Votum

Ko­ta­rzysz­cza me dro­gie i wi­lej­skie bro­dy,
Wy mnie te­raz sta­nie­cie za bo­ga­te gro­dy,
Je­śli mi po mych tru­dach, po mych dro­gach czę­stych
Zda­rzy się od­po­czy­wać w knie­jach wa­szych gę­stych.
Tam już, da Bóg, oba­czą me ko­cha­ne pro­gi
Za­wie­szo­ną opoń­cza, boty i ostro­gi,
I co­kol­wiek z piel­grzym­stwa po­dróż­ne­mu zby­wa.
Niech mię w dro­gę od­le­głą wię­cej nikt nie wzy­wa,
Cho­cia­by mi in­dyj­skie skar­by ofia­ro­wał,
Cho­cia­by mi i flo­tę hisz­pań­ską da­ro­wał!
Co, prze­bóg, za śle­po­ta zbie­gać kąty świa­ta?
W tru­dach, pra­cach, nie­wcza­siech tra­wić swo­je lata,
Ani zno­jów, ani się bać zim­na ostre­go,
Ani nie­bez­pie­czeń­stwa mo­rza sza­lo­ne­go.
Szczę­śli­wy, kto się na swym szpłach­ci­ku gna­ru­je,
Trzy­kroć szczę­śli­wy, kto się tro­chą kon­ten­tu­je,
Ten w szczu­płym swym obej­ściu, choć w kopę ubo­gi,
I psu, jako więc mó­wią, nie po­ka­że dro­gi,
Na­dzie­ja go nie­pew­nej ła­ski nie uwo­dzi
Ani nie­szczę­sny lat swych mar­nie nie za­wo­dzi.
Nie stra­cha się, sum­nie­nie nie­ty­ka­ne ma­jąc,
Ba­rziej Twór­cy niż panu swe­mu wy­ga­dza­jąc,
Ani go nie­spo­dzia­nie krwa­wa broń po­ży­ła,
Ani go mor­ska na­gła na­wal­ność okry­ła,
Ale swym bło­go­sła­wiąc dzia­tecz­kom umie­ra,
A żona wła­sną ręką oczy mu za­wie­ra.
Tam go w gro­bie zie­lo­na mo­gi­ła na­kry­wa,
On już w cie­niu pod­ziem­nym wiecz­nie od­po­czy­wa.
O, szczę­śli­we mo­gi­ły, szczę­śli­we i cie­nie,
Któ­re po śmier­ci ta­kie da­wa­ją wy­tchnie­nie!
Gdy­bym jesz­cze po świe­cie miał się tłuc, sza­lo­ny,
A w tym na­gle od śmier­ci w dro­dze po­prze­dzo­ny -
Któż by mi po­grzeb spra­wił? Któż by mię, zmar­łe­go,
W cu­dzym kra­ju u gro­bu pła­kał, nie­szczę­sne­go?
Już was że­gnam, o Ta­try i Alpy wy­so­kie,
Żegnam cię już na wie­ki, o mo­rze głę­bo­kie,
Żegnam was, bez ko­rzy­ści, a peł­ne za­zdro­ści
Urzę­dy i was z nimi, dwor­skie ob­łud­no­ści!
Nie­chaj już w cie­niu sie­dzę dą­bro­wy zie­lo­nej,
Za­ży­wa­jąc za­ba­wy Mu­zom po­świę­co­nej.
Tam się ja uczyć będę nie­bie­skiej mą­dro­ści,
Boga z Chry­stu­sem chwa­lić na wszyt­kie wiecz­no­ści,
Co mię Mu mi­łym czy­ni, co mię zba­wio­ne­go,
Jako praw­dę ro­ze­znać od fał­szu spro­śne­go.
Wy­peł­ni­łem, o Boże, to moje żą­da­nie,
Niech mi się żyć i umrzeć w mym ka­cie do­sta­nie.
Spo­koj­ny ką­cie, to­bie się ja ofia­ru­ję,
W to­bie, nie­znacz­ny sta­rzec, niech wy­tchnie­nie czu­ję,
Ty, póki wola Boża, cho­waj mię zdro­we­go,
Ty mię zie­mie ka­wal­cem na­rzuć umar­łe­go.

Czy­taj da­lej: Krótkość żywota – Daniel Naborowski