Opowieść o muzykalnym generale

Pewien pruski generał
cały dzień zrzędził, gderał
a wieczorem — wieczorem się zmieniał...
Nie bił junkrów po mordzie,
siadał przy klawikordzie,
grał Chopina i cały promieniał...

Konglomerat więc zalet
krył się w tym generale,
skarby dziwne snąć w sercu swem chował...
Bo w domowych zaciszach
dłonie kładł na klawiszach,
zaś za dnia temi dłońmi mordował.

Kilka znaczków na mapie
i już trzymał w swej łapie
nieprzyjaciół — i krwi toczył strugi.
A wieczorem —- to koniec!
Ekstatyczne dwie dłonie
wygrywały etiudy i fugi...

Nie pil wódki, ni wina,
ale nim coś zaczynał
przy klawiszach noc spędzał do rana...
Zadumany grał walce,
patrzył na swoje palce,
liczył tanki i nucił Schummana...

Rankiem dumkę grał rzewną,
pułki słał na śmierć pewną,
nie zwykł żadnej potyczki omijać.
Potem krew... rany... eter...
Ryczał: Dreck! Donnerwetter!
—---------a potem... grał „Ave Maria“...

Płakał nad ludzkiem draństwem,
nad kajzerem, nad państwem,
i że ludzi posyłał do czarta.
Bił się w piersi i kajał,
potem się uspokajał,
zasłuchany w rzewnego Mozarta...

Teatralnie (ktoś powie)
kończy się ta opowieść
o wojaku, co kochał Chopina,
kulomioty na dachach
i armaty, i Bacha,
i szrapnele i Beethovena...

Bo to raz, proszę panów,
spadł grad bomb z aeroplanu,
zburzył miasto i zasiał trupami...
Trafiony kulą umierał
muzykalny generał,
co raporty pomieszał z nutami...

A w żałobnym pochodzie
szła orkiestra na przodzie,
zawodziła nieszczerze i dziko.
Nie niesiono medali...
Na lawecie, w oddali
jechał czarny posępny klawikord...

Czytaj dalej: O zarządzeniach niemieckich w sprawie używania starego pieczywa - Władysław Szlengel

Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 53.