Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wiersze Moondka zatrzymywały ziemię a poruszały słońce. Wyrafinowany w trafności spostrzeżeń i wypowiedzi. Był jak kot, który zawsze chadza swoimi drogami i niestety nie spełnia życzeń. W Moondku było trochę dziecka, trochę anioła i reszta diabła. Często zmieniał image. Raz wyglądał, jak zalękniony nastolatek, który ze strachem oczekuje powrotu ojca z wywiadówki a innym razem wpadał do mnie z mina kogoś, kto właśnie wygrał w szachy ze śmiercią. Wtedy zazwyczaj zabierał mnie na tzw "zieloną przechadzkę". Bałem się go ale kochałem te jego niekonwencjonalne pomysły. A chociażby ten z malowaniem pędzlami po murach własnych sentencji, które miały wpłynąć na wzrost współczynnika wyobraźni mieszkańców naszego miasta. Było to zimą, kiedy bakcyle szalonych pomysłów zapadają w leniwy sen. Poszliśmy z Moondkiem po farby do piwnicy mojego ojca. Ten olbrzym miał tam niemożliwą rupieciarnię a wiec tylko w tym miejscu mogliśmy znaleźć potencjalne narzędzia literackiej zbrodni. Cały bałagan, który zastaliśmy, można by określić powiedzeniem "co słonko widziało". Wyłowiliśmy jednego ławkowca i kilkanaście mniejszych pędzli typu malarz pokojowy i ruszyliśmy nocą na miasto. Wpadł nam w oko biały mur od monopolowego, kapitalnie nadający się jako miejsce na twórczość wszech czasów. Moondek, pomysłodawca, zaczął pierwszy. Przyłożył pędzel do ściany i poszło. "Sumienie wije się...." - zaczął zamaszyście. Po kilku minutach sypał już gęsty śnieg z deszczem. Od przytrzymywania słoika z farbą zgrabiały mi palce a Moondek w twórczej pasji smarował kolejne litery. Założyliśmy sobie foliowe woreczki na głowę w ochronie przed padającym śniegiem, ale po kilku minutach przymarzły nam do włosów. Nagle, jak wydobyty z podziemii zjawił się policyjny "Żuk" i wyskoczyło z niego kilku gliniarzy po cywilu. Mnie udało się zbiec z miejsca zbrodni a Moondka, w kajdankach, odwieziono do domu. Jego mama (mała wiecznie stroskana kobietka) mało zawału nie dostała widząc go skutego i myśląc, że syn może kogoś zabił, albo napadł, ograbił. Kiedy ochłonęła i usłyszała o tym co zmalowaliśmy, kazała Moondkowi zgłosić się na badania do szkolnego psychologa. Napis o sumieniu do dziś pozostał niedokończony, ale z kolejnymi poszło nam już zupełnie gładko. Nawet przechodzący ludzie ostrzegali nas przed policyjnymi patrolami i podpowiadali, że czas już zmienić pędzle i słoik na spray - będzie łatwiej i szybciej. Doszło nawet do tego, że w lokalnej prasie pojawiły się artykuły o bardzo ambitnym i ciekawym graffiti. Jednak nie wszystkie były przychylne. Można było przeczytać także list gończy za wandalami, którzy niszczą wizerunek miejskich ulic i posesji wypisując swoje wypociny. W lokalnym radiu (o ile mnie pamięć nie zawodzi) także dało się słyszeć nieprzychylne komentarze. Paradoks polegał na tym, że w tym samym czasie miałem na antenie swoje pięć minut z poezją autorską i czytałem wiersze, w których powtarzały się sentencje z miejskich murów.

Tak, Moondek zarażał mnie pomysłami łamiącymi wszelkie normy i konwencje. Kiedy już po wszystkim wspominaliśmy ostatni zrealizowany, Moondek rozpinał czarną koszulę Malcolma i sięgał po nabita wcześniej lufę, siadał wygodnie, zapalał, wciągał duży kłąb dymu i kiedy go wypuszczał powtarzał z szyderczym uśmieszkiem: "Dziwna ta mała grubiutka.. he he, no.... moja mamuśka".

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

na tym zdaniu stanąłem, wybiło mnie z dalszego rytmu. Rozumiem budowanie klimatu, ale te życzenia to takie naciągane, nielogiczne, wybija z rytmu czytania.
w kajdankach to do aresztu, a do domu to przyprowadzają za ucho.

Taki trochę o niczym, naciągany wyciskacz łez, ale jest nieźle, jak dla mnie lepszy warsztat niż treść. Grunt, że opowiadanko działa na kobitki, bo to już połowa sukcesu.

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...