Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Głód


Tourniquet5

Rekomendowane odpowiedzi

Otwieram oczy
Dzwoni budzik
Mogłam wcale się nie budzić
Panika
Wstając obchodzi mnie tylko jedno
Ile spalę, ile zjem - zmartwień moich sedno
Jestem jak zombie, półżywa, ospała
Wszystko to chorych ambicji chwała
Jeszcze zanim wstanę z łóżka

planuje co zjem do okruszka
Czuje, że tonę lecz boje się zastasować przeciw sobie obronę


Chcę rozbić lustra 
Niech to już minie
Za długo wisze na cienkiej linie 
Nie jestem tłusta 
Chcę rozbić lustra
Mój umysł to pułapka


Głód
Stłumiam w sobie to uczucie

znieczulam się na wszystkie bodźce
Myślałam, że szcześliwsza znaczy lżejsza, chciałabym być wtedy mądrzejsza...
Byłam cieniem samej siebie

marzenia zakopałam w glebie
Miałam świadomość, że sie zgubiłam lecz znaleźć drogi powrotnej nie potrafiłam
Czułam się jakbym oglądała moje życie w kinie, czas minie, młodość zginie a ja nie zmienię scenariuszu w tym masochistycznym filmie

 

 

Chcę rozbić lustra 

Niech to już minie
Za długo wisze na cienkiej linie 
Nie jestem tłusta 
Chcę rozbić lustra
Mój umysł to pułapka

 

 

Czuję się kompletnie zagubiona,

bezużyteczna, chciałabym zniknąć 

Może ulżyłabym innym, martwa już byłabym lepsza
Jest mi zimno, od zewnątrz i wewnątrz...
Dlaczego płaczę skoro już nic nie czuję? 
Zapomniałam co to jest sczęście i radość, istnieje takie coś jeszcze?
Chciałabym coś zjeść ale wytrzymam, jestem silna
(Umieram od środka) 
Potrzebuje ratunku, duszą mnie moje własne demony 

 

 

Chcę rozbić lustra 
Niech to już minie
Za długo wisze na cienkiej linie 
Nie jestem tłusta 
Chcę rozbić lustra
Mój umysł to pułapka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno mi przejść nad treścią do porządku.

Wydaje mi się, że Podmiot Liryczny z wiersza, bardziej potrzebuje lekarza specjalisty. Przejęłam się tak, że powiem tylko, że chyba jest lepszy tłusty, żywy zając od chudego, zdechłego. Nie żebym zachwalała nadwagę, nie o to chodzi, ale życie jest najcenniejszym dobrem jakie posiadamy.

Oprócz wyglądu mamy przecież jeszcze inne wartości.

Chyba książki nie kupujesz dlatego, że ma ładną, zgrabną okładkę.

A może masz znajomych, którzy są przy Tobie tylko pod jakimś warunkiem.

To chyba lepiej zmienić znajomych.

Na temat formy się nie wypowiadam, bo i tak dałam chyba za wiele

przypraw do komentarza.

Życzę powodzenia :)

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już z tego wyszłam. To opis moich przeżyć w czasie tej okropnej choroby. Teraz już wiem, że wygląd nie jest taki ważny. Chciałam po prostu "przelać na papier" to, co wtedy czułam. Jakoś tak mi lżej, kiedy rozliczyłam rachunki. Wiem, że ten wiersz nie jest pieknię napisany, ale jest autentyczny. Napisałam go w przypływie emocji. Dziękuje za troskę, na szczęście teraz już ze mną wszystko dobrze i wiem, że waga nie definiuje człowieka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo mnie to cieszy, że dałaś radę. Tylko teraz trzymaj się mocno.

Jesteś dzielna, chcesz żyć, kochasz życie i tak trzymaj.

Nie kupiłabym książki, nie wzięłabym jej za darmo,  tylko dlatego, że ma ładną okładkę, a w środku wióry. Umarłabym ze wstydu, gdyby ktoś z moich gości wziął ją do ręki.

Zostaw sobie wszystkie te wspomnienia na pamiątkę, jako lekarstwo, na wypadek chwilowego załamania, opraw w ramki, niechaj Cię strzegą :)

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj -  życie jest zbyt piękne by zamazywało je to  o czym mówisz.

Żyj i ciesz się tym.

                                                                                                                                   Pozd.serdecznie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Tourniquet,

wstrząsające wyznanie zawarłaś w tym tekście,

jego chaotyczna konstrukcja odzwierciedla (jak dla mnie) autentyczność przeżyć Peelki.

Poruszył mnie ten Twój utwór.

 

Chociaż (co zresztą już wiesz) można by nad nim popracować,

jeśli oczywiście dasz radę (bo rozumiem, że jest to dla Ciebie bardzo nieprzyjemne wspomnienie).

Przynajmniej literówki i gramatyka wymagałyby tu interwencji naprawczej,

jeśli chciałabyś ten tekst potraktować jako literaturę, prezencik dla czytelnika,

a nie tylko narzędzie do autoterapii.

 

Tak czy siak, cieszę się, że masz to wszystko już za sobą :)

I przepraszam, jeśli jakkolwiek uraziłam.

 

Trzymaj się, wszystkiego dobrego,

 

D.

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...