Milczenie

Siadłeś mnie naprzeciwko. - Czekaliśmy chwilę,
aż równocześnie pewność ogarnęła nas,
że trzeba ścierpieć ciszy bezlitosny głaz,
gdyż słowa będą tępe, śmieszne w swej bezsile.

Nie patrząc na mnie wziąłeś jakąś książkę w ręce
- ja wpiłam oczy w pismo znane mi od lat,
Spoza szyby glicynii przyglądał się kwiat.
ze smutkiem ametystu - naszej biednej męce.

Patrz w książkę i zaciskaj usta nieprzytomne,
bo potwierdzą me oczy drżenie twoich warg,
bo pękną wreszcie lody i ja się zapomnę...
a to musi być długi i okrutny targ...

O błękicie wód w okienku kajuty...

Oceanie! o zapłacz nad twym dawnym synem,
rozumiem cię, związana z tobą w duszy świcie,
wodo z mewą i błyskiem, perłą i rekinem,
o śnie ty mój błękitny o szerokim bycie...
który w oczy twych dzieci modrą lejesz wodę,
tęsknicy szukającej przez błyski radosne...

O morze! jak zbłąkane lodowce na wiosnę
pęka ma niemoc ciemna, płynę w oswobodę
i widzę prawdę swoją - zdradzam cię, ma ziemio,
wieńcu lasów ojcowskich, gór śniegowe czuby,
kościółku modrzewiowy, w którym prochy drzemią,
rzucam was, widma, w wodę, w jej węże przeguby...

Oceanie! tyś tajnią mej wiecznej tęsknoty,
dzwoniłeś, dzwonie, który wichr puszcza i zrywa,
w wesele me i pogrzeb, gdy mi mama siwa
w krzyż paliła na brzegu w lampkach drżące knoty...

Tyś mnie chował jak innych świetnych marynarzy
- w miedzianej sępiej twarzy miałem oczy wodne,
słodkie jak lądy we mgłach - boleśnie uwodne,
gdy na pięknej dziewczęcej oparły się twarzy.

Ohe! wiecznie otwarte objęcia sinieją!
ohe! tan wichru z morzem, ohe! pieśń tułaczów,
gdy maszt skrzypi, błysk w mgle, grzmi, grog idzie koleją,
gdzieś tam oczy jedyne płowieją od płaczów,
czekających cierpliwie ramion przyszła chwila:
szerokim skrzydłem wiatru żagiel obalony,
wścieka się wody rozmach, wał gór się wychyla
- przez wzgórza, rowy, jary, ohe! - w grób zielony.

Przyjdziesz na brzeg, dziewczyno, i jęk swój rozpętasz.
Krzyk twój wprze się jak inne w poszumy roztoczy,
która tęsknicę jasną kładzie w modre oczy
tych, którzy ukochali radośnie swój cmentarz.

Tak... czasem dusza krzyknie i powietrza mało.
i w innych dziś ramionach drgnie wspomnienie siły,
toby się z fali w falę znów w dal, w słońcu, gnało,
warczy mur płótna w wietrze - sznur - sprężone żyły.

Czytaj dalej: Miłość (Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca) - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska