Jako żeglarz zwiedziwszy nieprzebyte morze
I przepędziwszy siła w nawalności porze,
Gdy się już z dalekiego powraca więc biegu,
Cieszy się upatrzeniem domowego brzegu,
A wtym skały ukrytej nie widząc na stronie,
Rozbija o nią okręt i sam w porcie tonie;
Tak ja bez oczu twoich bywszy pośród wody,
Tuszyłem, powracając, niechybnéj pogody
Zażyć sobie. Lecz widzę, iżeś i na suszy
Kazała gwałtem tonąć we łzach mojej duszy!
Łedwieś pojzrzała, ledwieś i rękę podała,
I wierzę, żeś się, iżem powrócił, gniewała.
I doznałem z żałością nad swoje mniemanie,
Że lepszy był nasz rozjazd, niżeli witanie.
Cokolwiek jest téj twojej odmiany przyczyną,
sobie wiem, żem żadną nie obciążon winą;
Nawet i tym niewinność już wyświadczę swoje.
Że niezasłużoną złość skromnie zniosę twoje.
Lecz sprawiedliwa Wenus pomści się nad tobą
I kiedyśkolwiek tąż cię nawiedzi żałobą.
Gorzéj ci życzyć miłość nie pragnie stroskana,
Że kochając się w inszym, nie będziesz kochana.