Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Celowo użyłam tych zwrotów, ale usuwam "sobą" z "bycie sobą a papierze", bo tego akurat rzeczywiście za dużo. Czy egocentryzm - może niekoniecznie, zależy czym kieruje się czytający... A może wystarczy inny tytuł wiersza, chyba wiem nawet jaki. Dzięki pozdrawiam
Opublikowano

problem nie w zaimkach, ale w zbytnim skupieniu autorki na osobie peela

a peel jakoś specjalnie interesująco się nie opisuje, daje do zrozumienia mgliście, że są jakieś dylematy, problemy, rozterki może, może jakiś ból, może ból istnienia, ale to są bardzo prywatne rozważania, wręcz zapis wyrwany z kontekstu, który dla osoby obcej nic nie znaczy

można to przyrównać do dialogu, a właściwie monologu, w którym jedna ze stron opowiada "o sobie", że ma problemy, że się nie udaje, że wszystko jest do dupy, że sobie nie radzi, ta druga strona wtrąca co jakiś czas "uhm", "no tak", "nie przejmuj się", "takie jest życie", czy coś równie odkrywczego, gorączkowo główkując, jak tu zrejterować od gołosłownej beksy

mniej więcej podobnie twórcza interakcja między nadawcą a odbiorcą ma miejsce przy okazji tego wiersza

czytelnika trzeba jakoś stymulować, a ty go nudzisz, jako nadawca komunikatu masz główne zadanie: przykuć uwagę odbiorcy, potem tę uwagę utrzymać, a na koniec dać mu dowody, że nie zmarnował czasu:)

jak to zrobisz - wolna wola, na pewno nie tak:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dzięki. Przez błędy do celu. Może i nie powinnam w tym dziale publikować wierszy, ale warto choćby dla takiego komentarza jak powyższy.
Gdy postanawiamy rozpocząć jakąś wędrówkę, zaczynamy pełni optymizmu i wiary we własne możliwości, niepewni tego, co przed nami, pełni nadziei, że może spełnią się marzenia. Po drodze jednak wszystko naokoło próbuje nas z tej drogi zawrócić, daje do zrozumienia, że nie warto, bo i tak nigdy nie będziemy na tyle dobrzy w tym, co chcemy osiągnąć, pokazuje, jak mało wiemy. Są to najczęściej ludzie, czasem zdarzenia albo ciągi zdarzeń.
Jednak prawda, choć ukryta, jest zupełnie inna. Droga, którą obieramy zawsze jest właściwa, zawsze ma sens, jeśli tylko jej początek bierze się z wewnętrznej potrzeby odzwierciedlenia siebie. Pociąga, a nawet zmusza do tego artyzm osobowości, talent, powołanie, a może uwarunkowanie genetyczne. Ale zawsze pociąga, jakiekolwiek by przyjęło określenie. To innym ludziom zawdzięczamy to, kim jesteśmy. Od nas zależy, czy to wykorzystamy. Nawet, jeśli zawrócimy, to i tak bogatsi o doświadczenie, o kolejny schodek w niekończącej się wieży Babel...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dzięki. Przez błędy do celu. Może i nie powinnam w tym dziale publikować wierszy, ale warto choćby dla takiego komentarza jak powyższy.
Gdy postanawiamy rozpocząć jakąś wędrówkę, zaczynamy pełni optymizmu i wiary we własne możliwości, niepewni tego, co przed nami, pełni nadziei, że może spełnią się marzenia. Po drodze jednak wszystko naokoło próbuje nas z tej drogi zawrócić, daje do zrozumienia, że nie warto, bo i tak nigdy nie będziemy na tyle dobrzy w tym, co chcemy osiągnąć, pokazuje, jak mało wiemy. Są to najczęściej ludzie, czasem zdarzenia albo ciągi zdarzeń.
Jednak prawda, choć ukryta, jest zupełnie inna. Droga, którą obieramy zawsze jest właściwa, zawsze ma sens, jeśli tylko jej początek bierze się z wewnętrznej potrzeby odzwierciedlenia siebie. Pociąga, a nawet zmusza do tego artyzm osobowości, talent, powołanie, a może uwarunkowanie genetyczne. Ale zawsze pociąga, jakiekolwiek by przyjęło określenie. To innym ludziom zawdzięczamy to, kim jesteśmy. Od nas zależy, czy to wykorzystamy. Nawet, jeśli zawrócimy, to i tak bogatsi o doświadczenie, o kolejny schodek w niekończącej się wieży Babel...


Nie wiem czy tak wypada, ale plusik za tą odpowiedz :)
To się nazywa wiersz prozą!
Pozdrawiam!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dzięki. Przez błędy do celu. Może i nie powinnam w tym dziale publikować wierszy, ale warto choćby dla takiego komentarza jak powyższy.
Gdy postanawiamy rozpocząć jakąś wędrówkę, zaczynamy pełni optymizmu i wiary we własne możliwości, niepewni tego, co przed nami, pełni nadziei, że może spełnią się marzenia. Po drodze jednak wszystko naokoło próbuje nas z tej drogi zawrócić, daje do zrozumienia, że nie warto, bo i tak nigdy nie będziemy na tyle dobrzy w tym, co chcemy osiągnąć, pokazuje, jak mało wiemy. Są to najczęściej ludzie, czasem zdarzenia albo ciągi zdarzeń.
Jednak prawda, choć ukryta, jest zupełnie inna. Droga, którą obieramy zawsze jest właściwa, zawsze ma sens, jeśli tylko jej początek bierze się z wewnętrznej potrzeby odzwierciedlenia siebie. Pociąga, a nawet zmusza do tego artyzm osobowości, talent, powołanie, a może uwarunkowanie genetyczne. Ale zawsze pociąga, jakiekolwiek by przyjęło określenie. To innym ludziom zawdzięczamy to, kim jesteśmy. Od nas zależy, czy to wykorzystamy. Nawet, jeśli zawrócimy, to i tak bogatsi o doświadczenie, o kolejny schodek w niekończącej się wieży Babel...


Nie wiem czy tak wypada, ale plusik za tą odpowiedz :)
To się nazywa wiersz prozą!
Pozdrawiam!



Więc życie jest jak wiersz
a może to wiersz jest jak życie? :)

pozdrawiam i dzięki za plusik, choć być może nie wypada ;P
Opublikowano

poszukiwanie dystansu do samego siebie - to chyba najtrudniejsze zadanie;
ale jak stwierdził Fredek Nietzsche - "Jak ego może działać bez ego"? dlatego najlepiej rozwijać się absorbując uwagę na innych po to, by od innych uczyć się, jak być sobą - autentycznym, niepowtarzalnym, wyjątkowym!
każda poetycka próba jest tego warta;
choćby tylko jako próba;
pozdrawiam!
J.S

ps.; temat wiersza warto odnieść do czegoś zewnętrznego, w czym to "ja" jest zaangażowane, uwikłane; potrzeba jakiejś analogii by na tym tle - pośrednio poniekąd peel wypowiedział swoje problemy;
powodzenia!

  • 1 rok później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...