Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak, rozumiem, ta uwaga dotyczyła bardziej wypowiedzi Rachel.
Na temat wiary pisać nie umiemy, ale na inne tematy owszem? Na tym forum piszą amatorzy, uważam, że robią to lepiej lub gorzej - niezależnie od tematu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Bardzo łatwo. Puszczą famę, że Bóg jest poza czasem i przestrzenią, tak więc żadne badania nigdy nie udowodnią, że nie istnieje. Z czym się całkowicie zgadzam.

A czemu zależy wam tak na usuwaniu Boga :) ? Wszystkeimu winien jest cżłowiek, nie Bog :)_
Bóg jest, był i bedzie - i obecne czasy go nie zniszczą :) Ta epoka "krolowania ateizmu kiedyś się skończy", zreszta tak jak świat ;) Po Benedtyckie nastanie Piotr Rzymianin, a potem koniec świata ;)

pozdr.
Opublikowano

adolfie zacny mnie wcale nie zależy na likwidacji Boga Nigdzie o tym nie pisałem :) Po prostu zastanawiam się jaka będzie reakcja Watykanu na udowodnienie teorii wszystkiego To chyba nie świadczy o tym, że jestem ateistą, czy poganinem :D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:)) To ja też sprotuję :) Bronię wiary, ale kościoła nie..

Odcinam się od kościoła, bo nie lubię, kiedy ktoś za pomocą doktryn i ideologi manipuluje :)

pozdr.
Opublikowano

Z tandetnych wierszy o Bogu mam tylko to: :)

Modlitwa wieczorna


A jednak Chryste - widzę jak jest trudno,
Choć cierń ułamać ze spróchniałej ziemi
Gdy łamią serca, a nawożą Pruchno -
Stal cieni.

A jednak Chryste - przez te wszytki dzieje
Ledwie się w krzyżach deski utrzymały
Na których listków - wiernych tak nie wiele
Bo spadły.

A jednak Chryste - oręż nasz jest słaby
I Ledwo twarze, co płatkami Róży
Trzymamy w liściach, mgła, jak sen, opadłszy
Z nas wróży.

A jednak Chryste - nie będzie Królestwa
Duch się ugina, pod ciężarem Róży
Rwą na procesję strzępy człowieczeństwa -
Śnią chóry.

A jednak Chryste - ni tej kości wody
Nie roztopimy, z serc budując stosy
Rosy uwolnić nie mogą ni modły -
Ni głosy.

A jednak Chryste - wierzę dalej w Boga
Mając nadzieję, że Go wcale nie ma!
Bo przecież będąc, nie stworzyłby nigdy
człowieka!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Są ateiści, nie ma co, ale to ludzie wierzący.

Owszem, wierzący. I nie wiedzących dokładnie w co, choć starający się nie wierzyć w Boga.

Tak jeszcze dodam od siebie - poglądy ateistyczne często opierają się na materializmie i racjonalizmie. Nie ufałbym zbytnio swojemu umysłowi. Na świecie jest po prostu za dużo zjawisk i rzeczy, które są niewytłumaczalne i opierają się badaniom empirycznym.

Przykłady:

Instynkt. Bardzo prosta sytuacja - słyszałem kiedyś, że pewien pies czekał na swojego Pana, choć jest od niego oddalony o kilkadziesiąt kilometrów. Można mówić, że to "instynkt" i pójść dalej, ale niech ktoś zbada mi instynkt, sfotografuje, określi go chociaż w jakiś sposób. Nie mówiąc już o masie ludzkich przeczuć, o intuicji i tym podobnych.

Schizofrenia. "Wykrycie schizofrenii nie jest możliwe za pomocą badań laboratoryjnych." A nawet, gdyby było, wyjaśniałoby tylko poszlaki. Naukowcy mówią "to schizofrenia" i idą dalej. Nikt o tym nic do końca nie wie.

Oglądałem również film "Pi". Opowiadał o matematyku, który za wszelką cenę starał się obliczyć liczbę Pi. Wychodzi na to, że teoretycznie mózg chyba mógłby ją obliczyć (pojąć), ale nie może, bo zanim to się stanie jego właściciel nabawi się schizofrenii. Poważnej (w ogóle dużo naukowców nabawia się schizofrenii).

Dlatego nie podnieca mnie nawet Wielki Zderzacz Hadronów. Wcześniej był model standardowy, teraz może i będzie inny (jeśli nie wytworzą czarnej dziury, czy innego cholerstwa), a potem pewnie jeszcze co innego etc.

99,(9)% próżności w atomach. Matematyka w ogóle się nie ima materii. Matematyka jest dość sprzeczna - niby można obliczyć dwa litry, ale nigdy nie będą to idealne dwa litry. Istnieje tylko na papierku, jako pojęcie abstrakcyjne.

Poza tym wiara i nauka nie mogą się wykluczyć. No niby jak mają?

"Boga nie ma, bo nikt go nie widział, nie dotknął itp." Tak więc racjonaliści uważają, że gdyby Bóg był, musiałby mieszkać na jakiejś planecie, mieć twarz, adres itp. Bez sensu.

Dlatego myślę, że ateizm jest nieco sprzeczny. Ewentualne sprzeczności dotyczące Boga wynikają z językowych niuansów i logiki rozmytej. Chodzi mi tu na przykład o Paradoks omnipotencji. A silny ateizm odwołuje się między innymi do sprzeczności, jakie wynikają właśnie z tej logiki rozmytej i językowych niuansów, które istnienie Boga niby-wykluczają.

Chociaż jest tyle odłamów ateizmu, że nie wiem jak się do wszystkich ustosunkować. Bóg to sprawa wiary, nie dowodów. Wierzysz, albo nie chcesz wierzyć. Gdyby Bóg był namacalny to nie byłoby wiary. I byłoby zbyt łatwo.

Mam bardzo dobrą znajomą ateistkę, która po wielu rozmowach ze mną i z innym znajomym zgodziła się, że jest jakaś Siła. Ja mogę powiedzieć, że jestem pewien co do swoich przekonań.

Nie będę mówił dlaczego, bo i tak niewielu uwierzy. Po prostu kilka rzeczy się zdarzyło i to mi w zupełności wystarczy.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Są ateiści, nie ma co, ale to ludzie wierzący.

Owszem, wierzący. I nie wiedzących dokładnie w co, choć starający się nie wierzyć w Boga.

Tak jeszcze dodam od siebie - poglądy ateistyczne często opierają się na materializmie i racjonalizmie. Nie ufałbym zbytnio swojemu umysłowi. Na świecie jest po prostu za dużo zjawisk i rzeczy, które są niewytłumaczalne i opierają się badaniom empirycznym.

Przykłady:

Instynkt. Bardzo prosta sytuacja - słyszałem kiedyś, że pewien pies czekał na swojego Pana, choć jest od niego oddalony o kilkadziesiąt kilometrów. Można mówić, że to "instynkt" i pójść dalej, ale niech ktoś zbada mi instynkt, sfotografuje, określi go chociaż w jakiś sposób. Nie mówiąc już o masie ludzkich przeczuć, o intuicji i tym podobnych.

Schizofrenia. "Wykrycie schizofrenii nie jest możliwe za pomocą badań laboratoryjnych." A nawet, gdyby było, wyjaśniałoby tylko poszlaki. Naukowcy mówią "to schizofrenia" i idą dalej. Nikt o tym nic do końca nie wie.

Oglądałem również film "Pi". Opowiadał o matematyku, który za wszelką cenę starał się obliczyć liczbę Pi. Wychodzi na to, że teoretycznie mózg chyba mógłby ją obliczyć (pojąć), ale nie może, bo zanim to się stanie jego właściciel nabawi się schizofrenii. Poważnej (w ogóle dużo naukowców nabawia się schizofrenii).

Dlatego nie podnieca mnie nawet Wielki Zderzacz Hadronów. Wcześniej był model standardowy, teraz może i będzie inny (jeśli nie wytworzą czarnej dziury, czy innego cholerstwa), a potem pewnie jeszcze co innego etc.

99,(9)% próżności w atomach. Matematyka w ogóle się nie ima materii. Matematyka jest dość sprzeczna - niby można obliczyć dwa litry, ale nigdy nie będą to idealne dwa litry. Istnieje tylko na papierku, jako pojęcie abstrakcyjne.

Poza tym wiara i nauka nie mogą się wykluczyć. No niby jak mają?

"Boga nie ma, bo nikt go nie widział, nie dotknął itp." Tak więc racjonaliści uważają, że gdyby Bóg był, musiałby mieszkać na jakiejś planecie, mieć twarz, adres itp. Bez sensu.

Dlatego myślę, że ateizm jest nieco sprzeczny. Ewentualne sprzeczności dotyczące Boga wynikają z językowych niuansów i logiki rozmytej. Chodzi mi tu na przykład o Paradoks omnipotencji. A silny ateizm odwołuje się między innymi do sprzeczności, jakie wynikają właśnie z tej logiki rozmytej i językowych niuansów, które istnienie Boga niby-wykluczają.

Chociaż jest tyle odłamów ateizmu, że nie wiem jak się do wszystkich ustosunkować. Bóg to sprawa wiary, nie dowodów. Wierzysz, albo nie chcesz wierzyć. Gdyby Bóg był namacalny to nie byłoby wiary. I byłoby zbyt łatwo.

Mam bardzo dobrą znajomą ateistkę, która po wielu rozmowach ze mną i z innym znajomym zgodziła się, że jest jakaś Siła. Ja mogę powiedzieć, że jestem pewien co do swoich przekonań.

Nie będę mówił dlaczego, bo i tak niewielu uwierzy. Po prostu kilka rzeczy się zdarzyło i to mi w zupełności wystarczy.

Pozdrawiam.

Ateizm to wiara w to, że Bóg nie istnieje. Można więc przyjąć, że ateiści to ludzie wierzący, ale przecież nie o to chodzi.

Istnieje wiele zjawisk, które opierają się badaniom naukowym. Nie wiadomo tylko czy dlatego, że w gruncie rzeczy są niepoznawalne, czy może dlatego, że nauka posługuje się niedoskonałymi metodami i urządzeniami. Kilka tysięcy lat temu wyładowanie atmosferyczne było zjawiskiem paranormalnym - za pomocą ówczesnej techniki nijak nie można było zbadać tego zjawiska. Teraz już można. Czy to znaczy, że to czego dziś nie możemy poznać poprzez doświadczenie, będzie niepoznawalne już na zawsze? Nie sądzę.

Pi jest liczbą nieskończoną, a więc nie można jej 'obliczyć'. Zatem wszelkie tego typu próby, z samego założenia, skazane są na niepowodzenie. Matematyka posługuje się pojęciami abstrakcyjnymi, ale wcale nie jest ze sobą przez to sprzeczna. To, że nigdy (?) nie wyznaczysz doskonałego 'litra' lub 'metra' nie wynika ze sprzeczności matematyki, tylko z niedoskonałości techniki.

Nauka i wiara stoją ze sobą w głębokiej sprzeczności.
Chrześcijanie wierzą, że duch zapłodnił dziewicę, a następnie wysłał ją na orbitę okołoziemską.
Podstawowa nauka, jaką jest biologia, uważa że człowiek powstaje z połączenia plemnika z komórką jajową, zaś fizyka wyznacza pierwszą prędkość kosmiczną (wynosi ona około 8 km/s), którą trzeba osiągnąć aby przezwyciężyć przyciąganie ziemskie ;)
Wielkie religie uważają, że Bóg jest istotą wszechmocną i wszechwiedzącą, co się wyklucza. Swoją drogą jest tez transcendentalny - ciekawe zatem w jaki sposób religie poznały jego cechy takie jak choćby omnipotencja?
Ja widzę tu sprzeczności.

Bóg jak najbardziej jest obiektem zainteresowania nauki.

pzdr
Opublikowano

to że coś jest niewytłumaczalne (na razie) nie świadczy o fakcie, że istota boska istnieje
tak samo jak fakt, że np Rafał Leniar czegoś nie rozumie; albo ja czegoś nie rozumiem albo kto inny - to nie są żadne przesłanki dla człowieka myślącego racjonalnie i dlatego tacy ludzie zazwyczaj w Boga nie wierzą

poruszasz się Rafałku w pojęciach nieostrych i albo robisz to celowo, albo z niewiedzy: schizofrenia to jest konstrukt bardzo luźny, to choroba oznaczona tylko i wyłącznie objawowo, przy czym nie wiadomo, skąd dokładnie te objawy się biorą - zatem i diagnoza bywa ułomna i leczenie

co to znaczy "matematyka nie ima się materii" i co ma do tego brak idealnego pomiaru, bo brak ideału wynika z niedoskonałości pomiarów przede wszystkim - na tym zatrzymuje się nasza wiedza; poza tym prawdziwa matematyka to nie dodawanie litrów, tylko metody przybliżeń i modele statystyczne - to czego można dowiedzieć się w szkole to prosta arytmetyka plus wstęp do ewentualnych dalszych nauk

pomieszanie pojęć po prostu - jest to nawet zabawne, gdy czyta się Patryka, który pisze "pi jest liczbą nieskończoną" jest to bardzo zabawne hahaha

wiara to prywatna sprawa każdego człowieka, problem powstaje wtedy, gdy wierzący (lub nie) zaczyna dorabiać do tego ideologię i racjonalizować swój wybór - to jest dopiero śmieszne: racjonalizować coś z gruntu irracjonalnego:)

Opublikowano

Sory, nie spałem z Tobą, więc nie mów do mnie "Rafałku". To po pierwsze.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Po drugie: to nie są argumenty, dzięki którym wierzę. Wiara albo jest, albo jej nie ma. Ja się przekonałem do niej pod wpływem pewnych wydarzeń, a zasiali mi ją rodzice w dzieciństwie. I nie mam zamiaru nikogo nawracać.

Rozmawiamy również o ateistach, a ateiści często opierają swój ateizm na racjonalizmie. To wyczytałem choćby z wikipedii. I ciężko chyba się z tym nie zgodzić. Dlatego starałem się użyć racjonalnych argumentów. Inne nie mają szans w rozmowie z ateistą (a przynajmniej takim, który uważa, że wszystko można pojąć itd.). Poza tym to tylko polemizowanie i dyskusja. Prawdziwej (nie)wierze nie powinna zaszkodzić.



Ale nie rozumiesz, że nie będziemy mieć możliwości skonstruowania idealnego przyrządu do pomiarów? A co do reszty - jeśli podstawy matematyki, jej rdzeń, są tylko martwą nauką stworzoną przez człowieka do uproszczenia sobie życia, to jej wyższe rozgałęzienia mają co najwyżej zastosowanie w równie "niematerialnych", że tak powiem, sprawach.

Statystyki, przybliżenia. Te nazwy mówią same za siebie. Matematyka jest niezbędna, ale materii się nie ima. 1 musi być idealnie równe 1. Nie znajdziesz dwóch idealnie równych jabłek, atomów, włosów tej samej długości. Czegokolwiek. Natura nienawidzi geometrii i arytmetyki.



Nie poznali. Opierają swoje poglądy na wierze. To, że Bóg jest wszechmocny napisano w Piśmie Świętym. A filozofować o wszechmocy można.

"Czy Bóg mógłby stworzyć głaz, którego nie byłby w stanie podnieść?".

I możemy gdybać:

Tak, ale zarazem mógłby go podnieść, gdyż jest wszechmocny. Stworzyłby go, nie mógł podnieść. Ale po pewnym czasie - tak.

Tak. Stworzyłby go, i nie mógł podnieść, ale to nie przeszkadzałoby mu w roztrzaskaniu go na kawałki i podniesieniu.

Poza tym Bóg nie jest człowiekiem i chyba chodzi o podnoszenie jakąś siłą woli? Tu chodzi o fizykę, a nie wiem jaką siłą fizyczną dysponuje Bóg.

To wynika z niuansów języka, paradoksów, jakie w nim istnieją i jakie można za jego pomocą skonstruować.

Ech, idę spać zaraz. Miłej nocy wierzącym, czy nie ;p
P.S. O wierszach dyskutujmy może.
Pozdr.
Opublikowano

Uff. Rafale :) jakie to szczęście, że mamy te same poglądy :) a już mnie strasozno, że tylko ja wiersze w abstrakcyjność i tajemnicozść świata, a co do zagadki

"Czy Bóg mógłby stworzyć głaz, którego nie byłby w stanie podnieść?".

posługujemy się logiką naszego świata i naszej konstrukcji. A Bóg jest ponad nią stąd może coś podnieść, nie mogąc czegość podnieść ;)

pozdr.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Odpowiem moim wierszem:

Co jest ważne

Co jest w życiu ważne
Czy pieniądze
Ciche żądze
Czy tez brzuch pełny straw
Czy być może sala pełna braw

Szczęście ważne jest tez przecie
Wszyscy o tym dobrze wiecie
Sława
Chwała
I bogactwo
Zycie, zdrowie i zabawa
Mleko, miód i czarna kawa

Czy ja wiem
Czy to ważne
Czy to szczęście jest
Tez pytanie...

Kto odpowie na pytanie
Wielkie zadanie
Zadawanie pytań ważne jest
Pytasz wiec jesteś
Pytać przestaniesz
Cos nie tak...

Pytajmy się o to i owo
Bedzie nam wesoło
Bedzie kolorowo
Pytajmy jednakże
Z umiarem
A jakże...

Kto lubi głowy ból
Czy żebrak
Czy król
Co jest ważne tak szczerze
Tak w dobrej mierze

Powiem jedno
Umysł otwarty
Nadzieja i wiara
Miłość ma także swoje karty

Szukajmy...
Pukajmy...
Prośmy...
A ważne się okaże
W ważności chwili
W Wieczności moi mili

2000


Oczywiście, mam parę innych wierszy poruszających temat wiary i chętnie mogę wziąć udział w konkursach o tej tematyce.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dlaczego uważasz, że nie będzie można skonstruować idealnego przyrządu do pomiarów ? Skąd o tym wiesz ? Matematyka nie jest martwą nauką - masz ją wszędzie, dosłownie na każdym kroku - np lodówki czy pralki są programowane w Javie; żeby doszło do czegoś takiego, musisz napisać odpowiedni algorytm; komputer, którego każde działanie jest oparte na systemie 01 i 02 Bez matematyki człowiek nie byłby w stanie polecieć w kosmos, włączyć telewizora, uruchomić mikrofalówki, zadzwonić przez komórkę, posłuchać muzyki na odtwarzaczu mp3; Czy to są niematerialne sprawy ? Być może natura nienawidzi geometrii i arytmetyki, acz Kartezjusz uważał, że świat nie ma prawa bytu bez matematyki; zresztą nie tylko on; Matematyka jest niezbędna człowiekowi; abstrakcja pojawia się w przypadku geometrii, a nie kiedy masz obliczyć całkę czy różniczkę; zasady logiki, jakie sformułował Arystoteles, a które potem rozwinęli późniejsi filozofowie i matematycy nie mogą się przecież opierać na wyobrażeniu
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Rafałek ;PP ma rację ;) Ale jest humanistą, ja zaś od kilku lat forsuję potrzebę odmatetmatycznienia chemii i możliwości jej abstrakcyjnego postrzegania :) oj zobaczycie że się da ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Europeistykę studiuję. Myślę, że to bardziej przyszłościowy kierunek.

No i co? Łyso Ci?

Łosiu ;pppp
;)

Pozdrawiam.

Edit: A co do jednego pytania w głównym poście - napisałem kilka wierszy poruszających tematykę wiary i znalazły się pod nimi odpowiedzi. To mówi samo za siebie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...