Kilka dni w jasny punkt
Obracam łóżko
W przód
W tył
Głowa słucha
Wszystkich zdarzeń
Mówi kiedy ja nie potrafię
Idę po korytarzu
Pełnym katastroficznych słów
Rzucam okiem na zmęczone twarze
Podłoga schodzi po ukosie
Jakby chciała mnie przewrócić
Zdrapuję ean-y paznokciem
który coraz mniej jest mną.
Nie znam cyfr końcowych,
żeby jeszcze wyróżnić się.
Mijam między wódką a jutrem
aż spadnę za regał bez ceny,
gdy półki przestaną być puste —
kogo dziś obchodzą daty?
Nie byłem na urodzinach,
takich nie wręcza się ludziom
i tylko jej uśmiech kreskowy
ubiera mnie w plastik co święta.
A jeśli wyrzuci opakowanie
utracę gwarancję powrotu.
W domu są takie miejsca
co kurzą się w ciszy.