Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

może to serce jest mapą świata
a słońce jak u pierwotnych – bogiem

totemiczne bóstwa
po dwóch tysiącleciach walki z pogaństwem ono wciąż wygrywa, bo bliższe nam bicie serca i zapach lasu :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A gdzie ono niby tak wygrywa? I skąd ta cyfra 2 tys lat? Wreszcie od kiedy tak naprawdę "bicie serca" jest w życiu człowieka naprawdę ważne i kto z nas obecnie ma tak naprawdę bezpośredni kontakt z naturą?

Co do wiersza to nie podoba mi się, zarówno jeśli chodzi o samą poetykę jak i tym bardziej o treść.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A gdzie ono niby tak wygrywa? I skąd ta cyfra 2 tys lat? Wreszcie od kiedy tak naprawdę "bicie serca" jest w życiu człowieka naprawdę ważne i kto z nas obecnie ma tak naprawdę bezpośredni kontakt z naturą?

Co do wiersza to nie podoba mi się, zarówno jeśli chodzi o samą poetykę jak i tym bardziej o treść.

Filozofia, religia, czlowiek na tle natury to niesamowicie intrygujący temat. Totemizm wygrywa na każdym kroku, w codziennych przesadach, w "rekwizytach" stosowanych przez ludzi intuicyjnie, w zaklinanych gestach. ech, jakiś Pan zdystansowany do życia... dlaczego?
na temat wiersza nie zabieram glosu, podjęłam temat, a własciwie sam się podjął.
treść zdecydowanie ważka.

pozdrawiam
/b
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oczywiście, że tak, w żadnym bądź razie tego nie neguje, jednak moim zdaniem nie ulega wątpliwości że człowiekowi coraz dalej do natury.(tu w sensie zewnętrznym, czyli przyrody)



"Totemizm", jak to Pani określiła (a z kontekstu domyślam się, że zastosowała Pani to pojęcie szeroko, dla różnych przesądów, zwyczajów, rytuałów itd. mających korzenie w pogaństwie) z pewnością jest obecny w naszym życiu, bo trudno z życia ludności od tak w krótkim czasie wyrzucić kilku-kilkunasto tysięcznoletnią spuściznę kulturową. Jednak moim zdaniem równie oczywiste jest to, że siła tych obrzędów jest coraz słabsza i tyle. Pojawiają się co prawda w różnych miejscach i różnym czasie powroty i fascynacje pogańską schedą, ale to ma raczej formę niszową.


A na jakiej podstawie Pani tak twierdzi?! Uważam się za osobę wybitnie niezdystansowaną do życia, z różnych powodów. W ogóle nie wiem, co to ma znaczyć "zdystansowanie do życia" i jak coś takiego jest w ogóle możliwe?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oczywiście, że tak, w żadnym bądź razie tego nie neguje, jednak moim zdaniem nie ulega wątpliwości że człowiekowi coraz dalej do natury.(tu w sensie zewnętrznym, czyli przyrody)



"Totemizm", jak to Pani określiła (a z kontekstu domyślam się, że zastosowała Pani to pojęcie szeroko, dla różnych przesądów, zwyczajów, rytuałów itd. mających korzenie w pogaństwie) z pewnością jest obecny w naszym życiu, bo trudno z życia ludności od tak w krótkim czasie wyrzucić kilku-kilkunasto tysięcznoletnią spuściznę kulturową. Jednak moim zdaniem równie oczywiste jest to, że siła tych obrzędów jest coraz słabsza i tyle. Pojawiają się co prawda w różnych miejscach i różnym czasie powroty i fascynacje pogańską schedą, ale to ma raczej formę niszową.


A na jakiej podstawie Pani tak twierdzi?! Uważam się za osobę wybitnie niezdystansowaną do życia, z różnych powodów. W ogóle nie wiem, co to ma znaczyć "zdystansowanie do życia" i jak coś takiego jest w ogóle możliwe?

Pojęcie Totoemizmu zuniwersalizowałam, fakt. Ale to nie spuścizna kulturowa, to bestia pierwotna, która w nas drzemie. instynkt, bez którego gubimy się mentalnie. i nie ma nic wspólnego z obrzędowością typowo totemiczną. jak z resztą to serce z zapisaną mapą.
a wniosek o zdystansowaniu wysnulam na podstawie braku zauważalnych realcji Szanownego Pana z przyrodą. Bo jeśli oceniam ludzkość, toczy nie na swoim własnym przykładzie? a jeśli nie, to dlaczego nie na własnym? czyżby tak bardzo czuł się Pan odmienny? why?
poza tym codziennie przebiegam przez sadzik w srodku miasta, zimą ocieram się o ciężkie galęzie, wiosną w bialych płatkach można się zakochać, latem stanowi teren integracyjny tych dojrzałych, dzieci i mlodzieży. wokół mam las, rzut beretem, walczymy o każdy skrawek parków, w domach naszych są kwiaty, zwierzęta, urlopy wiążą się z wyjazdem na łono natury, nawet zwiedzanie zabytków ma posmak odnajdywania korzeni, wspólnoty duchowej z odmiennymi kulturami w odległych czasach. I tego wszystkiego zdaje się Pan nie dotrzegać, stąd moj wniosek o zdystansowaniu. ale ja prosta kobieta jestem, może się mylę...

Pozdrawiam Serdecznie :)
uśmiechu życzę
Opublikowano

To ja poruszę tą kwestię ze swego punktu widzenia. Obecnie mieszkam w Warszawie, jestem jednak z Augustowa, czyli z tych jednych z najbardziej leśnych i jeziornych regionów Polski. Mało tego obecnie mieszkam we wsi pod Augustowem, znajdującej się w środku Puszczy, do której by dojechać trzeba pokonać 5 km lasu od najbliższej asfaltówki(która nota bene też leci przez las), a wokół jest ściśle chroniony rezerwat. Jeśli wychodzę się poszwędać po puszczy to praktycznie nie ma szans, by nie zobaczyć dzików, saren, jeleni, zajęcy,dudków czy sójek (choć akurat te ostatnie często spotykam na Sadybie i w Łazienkach:P). To o czym Pani mówi, te parki, rośliny doniczkowe, domowe zwierzęta, to owszem w pewnym sensie jest to przyroda, jednak my już tak w nią ingerujemy, że niewiele zostało z jej dawnej siły, z jej suwerenności i tyle. Nawet siedząc w puszczy, zostaje uświadomiony, że dziki i sarny występują tu tak gęsto, gdyż są sowicie dokarmiane przez myśliwych, tylko po to by mieć później do czego postrzelać, więc wychodzi na to że jest to, że jest to inna forma hodowli. Mieszczuchy przyjeżdżają na wakacje nad jeziora, do lasów - owszem. Tylko, żeby Pani widziała jaki po tym wszystkim zostaje syf! Szlak mnie trafia jak w środku puszczy, 15 km od najbliższych sklepów znajduję plastikowe butelki. Wielkimi obrońcami przyrody i ekologami, zostają za to nagle mieszkańcy wielkich aglomeracji, gdy media zrobią im wodę z mózgu, bo w czyimś interesie nie jest by budowa obwodnicy wyglądała tak, a nie inaczej i wszyscy chcą się nagle przywiązywać do drzew, mimo że nie mają pojęcia o co w ogole chodzi - żenada.

Moje zdanie jest takie, że od przyrody się oddalamy z każdym dniem i widzę to w każdym przejawie życia, porównując do siebie pokolenia.

Pozdrawiam również i dziękuję za życzenia, ale może wbrew temu jak tu się prezentuje, to ja jestem raczej pogodnym człowiekiem.:P

Opublikowano

Najpiew jestem człowiekiem. Odcinam się od interpretacji - każdy na swój sposób ją podejmie.
Ładny rym "dla ucha": przebłysk - księżyc. Wydaje mi się, że nie ma potrzeby zamieniać 1. zwrotkę z 2., bo w drugiej, w każdym wersie jest mniej sylab, więc, jak mi się wydaje, lepiej brzmi.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Widzi Pan, po pierwszych ganiących słowach wyobrazilam sobie, że jest Pan zgnuśniałym nauczycielem, dla ktorego rzeczywistość, to szkolne korytarze, a tu taka wpadka...
zazdroszczę puszczy, i proszę przyznać, ze dzrewa czasem przemawiały a wicher odpowiadał.. trudno nie odczuć korzeni! Ludzie nie potrafią się zachować w lesie, bo wymysliliśmy sobie boga na swoje podobieństwo, by nic innego nie było "przed nami", trzeba nam trochę pokory.
... a w łazienkach widzialam lisa na ścieżce, blisko i wyraźnie, bo zastygł patrząc na mnie :)

"może to serce jest mapą świata
a słońce jak u pierwotnych – bogiem"
- zdecydowanie popieram

pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia niestety nie, za takie coś, czekają mnie lata zsyłki na syberię, wieczne zmarzliny i chuchanie na zimne, chyba, że to jest bardzo wyrafinowane, tupnięcie nóżką, które zarazem, głaszcze go  pod włos;)    skomplikowany typ mi się trafił:P  
    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...