...A ty mnie ganić będziesz, że greckiej kolumny
Na brzegu morskim, falą oszklonej, tak żal mi,
Że prawie łzę ja dla niej miałem, jak dla trumny,
Gdy tyle bolów, smutków tyle się dziś psalmi.
Więc słusznie gań, a smucić pozwól się niesłusznie,
Bo któryż smutek (rzeczy biorąc wielkodusznie).
Któryż-bo smutek słuszny?!... Dalej nie dośpiewam,
Lecz wspomnę czas i powieść starą — starą nie wam.
Cicero, konsul, z Rzymu wysłan był za sprawą
Do Sikulów — skrzydlatą uprzedzony Sławą,
Listami także, których datum z Kapitolu;
Popłynął, nie jak parą się dziś z Neapolu
Przenoszę do Palermo — popłynął na nawie
Wiosłoskrzydłej, dzwoniącej pieśń, jak mdłe żórawie.
Tam w mieście jednem grecki był wychodziec stary,
Uczący młódź mądrości greckich (może wiary?)
Samotnik, tęskno nieraz nucący rapsody,
W mówieniu skąpy, skromny, dumny, jak narody
Zbolałe, albo męże, w głębokość sumienia
Schodzący, gdy historji rzekną: «dowidzenia!»
Z tymto wychodźcem konsul, pod otwartem niebem
O sokratejskich rzeczach mówiąc, niby chlebem
Mistycznym się narodów rozłamywał w słowie.
A był to wieczór, cisi wgórze obłokowie
Z gwiazdami w oczach — cisi niżej i uczniowie
Na schodach gmachu — dalej kolumn rząd — a daléj
Czerwony laur, co kwiatów się łunami pali.
Cicero mówił — mówił nie do rzymskiej rzeszy,
Jak chytry stron gladjator, lecz jak duch, co śpieszy
Wargami, by rytmowej wydążyły lawie,
Więc jak natchniony, Grekiem się rodzący prawie;
A mówił wciąż heleńskiem słowem i przydechem,
Bo była rzecz o duchu — rzecz, ostatnim śmiechem
Po wychyleniu mętnej okryta trucizny,
Jak głazem — na nim słowa te dwa: myśl ojczyzny...
Natchnienie przeszło — ucznie się do mówcy garną,
Gdy ten ze skrzydeł w togę wracał konsularną,
Jak duchy, co, z posągów wysłane na zwiady,
O wschodzie słońca w marmur znów wsiąkają blady.
I stał Rzymianin, siłą namaszczony grecką,
A grecki mąż opodal, kryjąc łzę, jak dziecko,
Zatęsknił — potem, w niebo rzucając rękoma:
«Więc już i słowo (szepnął) wyssał upiór-Roma!...»
Powieść tę (której Plutarch pisząc, nie czuł głębi),
Oh, ileż razy piskiem dławionych gołębi
Z italskich tu ja gruzów, syn Grymhildy, słyszę,
I gorzko mi, aż nie wiem sam, czemu i piszę.