Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rozgrzana słońcem, lessowa wyżyna, porośnięta jest rozrzuconymi kępami drzew, wciśniętymi w liczne rozpadliny, wąwozy i jary. To pamiątki po dawnej, bogatej, ojcowskiej puszczy, która zapewne kiedyś wydawała się być wieczną, i dla niejednego człowieka była nieprzebytym światem, domem i grobem. Tak być może było. Teraz na jej miejscu rozciągają się pola – brzuchate olbrzymy, rozłożone nad małymi rzeczkami, o brązowej, chropowatej skórze, która po ulewnym deszczu paruje ciężko, roznosząc w powietrzu zapachy minerałów i próchnicy. Krańce tych pól opadają stromymi zboczami ku rzekom, a całe ich bogactwo form życia pulsuje, szumi, brzęczy, to znowu zastyga bez ruchu w południowym skwarze, zdając się czekać na te letnie okresy, kiedy rzeka wylewa się pod ich stopy błyszczącymi w słońcu jeziorkami, aby mogły przeglądać się w nich i prowadzić chaotyczne rozmowy z szumiącą nieśmiało na dole wodą.
Aby jednak zostać tego świadkiem, należy poznać pewną tajemnicę; tajemnicę bytujących tutaj zwierząt, lub co najmniej zapędzających się tu podczas swoich wojennych wypraw dzieci. Należy znać ścieżki które do nich prowadzą.
Na górze, od strony pól, strome zbocza otoczone są gęstą plątaniną kolczastych tarnin i głogów. Stare krzewy tarnin mają gałęzie grube i długie kolce. Osadzone na nich drobne, soczystozielone listki, naprężone, niezmordowanie pracują dniem i nocą aby wyżywić przerośnięte gałęzie. Zdają się być tym tak zajęte, że nie zwracają uwagi na to, co dzieje się w koło. Stoją sztywno na swych krótkich szypułkach, niezruszane wiatrem, a nieuważne ptaki harcując wśród gałęzi obtrącają je na ziemię. Pod koniec lata uzbiera się ich gruby, brązowozielony dywan. Inaczej głogi. Te są mniejsze. Wiotkie, pojedyncze krzewy powplatane w gąszcz tarniny. Cudownie wyglądają jesienią. Co roku obsypują się nienaturalnie ogromną ilością czerwonych owoców. Ich gałęzie wyglądają jak grube wełniane szale, a z dalszej odległości, jak jaskrawoczerwone serpentyny porozwieszane na poplątanych gałęziach tarnin.
W tej zielono - czerwonej mozaice niełatwo zauważyć jest miejsca w których zaczynają się ścieżki prowadzące na strome, tętniące życiem zbocza. Potem wszak trzeba się jeszcze przedrzeć przez kolczaste zasieki.
Znam jedną z tych ścieżek; chodzę nią często, wieleset razy w ciągu lata, niekiedy także zimą.
Gdy się już jest po drugiej stronie tarnin, ścieżka opada szybko, prawie pionowo w dół, prowadząc do bardziej płaskiego, rozgrzanego słońcem tarasu, porośniętego wysokimi ostnicami – ostre, żółtawosrebrne futro traw falujące na wietrze, pochylone ku niższym partiom stoku, jakby w tęsknocie za odrobiną wilgoci której jest tam znacznie więcej. Po lewej stronie tzn. od wschodu, trochę niżej, tam gdzie płaski taras urywa się wypukłym grzbietem, a trawa staje się mniejsza i bardziej zielona, już wczesnym latem można zobaczyć coś ładnego, mianowicie tysiące bardzo krótkich, małych i delikatnych, fioletowych gożdzików, które całymi gromadami opadają wzdłuż zbocza, niczym soczyste plamy, niczym delikatny, rześki powiew lub jakiś nalot. Po prawej stronie falują trawy. Rośnie tu także kilka gatunków róż, których nie uświadczysz nigdzie indziej. W południe, rozgrzane słońcem powietrze drży, róże pachną niczym magiczny, senny ogród, a pomiędzy nimi fruwają majestatyczne, kolorowe motyle – Vanessa cardąui, Heodes i osadniki - oraz niezgrabne wojsiłki, których ciężki, rozchwiany lot przywodzi mi na myśl te wszystkie smutne chwile dorastającego życia, kiedy to wymagania własnego bytu toczą zacięty spór z otaczającym światem o własną drogę naprzód.
Po chwili zbocze znowu staje się strome, a ścieżka nie biegnie już prosto w dół, lecz skręcając najpierw w lewo, to znów w prawo, przybiera postać wijącego się strumienia, dzięki czemu, mimo dużej stromizny, można kroczyć po niej dosyć pewnie i w wolnym tempie.
Mijam żylaste, pokrzywione i pogarbione karłowate grusze, z rozcapierzonymi koronami, poprzetykane krzewinkami stepowych wisienek, wszystko jak południowy, parujący gorącem, oliwny ogród. Ileż to razy obiecywałem sobie usiąść w tym miejscu z dobrym podręcznikiem do botaniki. Mijam rozwichrzone połacie dziurawców, chwiejących się na giętkich łodygach, i wijące się jak węże, wytrwałe powojniki, walczące o każdy centymetr życiodajnej gleby .
Już po chwili, rozogniony, staję na najniższej krawędzi stoku. Pod nogami, ziemia obsypuje się drobnymi grudkami, a w dali rozpościera się widok jaskrawej w słońcu, płaskiej, poukładanej w kratownicę pól, rzecznej doliny.
Zwykłem przystawać tutaj i opierając się o samotny, chłodny pień kruszyny, patrzeć na świat. Poniżej, rozlane rzeczne jeziorka mrugają reflektującym światłem, a wytrawni, wiejscy wędkarze stoją na swych dziwacznie długich nogach, zanurzając w płytkiej wodzie długie, drewniane wędki.
Jestem tu tylko krzakiem, jestem nieśmiałym gościem przytłoczonym bogactwem świata i nieokiełznaną możliwością zmysłów.

Opublikowano

Zieeeew

może powieść z tego? takie małe fragmenciki to do warsztatu. to fragment jakiejś większej całości? jeśli tak, ok - pod warunkiem, że bywa w niej też żywiej.

nie zrozum mnie źle - nie ulega wątpliwości, że piszesz dobrze. tym bardziej nie powinieneś się rozmieniać.

Opublikowano

obrazy, panie kolego, to się maluje i wiesza na ścianie, a nie pisze i publikuje na forum :D

to po prostu nie jest żadna forma prozatorska, to nie jest żaden utwór, i dlatego uważam, że nie tu jego miejsce. bo posuniemy się do tego, że ktoś wklei pięć zdań i każe innym oceniać. a ocenić się nie da, po prostu. bo - odkryłem to całkiem niedawno - dobry pisarz w dobrym utworze świadomie wprowadza gorsze, nudniejsze fragmenty, czasem nawet świadomie pisze źle - niejeden fragment kapitalnej prozy w oderwaniu od całości kontekstu wyglądałby co najmniej przeciętnie... tylko grafomani usiłują zachwycać każdym zdaniem!

Opublikowano

Sceptic, muszę przyznać, że genialnie uchwyciłeś temat. Wspaniała lapidarność i sens przekazu, którego przeczytanie daje więcej satysfakcji niż cały ten opis przyrody, który, za przeproszeniem, potrzebny jest nam jak... Od opisywania świata spece już są i wątpię, że ktokolwiek ich w przyszłości przebije. Na to był już czas w literaturze i się definitywnie skończył.

Jednak nurtuje mnie jeden aspekt. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do jednego wniosku: pisarze nie lubią ciąć - jak już coś napiszą, to rzadko kiedy wywalą, co najwyżej przerobią.

Zdarzają się jednak utwory z każdym fragmentem perfekcyjnym, bo gdy przez kilka lat pracuje się nad dwustoma stronami, to ma się je niejako w pamięci, przed oczami, a nikt nie będzie sobie zaśmiecał głowy czymś, co mu się nie podoba.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Autorze Tomaszu, najwyraźniej jesteś wzrokowcem o niezwykłej wrażliwości. Ja,niestety, mam wrażliwość dziecka z ADHD. Jako kinestetyk (dodaj jeszcze wspomniane ADHD) miałam ogromne trudności z koncentracją. Zabrakło tego, co preferują przedstawiciele czuciowego kanału percepcji- odrobinki, ociupinki ruchu, zapaszków, uszczypnięć, cmoknięć . Tak, żeby poza rozkoszą wzrokową można było jeszcze nasycić inne zmysły.No, ale mężczyźni ponoć są wzrokowcami. Oby wszyscy mieli taką wrażliwość i posiadali Twój dar malowania słowem. Bo chylę czoła nad Twoimi opisami ( ja tak nie potrafię). Ale... zważając na mój nieokiełznany temperament nie mogłam usiedzieć w miejscu usiłując rozszyfrować sens niektórych zdań.Sens jak najbardziej był, tylko nie pod moją percepcję. Przejdę de meritum- zdania tasiemce męczą. Zwłaszcza jeśli dotyczą opisów (patrz inne kanały percepcji).
Oto jeden z tych nieuzbrojonych, dlatego w końcu przebrnęłam:

"Krańce tych pól opadają stromymi zboczami ku rzekom, a całe ich bogactwo form życia pulsuje, szumi, brzęczy, to znowu zastyga bez ruchu w południowym skwarze, zdając się czekać na te letnie okresy, kiedy rzeka wylewa się pod ich stopy błyszczącymi w słońcu jeziorkami, aby mogły przeglądać się w nich i prowadzić chaotyczne rozmowy z szumiącą nieśmiało na dole wodą."

Dżdżownice ponoć można ciąć, więc chyba i zdania :))
Portalu nie zmieniaj. A tak abstrahując , to czytając ten Twój obraz przecudnej urody miałam przed oczami inny i słowa jednej z pieśni Nowaka "Dzieciństwo moje szło przez pola z psem..."- sielsko, anielsko, ale mi to gra. Wprawdzie jako miastowa sielskość mam tylko w wyobraźni, ale ten Twój kawałek krzaka chętnie bym zobaczyła.
Andrzejewskiego "Bramy raju" czytałeś? Książka zawiera się w 2 zdaniach.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Dominiko Iks; dziękuję za pozytywne wrażenia. Krzakiem można się poczuć w Górach Pieprzowych, polecam, zapraszam ! Andzejewskiego przeczytam, bo zabrzmiało ciekawie !




obrazy, panie kolego, to się maluje i wiesza na ścianie, a nie pisze i publikuje na forum :D

A to ciekawe, naprawdę ;0

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Płyną łzy (Jak ja i ty)   A noc jest  Pustką    Która niczego  Nie wyjaśni    Nawet chłodu  Twoich i moich rąk    A dzień po nocy  Nigdy nie będzie taki sam    (Już nie wracam tam)
    • @violetta a co do przybysza, to zobaczymy jak sie zbliży do  marsa. wtedy się okaże, co to takiego. na razie pozostańmy przy tym, że to kometa. choć nasuwa się książka arthura c. clarke`a pt. "rama", kiedy to do ziemi zbliżył się ogromny pojazd obcych (z początku też był brany za kometę), lecz bez załogantów. załogę stanowiły roboty, maszyny o nieznanym przeznaczeniu... co innego w opowiadaniu andrzeja trepki pt. "goście z nieba". tam były cztery pojazdy obcych, na początku podobne do gwiazd zaobserwowane w pobliżu dyszla wielkiego wozu, tutaj załogantami okazali się obcy (fizycznie bardzo podobni do ludzi, lecz mentalnie całkowicie odmienni), którzy po wylądowaniu zaczęli zadawać bardzo dziwne pytania np. jak są rozmieszczone przestrzennie atomy w ścianie, z której nie wyodrębniali płótna van Dycka, albo o tangens kąta pod jakim znajdował się środek tarczy słonecznej, niewidocznej przez okno. to znów pytali o ubarwienie skał począwszy od sześciu kilometrów w dół, innym razem pytali o antenaty do pięćdziesiątego pokolenia wstecz. na zadane pytanie jaki tryb życia wiodą u siebie odparli, że uczestniczą w ponadczasowym wymiarze istnienia... ciekawe jakie pytania będą zadawać obcy z 3i atlas... 
    • i jak tu nie być nihilistą kiedy w takiej sytuacji filozofia jest w rozpaczach  pocieszeniem dla rogacza!   dostojewski, de beauvoir piszą o mnie scenariusze czytam, biorę nadgodziny chryste, nie mam już rodziny!   pamiętam pierwszy tego widok wracałem wtedy z biblioteki i jakby wyszli - on i ona spod dłuta michała anioła   ona - olimpia, wenus, gracja i on - hefajstos, neptun, dawid i ja, i za małe mieszkanie i my i biedny schopenhauer   ach, zostałem więc krytykiem by lać na ludzi wiadra żółci chcesz pochwały całą stronę idź - przekonaj moją żonę...
    • San z ej aj esi se jaja z nas
    • Jej świat kusił atrakcyjnością...         Kupiłem go i używałem według jej zaleceń...                                                       Było mi w nim dobrze...                      Erzatz blichtru skutecznie ukrywał pustkę..Świat obok był nieważny... Raził szorstkością prawdy i koniecznością wybierania...                 Nie dawał poczucia wtajemniczenia i wyższości...            Był taki nie...                                              Teraz spłacam dług...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...