Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


do wsi

nad wszystkim

musi iść słońce
niech ostrzy złotym lemieszem!
śródpolne drogi rozcina piachem
lenistwem ruch wszelaki siecze

włóczy się rower u nogi
łąki kłosami padają pod lasem

i
od fury zaskrzypią niech koła
tak przecież ma być od lat
wiśta wio! - wozak zawoła
batem zawinie dokoła świat

mrukniesz
niech będzie pochwalony
na wieki wieków! - odburknie on
poderwie łeb koń zamyślony
kto znowu taki po co i skąd?

w oddali
na rozstajach świątek
(rzecz jasna nie ogolił się jak raz!)
zbutwiała czerń w jaskiniach oczu
schylona głowa przeklina czas
w odwiecznym żalu do kornika
cóż...
nawet i robak
nie chce potoczyć takiego życia

obok
przystanęły wiejskie baby
miniony spowiadają dzień
więc obrady i narady!
pod akacjami co drapią cień

wreszcie!
żuraw pochylony
wciśnięty w chmurę ciemnym końcem
sączy wodę spragnionym
ostudza usta gorące


Opublikowano
do wsi

nad wszystkim

musi iść słońce



-piękne otwarcie. nie pozostaje nic więcej, jak tylko zanurzyć się we wspomnienia...
życząc sobie, trwania otwarcia wiersza w zwykłej codzienności.

-pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stasiu byłem na wsi i mówią że:
bociany jeszcze dzieci przynoszą tylko ojców po drodze gubią, ale to co innego

A wiersz w może nie do końca boski ale uwzględniając kalosze może być.
Mam taki niedosyt opisu, ale to moje odczucie

Pozdrawiam Autora i komentujących Jacek
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Chyba rzeczywiście już nie ma? Ta była jeszcze jakieś 20 lat temu, kilkadziesiąt km od Płocka
między Łąckiem a Soczewką. Między wsią a wsią piachy, zagajniki, śródleśne pola, jeziora i stawy.
Przepiękne okolice. Pozdrawiam :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wiersz przecież nie jest o wsi, tylko o drodze do niej. Kończy się przy studni,
żuraw symbolizuje to co łączy niebo z ziemią (wbity w niebo czarnym końcem)
i daje jej natchnienie w upalny dzień. Woda... coraz bardziej będziemy
zdawać sobie sprawę z jej znaczenia. Najcudowniejszy dar niebios.
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dla mnie tu już koniec, Boski. Do tego miejsca bardzo mi się podoba
a wytłumaczę Ci dlaczego i pokażę swoje czytanie tego fragmentu wieczorem, bo za chwilę do pracy rodacy ;)
Rozumiem, że tu Peel padł :) Właściwie jest nim na wpół ktoś jadący rowerem, to idący
tam, gdzie nie da rady jechać i... słońce. Czy słońce potrzebuje wody? Chyba tak, w każdym razie nikt jej tyle nie wypija w ciągu dnia:


teraz, gdy chmury...

teraz, gdy chmury rozluźniły uścisk
łąka oddycha łapczywie, głęboko
horyzont w mgiełkach schowany się budzi
- otwiera szerzej oko
i słońce na powrót się wlecze
po krętej, polnej drodze
kroku zwalniając gdzieniegdzie
z kałuż wypija wodę

wierzbom


Tak więc u mnie droga ciągnie się do wsi, do pierwszej studni, bo co to za wieś
bez drogi do niej i studni? ;) I koniecznie muszą być duszące "akacje co drapią cień" -
człowiek szuka w ich cieniu schronienia i... zaczyna się dusić. Przede wszystkim
właśnie ten alergiczny zapach sprawił, że coraz mniej akacji porasta wiejskie drogi
i nie tylko się ich już nie sadzi ale i wycina stare. Dlatego akacje tez nie dają schronienia
przed upałem, trzeba PeeLowi iść dalej, aż do pierwszego żurawia jednym końcem utkwionego
w spragnionej deszczu ziemi, drugim w wilgotnej chmurze. Jakby w tym miejscu
upalne niebo i ziemia podały sobie ręce na zgodę.

Taki z zarysie był mój zamiar i bardzo mnie ciekawi,
dlaczego uważasz, że lepiej byłoby przerwać go w połowie? :)
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @klaks Kolejna piękna bajka. Chyba muszę do Ciebie częściej zaglądać. Miło się czytało. Pozdrawiam raz jeszcze!
    • @klaks Porwałeś mnie już drugą bajką

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrawiam serdecznie!
    • @klaks Mamy już więc dwie sławne pszczółki: Zosia i Maja. :-)))
    • @LeszczymPoezja, Proza i Promocja - wszystkie na jedną literę.  Ja tam myślę, że z którąś wreszcie się dogadasz :) 
    • Zobacz, spójrz… Oto moje usta. Moje dłonie. Zimno mi. Zimno mi w tej wilgoci. W tej dżdżystej aurze jesieni. Dotknij, a poczujesz. I jak? Mówiłem. Zimne to wszystko, prawda? Tak zimne jak bryłki lodu. I te palce zimne, jak palce mojej nieżywej już matki. Tutaj jest wiatr. I szum schodzący z nagich gałęzi drzew. Idący w liście, co u stóp mych się kręcą. W korzenie. Czuję w wilgotnych włosach twoją dłoń. Twoje palce przechodzące na wskroś. I znowu od początku…   Idę przez te obszary ciszy nagle zbudzonej. Przez ten cichy ciąg zdarzeń. Przez te długie bardzo strumienie czasu. Idę długo tymi korytarzami. Idę w daleki ląd zapomnianych twarzy. Które na końcu. Które tam bardzo… Na końcu...   Ty wiesz. I ja wiem. Wiemy wszystko. Wiesz, prawda? Wiesz wszystko, co chcielibyśmy sobie powiedzieć. Ale nie powiemy już nigdy, chyba że we śnie.   Tutaj, gdzieś. Pomiędzy drzewami. We śnie. Szliśmy. Idziemy. I będziemy szli. I jeszcze…   Kolejny krok. Kolejny…   Zderzam się ze ścianą w pokoju ciemnym i pustym. Odwracam się. I widzę. Patrzę. Szukam… Ze ścian wyciągają się ręce. Czyjeś ramiona. Te ręce zimne. Te dłonie. Te palce… Jakby twoje, które wciąż mnie przywałują gestami.   Zapalam świece. Gwiazdy płoną na niebie. Pomiędzy chmurami, w których jaśnieją snopy odchodzącego deszczu. Tutaj i tam. Odsłaniam zasłony. Szeroko. Firanki na moich skroniach w powiewie otwartego okna. Głaszczą. Łaskoczą. Łaszą się. Przymilają z milczącym kwileniem zmiłowania. Tam wysoko. Na niebie. Na suficie płomyki drgają od zimna. Na szafie jakiś zakurzony kufer nie ruszany przez lata. I wszystko majaczy. Rozpływa się i scala. I migocze, i szumi bardziej jeszcze. I jeszcze…   Lekki trzask podłogi przechodzi w tej ciszy i znika. Ktoś tu, widać, był przed chwilą. Lecz cisza. Cisza. Cisza znowu w tobie. I we mnie. I wszędzie. I jeszcze… Odgłosy jakieś przechodzą. Błądzą wewnątrz naszych ciał złączonych pustką.. I drżą w nas jeszcze… Tak bardzo długo… Jeszcze...   Jesteś tu jeszcze?   Wiesz, ja tu byłem. Czekałem. Albowiem istnieję już tylko w czasie przeszłym. W teraźniejszym kurz okrywa portrety pergaminowych twarzy. Wśród pajęczyn. Na ścianach. W półmroku. W piskliwym szumie gorączki. W ciszy absolutnej. W takiej ciszy dookolnej. Wszędzie. I wszędzie. Która się kryje, i która wyłania się zewsząd. Z każdej szczeliny. Pęknięcia. Spod każdej drzazgi, co wbija się pod paznokieć z ostrym ukłuciem, podczas przeciągania w jakimś napadzie wierzchem palców po drzwiach drewnianych. Po podłodze. Po listwach cokołów… Po pólkach pełnych martwych książek. Zaplamionych. Na okładkach czyjeś oczy zeskrobane żyletką. Wszędzie. Wszystkie oczy niewidzące. Ślepe. Wydrapane. Jakby ktoś chciał się pozbyć wszelkiego spojrzenia. W szaleństwie. W nieadekwatnym przeżywaniu rzeczywistości. W przypływie pasji. W schizofrenicznej mozaice szeptów, co wciskały się natrętnie do uszu. Wśród oddechów. Wśród szybkich. Zmęczonych. Kiedyś. Kiedyś… Ale to było kiedyś. Wśród zapomnianych gestów...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-17)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...