Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

trochę inaczej odczytałem ten wiersz. Jednym słowem morderstwo nie wchodzi raczej w rachubę, tylko jak to powiedzieć... perwersyja jakowaś tu się pląta, chyba.
(był taki kawał o pijaku z zakrwawioną gębą nad ranem przy lustrze :) ;P
Koszmarek, ale całkiem zgrabny. Lubię takie. Plus.
Pozdrawiam.

  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Hm, powoli nadchodzi czas na rozwiązanie tej inspiracji z mojrą w tytule. Dawno temu mieszkałem w dużym mieście. Wynajmowałem mieszkanie na dziesiątym piętrze wieżowca, w pewnym typowym blokowisku z wielkiej, komunistycznej płyty. Wydarzenia, które rozegrały się pewnego dnia, krótko przed zmierzchem, nie zapowiadały tragedii, jaka miała się wydarzyć pół roku później...
Osiedle zaalarmował przeraźliwy krzyk. Okazało się, że na krawędzi wieżowca, vis a vis mojego bloku, stała dziewczyna w letniej sukience, machając rozpaczliwie rękami. Krzyczała do kogoś na dole. Żeby jej uwierzył, że go kocha, że nie ma nikogo innego, że nikogo nigdy nie kochała, jak jego. Młody chłopach stojący w otoczeniu szybko gromadzących się gapiów wołał, żeby wróciła na dół. A ona ciągle krzyczała, pytając z determinacją, czy jej wierzy... bo jeżeli on tego jej nie powie, to skoczy.
W pewnym momencie, ten chłopak na dole zaczął głośno ją zapewniać, że wierzy, że kocha.
Błagał ją o zejście. Po chwili wbiegł w klatkę i schodami dostał się do suszarni na ostatnim piętrze a przez wybite tam okno wszedł na dach. Stali tam dobre pół godziny przytuleni do siebie.
Wszyscy odczuli wielką ulgę, bo wyglądało to poważnie i desperacko. Po kilku tygodniach zapomnieliśmy o tym incydencie. Chłopak regularnie spotykał się z dziewczyną
Pół roku później, jak wszyscy w osiedlu przypuszczali, nękana scenami zazdrości młoda dziewczyna zmęczona szaleństwem miłości pełnej gwałtowności i podejrzeń, porzuciła chłopaka. Przyszedł jednak się pożegnać, jak opowiadali jej rodzice. Przed klatką, pod blokiem doszło do szarpaniny między nimi. W pewnym momencie wyrwała mu się i podeszła pod wejście na klatkę schodową. Ruszył za nią i wtedy pchnął ją nożem.
Precyzyjnie i mocno. Oparła się o niego. Podtrzymywał ją w ramionach, trzymając nóż za jej plecami. Coś mu zdążyła powiedzieć, zanim znieruchomiała, bo dostał szału. Położył ją na trawniku, nieruchomą i szukającą milczącymi oczami błękitu styczniowego nieba. Kaleczył się na oślep tym nożem i całował ją na przemian po głowie, włosach, i dłoniach. Ktoś już w między czasie zawiadomił pogotowie i milicję. Lekarz na sygnale podjechał pod klatkę karetką. Ktoś inny, przytomny, kopnął nóż w trawę przyprószoną cienką warstwą śniegu. Nie chciał dopuścić lekarza. Był cały zakrwawiony, jakby wyszedł z maszynki do mięsa. Prawdopodobnie instynkt samozachowawczy nie pozwolił mu na głębsze zranienia swojego ciała. Kiedy wkładali ją do ambulansu, rozpędzał się i walił głową z całym impetem w karetkę. Miał szał w oczach i cały był umazany krwią. Swoją i jej. Za niedługi czas przyjechała milicja i po krótkiej szamotaninie obezwładnili go wrzucając do suki, jak worek ziemniaków. Niestety, dziewczyna nie żyła już w momencie, kiedy wkładali ją na nosze, ale tego nie mógł nikt wiedzieć, gdyż pośpiech lekarzy był jak najbardziej uzasadniony.
Według relacji szpitalnego anatomopatologa , o czym dowiedzieli się rodzice po obdukcji, był to cios dokładnie w samo serce i śmierć dopadła ją w kilka sekund.
Miłość wyrywa się czasami spod kontroli naszych namiętności, posyłając nas nierzadko prosto do piekła, w którym po niewczasie szukamy pięknej Beatrycze. Nie wszyscy mają tyle szczęścia, ile miał Dante. W piekle nie ma po prostu nic. Tylko ogień, który trawi resztki tego, co po nas zostało. Trudno teraz ustalić, czy ludzkie życie jest tak mało cenne, czy miłość była taka ogromna.
Tak daje znać o sobie zielonooki potwór zazdrości. Miłość, to nie tylko szczęście i motylki w brzuchu, to czasami cios w serce i pogrzeb. Miłość ma tysiące twarzy, a ja ciągle podążam jej tropem. To echo z jej ust spłoszone, dotarło do mnie dopiero teraz, jak twórcza wena, krwią poplamione.
To tyle o nożu, bez którego na co dzień nie jesteśmy w stanie się obyć. Czasami jest również narzędziem zbrodni.
Dziękuję wszystkim za dociekliwość i dylematy interpretacyjne. Miło było mi poczytać Wasze komentarze. Pozdrawiam.

Opublikowano

uwielbiam Twoje opowieści Emilu
:D
:*
te króciutkie, delikatne, jak muśnięcia motyla (cóż za banał),
jak i te - erotyką ociekające (na prozie)
i krwią z serca kochanków....
a przed chwilą mówiłeś, że nie lubisz metalicznego smaku...
:*

Opublikowano

krew ma taki smak, ale tylko wtedy, gdy kapie z noża...
Magdo, Ty nie śpisz jeszcze? Te romanse ukrwawione poślą Cię do piekła namiętności... hahaha
Dzięki za wejście smoka i pozdrawiam myślą, bez czynu... :)

Opublikowano

naturalnie, że chodzi o rodzaj męski, który sprinterską wspinaczką po puchar ambrozji, pozbawia kobiety podobnego szaleństwa, będącego jego udziałem. Kobieta została pomyślana przez naturę w sposób szczególny. Mężczyźni, to tylko taki dodatek do priorytetów prokreacyjnych świata.
Chromosomy "y" kurczą się i maleją z roku na rok. Po prostu znikają. Natomiast dwa "X"-y żeńskie
samodzielnie uzupełniają wady w budowie genetycznej, czego cherlawy "Y" nie robi skutecznie.
Za około 120.000 lat prawdopodobnie mężczyzna zniknie z powierzchni ziemi, bo w wyniku partenogenezy, kobiety własną tkanką, z której podczas obróbki laboratoryjnej uzyskano chromosomy X, będą mogły się zapładniać, lub już to robią. Z takiego działania urodzą się tylko dziewczynki i o to właśnie chodzi kobiecie, bo natura chociaż też zadbała o hedonistyczne zachcianki mężczyzn, nie wzięła pod uwagę zemsty kobiet, pozbawionych prawdziwych orgazmów.
Kobiety nie są tak wspaniałomyślne, jak Natura. Zadowolona?
Pozdrawia Cię cherlawy "Y", "mąż czy nie mąż, ale sprawca kilku ciąż..." i wszystkie żeńskie :))

Opublikowano

cóż za historia, niestety, może słusznie unikam egzaltowanych panów...
a wracając do wiersza, to ta domniemana zbrodnia była ciekawsza od dokonanej.
- kiedy jescze wydawało mi się, że rozgrywa się na pograniczu realizacji.

pozdrawiam
/b

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Drogi Igreku, dziękuję za dogłębne (z głębin) wyjaśnienia. Twoja precyzja jest godna pozazdroszczenia :)), i wiedza również. Świat bez mężczyzn...? :D
Jaś nie doczekał....i ja również!
:*
a "Seksmisja"... to już było!
:D
Opublikowano

"Ciemność, widzę ciemność! Ciemność widzę!"

"Żeby chłop nie mógł z gołą babą w windzie..."

"Wiem! Wiem! Sfiksowałyście boście chłopa dawno nie miały! Chłopa wam trzeba! Sam siądę!"

Świat być może obejdzie się kiedyś bez mężczyzn, ale póki co obowiązuje inny porządek, a po nas choćby koniec świata!
Najważniejsze, żeby nie mylić uwielbiania ze rżnięciem
Niektóre kobiety są po to, by je uwielbiać, inne-żeby bzykać. Problem mężczyzn polega na tym, że ciągle mylą pierwsze z drugimi, zapominając, że wszystkie i tak kiedyś będą zerżnięte... hahaha
Pozdrawiam Magdę, co nie doczekała... :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:/
i całe szczęście, że nie doczekała, bo najchętniej by Cię zarżnęła
ew. ci urżnęła, żebyś już nie miał problemów...mężczyzno

a potrafisz być taki subtelny...
no to sobie pogadaliśmy.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:/
i całe szczęście, że nie doczekała, bo najchętniej by Cię zarżnęła
ew. ci urżnęła, żebyś już nie miał problemów...mężczyzno

a potrafisz być taki subtelny...
no to sobie pogadaliśmy.

Jezdem subtelny... ale to niekoniecznie potrzebne jest podczas rżnięcia... hahaha
Do uwielbiania, to zupełnie co innego. Ale samym uwielbianiem daleko się nie pojedzie... hihihi
Bądźże pozdrowiona św.Madgaleno :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...