Nad przepaścią

Autor:

Z prze­pa­ści ciem­ne wid­mo wsta­ło...
I na urwi­sku stro­mem
Wę­drow­ca w dro­dze za­trzy­ma­ło
Bez­kształt­nym swym ogro­mem.

Przy­szło go trwo­żyć groź­ną mocą,
Co ludz­kie ser­ca gnę­bi -
Uni­ce­stwie­nia głu­chą nocą -
Próż­nią bez­den­nej głę­bi.

I za­sło­niw­szy błę­kit, rze­cze:
"Nic cie­bie nie oca­li,
Z tego roz­dro­ża, o czło­wie­cze,
Już nie ma wyj­ścia da­lej!

Próż­no na prze­kór twar­dym lo­som
Zmie­rza­łeś wciąż do szczy­tu
I próż­no chcia­łeś kraść nie­bio­som
Za­gad­kę swe­go bytu.

Sza­lo­na py­cha cie­bie zwio­dła -
My­śla­łeś, że bez koń­ca
Bę­dziesz nieść w górę ludz­kie go­dła,
Do praw­dy zdą­żać słoń­ca.

Wiedz, że nie może nikt bez­kar­nie
W bez­den­ną ton spo­zie­rać...
I mu­sisz wszyst­kie przejść mę­czar­nie,
I zwąt­pić... i umie­rać...

To świa­tło, z któ­rym dum­nie kro­czysz,
Na to ci tyl­ko słu­ży,
Byś uj­rzał prze­paść, gdzie się sto­czysz
Na koń­cu swej po­dró­ży.

Tym świa­tłem mar uro­czych roje
Spło­szy­łeś na swej dro­dze -
Unio­sły z sobą szczę­ście two­je...
A za to ja przy - cho­dzę.

Na miej­sce ja­snej ich gro­ma­dy
Co pierz­chła już skrzy­dla­ta...
Przy­by­wam jako cień za­gła­dy
I wiecz­nej nę­dzy świa­ta...

A czło­wiek na to: "Mar­ny cie­niu,
Coś po­stać wziął ol­brzy­ma,
Idę ku swe­mu prze­zna­cze­niu
I nic mnie nie za­trzy­ma.

Do góry, na­przód, wciąż przez wie­ki
Z tym świa­tłem, co mi dano
Mu­szę w przy­szło­ści kraj da­le­ki
Za jutrz­nią biec ró­ża­ną.

Mu­szę zdo­by­wać krok za kro­kiem,
Zdą­ża­jąc wiecz­nie za nią,
Na stro­mych ścież­kach wal­czyć z mro­kiem
I chwiać się nad ot­chła­nią.

Nie­jed­ne wid­ma przy­cho­dzi­ły,
By wieść mnie na bez­dro­że,
Nie­je­den sen mnie wa­bił miły
Na kwia­tów mięk­kie łoże.

Spę­dzi­łem wszyst­kie mary pięk­ne,
By pro­ściej iść do celu -
I cie­bie te­raz się nie zlęk­nę,
Po­sęp­ny ku­si­cie­lu.

I ty ustą­pić mu­sisz z dro­gi -
Zwod­ni­cza twa po­tę­ga!
Po­nad ni­ce­stwa ciem­ne pro­gi
Duch ludz­ki wy­żej się­ga!"

Czy­taj da­lej: Jednego serca! tak mało! tak mało - Adam Asnyk