Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Iść czy nie iśc - pytanie dnia


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ktoś uzasadnił.
A według ciebie stwierdzenie o postawie obywatelskiej jest wystarczające? Wlasnie wiedzy- ktos wie cyzm jest podatek liniowy, a ty nie wiesz, ale poszedleś gloswać. tzn albo jestes przeciwny podatkowi liniowemu, albo nie wiesz czego chcesz i dlatego glosowales.
Mamy demokracje, obywatel może ale nie musi brać udział w głosowaniu, nie widze powodu, zeby sie oburzac z tego powodu, lub traktowac innych jako glupszych. mam juz dosyc tej calej propagandy, zachęcającej do glosowania. A czemu warto isć? dostanę kiełbasę, jak zagłosuje?

Na twoje pytanie nie chce mi sie odpowiadać.

ps. Ja uważam, że niska frekwencja nigdy nie jest porażką obywateli (to ich wybór), ale porażką polityków, sceny politycznej. To świadczy o politykach, a nie obywatelach.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 45
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



h ttp://pl.wikipedia.org/wiki/Dydaktyzm (zlikwiduj spację po "h")


Pewno do twojego ciaśniutkiego rozumku nie może dotrzeć, że jeżeli ktoś olewa wybory (jak ja), to po prostu "dokonał oceny kandydatów i chuja znalazł". Wybierać mniejsze zło? Wybieraj se.


Hola, to jest demokracja. Mogę reprezentować taką postawę, jaka mi się podoba.
Także: ludzie, moja postawa jest słuszna!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Miło wiedzieć, że chodzisz na wybory nawet nie zastanawiając się nad tym co proponują politycy. Na takich wyborców oni liczą, którzy nie mają pojęcia o tym co mówi ich kandydat.
Jakbyś mnie nazwał, gdyby np. były wybory na admina tego forum, ja obiecałbym, że dam bana wszystkim, którzy się wyrażają niekulturalnie, a po wyborach bym jednak stwierdził, że mogą się tak wyrażać?
Podatek liniowy to zasada, że od każdej zarobionej złotówki, każdy człowiek zapłaci tyle samo. W propozycji tej partii 15% innej marginalnej 20%. Nieważne ile kto zarabia płaci tyle samo procent podatku, przy jednoczesnym zniesieniu ulg. Omówię to na przykładzie budowy domu. W obecnej sytuacji jest ulga budowlana, z której korzystają najbogatsi. Po prostu odpisują cały nowo wybudowany dom od podatku. Średniozarabiający wiadomo, że nie zarobią tyle by odpisać cały dom od podatku, bo nawet nie zapłacą takiego podatku. Podatek vat na materiały budowlane wynosi dziś 22% proponowano 15%. Czyli zyskałby na tym średniozarabiający bo 7% mniej by go to kosztowało. Najbogatszy by stracił bo wprawdzie mniej zapłaci za dom, ale nie odpisałby go od podatku.
Moje pretensje wynikają z tego, że politycy nie dotrzymują słowa. Zamiast realizować program, wprowadzają martwe ustawy, typu ochrony języka (ustawa z 1999 roku).
Szanuje, Pan prawo?
to zgodnie z ustawą jakikolwiek wpis na forum z niecenzuralnym słowem jest złamaniem ustawy. Jakiekolwiek, użycie obcego słowa mającego odpowiednik w polskim języku też.
Martwa ustawa nikt nie przestrzega.
Myli się Pan, że się nie interesuję polityką. Czytam uważnie ich programy.
Mam pretensje do polityków, o to, że obiecują, a nic nie robią. Robią z wyborców głupich. Uchawalają to co im się podoba, nie to co było w programie. Prezydent, jest z partii, która chciała postawić jego poprzednika przed trybunałem stanu. Teraz były prezydent doradza obecnemu w sprawach wschodnich. Prezydent uważa, że premier zły, może go zdymisjonować, ma prawo konstytucyjne, ale to zaszkodziłoby jemu i jego partii.
To po co mówi, że mamy złego premiera? Nie lubię ludzi co mówią tylko na pokaz, a tacy są właśnie politycy i nie zamierzam ich popierać, bo i tak zagłosują według własnego interesu.
Niech się Pan, nie obawia jak będzie jakieś referendum to napewno pójdę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie mam ograniczonego pola widzenia, każdy polityk coś obiecał i żadna partia jeszcze nie dotrzymała. Obecne dwie największe obiecywały wspólną koalicję, po wyborach jedna miała drugą gdzieś, nie bedę popierał hipokrytów, którzy znają sytuację, więc jeżeli wiedzą, że coś jest nierealne to niech nie obiecują.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze preferuję wolny rynek, kupując masło, nie biorę margaryny. Jeżeli sprzedawca chce sprzedać mi margarynę to nic nie kupię. Z posłami jest inaczej, nie odwołam kłamcy i muszę go tolerować przez kilka lat. Na kogo bym nie głosował, to zawsze zmieniają potem program. Jak pozwolą mi zdecydować samemu to będę głosował. Referendum tak, wybory nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



h ttp://pl.wikipedia.org/wiki/Dydaktyzm (zlikwiduj spację po "h")


Pewno do twojego ciaśniutkiego rozumku nie może dotrzeć, że jeżeli ktoś olewa wybory (jak ja), to po prostu "dokonał oceny kandydatów i chuja znalazł". Wybierać mniejsze zło? Wybieraj se.



Hola, to jest demokracja. Mogę reprezentować taką postawę, jaka mi się podoba.
Także: ludzie, moja postawa jest słuszna!

Tak, to wszystko prawda.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ktoś uzasadnił.
A według ciebie stwierdzenie o postawie obywatelskiej jest wystarczające? Wlasnie wiedzy- ktos wie cyzm jest podatek liniowy, a ty nie wiesz, ale poszedleś gloswać. tzn albo jestes przeciwny podatkowi liniowemu, albo nie wiesz czego chcesz i dlatego glosowales.
Mamy demokracje, obywatel może ale nie musi brać udział w głosowaniu, nie widze powodu, zeby sie oburzac z tego powodu, lub traktowac innych jako glupszych. mam juz dosyc tej calej propagandy, zachęcającej do glosowania. A czemu warto isć? dostanę kiełbasę, jak zagłosuje?

Na twoje pytanie nie chce mi sie odpowiadać.

ps. Ja uważam, że niska frekwencja nigdy nie jest porażką obywateli (to ich wybór), ale porażką polityków, sceny politycznej. To świadczy o politykach, a nie obywatelach.

To też.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie mam ograniczonego pola widzenia, każdy polityk coś obiecał i żadna partia jeszcze nie dotrzymała. Obecne dwie największe obiecywały wspólną koalicję, po wyborach jedna miała drugą gdzieś, nie bedę popierał hipokrytów, którzy znają sytuację, więc jeżeli wiedzą, że coś jest nierealne to niech nie obiecują.

I to.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matko, człowiek jeden dzień nie wchodzi na forum, a tu tak się dyskusja za moimi plecami rozwinęła :P

O podatku liniowym wypowiadać się już nie będę, bo wiedzą na ten temat podzielił się już pan Józef. Cieszę się, bo ja nie zdołałbym tego lepiej wyjaśnić :)

Co do posługiwania się terminem "niedojrzałości politycznej"... Ja napisałem że dotyczy to również polityków, nie mówię tylko o obywatelach. Ale. Politycy wbrew pozorom jacy są, tacy są, ale wbrew pozorom się trochę starają. A ci obywatele, którzy ignorują wybory, już kompletnie się nie starają.

Dobrze też w sumie powiedział ledwo głupi:

[quote]Jeśli rozsądny człowiek to taki człowiek, który przejawia oburzenie i zarzuca pustosłowie politykom w sytuacji, w której nie rozumie okoliczności konkretnych decyzji; jeśli jego pole widzenia jest tak zawężone, że ogranicza się wyłącznie do własnych roszczeń kapryśnego obywatela, a nie ma względu na towarzyszące każdym kluczowym decyzjom perturbacje, także międzynarodowe, to ja takiego obywatela, nam Polakom, gratuluję.



nie przyłączam się do pointy, ale ogólnie to zdanie ma w sobie dużo prawdy. Powiedział również:

[quote]Demokracja daję Ci prawo wyboru licząc na Twój wysiłek dokonania oceny konkretnego przedstawiciela - najlepszego w Twoim przekonaniu; przedstawiciela który w możliwie najbardziej dogodny sposób będzie reprezentował Twoje stanowisko.

Właśnie, mamy prawo. Prawo w sensie formalnym. Nikt nie zamierza nikogo zawlec na siłę do urny, to nie jest obowiązek czy nakaz, bo nie na tym demokracja polega. Z niewypełnieniem tego nie wiążą się sankcje prawne jak np. w Belgii (a w sumie szkoda...). Ale pomyślmy, czy to jednak nie jest obowiązek, nie prawny, ale mimo wszystko moralny? I czy naprawdę to wszystko tak mało nas obchodzi by to ignorować, nie idąc na wybory?

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ta wypowiedź pokazuje wyraźne, że nie wszyscy pojmują sens istnienia Konstytucji i prawa ogólnie.

[tak na marginesie: Przydałoby się wprowadzić do szkół przedmiot objaśniający podstawowe kwestie prawne... tak przykładowo 'Wychowanie Do Życia W Państwie Prawa' :)]

A teraz...
Szanowny panie kolego Józefie, cieszę się, że interesujesz się polityką i prawem tworzonym przez władzę ustawodawczą. Niestety polityka polska nie należy do najlepszych. Co do partii to jest prawdą to, co pan mówi. Ale co do uchwalania tego, co się chce, to po prostu zależy to od sytuacji i naprawdę, trzeba by być tym politykiem by zrozumieć, czemu jest tak, a nie inaczej.

Odnośnie referendów - oczywiście, na referendum powinno się zawsze koniecznie iść, tu frekwencja jest niezwykle istotna. Niestety system referendów jest w Polsce (i właściwie też na świecie, bo nie odbiegamy specjalnie od norm) niedoskonały. Z drugiej strony przeprowadzenie referendum jest niezwykle kosztownym zabiegiem. Dlatego nie liczmy na doskonałą demokrację, bo do tego trzeba by się podzielić na niezależne komuny po max 1000 obywateli...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ta wypowiedź pokazuje wyraźne, że nie wszyscy pojmują sens istnienia Konstytucji i prawa ogólnie.
Pewnie chodzi ci o to, że posłowie nie mogą być pociągani do odpowiedzialności karnej, dopóki chroni ich mandat.

Meandry prawa nie są mi dobrze znane, ale zdaje się, że poseł może ponieść tylko karę polityczną (right?).

Ja to sobie myślałem tak: gdyby jednak Konstytucja przewidywała jakieś sankcje za "kłamstwo wyborcze", a kłamieje byliby karani po wygaśnięciu mandatu...
Tyle że jest jeszcze jeden szkopuł: nie wszystko, co się naobiecywali z wiarą, że się uda zrealizować, można zrealizować faktycznie.

Nie, głupi pomysł rzuciłem. No ale skoro rzecz jest nie do zrobienia, to tym gorzej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pewnie chodzi ci o to, że posłowie nie mogą być pociągani do odpowiedzialności karnej, dopóki chroni ich mandat.

Meandry prawa nie są mi dobrze znane, ale zdaje się, że poseł może ponieść tylko karę polityczną (right?).

Ja to sobie myślałem tak: gdyby jednak Konstytucja przewidywała jakieś sankcje za "kłamstwo wyborcze", a kłamieje byliby karani po wygaśnięciu mandatu...
Tyle że jest jeszcze jeden szkopuł: nie wszystko, co się naobiecywali z wiarą, że się uda zrealizować, można zrealizować faktycznie.

Nie, głupi pomysł rzuciłem. No ale skoro rzecz jest nie do zrobienia, to tym gorzej.

Łoja, Koleś
O co ci znowu, pacanku, chodzi?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Konstytucja nie jest od karania, od tego jest Kodeks Karny. To po pierwsze.
Po drugie - w ramach mandatu posłowie/senatorowie (ale też np. sędziowie i urzędnicy państwowi) mają immunitet, a w tym konkretnym przypadku chodziłoby przede wszystkim o immunitet materialny, tzn. nie można ich pociągnąć do odpowiedzialności prawnej za działania wchodzące w zakres obowiązków. Otrzymuje się go już do końca życia, by po wygaśnięciu mandatu nikt nie próbował egzekwować niczego od nich. Ale właśnie ponoszą odpowiedzialność polityczną, i to co wspomniałeś o "karach politycznych" to właśnie z tym jest związane (ale takiej "kary" nie można nazwać karą w sensie prawnym).
Ściganie za przestępstwa to immunitet formalny, i w odróżnieniu od materialnego upływa po wygaśnięciu mandatu oraz można go uchylić. Dotyczy on zresztą spraw karnych, bo w sprawach cywilnych, administracyjnych i innych żaden immunitet nie obowiązuje.
I jeszcze coś - immunitet ten nie dotyczy również wykroczeń, w tym drogowych - także poseł MOŻE dostać mandat :P Ale o tym nie wiedzą nawet policjanci... Dlatego powinno się rozpowszechniać część wiedzy prawniczej, najlepiej od razu w szkole uczyć.
I jeszcze w ramach ciekawostki - w prawie istnieje coś takiego, jak rozróżnienie czynu bezprawnego a czynu karalnego. Każdy czyn karalny w zasadzie musi być bezprawny, ale bezprawny karalnym być nie musi :).

Mogę natomiast powiedzieć, że przy kłamstwach wyborczych można, rozumując metodą prawniczą, uznać, że powinno to być karalne. W prawie karnym istotną kwestią każdego przestępstwa jest jego szkodliwość społeczna. A tu się zgodzę, że szkodliwość takich kłamstw jest duża. Ale co do tego karania, zwłaszcza po wygaśnięciu mandatu - to właśnie leży w rękach wyborców, którzy tej osoby po prostu już więcej nie wybiorą (znaczy się nie powinni, a że wybierają to inna kwestia). Dlatego nie chodzi o to, żeby nie głosować, tylko żeby głosować na tych, którzy nie zawiedli. A naprawdę jest jeszcze wielu takich. No i rzecz jasna wspomniany przez ciebie szkopuł...
Wiesz mi, że żeby to ocenić trzeba by ich prawnie rozliczyć, a postępowania prawne kosztują. Innymi słowy - pomysł dobry, ale za drogi dla jakiegokolwiek budżetu państwa na świecie, biorąc pod uwagę liczbę stanowisk politycznych w każdym z tych państw. Dlatego kwestie polityczne rozliczajmy politycznie, a prawne - prawnie.

I wiem, że to co mówię może być nie do końca zrozumiałe, dla mnie akurat jest, bo uczę się o tym już od roku. Ciężko mi to dokładnie objaśnić, ale to jest do zrozumienia, i jak już się zrozumie to okazuje się, że od początku było to jasne jak Słońce.



P.S. Ledwo głupi, Amerrozzo - odpuście może takie gadki, pokażcie że macie klasę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Konstytucja nie jest od karania, od tego jest Kodeks Karny. To po pierwsze.
Po drugie - w ramach mandatu posłowie/senatorowie (ale też np. sędziowie i urzędnicy państwowi) mają immunitet, a w tym konkretnym przypadku chodziłoby przede wszystkim o immunitet materialny, tzn. nie można ich pociągnąć do odpowiedzialności prawnej za działania wchodzące w zakres obowiązków. Otrzymuje się go już do końca życia, by po wygaśnięciu mandatu nikt nie próbował egzekwować niczego od nich. Ale właśnie ponoszą odpowiedzialność polityczną, i to co wspomniałeś o "karach politycznych" to właśnie z tym jest związane (ale takiej "kary" nie można nazwać karą w sensie prawnym).
Ściganie za przestępstwa to immunitet formalny, i w odróżnieniu od materialnego upływa po wygaśnięciu mandatu oraz można go uchylić. Dotyczy on zresztą spraw karnych, bo w sprawach cywilnych, administracyjnych i innych żaden immunitet nie obowiązuje.
I jeszcze coś - immunitet ten nie dotyczy również wykroczeń, w tym drogowych - także poseł MOŻE dostać mandat :P Ale o tym nie wiedzą nawet policjanci... Dlatego powinno się rozpowszechniać część wiedzy prawniczej, najlepiej od razu w szkole uczyć.
I jeszcze w ramach ciekawostki - w prawie istnieje coś takiego, jak rozróżnienie czynu bezprawnego a czynu karalnego. Każdy czyn karalny w zasadzie musi być bezprawny, ale bezprawny karalnym być nie musi :).

Mogę natomiast powiedzieć, że przy kłamstwach wyborczych można, rozumując metodą prawniczą, uznać, że powinno to być karalne. W prawie karnym istotną kwestią każdego przestępstwa jest jego szkodliwość społeczna. A tu się zgodzę, że szkodliwość takich kłamstw jest duża. Ale co do tego karania, zwłaszcza po wygaśnięciu mandatu - to właśnie leży w rękach wyborców, którzy tej osoby po prostu już więcej nie wybiorą (znaczy się nie powinni, a że wybierają to inna kwestia). Dlatego nie chodzi o to, żeby nie głosować, tylko żeby głosować na tych, którzy nie zawiedli. A naprawdę jest jeszcze wielu takich. No i rzecz jasna wspomniany przez ciebie szkopuł...
Wiesz mi, że żeby to ocenić trzeba by ich prawnie rozliczyć, a postępowania prawne kosztują. Innymi słowy - pomysł dobry, ale za drogi dla jakiegokolwiek budżetu państwa na świecie, biorąc pod uwagę liczbę stanowisk politycznych w każdym z tych państw. Dlatego kwestie polityczne rozliczajmy politycznie, a prawne - prawnie.

I wiem, że to co mówię może być nie do końca zrozumiałe, dla mnie akurat jest, bo uczę się o tym już od roku. Ciężko mi to dokładnie objaśnić, ale to jest do zrozumienia, i jak już się zrozumie to okazuje się, że od początku było to jasne jak Słońce.



P.S. Ledwo głupi, Amerrozzo - odpuście może takie gadki, pokażcie że macie klasę.

Kolego amarrozzo, w odpowiedzi na apel przedmówcy proponuję zawiesić topór na drzewie. Zgoda?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem twoim kolegą.

A topór z drzewa szybko spada, nie ma więc sensu go tam zawieszać.

I jeszcze: jak już się do mnie zwracasz, pisz poprawnie. Wiem, że nauczenie się aż dziewięciu literek może sprawić ci kłopot, ale zbliża się weekend, będziesz miał dużo czasu. Dasz radę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


U mnie w mieście jest tak, że kolegą nazywa się tę osobę, z którą łączą mnie koleżeńskie stosunki. Nas nie łączą koleżeńskie stosunki. Nawet jeśli twierdzisz, że mnie lubisz, to ciągle ja nie lubię ciebie. Jeśli nazywasz mnie "kolegą", to dziwnie pojmujesz "koleżeństwo". To tak jakbym swoimi kochankami nazywał kobiety, z którymi nie sypiam.

Mam nadzieję, że nie zaczniesz BARDZO mnie lubić, bo wtedy jeszcze (o zgrozo) awansuję na twojego przyjaciela.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tak akurat się składa, że konstytucja jako ustawa zasadnicza określa ustrój państwa.
Określa kto przed kim odpowiada, oraz na jakich warunkach. Obecnie znowelizowano konstytucję, dodano zapis, że nie może zostać posłem osoba skazana prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwo umyślne. Trwają pracę nad wprowadzeniem do konstytucji zapisu, ograniczającego immunitet parlamentarzysty. Będzie on odpowiadał za przestępstwa i złamanie prawa, ale za to co uchwalił nie można podać posła do sądu. Jedyną odpowiedzialnością przed obywatelem jest to, że nie wybiorą go na następną kadencję. Jednak rzadko posłowie, kandydują kilka razy z tego samego okręgu. To odpowiedzialność znikoma. Poza tym u nas głosuje się na partie, a nie na kandydata. Kandydat może mieć najwięcej głosów w swoim okręgu, ale jak jego partia nie uzyska 5% to nie dostanie się do parlamentu.
Nie wszystko zależy od sytuacji. Tak jak prezydent uważający, że mamy złego premiera może skorzystać z kompetencji zapisanych w konstytucji, czyli zdymysjonować go, albo cyrkiem było jak partia mająca Prezydenta i większość w sejmie i senacie nie potrafiła odwołać Prezesa NBP. Potrafili tylko gadać. Do odwołania potrzeba było większości w tych 3 instytucjach mogli, ale nie chcieli.
Referendum można przeprowadzić przy okazji wyborów, czyli będzie taniej. W Polsce, w przeciągu 5 lat wybieramy pięciokrotnie. Wybory samorządowe, wybory parlamentarne, wybory europejskie i dwie tury wyborów prezydenckich. Czyli pare okazji by było poza tym w rederendum można zapytać o pare kwesti.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie no, naprawdę, wolałem, kiedy zgodnie z prawdą stwierdzałeś, że jesteś "idiotą niewątpliwym", a ja że zostanę jeszcze większym bohaterem (ciężko mi to sobie wyobrazić, zwłaszcza że już jestem great hero). Po takich obiecujących kawałkach wyjeżdżasz mi nagle z megalomanią, dumą. Niegrzeczny piesek. Jutro nie będzie śniadania. Za karę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



bardzo się cieszę, Panie Józefie, że Pan się interesuje polityką. to odważna deklaracja i jak widać z powyższych wypowiedzi - mało popularna postawa. mam tylko do Pana prośbę, konkretną, żeby nie wywoływać zbędnej dyskusji. niech Pan będzie tak miły i wskaże konkretne artykuły Konstytucji RP, które pozwalają Prezydentowi RP zdymisjonować Prezesa Rady Ministrów, jeśli uważa go za złego premiera.

pomylenie możliwości odwołania Prezesa NBP ze zmianą ustawy o NBP to już drobiazg i nie będę się czepiał
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Z ostatnich wieści ze wschodu: rzeczywistość  przez okulary zobaczyć nie można.    Istnieje więc  pajęczyna światów, więcej niż much, co najmniej o jeden – nadal ten jeden.   Wybuch. Odłamki.  Cisza. Rozpad kategorii – czy tu tylko o ruchu?   Piękno podobno tkwi  w czyimś oku. Ale współczucie nie musi.
    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...