Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tomaszek gęstym pawiem obrobił sąsiedzki balkon i padł w przedpokoju w szafie. Szukał w niej podobno zagubionej niegdyś kartki, która stanowiła kluczowy element układanki, bez której on detektyw nie mógł odnaleźć seryjnego mordercy świtów.

Moondek zgłodniał strasznie i mnie także zrobiło się pusto w brzuchu. Wystrzelił jak z procy do lodówki a mi kazał siedzieć i oczekiwać wytwornej kolacji. M był przecież kelnerem. Podobno w kucharzeniu także osiągnął pewnien ponadprzeciętny poziom. Czyli coś pomiędzy umiejętnością gotowania wody na kawę a smażeniem jajek. Poszedł do tej kuchni chyba wczoraj. Nie wiem ile minęło godzin. Karmiłem się w międzyczasie muzyką w paznokciach a szelest niedogaszonego papierosa był dla mnie całym poematem, elegią na odejście ostatniego przyjaciela. Kończyły się fajki. Moondek nie wracał cholernie długo a głód zaglądał coraz mocniej do dupy.

Wreszcie drzwi otworzyły się jak płyta grobowa i cud zmartwychwstania ukazał się moim oczom. M stał w progu uśmiechnięty jak profesjonalny nadworny błazen a w dłoni trzymał talerz z popeerelowskiej porcelany a na nim trzy krzywe kanapki.
- Gdzieś ty był w tej kuchni? Może w jakimś holenderskim hasz barze? Mi tu żołądek pożera wątrobę. Zmiłuj się Moondek.
Uśmiech jak banan na jego twarzy jeszcze bardziej wygiął się w u.
- Nigdy nie zgadniesz co mi kazała zrobić.
Moje oczy patrzyły na M znakami zapytania.
- Mam iść na leczenie. Ona tego dłużej nie zniesie. Ha ha.. jedz Maras, szyneczka prosto z puszki ze Stanów.
Faktycznie kanapki już zjadłem zanim zdążyłęm wyciągnąć po nie ręce. Nawet ugryzłem się w palec.
- Co jest? Opowiadaj.
Moondek usiadł naprzeciw i zapalił wskrzeszonego papierosa.
- Wiesz. Normalnie. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Patrzę a tam pucha. Tylko jedna konserwa się została od ciotki z paczki zza oceanu. To ją trach nożem. Ale jakoś nie poszło, bo zacząłem to patroszenie puszki od spodu. Rozumiesz stary? - rewers. Natrafiłem na folię i pociągnąłem żeby mięsko wydobyć. A ta szynka z puszki jeeeeb na podłogę. I takim ślizgiem bobslejowym zniknęła po stołem. To co miałem robić? Maras siedzi głodny w pokoju. Zacząłem kroić szynkę na plasterki tam gdzie się zatrzymała i wtedy na to wszystko weszła moja mama. Chyba nie złapała moich dobrych intencji. Nie to, że wziąłem ostatnie żarcie bez pytania, dla Ciebie wszystko, wiesz jaka ona jest. Powiedziała mi tylko, że jak skończę, to mam się zgłosić do psychologa, bo dłużej takiego czubka w domu nie zniesie. - Mówiąc to wszystko zażerał się kanapką jakby karmił nieżywych.

Soundgarden leniwie sączył się z głośników . M szukał popielniczki, którą schował sam przed sobą wczoraj deklarując rzucenie nałogu. Żółty dym perwersyjnie wkładał swój lepki język w zakamarki mrocznego pokoju. Przez moją głowe przechodziły procesje dni przeżytych na ciągłym haju i przepojonych mirażem nieśmiertelności. Płonęły wszystkie horyzonty serca. W domu mojej duszy zamieszkał piekielny ogień, który spalał wszystkie myśli i idee na ostatecznym stosie beznadziei. Miałem duszności i chwiały się we mnie wszystkie sciany i podłogi. Moje ciało falowało jak wahacz ściennego zegara. I wtedy, gdy wydawało mi się, że to już koniec. Kiedy świat wokół mnie kurczył się wprost proporcjonalnie do Wielkiego Wybuchu, z prędkością wytrącanych z istnienia atomów. Każde słowo M było jak pocisk rozsadzający mój mózg. Chciałem zwiać, ale nie mogłem ruszyć choćby powieką.
- Zrób coś! Zrób kurwa... Oszaleję! Peknie mi czaszka..Jezu!...

* * *

- Stary nie umieraj!... Nie zostawiaj mnie! Kurwa co teraz? Maras ty weź się uspokój! - Moondek był tak śmiertelnie wystraszony, jak nigdy nikt na swiecie. Trzymał mnie w ramionach i potrząsał jak kukłą wypchaną trocinami. Miałem zejście po lufie. Podobno z tego się wychodzi. Ja też chciałem wyjść, wyjść z siebie i z tego pokoju, który stał się moim grobem. Ale to nie to. Coś się ze mną stało. Coś mi się w głowie dziwnego pojawiło. Miałem tam od kilku chwil jakiś dziwnie prawdziwy i trzeźwy głos, który mówił do mnie: "Wstań..wołam Cię..". Gdzieś tam na dnie mojej duszy, ktoś był. Jeszcze dziwniejsze jest to, że ten głos pojawił się jak światło w ciemnym tunelu, jak błyskawica tnąca czerń nieba. Pokazywał mi kierunek. Z jednej strony żyłem jak chciałem, w świecie stworzonym na obraz i podobieństwo swoje. Ten świat stał się moją twierdza warowną wobec ludzi. W tej twierdzy drzwi i okna pozamykałem na wszystkie możliwe zamki. Chciałem i byłem sam dla siebie i ta moja prawda była moim życiem. To tak, jakby rozpędzony samolot uderzył w wielki budynek i cała ta wielka góra gruzu zasypuje twoje serce. Tymczasem głos pojawił się tak nagle, tak niemożliwie, że zacząłem wątpić w siebie i we wszystko czym dotychczas żyłem. Całe moje życie wydało mi się w jednej chwili fatamorganą.

Wstałem z fotela i nie mówiąc nic do M wyszedłem z domu. Noc była długa i chłodna, ale pięknie pachniały krzewy jaśminu. "Skąd mogłem wiedzieć, że Jesteś? Nikt mi nie mówił o Tobie. A Ty przychodzisz mimo drzwi zamkniętych" - bałem się swoich myśli i tego co teraz zrobię. Postanowiłem nie robić nic, ale modliłem się nie wiem do kogo i to był jedyny sposób, aby nie zwariować. Często mówiłem o sobie, że jestem świrem, ale w tej sytuacji straciło to swoją wymowę. Jutro trzeba żyć normalnie. Moondek, paczka, jakiś wypad i gra w zielone. Gwiazdy wirowały nad moją głową. Właśnie gwiazdy, ile ich było. Wokół mnie szumiały drzewa i wiatr roznosił po mieście moje myśli, jak elementy tajemniczej układanki. "Nic się nie stało. Muszę zaraz wrócić do chłopaków. Wszystko musi toczyć się jak dotąd - normalnie i według napisanego przeze mnie scenariusza". Z tymi myślami chodziłem jak opętany aż do świtu.

Nad ranem zjawił się M. Twarz miał bladą, jak śmierć z "Siódmej pieczęci" Bergmana. Wyglądał jak ofiara paniki i bezgranicznego strachu.
- Maras? Żyjesz?
Usiadł na fotel oddychając z ulgą i zapalił papierosa.
- Myślałem, że płuca wypluję za Tobą. Musiałem wziąść jakieś prochy, zobacz jak mi serce napierdala.
Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Całą noc nie mogłem sobie znależć miejsca a i teraz nie wyglądało to lepiej.
- Moondek. Ja, ja już nie chcę. Nie palę tego gówna. Mam gdzieś to wszystko i Ciebie też. Wynoś się z mojego domu!!! Wypierdalaj szatanie!!! Ty gnido, kurwa! Won! -Wykrzyczałem mu to w twarz sam nie wiem dlaczego.
Moondek patrzył na mnie wzrokiem, który zdarza się tylko na twarzy kogoś, kto właśnie przegrał fortunę stawiając ostatnie pieniądze na najlepszego konia. Myślałem, że strzeli do mnie z tego gnata, który, od czasu gry w rosyjską ruletkę, zawsze ze sobą nosił. Chyba chciał, bo sięgnął do kieszeni marynarki, ale cofając rękę powiedział cedząc każde słowo.
- Ty i tak jesteś martwy Maras. Martwy rozumiesz?. Zajrzał mi gęboko pod powieki, obrócił się sztywno i po chwili zatrzasnął za sobą drzwi. Usiadłem na podłodze i jakby w amoku powiedziałem sam do siebie:
- Bo widzisz Moondek. Ja umarłem wtedy, w Twoich dłoniach.

Opublikowano

Ha! Ja ostatnio rozmawiałam z moim przyjacielem, Przemkiem:
Ja: "Co sądzisz o nicku 'mały dzielny toster'?"
Przemek: "Że to jakiś koleś cipowaty, którego lubią laski"
J: "... . O dziewczynie o takim nicku?"
P: "Że jakaś infantylna, mała lalunia"
J: "Ja mam taki nick. Na forum poetyckim."
P: "Co? Totalnie nie pasuje do Ciebie, wcale. W ogóle."

Tyle w temacie oceniania po nicku ;)

Opublikowano

Gimnastykujesz się na oryginalność - czytałam wszystkie, z mieszanym uczuciem, w pochyle na "Tak", bo i ale masz owo coś... więc pompkuj dalej ten groteskowy jednoślad( pozytywka z minimelodyjką ) - na razie nie mam zdania na 10, poza tym, że rzeźbisz prawie jak Boski, on nieco wytrawniej, mimo wszystko, ale teksty przyciągają, czas na etap "ku zatrzymaniu na dłużej", oko masz i wybiórczą percepcję - jeszcze się odezwę :)
kasia

Opublikowano

To co, że nie do końca gramotnie. Od tego jest warsztat. Ale przyjacielu, ja się wciągam po same podeszwy. Pisz, pisz i tyle Ci powiem
pisz...masz dobre wyjście z progu.//

huaaa

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
    • ładnie   chłodne spojrzenia poranków pochmurne deszczowe dni a przecież nie raz się trafi że słońce kasztan da mi   na krzakach żółci się pigwa pod drzewem niejeden grzyb nad nami czerwień jarzębin wiatr z liśćmi rozpoczął gry ...
    • @Somalija stałaś tam, stojąc w słońcu. a wiatr rozwiewał ci włosy. to było wtedy, kiedy o wieczorze liliowe zapalały si,e obłoki, w którymś lipcowym dniu gorącego lata, w którejś znojnej godzinie podwieczornego skwaru...
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       A ja Ciebie i Twoje komentarze :)
    • głody ciebie tworzą omamy lśnienia podbite hormonami  puste przebiegi  złe noce alkoholicznej zorzy    poprzez łzy  widzę niewiele  dłońmi mogą sięgnąć jedynie  już wilgotniej małej  i rozlewać zimne orgazmy    noszę smutne ciało  przeniknięte tęsknotą  z pragnienia zatracam     siebie           
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...