Śpiewaków trzech, różnego wieku i postawy,
Do koczujących przyszło mężów przy ognisku;
Pierwszy -- o chwale śpiewał, lubo głos miał łzawy,
TAkże o zemście, w oka potwierdzonej błysku,
O sile też, z wnętrzności ducga wydobytej,
Zdruzgotać broń mogącej, a cichej i skrytej...
Pieśń jego zrazu była wzięta obohętnie,
Ciekawiej potem -- potem wszystkimi zmysłąmi,
Z zapałem takim, chciwie tak, i tak namiętnie,
Że śpiewak znikł słuchaczom -- myśleli że sami
Z lirą obcując, mogą pominąć człowieka.
Gdy spostrzegł ktoś, że drugi jest, i że nie czeka -- --
Drugi wraz śpiewać począł; lecz pierwszego jeszcze
Echa w powietrzu trwały, we krwi -- wzruszeń dreszcze.
Rwanymi więc strofami śpiewając, zobaczył,
Że mu to pozostało po pierwszym w podziele,
Czego się tamten dotknąć nie mógł lub nie raczył;
Począł więc człeka śpiewać powinność i cele...
Człowiek?... powinność?... treści tak z życiem zbliżone,
Że słuchacz poczuł drżącą mu zbyt blisko stronę
I cofnął się; wraz śpiewak kwiatem to zarzuci,
Na głuchszy ton nastroi, ale jeszcze nuci,
RAz wraz kwiatami sypiąc między swe rapsody,
Aż z-cichła pieśń i śpiewak skrył się za ogrody!...
Pozostał trzeci, losu poprzedników świadom:
Ten -- z wolna strojąc lirę-- położył się na niéj
I porwan jest ku złotym na niebie plejadom,
Gdzie wolność...
... i już może nie wróci z otchłani...