Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jednak nie. Twoje spojrzenie nie jest ostatecznym i tak jak powyżej wciąż widzi kobietę
wiele milionów ludzi. a skoro tak, obraz jest prawdziwy także w oderwaniu od innych.
nasza kultura czy religia nie są wykładnikami jedynie słusznej wizji i nie mogą być podstawą
do zaprzeczenia czegoś, co istnieje niezależnie od nich.
  • Odpowiedzi 47
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jednak nie. Twoje spojrzenie nie jest ostatecznym i tak jak powyżej wciąż widzi kobietę
wiele milionów ludzi. a skoro tak, obraz jest prawdziwy także w oderwaniu od innych.
nasza kultura czy religia nie są wykładnikami jedynie słusznej wizji i nie mogą być podstawą
do zaprzeczenia czegoś, co istnieje niezależnie od nich.
zacytuję jeszcze może wiersz Tristana Corbiere (1845-1875) w którym podchodzi w sposób
karygodny nie tylko do kobiety ale i samej miłości. jak widać, pokazywanie czegoś w krzywym
zwierciadle jest zabiegiem starym, co nie przeszkodziło aby znalazł się w tomiku "wierszy o miłości":

Do mojej myszatej klaczy

Bez ostróg jedźmy i bez bata,
Prawda, moja kochanko myszata?
Można poganiać w ten sposób krowę,
Ale nie takie kochanki rasowe.

Wędzidła w żeby ci nie włożę:
Kocham cię! dość, że dotknę udem.
Bez siodła i strzemienia: może
Z lekka cię tylko szturchnę butem
W stalową, nerwową nogę.
Ja nie kawalerzysta... W drogę!

Hurra! pędzimy, aż się kurzy!
Twarz moja w grzywie się zanurzy,
Ręce me szyję ci oplotły.
Hurra! teraz przez żywopłoty!

Hurra! teraz przed tobą i mną
Bariera... i poniosłaś mnie znów!
Hurra!... już poza nami rów...
I przez głowę! Kobieto... no!!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


aby pokazać kobietę rozebraną do kości, bezduszną jak była za życia
więc nic nie wartą dla nikogo - bez jej duszy odejdzie nawet Diabeł bo nigdy jej nie było.
aha, kobieta nie musi oznaczać wszystkich kobiet jakie kiedykolwiek istniały,
podobno jak słowo człowiek odmienia się w istocie na miliardy przypadków.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


aby pokazać kobietę rozebraną do kości, bezduszną jak była za życia
więc nic nie wartą dla nikogo - bez jej duszy odejdzie nawet Diabeł bo nigdy jej nie było.
aha, kobieta nie musi oznaczać wszystkich kobiet jakie kiedykolwiek istniały,
podobno jak słowo człowiek odmienia się w istocie na miliardy przypadków.

tak, on sie broni tylko w zbiorze w takim razie, wg nie, inaczej, jeśli stoi pojedynczo, staje się płaskim i jednostronnym wyznacznikiem widzenia. już nie przyłażę pod ten wiersz, Wstrentny, wiec zasyłam czułki, machadła i dzięku za łyżkę soku malinowego pośmiertnie ;))

kłaniam :))
ten wiersz nie miał wznosić na wyżyny. nieraz wiersze są bardziej odbiciem jakiegoś nastroju
niż samych myśli a co dopiero własnego poglądu na to co w wierszu.
dziękuję za wizytę i pozdrawiam soczyście pomalinowo :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nareszcie jakaś przychylna recenzja :) aż chce się znów żyć!
no to robię sobie przerwę w martwym - dla Ciebie:


Rozpowieść

Jak zwykle w maju wyjechałem nad nieznane jezioro.
Wieczorem rozebrałem się do naga i popłynąłem na drugi brzeg.
Nie ma tam nic, nie powinno być bo w takich wypadkach
zostawiam wyobraźnię razem z koszulką z żorżety i bermudami
do kolan na liściach zwiędłej, obdartej bez reszty ze mnie gałęzi ciała.

Podobno zawsze gdy dopływałem do drugiego brzegu
kochała się na nich para trawiastych duszków
ale tym razem w trzech czwartych zamiarów złapała mnie burza
i to nie moja głowa była dla niej najwyżej położonym punktem.

Była nim myśl o tobie. Zwinięte pięści
dzikiej elektryczności uderzały dookoła
i każda próbowała dosięgnąć moich policzków
aż wreszcie zawróciłem nie osiągnąwszy drugiej strony jeziora.


A ty czekałaś. A ty stałaś na brzegu z czarnym aparatem
i po raz pierwszy na twoich zdjęciach wyszedłem wyraźnie
- wyszedłem aby już nigdy nie wrócić.

Opublikowano

ja po tylu komentarzach napisze tylko ,że ciekawie byłoby zobaczyc Cię deklamujacego ten wiersz;):):)...i dodam ze przed płcia piekna z Krakowa nie byłoby zbyt łatwo;)szanowny Panie Wstretny przyjmujesz Wasc wyzwanie?;):)pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dla Ciebie wszystko :) a jako żem nie żyw proszę aby płeć niewieścia przyniosła
ze sobą porcelanowe talerzyki z naklejonymi nań literkami alfabetu prócz litery L bo
mnie przerosła za życia. resztę będę układał po zgaszeniu świateł bom bardziej nieśmiały,
niż martwy i deklamując nawet pośmiertnie bisował:



L

Moje ciało jak wahadło
a to w tę to w tamtą stronę
kiwało się nim upadło
rozdzierając nocy zasłonę.

I co? - i nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tutaj proboszcz Ambroży
ten co umarł przed rokiem
przechadza się na obroży
z nisko spuszczonym wzrokiem.

Bo co? Bo nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tu twój nieboszczyk tato
żarliwy chrześcijanin
jest porą roku jak lato
a lato jest tu do bani.

Bo jak to? - nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tu nawet rzygać się nie chce
choć spiłem wszystkie wina
i strasznie szkoda mi cię
że się bez przerwy modliłaś.

Bo co? - bo nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.


Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nareszcie jakaś przychylna recenzja :) aż chce się znów żyć!
no to robię sobie przerwę w martwym - dla Ciebie:


Rozpowieść

Jak zwykle w maju wyjechałem nad nieznane jezioro.
Wieczorem rozebrałem się do naga i popłynąłem na drugi brzeg.
Nie ma tam nic, nie powinno być bo w takich wypadkach
zostawiam wyobraźnię razem z koszulką z żorżety i bermudami
do kolan na liściach zwiędłej, obdartej bez reszty ze mnie gałęzi ciała.

Podobno zawsze gdy dopływałem do drugiego brzegu
kochała się na nich para trawiastych duszków
ale tym razem w trzech czwartych zamiarów złapała mnie burza
i to nie moja głowa była dla niej najwyżej położonym punktem.

Była nim myśl o tobie. Zwinięte pięści
dzikiej elektryczności uderzały dookoła
i każda próbowała dosięgnąć moich policzków
aż wreszcie zawróciłem nie osiągnąwszy drugiej strony jeziora.


A ty czekałaś. A ty stałaś na brzegu z czarnym aparatem
i po raz pierwszy na twoich zdjęciach wyszedłem wyraźnie
- wyszedłem aby już nigdy nie wrócić.



:))
a pamiętasz, jak wiało ???

nie ma cię wśród fal
na zdjęciach
nie ma cię "wyraźnie",
choć aparat wysokiej klasy-automatic!!
:(
wyszedłeś definitywnie !
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


raczej wszedłem. ale pamiętam jak było na zewnątrz, czułem jak upływa czas
i cieszyłem się co dzień że zostało mi o dzień mniej życia...




Łąki kwitnące a sady pełne drzew;
przed domem kwiaty jednostronnie piękne,
to znaczy takie - co cieszą poetę,
i słońce, ponieważ zimą słońca pragnie -
pisze, i lekką ręką zamyka wiersz.

Zamyka wiersz, a w wierszu leje się krew
i o przetrwanie ze zwierzem walczy zwierz
głodny - Poeta zapomniał dać mu jeść:
krew! (jedenaście razy: krew!).

Las cofnął się pod naporem stalówki
i tam, gdzie mogły rosnąć zwykłe sosny
kwitnie łąka, na łące mleczne krówki...
życie po myśli! Poeta? - radosny
(bo: krew? krew? krew? i trzy razy: krew?)
a ponad jego wymyślonym domkiem
chciałby się w księżyc wbić siarczysty sopel -
tymczasem świeci wciąż majowe słońce
i mój ty boże... literacki boże:
on też nie może, nie może, nie może...
i bez jest jak krew (i sześć razy: krew).



Poeci są bez serc, bez ducha - szkieletem swych wymyślonych ludów...
Napisze taki wiersz o księżycu i kropka, koniec (przeciwieństwo
koniec, kropka). A przecież w wierszu księżyc był w pełni
i takim już pozostał na zawsze. Poeta powinien z czasem wrócić
do swojego wiersza i zmienić księżyc w pełni na półksiężyc.
W tym samym wierszu zakochana dziewczyna z Krakowa wzdycha nocą
tęskniąc za swoim ukochanym marynarzem z Piotrkowa Trybunalskiego
przebywającym obecnie na Morzu Karaibskim.
I co z tego? - Autor skończył wiersz, księżyc pozostał cały czas w pełni
a ona do końca wierszowanego świata wzdycha do chłopca.
Nie dostaje okresu bo nie ma księżyca i w końcu myśli,
że jest z marynarzem w ciąży. Poszłaby do ginekologa
ale oczywiście Autor go nie przewidział i nie napisał
choćby w postscriptum, więc jest coraz bardziej zaniepokojona.
Mija miesiąc, drugi i trzeci, mijają lata a ona nie ma okresu
ani nie rodzi. Mija wieczność a jej chłopiec wciąż nie wraca
z Karaibów choć w wierszu obiecał, że za pół roku do niej wróci
z pękiem świeżych bananów. Może znalazł sobie inną?
Zapomniał o niej bo od stu lat już do niej nie pisze
w tym wierszu na po.ółkłej k.rtce gdzieś na dnie szuflady?
Dziewczyna umiera z niepokoju i tęsknoty ale przecież
nie może umrzeć bo Autor nawet i o tym nie pomyślał,
że podmiot liryczny chciałby kiedyś umrzeć tak samo
jak i on sam umarł już wiele lat temu.
A skoro jego czas się zatrzymał, tym bardziej nic tu już
więcej się nie wydarzy, nic nie zmieni więc i ona chce
w końcu odebrać sobie życie. Ba.. sobie - jak, skoro jest
własnością Poety a ten już od dawna nie żyje?

Ech, dziewczyno z wiersza, gdyby cię tak wcześniej przeczytał -
zmieniłbym zakończenie, uśmiercił marynarza z Piotrkowa Trybunalskiego
lub przynajmniej wniósł w twój świat motyla, świeży powiew
wiatru, zakorkowaną butelkę znalezioną o świcie na plaży z karteczką
której już nie dasz rady odczytać, ale będziesz wiedziała, że to ode mnie...
Tylko ja piłbym tanie wina na Morzu Karaibskim, tylko ja,
mimo tego że strasznie cię kocham w tym wierszu byłem
kiedyś na jego zewnątrz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dla Ciebie wszystko :) a jako żem nie żyw proszę aby płeć niewieścia przyniosła
ze sobą porcelanowe talerzyki z naklejonymi nań literkami alfabetu prócz litery L bo
mnie przerosła za życia. resztę będę układał po zgaszeniu świateł bom bardziej nieśmiały,
niż martwy i deklamując nawet pośmiertnie bisował:



L

Moje ciało jak wahadło
a to w tę to w tamtą stronę
kiwało się nim upadło
rozdzierając nocy zasłonę.

I co? - i nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tutaj proboszcz Ambroży
ten co umarł przed rokiem
przechadza się na obroży
z nisko spuszczonym wzrokiem.

Bo co? Bo nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tu twój nieboszczyk tato
żarliwy chrześcijanin
jest porą roku jak lato
a lato jest tu do bani.

Bo jak to? - nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.

Tu nawet rzygać się nie chce
choć spiłem wszystkie wina
i strasznie szkoda mi cię
że się bez przerwy modliłaś.

Bo co? - bo nie ma Boga!
angelologii jest żal
i ciebie moja droga
co wierzyłaś w teo Baj.



wspaniałomyslnie sie godzę na deklamowanie po ciemku;)moze nawet w ducha uwierze:)pod warunkim ze bedzie sypał takimi wierszami z rękawa;)tylko czy aby on ubrany sie zjawi??:):)
Opublikowano

"Ech, dziewczyno z wiersza, gdyby cię tak wcześniej przeczytał -
zmieniłbym zakończenie, uśmiercił marynarza z Piotrkowa Trybunalskiego
lub przynajmniej wniósł w twój świat motyla, świeży powiew
wiatru, zakorkowaną butelkę znalezioną o świcie na plaży z karteczką
której już nie dasz rady odczytać, ale będziesz wiedziała, że to ode mnie...
Tylko ja piłbym tanie wina na Morzu Karaibskim, tylko ja,
mimo tego że strasznie cię kocham w tym wierszu byłem
kiedyś na jego zewnątrz"

:))
nie wychodź na zewnątrz, Poeto
bądź w wierszach,
a "dziewczyna z wiersza" w końcu uwierzy,
że "zewnątrz".... nie ma.
:))
płyń, płyń, nie ustawaj
:))

Opublikowano

Ja mam inny problem - nie widzę powodu do gniewu - wiersz jak wiersz. Tekst przekazuje pewną myśl, i od tego on jest - czy taki, czy siaki, jakoś się dostosować doń trzeba. A czy on ubliża kobiecie? Nie sądzę, ponieważ raczej widzę tutaj żal peela (mężczyzny), a żal jak żal - może być i wulgarny. Wiersz na pewno dobrze jest napisany i to jest zaleta, ale nie widzę też tutaj zbytniej, przesadzonej agresji. Gdzieś tam penis pojawia się, żeby zaniknąć i tyle...
;)

Opublikowano

Długo myslałem co napisac. Bo sonet jest rzeczywiście obrzydliwy. Początkowo też mnie zdziwiło to rozszerzenie tematu, że autor się nie patyczkował i użył ogólnego słowa kobieta, zamaist uszczególnić. To uogólnienie jest na pewno nieeleganckie, ohydne...i I właśnie wtedy doszełem do wniosku że o to chodzi. To ma być sonet zwierzęcy! :D Kobieta rozebrana do kości, człowiek rozebrany do swej zwierzęcości, którą skrywa pięknymi słówkami. Oto jest rentgen sonetów szekspira! Obdarte z płochej otoczki duchowej ukazują to co nią zasłaniamy... bo oto cała prawda o obydwuy płciach, nasza prawdzuiwa natura zakrzywiona pewnym rozwojem mózgu, wynalezieniem przez ewolucję osobowości. To ma być paskudne... czy może wcale nei jest... bo taka jest zwierzęcość która nas stworzyła?

pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


otóż to! tu nie ma agresji, a jeśli to rodzi się ona dopiero w niektórych Czytelniczkach :)
np. podobne zgorszenie wywołał swojego czasu ten obraz Maneta:

h ttp://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Edouard_Manet_024.jpg

gdzie kobieta również została potraktowana drugorzędnie, zupełnie jakby nie była kobietą
a rzeczą, przedmiotem, tematem do suchych rozważań podczas sjesty.
Manet rozebrał swoją kobietę z ciuszków, ja rozebrałem swoją z kości.
i wcale nie jest powiedziane,że Peelem jest mężczyzna czy w ogóle człowiek.
pięknie dziękuję i pozdrawiam :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jednak wyszczególniłem bo np. dla zakochanego człowieka, ale chyba i dla wszystkich innych,
słowo kobieta ma zawsze jakieś swoje: Imię. nie ma czegoś takiego w męskiej psychice
jak "kobieta" tylko zawsze kojarzy mu się ona się z kimś, kto wywarł wpływ na jego życie.
czy w każdym przypadku musi to być chodzący ideał? pustynia, piach, kości, czyli coś
co dzieje się po latach i powiedzmy patrzący na to mężczyzna już teraz sucho (jak piasek),
rzeczowo podsumowujący tą, którą tak kiedyś kochał.
a skoro jego miłość odeszła tak jak i jej dusza do pana Boga
czy też zabrał ją Szatan - równie bezdusznie podlicza to wszystko za co właściwie ją kochał.
i co się okazuje? że tak naprawdę za nic, a skoro kochał NIC to i sam śmieje się dziś z siebie ironicznie.
masz rację, że to takie podsumowanie sonetów Szekspira. czy tak naprawdę nie chodzi
w nich tylko o jedno? gdyby rozebrać ich treść do kości to zostanie nam... miednica ;)
z jadowitym skorpionem w środku, gotowym jeszcze ukąsić po śmierci tej która kiedyś kochaliśmy. jak wspomnienia o niej.
dziękuję Ci pięknie Adolfie i pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...