną: moc. – To co innego. Dawaj. – Nie chcesz wiedzieć, jaka to moc? – Pewnie, że chcę. – Jak ją weźmiesz do ręki i chwilę potrzymasz, nie mając w sobie złości dla innych ludzi… to słońce zaświeci. Nawet, gdyby akurat padało i było pochmurno. Nawet burza zniknie. – Naprawdę? To super. – Ale to działa tylko bezpośrednio nad tobą. Nie wiem dokładnie, jaki ma zasięg. – Nie ważne. Dzięki. – Jest jeszcze coś. Ty musisz ją trzymać. W innej dłoni nie zadziała. – A jak długo będzie działać? – Nie wiem. Za chwilę wrócisz do ogrodu. Matka nadal będzie patrzyła w oknie, a ty się będziesz huśtać. – Nie rozumiem. – Mnie też to trudno pojąć. Wiem tylko, że z czasem, to mi wyjaśnią. – Kto? – Też nie wiem. Uważaj! Wracasz. Nie zgub kulki, którą ci dałam. Ale on ma wprawę w tym huśtaniu – myśli mama. – Buja się i buja szczęśliwie. Niepotrzebnie tak się lękam. Muszę go wreszcie zawołać, żeby przyszedł na obiad. Nagle znowu jestem na huśtawce. Jakby mojego zniknięcia, wcale nie było. Ściskam w ręce Żółtą Kulkę. Jest piękna, słoneczna pogoda. A wszędzie wokół pada deszcz. Będę musiał sprawić, żeby gdzie indziej, też ludzie mieli taką ładną. Jeżeli oczywiście wyrażą takie życzenie. Mama się na pewno zdziwi, jak jej powiem, że mam w ręce takie małe Słońce, które robi, że jest ciągle lato.1 punkt
-
To jeno próba ukazania mowy, z której właściwie nic nie wynika. Poza ślęczeniem po pas w wodzie. Jak państwo zdążyli się zapewne zorientować, za chwilę zaczniemy debatę prezydencką. Każdy z kandydatów usłyszy to samo pytanie i będzie miał dribbla+ na odpowiedź. To znaczy nieco dłuższego, niż reguła cudza przewiduje. Jednakowoż, gdy tylko zacznie podejrzanie przedłużać do drabbla, usłyszy gong i będzie zobowiązany zakończyć wzwód… przepraszam… wywód. Kolejność wypowiedzi zgodna z kolejnością losowania. Pytanie brzmi→”Czemu chcę zostać prezydentem” Głos oddaje kandydatowi nr: 1. Dlatego milknę w szarej strefie ciszy. ~~@:)→1 Do jasnej ciasnej, chcę zostać pierwszą głową, by obiecywać na wybrane świętości, że dołożę wszelkich starań, by wrogie siły zboczone, nie szarpały szponami gospodarki naszej, wypracowanej na ojczystej ziemi, zbezczeszczając, plugawiąc i kradnąc, patriotyczny dorobek prochów naszych ojców. Jak mi tu stoi, przyrzekam solą, chlebem i biało czerwonymi kłosami zbóż złocistych, że takowe łapy poucinam i z dupy powyrywam, gdyż pragnę być polakiem wszystkich prezydentów. Oczywiście, istnieje sporadyczne prawdopodobieństw, bliższej koszuli (((Bim Bam))) ~~@:)→2 Drodzy siostry i bracia. Mojego przedmówcę, nieco nerwy poniosły, na zgniłe manowce pogardy, tyczącej innych narodów, inaczej sąsiadujących. Pragnę prezydentury, gdyż miłuję wszystkich bliźnich, a nawet pozostałych i tylko ja potrafię zapewnić sprawiedliwe łódki, na których popłyniemy, rzeką z miodu i mleka płynącą, by z moim niezatapialnym sterem, którego będę dzierżył w dłoni, pokonać każdy wodospad, lecąc bezpiecznie w dół (((Bim Bam))) ~~@:)→3 Dzień dobry. Poprzednicy zrobili państwu wodę z mózgów. A do racjonalnego, konstruktywnego sprawowania władzy, potrzebny jest nie tylko mózg, ale jeszcze to, co nie każdy posiada, ale ja akurat posiadam, tylko tego nie widać, bo mam głęboko ukryte, w jeszcze nieodkrytym programie. A nie widać dlatego, gdyż nie chcę was rodacy zniechęcić, aż tak znakomitymi pomysłami, bo jeszcze niesłusznie pomyślicie, że jest to niemożliwe. Dlatego pragnę zostać pierwszą głową, więc musicie mi po prostu zaufać. Wspomożecie? (((Bim Bam))) ~~@:)→4 Witam szczególnie ciepło, zgromadzonych przed szklanym ekranem. Kandydaci, którzy wypowiedzieli swoje kwestię, są po prostu niegodni waszego spojrzenia. A dlaczego? Bo tak naprawdę chodzi im o władzę i kasę. A jam bogaty w biedę. Nie potrzebuje nic do siebie. Przede wszystkim zlikwiduję wszelkie podatki, a plusów będzie tyle, że cała geometria naszego państwa ich nie uniesie. I żadne minusy ich nie przemogą. W pozytywnym sensie, rzecz jasna. Nie ciemna. Nie ze mną takie ciemne numery. A skąd na to wezmę (((Bim Bam))) ~~@:)→5 Szanowni widzowie. W głowie mi pierwsza głowa, gdyż patrzę szerzej od szanownych przedmówców. Zrównam kobiety z mężczyznami, szarych z kolorowymi, głupich z mądrymi, myślących inaczej, z myślącymi przeciwnie, wierzących z niewierzącymi i wierzącymi lub nie, w cokolwiek. Oddzielę wszystkie instytucję, od pozostałych urzędów, samorządy od władzy, służbę zdrowia od chorób, księży od celibatu, aborcję od ciąży, emerytów od rencistów, strażaków od ognia, policjantów od kryminalistów, moherowe berety od gołych głów, lasy od drzew, naturę od człowieka, sztuczne nogi od ciał, zwierzynę od myśliwych, władzę od tęsknoty za nią, rząd od nierządu, góry od dołów, złodziei od (((Bim Bam))) ~~@:)→6 Dzień dobry. Jestem skromnym kandydatem niezależnym. Marzy mi się Polska dla wszystkich polaków. Nie podzielonej na: a,b,c,d,e,f, g, h, i, j, k, l, ł, m, n, o, p, r, s, t, u,w, y, z. Przyrzekam, że będę szczodrze nalewać każdemu, z pustego naczynia, gdyż puste się nigdy nie kończy. Proszę o wzajemny szacunek, miłość, słowa: przepraszam, proszę, dziękuję, Niech każdy daje żyć innym. Dbajmy o środowisko naturalne. Żeby homo sapiens w końcu nie wyginął. A może jakby wyginął, to byłoby lepiej. Póki co dołożę wszelkich starań, by Polska miała dostęp do morza ze wszystkich stron. Na wypadek, gdyby wyszły z niego, stwory mądrzejsze od nas ((( Bim Bam )))→Bez przesady!1 punkt
-
Wokół popaćkanego krwią chodnika, zebrał się spory tłumek. A najwięcej, bliskich zwłok. W końcu ktoś ze zgromadzonych gapiów, zadał banalne pytanie: „Czemu”? Członek rodzinny odpowiedział nostalgicznie: „To wszystko przez jego dziadka, figlarza. Zapisał wnukowi spadek z dachu. A że on dziadka miłował bardzo, to zrealizował co mu nieboszczyk – jak się właśnie okazało, prawie świętej pamięci – zapisał.” – Chwila – dodał inny obcy. – O ile mi wiadomo, twórca testamentu, miał drugiego wnuka. Gdzie on? – Dziadek jemu zapisał… co ma wisieć, nie utonie. – Też miłował dziadka? – No pewnie. Co mi insynuujesz? Że niby nie miłował… o jasna cholera! – Co się stało? – Biegnijmy nad rzekę! ******************************************************************* Doprawdy nie mam już sił. Wiem, jestem kochającą: żoną , matką i jeszcze tam kimś i kimś… ale sytuacja mnie przerasta. Biegam jak goła w ukropie, a ścianki wysokie i wyskoczyć się nie da.. Ciągle czegoś ode mnie chcą. Mąż, dzieci i reszta. Pomału nie słyszę, co brzęczą. Jeszcze obiad trzeba zrobić. Czy oni muszą ciągle jeść? Na dodatek dzieci biegają z pokoju do pokoju, bo bawią się w wojnę. Internet nie działa. Normalnie padam na pysk. * – Tatusiu. Choć prędko do kuchni. Mamusia inaczej wygląda. Wchodzą, widzą i słyszą: – Dzisiaj miałam urwanie głowy – mówi samotna głowa, leżąca na podłodze.1 punkt
-
Wszystko rozpięte na ostatni guzik: Miłość zapewnia nienawiść, że kocha samą siebie, Kłamstwo - doszukuje się nieprawdy - w teorii o 'ziemskim' niebie To miejsce nie istnieje: Krasnolud Ludzki zawsze utrudni, ukarze, upomni, zabije i wynudzi Hedonizm, w kretonowej halce, też niczym się nie łudzi Przemyka chyłkiem po parku, bo taka 'Boża wola' - i może cię wyswobodzi, gdy dasz mu z cukru obola ...1 punkt
-
zapach kapryfolium leczy mnie z zazdrości dryfuję w mętnej wodzie odpoczywam w półcieniu i wypatruję jaśniejszych stron pamiętnika czwarta deska od dołu zawsze skrzypi nawet pod najsmuklejszymi bosymi stopami nad tęczą latają drozdy a my zmęczeni życiem nie potrafimy tego docenić1 punkt
-
@Somalija Taką walkę prowadzimy niemal codziennie, na różnych płaszczyznach, jak się z tego wyleczyć? Brać życie jak leci, bezstresowo - masz lekarstwo, kupuję za duże pieniądze. Cudnego wieczoru, w spokoju i ciszy.1 punkt
-
@arkadius Arku czasami trafiamy na nieuczciwych ludzi, po których moglibyśmy się spodziewać całkiem czegoś innego. Co wtedy mamy zrobić z wiarą w ludzi, rozgoryczenie bije z Twojego wiersza. Pozdrawiam miłego wieczoru.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
połowę pola kłamstwem drugą obsiał prawdą teraz na skraju czeka co lepiej obrodzi ostrzy sierp i kosę bo kombajn zwariuje nie podoła - kosa i sierp się ślizgną zasiał po to by się nie martwić że tego lub tamtego biedzie więcej musiał sobie radzić kupił amoniak i saletrę podsypał każde źdźbło słono za to płacąc teraz stoi z pustą sakwą ale z nadzieją w sercu bo wie że obojętnie co lepiej obrodzi i tak to sprzeda pole manewru wielkie zawsze się znajdzie głodny prawdy lub kłamstwa1 punkt
-
Tak po wyborczo snuło mi się wczoraj i snuło. To jeszcze najdelikatniejsze wyszło. Dzięki za wizytę. Pozdrawiam :)1 punkt
-
@Pan Ropuch Dzięki, wierszyk ewoluuje. Nie wiem czy to koniec zmian, kolejne wersy się rodzą. b1 punkt
-
Nie podchodź kochasz bezbronnie. Roztopisz skute lodem turkusy mych oczu, zbudzisz ją. Śpi twarzą do ziemi, przyciśnięta kamieniem serca. Nie podchodź, szczypie, drapie, gryzie. Nie potrafisz, jej nie spotkać. Myślę, o tym żeby nie myśleć. Nie odchodź szczypię, drapię, gryzę.1 punkt
-
@Pan Ropuch Zmienione. Fakt, końcówka w tej wersji dodatkowo zachęca i otwiera. :D Dzięki. b1 punkt
-
@Somalija Nie jestem najlepszy w zgadywaniu czasu oraz tempa przemian, ale referendum dotyczące zrównania(w znacznej części ;) głupia wizyta w szpitalu, pochówek, prawo do dziedziczenia itd., no i wchodzenia w związek partnerski coś na wzór małżeństwa ) praw o związkach partnerskich, powinno się odbyć w najbliższej dekadzie. Wierzę, że to może się dokonać i że społeczeństwo stanie na wysokości zadania. Pozdrawiam Pan Ropuch1 punkt
-
1 punkt
-
Tak, twarze surowe... w Brazylii twarze uśmiechnięte, ale za gorąco no i zarobku nie bardzo uświadczysz. Człowiek cały czas musi wybierać... Wiem, zaraz powiesz, że to nie o tym ten wiersz, ale tak mnie naszło :)1 punkt
-
uwielbiam tego gościa PS gorąco polecam dokument o nim (po prostu niewiarygodny)1 punkt
-
1 punkt
-
Zamieszkałem w winnicy, w słonecznym ogrodzie. Skromnym rąk dwóch wysiłkiem, od chwili świtania Doglądam drzew bujności, ich pąkom się kłaniam Bo dzięki ich owocom, nie myślę o głodzie. Nie sięgają w me progi smutku, strachu fale I pogardy dni przeszłych nie wyje tu burza. Mój ogród jest gościnny, jak dla pszczoły róża, Mój ogród i twój ogród- nasz ogród na skale.1 punkt
-
nie przetrwa żadne sumienie gdy sąd nastanie milczenia pod baldachimem złudy przecenia się rządy ramion gdy twórca ukazuje bezcenne czy nie szkodzi paradoks a potem drąży przestrzenie by pominąć sedno istnienia ta cisza może zabijać zabij zabij człowieku obojętność i przemów1 punkt
-
Semafor podniósł się do góry, jakby jasne reflektory go zaiste podnieciły. Opadająca rdza, poprószyła biały śnieg, niczym tarta czekolada, zbitą śmietanę. Parowóz ruszył ze wszystkich sił, w każdym kółku, na jednym torze. Lekko przygarbiony maszynista, z wyświechtaną czapką, pochyloną w kierunku jazdy, siedział na prostym, trzęsącym się stołku, którego trzy cienkie nóżki, lekko się wygięły, tworząc przezroczystą beczułkę. Lokomotywa chłonęła coraz większą prędkość w kolistości podtrzymujących ją światów. Wirowały jak oszalałe, jakby chciały się oderwać, by podążać swoją drogą przeznaczenia. Raz po raz jakaś zabłąkana iskra, syczała przez chwilę w śniegu, niby wściekły wąż, polujący na swoją ofiarę. Maszynista wcinał bułkę z okrasą pojadając kiszonym ogórkiem. Mimo mrozu i wiatru, panującego na zewnątrz, był spocony jak mysz zwrotnicowa, otulona siankiem, którego nakradła z pobliskiego pola. Ale nie teraz, rzecz jasna. A zresztą to zwierzątko metaforyczne, w snutej opowieści. Kropelki potu kapały na brudną podłogę, w rytm stukania kół o szyny. W tej samej kolejności, kiwał się zjadacz śniadania. Główny prowadzący parowozu. Szarość dnia mijała smugami za oknem. Wewnątrz było ciepło i przytulnie. Tory zwężały się na horyzoncie, do granic możliwości. Siedział nadal na stołku, wpatrzony w dal, którą znał na pamięć. Tyle lat jeździł tą trasą. Była tak powszednia, jak bułka, którą się raczył nie podzielić, bo nie miał z kim. Dzisiaj podróż była inna. Samą lokomotywą. Lazurowy papierek, wyrzucił do nadbrzeża kosza. Na zewnątrz zapadał zmrok. Ukołysany miarowym kołysaniem, popatrywał w kierunku jazdy, jedząc ostatni kęs bułki. W kubku też niewiele zostało. Wypił ostatni łyk. Okapał brodę. Właśnie wycierał ją rękawem, gdy dostrzegł odbicie w oknie. Widział siebie i wnętrze pomieszczenia. Lecz nagle obraz zaczął się zmieniać. Ujrzał kuchnię w swoim domu. Żona stała przy stole i coś tam robiła. Nie dostrzegł dokładnie co, ale na pewno była to ona, chociaż widział ją od tyłu. Obraz nieustannie falował. Mieszał się z odbiciem, wnętrza, w którym siedział. Zobaczył mężczyznę. Podszedł do niej od tyłu i zaczął dusić. Trwało to chwilę. Obraz znów się zamazał. Po chwili dostrzegł żonę. Niewątpliwie nie żyła. Nie widział twarzy mężczyzny. Lecz nagle ów, zaczął się odwracać. Ale właśnie w tym momencie, maszynista zobaczył długą smugę świateł. Drugi pociąg, jechał w odwrotną stronę. Zamazał całkowicie twarz mordercy. Zdążył tylko zauważyć, że na głowie miał niebieską czapkę. Po chwili uświadomił sobie, że przecież na tej trasie, jest tylko jeden tor. Siedział zdruzgotany. Nie wiedział, co o tym myśleć. Co mogla oznaczać ta wizja. Czyżby widział przyszłość. Nie. To przecież niemożliwe. Myślał przed wszystkim o żonie. Nie chciał wierzyć, że to mogło wydarzyć się naprawdę. Zaczął padać gęsty śnieg. Czasami jakaś zabłąkana iskra, zderzała się ze śnieżynką, walcząc o przetrwanie. Miarowy turkot kół, przyćmione światło oraz przyjemne ciepło, sprzyjało rozmyślaniu. Lecz te myśli był lodowate. Raniły jego psychikę. Bardzo. Lokomotywa zbliżała się do strzeżonego przejazdu. W świetle reflektorów zobaczył jakąś postać. Nie wiele jej widział, z uwagi na gęsty śnieg. Dostrzegł jedynie, że poślizgnęła się na torach. Upadła. Nie zdążyła się podnieść, by uciec. Nie obchodziło go to całe zamieszanie, związane z wypadkiem. Miał inne myśli w głowie. Odpowiadał na pytania, ale jego odpowiedzi, jakby krążyły obok niego. Pamiętał na pewno, że postać dostała się pod lokomotywę. A właściwie był o tym przekonany. Nie wiadomo czemu. Tak faktycznie było. Miał racje. Zostały jedynie przemielone szczątki, podoczepiane to tu , to tam, w dolnej części lokomotywy. Patrzył na nie. Myślał sobie: był człowiek, nie ma człowieka. Prawie dosłownie. Jedynie kupa mięsa, kości i krwi. Nagle tak się poczuł, jakby ktoś go silnie uderzył. Dostrzegł zmiażdżoną głowę. A właściwie to, co z niej zostało. Na kościach czaszki, pomieszanej z mózgiem, była wgnieciona niebieska czapeczka. Pomyślał, że to może być zbieg okoliczności. Ale czy na pewno? Co tak naprawdę przedstawiała ta wizja? Teraźniejszość czy przyszłość? Czy było już po, czy przed? A poza tym był zmęczony. Mogło mu się wydawać, że coś widzi. Pożyczył telefon. Zadzwonił do domu. Jego serce waliło jak oszalałe, kiedy czekał na połączenie.1 punkt
-
Pomiędzy Mamusia powiedziała, że należy kochać zwierzątka, bo są dobre. Mam chęć zapytać, czy na pewno wszystkie, ale akurat wydłubuję oko z lalki, bo nieładne, więc nie mam czasu. Widzę wielkiego pieska. Dobrze, że zabrałam ostry nóż. Głaszczę, lecz jednocześnie dźgam w brzuszek. Chcę wykroić mięsko. Sprawdzić, czy będzie mi smakował, lecz on sprawdza mnie w rączkę. Dzisiaj usłyszałam, że nie wszystkie zwierzątka są dobre. Widzę dzieci. Biją kotka kijkami. Podchodzę. Tłukę też. Leżę w łóżeczku. Słyszę jak dziadek tłumaczy mamusi, że nie wyjaśniła tego, co jest pomiędzy. Może jutro rano się dowiem, co tam jest. Teraz zasypiam, przytulając urwane uszko misia. Moja Ukochana Stanowczo za długo zwlekałem z decyzją. Muszę w końcu powiedzieć, że ją kocham. Kupiłem nawet prezenty. Śliczną żółtą sukienkę, z fikuśnymi falbankami. Dodatek stanowi gustowny kapelusik, koloru świeżej wiosennej trawy, oraz delikatny naszyjnik z bursztynu. No i oczywiście pierścionek zaręczynowy, z oczkiem w kształcie czterolistnej koniczynki. Widzę wyraźnie okazały uśmiech. Wszystko pasuje jak ulał, do szczupłej sylwetki. Pięknie przyozdabia. Nie protestuje, gdy wkładam pierścionek na szczupły paluszek. Delikatny zgrzyt, zakłóca nastrój. Pod sukienką ma błękitny biustonosz. Najmniejszy rozmiar. Nie było bardziej płaskich. Czas na finał. Tak długo czekałem. Zapalam świeczki w pustych oczodołach. Przecież musi widzieć, jak wyznaję jej miłość. Ławka w Lesie Jestem w lesie. Nagle z tyłu czuję drgania. Jakby czasoprzestrzeń na harfie zagrała. Odwracam się. Na ławce siedzi cud dziewczyna. Nawet anioł byłby brzydalem, gdyby siedział obok. Nie siedzi. Dlatego siadam ja. Chce pogadać. Doznaję szoku. Piękność jest kamiennym posągiem. Wstaję. Znowu jest żywa. Lecz teraz patrzy inaczej. Zamykam oczy. Gdy otwieram, ławka jest pusta. Siadam. Powtórnie odczuwam drgania. Stoi przy mnie. – Dlaczego mnie nie pocałowałeś? – Miałem całować kamień? – Gdybyś wyszedł poza swoje… Nie wiem dlaczego, ale zaczynam płakać. Słyszę słowa: – Widzę łzy. Na pewno ci zawadzają. Nie mogę odpowiedzieć. – Nie martw się. Mam dłuto i młotek. Zaraz je odrąbię.1 punkt
-
Ɓօ́Ɩ Ɲɑժzíҽí Czy jestem ostatnim człowiekiem? Dołujące wrażenie, że właśnie tak jest, piecze jak wrzący metal. Świat wokół wygląda przygnębiająco. Ruiny domów, ruiny drzew i wszystkiego wokół. Niewidoczne pogorzeliska umysłów, nie są dostrzegalne, na tle różnorakich dokonań. Dobrych, złych, nijakich i pysznych jak gorzkie ciastko. Siadam na skrawku samotnych wspomnień. Jeszcze słońce czerwieni horyzont, gdy zmęczony zasypiam. We śnie widzę wielkiego owada. Rozpoznaję i pytam: – Dlaczego jesteś taka duża? – Moja wielkość, jest wielkością twojej wiary. Dzięki tobie, złożę siebie w ofierze. Może nie wszystko stracone. Budzę się. Chociaż czuję ogromny ból, to po raz pierwszy, użądlenie mnie cieszy. Bo skoro zostały pszczoły... ? ƬɾօsƙƖíաყ Ɑղíօłҽƙ Stoję na cmentarzu. Drzewa kołyszą gałęziami. Są groby. To mnie nie dziwi. Natomiast kamienny aniołek, który sfrunął i usiadł przy mnie → już tak. Widzę, że malec jakiś nieswój. Nerwowo wskazuje skrzydełkiem, a z ust mu dymi fluid słów: – Człowieku. Na miłość boską wracaj do grobu, jeśli ci życie miłe. Za wcześnie zmartwychwstałeś. Gdybyś teraz kopnął w kalendarium, zwłokami zostaniesz bez końca. – No coś ty marmurek. Chyba widzisz… jam nietutejszy. Żaden św. pamięci. – Cholera. Sorry. Myli mnie spirytusem. Pokusiło mnie… wchłonąłem trochę w strukturę. Plotę od rzeczy. Pa. * Widzę swój nekrolog. Co jest? Czyżbym za bardzo wciągnął z aniołka? Ƥszϲzօ́łƙɑ Tak się składa, że szkoła w miasteczku, jest usytuowana niedaleko wielkiego sadu. Duża ilość uli zdobi wnętrze. Lubi tam chodzić. Kocha pszczoły. Gdy tylko pogoda na to pozwala, zakłada sukienkę, w żółto czarne paski. Początkowo wzbudzała szczere zainteresowanie. Było wesoło i przyjemnie. Jednak z biegiem czasu, sielanka przerodziła się w nieustanne szyderstwa. Odzywki z dnia na dzień bardziej dokuczliwe, coraz dotkliwiej bolały. Nie skarżyła się, ale coś zaczęła podejrzewać. Zyskała pewność w sadzie. Owad usiadł na ręce. Wtedy wydała w myślach polecenie. Poleciał we wskazanym kierunku. Spełnił rozkaz. W tym pamiętnym dniu, pogoda dopisała. Bardzo wiele dzieci wybiegło na przerwę. Nic nie wskazywało na to, że coś się wydarzy. Nagle na piętrze w oknie dostrzeżono Pszczółkę. Zyskała ładny przydomek, nie adekwatny do sytuacji, z jaką musiała się borykać. Jedno z dzieci zauważyło, że dziwnie rusza rękami, jakby coś przywoływała. Wtem pojawiła się ciemna chmura. Cień przemknął po zgromadzonych. Nieustannie falując, zatrzymała się blisko okna. Pszczółka coś krzyknęła, wskazując ręką boisko. Po chwili rozpętało się prawdziwe piekło. Atak był dla wielu bardzo bolesny. Nie wszyscy zdążyli uciec do budynku. * Do naszej klasy chodzi taki jeden palant. Ma wciąż rozwichrzone włosy. Jakby piorun w niego strzelił. Mamy komu dokuczać. Świetny ubaw.1 punkt
-
@Marek.zak1 Ale swoje co chciał zrobił, nawet mu nikt gęby nie obił. Trzymaj się zdrowo Marku i wio na wczasy.0 punktów
-
Myślę, że w ciągu ostatnich wielu lat miliony Polaków, łącznie z moją skromna osobą, to przerabiało i przerabia. Dasz radę:). Pozdrawiam.0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne