Która się poczynasz w ogniskach domów
uśpionych pod dymu sklepieniem,
patrz: oto idą wyprawy rycerzy i toną
w ziemi liśćmi, a w ogniu - cieniem.
Oto czasy schodzą i co dzień smutne zwierzęta
pod lipą przy ogniu składają głowy,
a z sierści mrużą złoto. Zawsze piękna
ich linia jak trwający płomyk.
Duchy w powietrzu krążą, słyszę skrzydeł skrzyp
i w kominie chrząszcze złote śpią,
drogą- jak zdarzy- kolumny lip
przechodzą albo żywy dąb.
To śnieg albo liście jak światła mosiądz
tak sypią, odmierzając jeszcze krok, jeszcze wiek,
kiedy my, płowi, stąpamy boso
w gęstym jak miód lipcowy - śnie.
Rósł w nas Agni jeszcze wczoraj, dziś
rośnie kościół ludzkich rąk
albo niebo, na niebie liść,
albo krzyż, albo pogłos trąb.
Która się w ogniu poczynasz,
w dymie domów,
ręce płoną, żarzą się słomą,
ciało - przyczyna.
Która w kształtach nietrwałych jesteś
przez wszystek czas,
patrz: jeszcze my nie ostatni,
dwojgiem ust odmierzając powietrze
odmierzamy w siebie krople gwiazd.
*
W dzień piątki rąk różowe
i ciała kielich dostały,
stoi anioł biały u głowy
albo ptak - na serce - za mały.
W noc - lilia surowa - kształt -
- na świeczniku uśpienia.
Stoi płomień warując ciał -
- wsiebiewstąpienia.
A przez morza ciemne ku nim
schodzi narcyz - sama forma - nie kwiat,
i jak gołąb zamknięty w piorunie
sypie popiół mijających lat.
*
A nie umiera się w takim czekaniu
z duchów w ciało, z ciała w blask,
bo komu koniec jest tylko w poznaniu,
temu ruiny rozpryśniętych miast.
Ale roślin jest wiele, ziół, co rosną po to,
by gdy się staną, dalej duchem iść,
wtedy się każda gałąź zmienia w złoto,
w potok powietrza każdy liść.
Nie ma końca szukaniu. Tak się w niebo
wstępuje co dzień mimo trwogi,
mimo rozwalin i pogrzebów
niedorastanie samo - już jest Bogiem.

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński