Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

To tylko kawałek- postaram się dodać resztę niedługo. Chce tylko wiedzieć czy warto pisać dalej.
~~
„A jeśli czas też jest chorobą?”


- Posłuchaj mnie. Gdy coś się kończy, a cały świat nagle się zmienia, trzeba to jak najszybciej zaakceptować. Miałam kiedyś znajomą, która powiedziała mi, że w takiej sytuacji pomógł jej powrót do miejsca z dzieciństwa, w którym czuła się bezpiecznie. Może spróbujesz?
Siedzę skulona w fotelu i patrzę na swoje ręce, które są mokre od łez. Beata mówi do mnie od trzydziestu minut. Od trzydziestu minut nie zrobiła pauzy w swoim monologu i wydawało mi się, że przestała oddychać. Wiem, że teraz oczekuje na moją odpowiedź. Tylko, że ja nie wiem co mam powiedzieć. Najbardziej chciałabym żeby już poszła i pozwoliła mi w spokoju posprzątać łazienkę po raz pięćdziesiąty.
- Aga, to trwa już zbyt długo. W twoim przypadku czas jest chorobą.
- „Niebo nad Berlinem”.
- Tak. I pamiętasz, co zawsze powtarzałaś po obejrzeniu tego filmu?
- „Beata, słuchaj- nie pozwólmy żeby nasz czas był kiedyś chorobą”.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu spoglądam na nią i zauważam, że się zmieniła. Jak zwykle jej włosy są spięte w ciasny kok, a brwi lekko podkreślone czarną kredką. Jednak pod oczami dostrzegam parę dodatkowych zmarszczek, a jej usta wyglądają tak jakby oduczyły się uśmiechać. Zastanawiam się czy ona zawsze tak wyglądała, czy może ja potrzebowałam tego wstrząsu by nauczyć się dostrzegać prawdziwe oblicze mojej przyjaciółki. To ona przez ostatni rok płaciła moje rachunki, wyciągała pieniądze z mojego konta, robiła mi zakupy, gotowała i pilnowała żebym zjadła chociaż połowę posiłku. Poczułam wdzięczność dla tej drobnej kobiety, która poświęciła mi tak wiele czasu.
- Beato- spojrzała na mnie badawczo i lekko przymrużyła oczy- proszę opowiedz mi co u ciebie słychać?

~~
Oto brama po przekroczeniu, której znowu będę miała dziesięć lat. Przypomina mi się jak wraz z moją siostrą łowiłam w pobliskim stawie żaby, kładłam je na trawie i czekałam aż z powrotem trafią do wody. Każda z nich zawsze powracała do swojego „mokrego domu”. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że ja też zawsze wracam do miejsca, w którym czuję się bezpiecznie.
Ogródek przy domu babci był jak zawsze nienaganny. Kochałam moment, gdy ubierała ogrodniczki, długie kalosze, słomkowy kapelusz i szła sadzić kwiaty w czarnej, pulchnej ziemi. Tak naprawdę w domu dziadków wszystko wyglądało idealnie. Były drewniane ściany, ciasto i ogień w kominku. Byłam ja siedząca u stóp babci i słuchająca jej opowieści. Na początku opowiadała o szkole, przyjaciołach, potem, gdy byłam już pełnoletnia mówiła o swoich miłościach i pierwszych pocałunkach. Dla niej każdy pocałunek był pierwszym- przynajmniej każdy tak traktowała. Uwielbiałam jej historie, które były obsadzone w trudnych czasach . Dzięki nim uwierzyłam, że dobre rzeczy przytrafiają się wszystkim. Babcia mówiła: „Wiesz kochanie, z dziadkiem poznaliśmy się w czasie wojny. I gdy go pokochałam, zastanawiałam się czy to wina trudnych czasów, czy to prawdziwe uczucie. Było tak źle, że każdy pragnął czegoś lepszego. Ja miałam dziadka i zazdrościłam go sobie. Po wojnie zamieszkałam z nim i znienawidziłam jego brudne skarpety i zainteresowanie polityką, ale ta wojna tak nas zbliżyła, że wiedziałam, że prać będę tylko jego skarpety.”. Kochała go miłością pierwszą. To tak jak z pocałunkami. Każda miłość była pierwsza.
- Kochanie. Dlaczego wciąż tu stoisz?- spojrzałam w oczy mojego ojca. – Wejdź do środka.

Opublikowano

Jak zawsze, wyższa szkoła jazdy, czyli narracji. Ale przecież nie wiemy nic. Kim jest bohaterka? Z jakiego powodu ta depresja? Może gdyby spojrzała Pani na nia z wysoka, z dystansu, zachowując bezpieczną przestrzeń pomiędzy autorem a narratorem wypełnioną odrobina ironii? Zobaczymy , co będzie dalej. Czekamy na zarys fabuły.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Tytuł przypomniał mi opowiadanie Mrożka pt. Epidemia.
Ja też po przeczytaniu mam niedosyt informacji fabularnych, to mnie delikatnie zniechęca, ale sprawność narracji da się zauważyć - czasowniki zamiast przymiotników. Proszę pisać dalej.:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Popadało w okno - Lonko - woła da pop.  
    • @hollow man Oczywiście. Sam kiedyś kochałem palić..Pozdrawiam
    • Ludzie żyją dziś długo. Być może za długo. Długowieczność, choć brzmi dumnie i postępowo, w praktyce bywa zjawiskiem wysoce konfliktogennym.  I wcale nie ma znaczenia, czy człowiek, który nie zamierza w najbliższym czasie wrócić na łono Abrahama, posiada majątek, czy też nie ma nawet porządnego kredensu.    Każdy długowieczny senior - prędzej czy później - robi problem. Ci, którzy nie mają pieniędzy, robią problem czysto ekonomiczny. W ramach obowiązku alimentacyjnego zubażają budżety dzieci, wnuków i całej dalszej rodziny. Zajmują czas, energię i nerwy. W takich sytuacjach zawsze pojawia się myśl niepopularna, wstydliwa, ale obecna: „może mógłby już odejść?” Ci, którzy mają majątek - są jeszcze gorsi. Bo oprócz kosztów generują nadzieje, a nic nie psuje relacji rodzinnych tak skutecznie jak nadzieja połączona z oczekiwaniem.   Długowieczny bogacz to tykająca bomba emocjonalna. Każdy dzień jego życia jest dla kogoś opóźnieniem. Ale do rzeczy. Najlepiej na przykładzie. Mojej żonie - poza rodzicami, którzy niech żyją sto lat i dłużej - zostało troje wujków i jedna ciocia. Był jeszcze czwarty wujek, ale umarł parę lat temu. On nie pasował do stada. Związał się z kobietą z proletariackiej Łodzi. Miał jedną córkę, która podobnie jak ojciec nie widziała się w tym stadzie. A stado było… rasowe. W prostej linii od jednego ze świętych. Jakby tego było mało, jakiś przodek był kandydatem na króla Polski. I z takiego stada trafiła mi się żona. Bywa. Święci, królowie, arystokracja. A ja? Ja - plebs. Rodzina repatriantów z Kresów.  Prosty chłopak z „Piekiełka” - dzielnicy Braniewa, która kiedyś była najgorszą częścią miasta. A Braniewo… Cóż. Warmia. Miasto, z którego młodzi ludzie od zawsze uciekali. Ja uciekłem czterdzieści lat temu. Z mojej klasy licealnej uciekło ponad dziewięćdziesiąt procent. „Uciekło” to może złe słowo. Poszli na studia. Znaleźli lepsze życie. Ci, co zostali - zostali. Ale znów się rozgadałem. Wracamy do świętych wujów. Pomorska wieś pod Tczewem. Dom prawie trzystuletni. Historia rodziny piękna, duma rodowa ogromna - ile w tym prawdy, wiedzą tylko oni. Ja na pewno nie. Przychodzą czasy powojenne. Ze względu na szlachecko-arystokratyczno-królewskie pochodzenie - problemy egzystencjalne. Ojciec mojego teścia  ginie w wypadku. Samochodowym? Traktorem? Spadł z ciągnika? W arystokratycznych rodach prawda bywa traktowana instrumentalnie. W tej rodzinie również. Przekonałem się o tym nie raz. Zostaje matka. Arystokratka. Miłośniczka Goethego i Schillera. Kilkadziesiąt hektarów, których nie objęła nacjonalizacja. Pięciu synów i córka. Łatwo nie było. Ale dali radę. Wszyscy skończyli studia. Budowali nową Polskę - tę, która wcześniej odebrała im majątki. Zakładali rodziny. Żyli całkiem nieźle. Rozmnażali się. Co prawda nie wszyscy, ale materiał genetyczny był przekazywany. Najstarszy brat teścia : żona, brak dzieci. Kolejny brat teścia : brak żony, brak dzieci. Teść: żona, dwoje dzieci. Młodszy brat teścia: żona, jedno dziecko. Najmłodszy brat teścia : żona, sześcioro dzieci. Wygląda na to, że rozmnażanie było jego pasją.  Jedyna siostra teścia  - troje dzieci - wyprowadziła się z mężem na drugi koniec Polski. Bracia zostali na północy, ona na południu. Jak w bajce. Wszystko działało. I komu to przeszkadzało? Nikomu. Aż do momentu, gdy okazało się, że dwóch braci nie ma dzieci. Jeden z nich - bezżenny i bezdzietny - mieszkał w rodzinnym gnieździe od zawsze. Drugi - bezdzietny, po śmierci żony - wrócił na północ i zamieszkał z nim. W gnieździe rodowym. Mieszkali tam ponad dwadzieścia lat. Pieniądze mieli. Teoretycznie powinien tam być teraz  mały, ładny dworek. Arystokracja, hektary, święty w rodzinie. W praktyce… obraz jest inny. Nie wiem, jak to opisać. Może słowo ruina byłoby najbliższe prawdy. I wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, że oni wciąż tam żyją. Teraz tylko jeden. Starszy ma 95 lat. Młodszy — 92. Starszego, bogatszego, zabrał do siebie mój szwagier. Mógł sobie na to pozwolić – miał odpowiednie warunki. Lokalowe. Zaadoptował dla wujka osobny pokój, zapewnił opiekę całodobową – opłacił opiekunkę.  Kilka mieszkań wujka w Trójmieście zobowiązuje. Opieka trudna, ale temat ogarnięty. Drugi – biedniejszy, młodszy został w gnieździe rodowym. I tu temat  jest nieogarnięty. Opiekę  nad nim roztoczyły dzieci brata wielodzietnego. Tego od szóstki dzieci. Szóstka dzieci to heroizm. Ja mam dwoje i bywały chwile, gdy uważałem, że powinienem trafić do psychiatryka. Dodatkowo punktową opiekę sprawuje córka siostry. Czyli: dzieci najmłodszego brata + córka siostry. Opieka rozproszona. Kompetencje różne. Oczekiwania sprzeczne. Idealne pole do konfliktu. Bo długowieczność nie jest problemem biologicznym. Długowieczność to problem społeczny, a w skali mikro - rodzinny dramat. Kto decyduje? Kto płaci? Kto przyjeżdża w nocy? Kto bierze urlop? Kto „robi więcej”, a kto „tylko udaje”? I najważniejsze pytanie, którego nikt nie zadaje głośno: ile to jeszcze potrwa? Tu zaczyna się prawdziwa „święta rodzina”. Nie ta z obrazków. Ta z telefonami, pretensjami, urazami, niedopowiedzeniami i cichą rywalizacją o rację moralną. Każdy jest zmęczony. Każdy uważa, że robi najwięcej. Każdy ma poczucie krzywdy. A senior? Senior żyje. I ma się - na przekór wszystkim - całkiem dobrze. I tak oto ktoś jeszcze nie umarł… A wszystko już się zaczęło… Może być ciekawi.         Cdn………..
    • @Mitylene Dziękuje za lekturę. A na pytania natury egzystencjalnej warto zawsze szukać odpowiedzi... choćby z uchem przytkniętym do morskiej muszli... @Waldemar_Talar_Talar I każdy odchodzi z podkulonym ogonem.
    • Witam - każdy rok  ma coś za uszami - nie ma idealnego  -                                                                                                         Pzdr.serdecznie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...