Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

tylko mnie poproś do tańca


Andrzej_Wojnowski

Rekomendowane odpowiedzi

całe życie przetańczę z tobą

wybaczę każdy krok

i walca prawą nogą

i w tangu płochy wzrok

 

fokstrota zmienisz w sambę

 zrozumiem - słaby słuch

dobrze czarujesz rumbą

gorącą płomieniem róż

 

a gdy zagrają cza - czę

zanucę ci tak tak

być zawsze parą z Tobą

jedno marzenie mam

 

tylko mnie poproś do tańca

na parkiet wspólnego życia

miłość jak pomarańcza

ciągle słodyczą zachwyca

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam - jest słodko - warto czekać na taki taniec... Andrzeju.

Podoba mi się dziś u ciebie.

                                                                                                                   Pozd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Alu nie.

 

Ona nie zdąży - zawsze proszę pierwszy .

Nie znam innych opcji.

 

Wiersz miał być o czymś innym, ale nie mogłem go opanować.

Napisał się sam. Tylko wciskałem klawisze.

 

Pozdrawiam  jak zawsze

czule i serdecznie

niech słońce weny

świeci ci wiecznie.

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam bez potknięcia czyli dobrze prowadzi, pozdrawiam

 

 

ps. jedynie tytuł jest już zarezerwowany i kojarzy się silnie "tylko mnie poproś do tańca ja na nic więcej nie liczę..." chyba że celowo.

 

 

 

Edytowane przez Magdalena (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jeszcze nie , ale nie wykluczam takiej opcji

 

Na razie nic nie wskazuje na to że tak będzie.

Radzę sobie.

 

A teksty narodziły się przypadkowo.

 

" Kiedyś, nocą przy ognisku

  z sąsiadami grillowałem

  po kolejnej porcji whisky

propozycję usłyszałem

 

spróbujemy - czemu nie

dzisiaj śpiewać każdy chce

 

towarzystwo grać umiało

ale tekstów było mało

 

ja najstarszy piątka plus

odebrałem to jak mus

 

pisać nigdy nie umiałem

ale coś nasmarowałem

była płyta i koncerty

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 ( nie odpowiadam za reakcje po wysłuchaniu - lepiej nie słuchać)

ale sukces to niewielki

 

Teraz krótką przerwę mamy

a ja piszę dla zabawy"

 

Pozdrawiam Magdaleno.

Twoje imię kojarzy mi się zawsze z :

 

 

 

Tekst kicz ale jak pisał Dostojewski - "duszoszczypatielnyj"

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dla Kobiet.

Cóż mam takie urocze sąsiadki.

Pierwszy tekst to młodość, a "Wiatr " dojrzałość.

Miło mi że się podobają moje pierwsze teksty.

 

Dziękuję

Pozdrawiam

 

 

 Niestety Monika nie chce nic  śpiewać więcej , tylko grać na basie - co robi również doskonale.

 

Dziękuję i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...