Noc na niebie. Wieś w mroku złudnie roztajała
W bezkształt senny. tu ówdzie swiatłem zwypuklony.
Psów wycie rozpowiększa bezbrzeż wsi uśpionej
i niżej srebra stosy płonie chmur nawala.
W tej i owej chat szybie świeca lśni jak gwiazda,
Czasem sylweta głowy mignie tam i zginie:
Sen szyby... W wonnych sadów szemrzącej głębinie
Duchy na nocleg w ptasie wdzierają się gniazda.
Zapach ziemi wilgotnej i zziębniętych kwiatów
Zlewa się w jeden mocny i wystały trunek.
Wietrzyk spadł mi na czoło niby pocałunek -
Skąd, od kogo? - sam nie wiem! Może spoza światów...
A na niebie rozpiętym, bezbrzeżnie rozległem,
Księżyc pała, chmur srebrne zwisają odlewy,
Jakiś anioł (on nie wie, że go tam dostrzegłem!),
Jakiś anioł błękitnooki i złocistobrewy
Z gorączkowym rumieńcem w zwierciadle księżyca
Przegląda swe o Bogu zadumane lica.